Dawno nie miałam w rękach na dłużej smartfona, którego cena nie jest czterocyfrowa, a to właśnie takie – przede wszystkim – sprzedają się przecież w najtańszych abonamentach. Dlatego też postanowiłam wziąć na tapet jeden najtańszy model z aktualnej oferty Xiaomi – Redmi 10C, który standardowo kosztuje ok. 799 złotych (czasem trafi na promo o stówkę taniej). Czas sprawdzić, co oferuje taki sprzęt.
Specyfikacja Xiaomi Redmi 10C:
- wyświetlacz IPS o przekątnej 6,71”, rozdzielczości 1650×720 pikseli (HD+) i częstotliwości odświeżania 60 Hz,
- ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 680 z Adreno 610,
- 64 GB pamięci wewnętrznej UFS 2.2,
- 4 GB RAM LPDDR4X,
- Android 11 z MIUI 13,
- aparat główny 50 Mpix f/1.8 + aparat do głębi 2 Mpix f/2.4,
- przedni aparat 5 Mpix f/2.2,
- 4G,
- dual SIM,
- NFC,
- Bluetooth 5.0,
- Wi-Fi: 802.11a/b/g/n/ac,
- GPS / Glonass / Galileo,
- slot kart microSD,
- USB typu C,
- 3.5 mm jack audio,
- akumulator o pojemności 5000 mAh,
- wymiary: 169,59 x 76,56 x 8,29 mm
- waga: 190 g.
Cena Xiaomi Redmi 10C w momencie publikacji recenzji: 799 złotych. Aktualnie trwa promocja producenta, w ramach której możecie kupić wersję z większą ilością pamięci (128 GB) w tej samej cenie.
Wzornictwo, jakość wykonania
Na pierwszy rzut oka obudowa Xiaomi Redmi 10C może przywoływać na myśl karbon. Coś mi się wydaje, że producent specjalnie poszedł w takie skojarzenia, by użytkownik miał ułudę obcowania z czymś, co wygląda lepiej niż to, czym jest w rzeczywistości. Choć jednak obudowa smartfona jest wykonana z tworzywa sztucznego, to jest ono miłe w dotyku i podczas użytkowania sprawia dobre wrażenie.
Jakość wykonania urządzenia jest bardzo dobra, konstrukcja jest sztywna i nie ugina się pod palcami. Obudowa jest zaoblona na krawędziach, dzięki czemu dobrze leży w dłoniach, pomimo sporych rozmiarów – mamy tu przecież aż 6,71-calowy wyświetlacz, który otoczony jest dość wąskimi ramkami, ale, co raczej naturalne w tej półce cenowej, z zauważalną “bródką”.
Szybki rzut oka na krawędzie i już od razu miłe zaskoczenie – górna skrywa w sobie 3.5 mm jacka audio, co oznacza, że do telefonu możemy podłączyć przewodowe słuchawki. Na równoległej krawędzi znajdziemy z kolei mikrofon, USB typu C oraz głośnik. Na jego temat od razu wypowie się Kuba.
Audio w tanim telefonie jest jak… audio w tanim telefonie. Mówiąc tu o jakichkolwiek słuchaniu muzyki, musimy się zatrzymać na kwestii, że… tylko istnieje taka możliwość. Głośnik mono, bardzo przeciętne dźwięki, brak jakichkolwiek niskich tonów / czystych wysokich. Ot, po prostu taka piszczałka zamontowana w smartfonie. Dźwięki z siebie wyda, ale przyjemność z ich odsłuchiwania jest żadna.
Na prawym boku umieszczone zostały przyciski regulacji głośności i włącznik, wszystkie odpowiednio wyczuwalne pod palcami, choć początkowo mogą wydawać się dość nisko osadzone w obudowie (wymagają odrobiny przyzwyczajenia). Na lewym boku natomiast mamy szufladę, na której możemy umieścić dwie karty nanoSIM oraz kartę pamięci microSD, co jest kolejnym miłym zaskoczeniem.
Xiaomi Redmi 10C nie spełnia żadnej normy odporności, a więc nie ma co spodziewać się normy IP68 czy nawet IP67. Szkoda, ale w tej cenie to bardzo, ale to bardzo rzadki widok.
Wyświetlacz
Kiedy już mi się wydawało, że czasy smartfonów z ekranami HD+ mam już za sobą, w moje ręce wpadł Xiaomi Redmi 10C, który takowy wyświetlacz oferuje. Do naszej dyspozycji jest panel IPS o przekątnej 6,71”, rozdzielczości 1650×720 pikseli (HD+) i podstawowej częstotliwości odświeżania – 60 Hz.
