Dwa miesiące – zaraz minie dokładnie tyle czasu, odkąd zaczęłam korzystać z Xiaomi 11T Pro. To zdecydowanie dłużej, niż przebiegają standardowe testy, ale chyba się ze mną zgodzicie, że im dłużej korzysta się z danego urządzenia, tym więcej jesteśmy w stanie na jego temat powiedzieć. Ba, po kilku tygodniach czy nawet miesiącach potrafią się też objawiać pierwsze problemy czy też w drugą stronę – aktualizacje, które coś nowego wnoszą do testowego sprzętu. Jak to było w przypadku Xiaomi 11T Pro – przeczytacie w niniejszym tekście.
Parametry techniczne Xiaomi 11T Pro:
- wyświetlacz AMOLED 6,67” 2400×1080 pikseli 120 Hz, jasność 800 nitów, szczytowa – 1000 nitów, HDR10+, czujnik oświetlenia 360°,
- procesor Qualcomm Snapdragon 888, 5 nm, Adreno 660,
- 8 GB RAM,
- 256 GB pamięci wewnętrznej,
- Android 11 z MIUI 12.5,
- aparat 108 Mpix f/1,75 + ultraszerokokątny 8 Mpix 120° f/2,2 + makro 5 Mpix f/2,4 – AF 3-7 cm,
- aparat przedni 16 Mpix,
- 5G,
- dual SIM,
- Bluetooth 5.2,
- WiFi 6,
- GPS,
- NFC,
- port podczerwieni,
- akumulator o pojemności 5000 mAh, ładowanie HyperCharge 120 W,
- dwa głośniki Harman Kardon,
- USB typu C,
- wymiary: 164,1 x 76,9 x 8,8 mm,
- waga: 204 g.
Cena Xiaomi 11T Pro w momencie publikacji recenzji: 2999 złotych
Wzornictwo, jakość wykonania
Testowany smartfon dostępny jest na rynku w trzech wersjach kolorystycznych: Meteorite Gray, Celestial Blue oraz Moonlight White. Jak widzicie na zdjęciach, mi przypadła w udziale pierwsza z nich. Osobiście uważam jednak, że biała edycja jest najładniejsza – coś w sobie ma takiego, że przyciąga wzrok.
Mimo wszystko jednak, pod względem wyglądu, Xiaomi 11T Pro nie zostanie moim ulubionym smartfonem. Spore znaczenie odgrywa fakt, że błyszcząca obudowa, która w szarej wersji przypomina szczotkowane aluminium, palcuje się jak szalona, przez co bardzo trudno jest ją utrzymać w czystości. Do tego we wszystkich szparkach uwielbiają gromadzić się drobinki kurzu – podobnie, jak wokół modułu z aparatami.
Dochodzi do tego sam wystający moduł z aparatami – co prawda nie aż tak mocno, jak w przypadku flagowego Mi 11 Ultra, ale mimo wszystko utrudnia korzystanie z telefonu leżącego na płaskiej powierzchni, gibiąc się na boki. Inna rzecz, że przez zastosowanie śliskiej obudowy, 11T Pro wręcz uwielbia wędrować po stole, biurku, kanapie – kilka razy mój refleks ratował smartfon przed upadkiem z wysokości, tylko raz nie udało mi się go złapać – czego zresztą niewielki ślad widoczny jest na obudowie telefonu.
Paradoksalnie jednak (i na szczęście) dość pewnie leży w dłoni. Choć tu z kolei może przeszkadzać fakt, że urządzenie jest ciężkie – masa na poziomie 204 g jest odczuwalna. Muszę jednocześnie przyznać, że smartfon jest dobrze wyważony.
Przez wzgląd na spore wymiary (164,1 x 76,9 x 8,8 mm) trudno jest obsługiwać Xiaomi 11T Pro jedną ręką. Dosięgnięcie do górnego rzędu ikon bez manewrowania telefonem w dłoni nie jest możliwe, co może być uciążliwe dla osób o mniejszych dłoniach. To jest jednak aktualnie standard, więc trudno obwiniać Xiaomi, że się do niego dostosowuje.