Faktem jest jednak, że… to wcale nie jest tragiczny wyświetlacz. Dopóki nie wiesz, że mógłby być lepszy, możesz nie zdawać sobie sprawy z tego, że czcionki mogą być nieco bardziej ostre, a całość mieć lepszy kontrast. To są właściwie dwa główne moje zarzuty w kierunku ekranu Redmi 10C. Zarzuty, których mogą nie mieć osoby, należące do grupy docelowej tego urządzenia. Aczkolwiek lojalnie informuję – w podobnej cenie są urządzenia z ekranami Full HD+ (wspominam o nich w podsumowaniu).
Gdybym miała się jeszcze do czegoś przyczepić, gdy mowa jest o wyświetlaczu, to do słabej powłoki oleofobowej (albo jej braku?). Ekran palcuje się od samego patrzenia i trudno jest utrzymać go w czystości. Jasne, przetarcie ściereczką (czy też koszulką ;)), szybko pomaga, ale jednak należy o tym wspomnieć.
Sam ślizg palca po ekranie jest bezproblemowy, reakcja na dotyk podobnie – aczkolwiek wyraźnie widać, że to tylko 60 Hz, kąty widzenia też są OK. Jasność ekranu – minimalna pozwala korzystać z telefonu w nocy bez wypalania nam wzroku, natomiast maksymalna w pełnym słońcu nie domaga – przydałby się jaśniejszy panel.
W ustawieniach wyświetlacza znajdziemy tryb czytania (filtr światła niebieskiego), a także schemat kolorów (kolory żywe, nasycone lub standardowe) z możliwością zmiany temperatury barwowej. Brakuje Always on Display lub innego rozwiązania, pokazującego powiadomienia na wygaszonym ekranie – choćby chwilowo.
Działanie, oprogramowanie
Za działanie Xiaomi Redmi 10C odpowiada ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 680 z Adreno 610 i 4 GB RAM. Do tego nad całością czuwa system Android 11 wraz z nakładką MIUI 13. Co ciekawe i warte podkreślenia, mimo, że mamy do czynienia z tanim telefonem, ma całkiem świeże poprawki zabezpieczeń – datowane na 1 czerwca (a mamy końcówkę lipca, więc nieźle). A jak to działa?
Często zdarza mi się w recenzjach użyć stwierdzenia, że smartfon dotrzymywał mi kroku na co dzień. Tymczasem Redmi 10C jest urządzeniem, które było zazwyczaj… krok za mną.
Korzystając z telefonu sporo rzeczy robię “na pamięć” i jestem przyzwyczajona, że klikam kolejne opcje bez czekania na reakcję sprzętu, bo większość za mną nadąża. W przypadku Redmi 10C musiałam zwolnić i poczekać aż wykona żądaną akcję i dopiero wtedy klikać dalej. Nie było to przesadnie uciążliwe, mając w pamięci to, ile kosztuje, i do jakiej grupy docelowej jest skierowany testowany model.
Chcę przez to powiedzieć, że Redmi 10C nie jest to demon prędkości i wymaga nieco cierpliwości – aplikacje otwierają się (zwłaszcza za pierwszym razem) dość długo, przełączanie się pomiędzy nimi też nieco trwa. Przy czym smartfon się nie zacina – sama kultura pracy jest w porządku, zwłaszcza, gdy wiadomo, czego się spodziewać po smartfonie za te pieniądze.
Gdyby kogoś interesowały wyniki uzyskane przez Redmi 10C w testach syntetycznych, to bardzo proszę:
Benchmarki:
- GeekBench 5:
- single core: 375
- multi core: 1546
- 3DMark:
- Sling Shot: 2068
- Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: 1310:
- Wild Life: 438
- Wild Life Extreme: 121
- Wild Life Stress test: 443 / 98,6%
- Wild Life Extreme Stress test: 123 / 95,9%
Powyższe wyniki jednoznacznie pokazują, że Redmi 10C to smartfon, od którego nie można wymagać zbyt wiele. Do podstawowych zadań nada się wzorowo, przy czym trzeba mieć świadomość, że czasem może wymagać od nas konieczności poczekania krótszej czy też dłuższej chwili na reakcję.
Tak właśnie jest z grami – chcąc uruchomić cokolwiek bardziej wymagającego, musimy liczyć się z długim ekranem ładowania gry. Same tytuły zbijają grafikę do niższych wymagań graficznych, ale dzięki temu możemy się cieszyć całkiem płynną rozgrywką.
Moduły łączności
Z racji niskiej ceny, zaplecze komunikacyjne testowanego urządzenia nie obejmuje 5G ani WiFi w najnowszym czy też najszybszym standardzie. W zamian mamy tu WiFi 5, które na łączu 1 Gbps / 300 Mbps wyciągało ok. 275 Mbps pobierania / 124 Mbps wysyłania. GPS działał poprawnie, choć momentami potrzebował nieco więcej czasu na złapanie lokalizacji, a z Bluetooth nie było problemów. Sama jakość rozmów poprawna, choć nie pogardziłabym nieco głośniejszym głośnikiem do rozmów.
Redmi 10C dostępny jest w dwóch wariantach, różniących się od siebie pamięcią wewnętrzną – 64 GB lub 128 GB. W moje ręce trafiła tańsza wersja, która w rzeczywistości dla użytkownika pozostawia 42,6 GB do wykorzystania. Nie jest to najszybsza pamięć, co zresztą potwierdzają wyniki uzyskane w teście CPDT:
- prędkość zapisu sekwencyjnego: 309,06 MB/s
- prędkość odczytu sekwencyjnego: 551,37 MB/s
- prędkość zapisu losowego: 16,20 MB/s
- prędkość odczytu losowego: 10,38 MB/s
- kopiowanie pamięci: 4,13 GB/s
Co ważne, Redmi 10C jest smartfonem, w którym umieszczone zostały dwa sloty nanoSIM i dodatkowo microSD, co oznacza, że mamy do czynienia ze standardowym dual SIM, a nie hybrydowym. Miło, że w tanich telefonach wciąż można spotkać takie rozwiązanie.
Zabezpieczenia biometryczne
Zacznę od tego, że umiejscowienie czytnika linii papilarnych uważam za mocno niefortunne. Właściwie chyba nigdy nie spotkałam się, by którykolwiek producent wpadł na pomysł, by skaner odcisków palców ulokować w tak bliskiej odległości od obiektywów aparatów… tymczasem w Redmi 10C dokładnie tak właśnie jest.
Jest to o tyle upierdliwe, że – zwłaszcza na początku korzystania ze smartfona – bardzo łatwo jest, zamiast w czytnik, trafiać palcem w wysepkę z aparatami. Nie jest to może wielki problem pod względem jakości zdjęć (bo główny aparat jest maksymalnie wysunięty w górny róg obudowy), ale jednak funkcjonalnie rozwiązanie to mocno kuleje.
Oczywiście po jakimś czasie można się przyzwyczaić do tego, że czytnik umieszczony jest dość wysoko, ale w mojej opinii nie zaszkodziłoby mu, gdyby był po prostu nieco niżej – jak to już w wielu smartfonach wcześniej bywało.
Samo działanie skanera odcisków palców jest zaskakująco dobre – przyłożenie do niego palca skutkuje szybką reakcją i rzadko kiedy się myli, za co ogromny plus.
Drugą metodą zabezpieczenia dostępu do naszych danych, przechowywanych na smartfonie, jest rozpoznawanie twarzy. To jednak oparte jest wyłącznie na przednim aparacie, w efekcie czego trudno uznać go za bezpieczne – faktem jest jednak, że nie udało mi się go oszukać moim zdjęciem. Do samego działania też nie mam większych zastrzeżeń – w tej cenie jest po prostu OK. W dzień działa doskonale, wieczorami nieco gorzej.
Czas pracy
Tanie smartfony kojarzą się z pojemnymi akumulatorami, które zapewniają długi czas pracy. Nie inaczej jest w przypadku Redmi 10C, w którego wnętrzu znajdziemy ogniwo o pojemności 5000 mAh. W skrócie: dwa dni działania z dala od gniazdka to żaden wyczyn, niezależnie od tego, czy mówimy o pracy na WiFi, czy LTE.
Trudno jest mi określić konkretny czas pracy na włączonym ekranie (SoT) ze względu na to, że Xiaomi nie zlicza SoT-u od ostatniego ładowania a z ostatniej doby, co zaburza obraz całości, ale sądząc po tych statystykach, w dwa dni SoT zamykał się w ok. 5-8 godzinach.
Xiaomi Redmi 10C wspiera ładowanie maksymalnie 18-Watowe, ale w zestawie sprzedażowym znajdziemy ładowarkę sporo słabszą, bo 10-Watową. Za jej pomocą smartfon naładujemy w nieco ponad 2,5 godziny.
Aparat
Dobrnęliśmy do jednego z najciekawszych aspektów Redmi 10C. Wszystko za sprawą tego, że – patrząc na wyspę z aparatami – można stwierdzić, że dzieje się tu naprawdę sporo. Dopiero porządniejsze przyjrzenie się jej pozwala dostrzec, że tak na dobrą sprawę mamy tu do czynienia z zabiegiem, mającym nas nieco omamić.