Z pozytywnych rzeczy na pewno muszę wspomnieć o tym, że czytnik linii papilarnych, który jest umieszczony we włączniku, znajduje się na optymalnej wysokości. Po chwyceniu smartfona w dłoń, kciuk natychmiastowo ląduje na skanerze, by móc szybko dostać się do zawartości telefonu. Za to duży plus.
Nad skanerem odcisków palców mamy jeszcze przyciski regulacji głośności – a właściwie jeden, dość długi, wciskany po obu stronach. Każdy z przycisków jest odpowiednio wyczuwalny pod palcem, nie chybocze się – odpowiednio spełnia swoją rolę.
Przechodząc dalej, na górnej krawędzi mamy port podczerwieni, jeden z głośników oraz oznaczenie harman / kardon, które – jako jedyne – odróżnia wizualnie model Xiaomi 11T Pro od tańszego Xiaomi 11T. Na dolnej krawędzi z kolei mamy drugi głośnik, USB typu C oraz szufladkę na dwie karty nanoSIM (tak, dobrze wnioskujecie, slotu kart microSD tutaj nie uświadczymy).
W zestawie z telefonem znajdziemy ładowarkę 120 W, co jest miłą odmianą względem flagowców konkurencji. Jest też podstawowe etui, ale w zestawie testowym, niestety, takiego nie otrzymałam.
Wyświetlacz
Wyświetlacz Xiaomi 11T Pro ma przekątną 6,67” i rozdzielczość 2400×1080 pikseli. Otoczony jest może niezbyt grubymi ramkami, ale wrażenie grubości potęguje fakt, że tuż obok nich są jeszcze dwie ramki – jedna okalająca ekran, a druga – będąca zaobloną obudową telefonu. Patrząc na wprost 11T Pro trudno przez to nie odnieść wrażenia, że ramka wokół ekranu jest zdecydowanie szersza, niż ma to miejsce w rzeczywistości.
Maksymalna jasność ekranu nieco mnie zawiodła – w pełnym, teneryfijskim słońcu, przez sporą część czasu trudno mi było komfortowo korzystać z Xiaomi 11T Pro, choć producent deklaruje jasność na poziomie do 1000 nitów i oferuje dodatkowy tryb słoneczny.
Zdarzało się, że ekran rozświetlał się jaśniej, ale nie zawsze wtedy, gdy tego oczekiwałam – zauważyłam, że po ostatniej aktualizacji sytuacja uległa poprawie, ale w warunkach warszawskich chmur trudno jest mi to w pełni zweryfikować.
Plus za to, że wyświetlacz nie ma problemów z polaryzacją, co dla mnie ma ogromne znaczenie w przypadku okularów przeciwsłonecznych – a w tym przypadku nie występowały ani żadne przebarwienia ekranu w pionie czy też w poziomie, ani przyciemnienie obrazu.
Ogólnie ekran Xiaomi 11T Pro ocecniam pozytywnie – głównie przez wzgląd na częstotliwość odświeżania na poziomie 120 Hz (i próbkowanie dotyku 480 Hz). Jasne, Xiaomi mogłoby się ograniczyć do 90 Hz i to by było w zupełności w porządku, ale 120 Hz w ekranie i 120 W w ładowaniu zdecydowanie lepiej się zgrywa.
Płynność obrazu jest świetna, a w połączeniu z działaniem smartfona, któremu nie mam właściwie wiele do zarzucenia, można odnieść wrażenie, że po interfejsie się pływa. Rozdzielczość Full HD+ to nie jest szczyt marzeń przy przekątnej 6,67”, ale jest w zupełności wystarczająca – ostrość czcionek i grafik jest jak najbardziej w porządku.
Kąty widzenia bez zarzutu, a kolory można ustawić pod własne preferencje. Do wyboru mamy tryb żywe, nasycone lub standardowe, gdzie decydujemy się na gamę kolorów oryginalną, P3, sRGB lub ustawioną pod siebie – łącznie z przestrzenią kolorów RGB i HSV, nasyceniem kontrastem i gamma. A jeszcze, żeby tego było mało, możemy ticknąć adaptacyjne kolory, dzięki czemu kolory ekranu dostosowują się automatycznie do światła otoczenia.
W ustawieniach do naszej dyspozycji jest też Always on Display, który możemy dość dobrze spersonalizować. Możemy ustawić długość wyświetlania AoD (10 sekund po dotknięciu, zawsze lub w ustalonym harmonogramie), własny obraz, kolor tekstu, pozycję zegara czy wyświetlane elementy (stan naładowania baterii, powiadomienia).
Po mniej-więcej miesiącu testów zauważyłam, że telefon zaczął się dziwnie zachowywać podczas rozmawiania na Messengerze – tak, jakby próbował blokować możliwość przesuwania rozmowy czy też podgląd wysłanych wcześniej wiadomości. Jakkolwiek jednak było – problem pojawił się znikąd, ale na szczęście zniknął po ostatniej aktualizacji, która pojawiła się zaledwie na kilkadziesiąt godzin przed publikacją niniejszej recenzji.
Działanie, oprogramowanie
Xiaomi 11T Pro jest jednym z przedstawicieli smartfonów działających w oparciu o jeszcze aktualnie najbardziej flagowy procesor Qualcomma, tj. Snapdragona 888 z Adreno 660. Do dyspozycji ma 8 GB pamięci RAM, a całością zarządza system Android 11 z nakładką MIUI 12.5. W mojej ocenie, Xiaomi 11T Pro działa po prostu przyjemnie.
W bezpośrednim porównaniu z droższymi flagowcami konkurencji przegrywa pod względem szybkości działania i, przede wszystkim, uruchamiania aplikacji, ale nie są to różnice kolosalne. Do tego, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia ze smartfonem za trzy tysiące złotych, a nie dwukrotnie wyższą kwotę, jest to smartfon, do działania którego trudno mieć zastrzeżenia.
Co dla mnie jednak najważniejsze, to fakt, że Xiaomi poradziło sobie z grzaniem się trzech ósemek Qualcomma, z czym większość smartfonów z tą jednostką ma spory problem. Tutaj jednak właściwie nie kojarzę sytuacji, w której telefon stałby się choć na chwilę cieplejszy niż powinien.
Wspomniałam, że tuż przed publikacją recenzji pojawiła się aktualizacja oprogramowania – niestety, ta nie wprowadziła najnowszych aktualizacji zabezpieczeń Androida. Mamy początek listopada, a Xiaomi 11T Pro ma poprawki datowane na wrzesień – cóż, spodziewałam się bycia bardziej na bieżąco, ale nie będę ganić za to producenta; w końcu wielokrotnie łatki zabezpieczeń w konkurencyjnych modelach były bardziej przestarzałe…
Wydajność Xiaomi 11T Pro sprawdziłam w popularnych testach syntetycznych. Oto, jakie uzyskał wyniki w benchmarkach:
- AnTuTu (v8.3.4): 571726
- Geekbench 4:
- single core: 770
- multi core: 2866
- 3DMark:
- Sling Shot: maxed out
- OpenGL ES 3.1: maxed out
- Wild Life: 5849
Jeśli chodzi o oprogramowanie, tu obyło się raczej bez zaskoczeń – to wciąż to samo MIUI. Jedni kochają ten interfejs i dostępne w nim funkcje, inni nienawidzą. Ja jestem trochę po środku, bo z jednej strony MIUI ma właściwie wszystko, czego może oczekiwać użytkownik, z drugiej jednak – część rzeczy po prostu nie działa.
Jedną z nich są powiadomienia z aplikacji, które przychodzą jak chcą, niezależnie od ustawionego trybu powiadomień, aplikacji czy baterii – nie potrafię się z nimi dogadać w przypadku poczty, Discorda i Twittera, reszta w większości przychodzi na czas.
Tym, czego jednak najbardziej nie lubię, jest tryb ciemny, który jest wręcz fatalny – w aplikacjach nieprzystosowanych do działania w tym trybie nie wymusza przełączenia się na niego, w efekcie czego muszę się domyślać, gdzie kliknąć, żeby coś zapisać czy potwierdzić. Z bólem zmuszałam się do korzystania z Xiaomi 11T Pro w trybie jasnym, bo ciemny doprowadzał mnie do szału.