Z daleka patrząc wygląda to tak, jakby były trzy aparaty. W rzeczywistości jednak są cztery “oczka”, spośród których tylko dwa (choć i do tego za chwilę przejdę) są odpowiedzialne za jakość zdjęć – pozostałe dwa to – zaślepka z napisem AI oraz dioda doświetlająca.
Tuż pod obiektywami aparatów Xiaomi chwali się zastosowaniem głównego aparatu o rozdzielczości 50 Mpix (f/1.8). I wygląda na to, że rzeczywiście jest się czym chwalić. Oczywiście pod pewnymi warunkami i mając na względzie niską cenę telefonu… zdjęcia z aparatu wychodzą zaskakująco dobre.
Nie sądziłam, że to kiedykolwiek napiszę, ale zdjęcia ze smartfona za kilkaset złotych mogą okazać się całkiem dobrej jakości, gdy panują odpowiednio sprzyjające warunki oświetleniowe – im więcej światła, najlepiej naturalnego, tym lepiej aparat Redmi 10C sobie radzi. Ze sporym zaskoczeniem odkryłam, że obrazki generowane przez ten smartfon, w takich warunkach potrafią być przyjemne dla oka.
Jasne, brakuje im szczegółowości, rozpiętości tonalnej czy – najczęściej – ostrości na poruszających się obiektach (dzieci / zwierzęta), ale są to zdjęcia, na które zupełnie dobrze się patrzy. Przypomnę: potrzebny pogodny dzień, nieruchome obiekty – w takich warunkach jesteśmy w stanie zrobić zdjęcie nawet z fajnym (zwłaszcza jak na tą półkę cenową) bokeh.
W każdych innych warunkach aparat Redmi 10C, niestety, zawodzi. Jakiekolwiek zoom (a maksymalnie jest dostępny 10-krotny) kończy się pikselozą, trybowi portretowemu trudno złapać ostrość na interesującym nas obiekcie (a jeśli już to zrobi, to zmienia balans bieli), a tryb nocny… robi, co chce, zmieniając kolorystykę zdjęć momentami na wręcz pomarańczową.
Drugim oczkiem, które rzekomo ma wspomagać efekt głębi, jest 2-megapikselowe “oczko” f/2.4. Sęk jednak w tym, że zdjęcia wychodzą takie same nawet, gdy się ten obiektyw zasłoni palcem czy zaklei ciemną taśmą. Trudno zatem jest mi przyznać, by ten aparat był jakkolwiek użyteczny.
Brakuje mi ultraszerokokątnego obiektywu, który pozwalałby ująć większy kadr na zdjęciach, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli producent miałby dołożyć kolejny aparat, to pewnie poszedłby w tanie makro, a nie szeroki kąt, więc… może lepiej jest tak, jak jest ;).
Przedni aparat ma z kolei rozdzielczość 5 Mpix (f/2.2), a o zdjęciach wykonywanych za jego pomocą można powiedzieć, że… są. Widać na nich spore zaszumienie czy braki w ostrości, ale już na przykład sam tryb portretowy pokazuje się z zupełnie dobrej strony – a nawet powiedziałabym, że zaskakująco dobrej, jak na smartfon za kilkaset złotych.
Nad możliwościami wideo wolałabym się nie rozpisywać, bo właściwie nie ma nad czym. Już sam fakt, że główny aparat (podobnie zresztą, jak frontowy) nagrywa maksymalnie w Full HD 30 kl./s. świadczy o tym, że to nie wideo jest najważniejszą opcją tego smartfona. Ponownie jednak muszę przyznać, że w dobrym naturalnym oświetleniu nawet tutaj Redmi 10C potrafi zaskoczyć niezłym obrazkiem – aczkolwiek cudów, zwłaszcza po stabilizacji i odwzorowaniu kolorów – się nie spodziewajcie.
Podsumowanie
Choć nie zgadzam się z pewnymi decyzjami producenta, jak jeden główny aparat, ekran tylko HD+, Android 11 czy umiejscowienie czytnika linii papilarnych, ale w ogólnym rozrachunku muszę oddać Xiaomi, że Redmi 10C to po prostu przyjemny smartfon za niewielkie pieniądze.
Problemem jest jednak, jak zawsze, spora konkurencja – nawet w tej półce cenowej. Ku mojemu zaskoczeniu to wcale nie propozycja Xiaomi błyszczy najmocniej. Jakie są zatem alternatywy za ok. 799 złotych?
Patrząc po sklepach, najciekawiej wypada Samsung Galaxy M13 z ekranem Full HD+ 90 Hz (!), Androidem 12 i Exynosem 950 oraz Motorola Moto G31 z ekranem OLED Full HD+, aparatem ultraszerokokątnym (!), kamerką przednią 13 Mpix i MediaTekiem Helio G85.
Wybór, jak zawsze, pozostaje w Waszej gestii.