W ustawieniach znajdziemy masę, dosłownie masę przeróżnych ustawień i funkcji, więc pozwólcie, że nie będę ich wymieniać – zwłaszcza, że robiliśmy to już wielokrotnie przy okazji recenzji smartfonów Xiaomi. Zainteresowanych zapraszam do załączonych screenów.
Zaplecze komunikacyjne
Xiaomi 11T Pro jest wyposażony we wszystkie moduły łączności, których oczekiwalibyśmy od smartfona pod koniec 2021 roku. Mamy zatem 5G, dual SIM, Bluetooth 5.2, dwuzakresowe WiFi 6 (2,4 i 5 GHz) oraz GPS.
Co najważniejsze, wszystkie moduły działają bez najmniejszych problemów – nawigacja nie wyprowadziła mnie w pole, wszystkie urządzenia bezprzewodowe łączyły się poprawnie, podobnie jak internet bezprzewodowy – robiąc pomiary prędkości sieci vs Samsung Galaxy S21 Ultra 5G, były do siebie zbliżone.
Jako ciekawostkę mogę dodać, że Xiaomi 11T Pro łączył się z siecią 5G mimo, że w aktualnej taryfie nie mam uruchomionego dostępu do sieci nowej generacji. Być może kwestią było to, że miało to miejsce w roamingu w Wiedniu, ale sam fakt jest zdecydowanie warty odnotowania – nigdy wcześniej z taką sytuacją się nie spotkałam, niezależnie od modelu telefonu, w którego korzystałam, ani sieci, do której byłam podłączona.
Jakość rozmów telefonicznych jest poprawna, ale odniosłam wrażenie, że głośnik jest dość cichy – w głośniejszych okolicznościach trudno mi było przeprowadzić komfortową rozmowę. Moi rozmówcy z kolei nie narzekali na jakość rozmów, co oznacza, że smartfon skutecznie zbiera to, co się do niego (czy też raczej przez niego) mówi.
Jak już zdążyłam wspomnieć, Xiaomi 11T Pro oferuje 256 GB pamięci wewnętrznej, z czego do wykorzystania zostaje nam 224 GB. Pamięci nie możemy rozszerzyć przez slot kart microSD.
Szybkość pamięci jest następująca (Androbench):
- szybkość ciągłego odczytu danych: 1818,19 MB/s
- szybkość ciągłego zapisu danych: 767,06 MB/s
- szybkość losowego odczytu danych: 216,83 MB/s
- szybkość losowego zapisu danych: 233,24 MB/s
Audio
Ocenę głośników pozostawiam Kubie:
Głośniki grają bardzo dobrze. Zastosowanie technologii Dolby Atmos i głośników stereo dobrej jakości powoduje, że audio w Xiaomi 11T Pro można zaliczyć do ścisłej czołówki jakości dźwięku w smartfonach. Dźwięk po obu głośnikach rozchodzi się bardzo dobrze, gra na wielu płaszczyznach i charakteryzuje się wyraźnie słyszalną głębią.
Porównałem audio z Samsungiem Galaxy Note 20 Ultra – co prawda Samsung zdominował to porównanie, ale Xiaomi dzielnie się broni. Największą różnica to nie jakość, a głośność. Xiaomi jest wyczuwalnie cichszy, ale patrząc po różnicy ceny – można mu to śmiało wybaczyć.
Jak na telefon za trzy tysiące złotych – gra znakomicie.
Biometria
Przy okazji opisywania krawędzi Xiaomi 11T Pro, dałam Wam już znać, że czytnik linii papilarnych znajduje się na idealnej wysokości. Wystarczy chwycić smartfon, by kciuk powędrował na swoje miejsce. Trochę szkoda, że skaner nie został umieszczony w ekranie, ale są co najmniej dwa argumenty, przez które nie będę się przy tym upierać – raz, że mógłby działać gorzej niż fizyczny czytnik, dwa – mógłby podnieść końcową cenę urządzenia.
Jeśli chodzi o samo działanie skanera odcisków palców w Xiaomi 11T Pro, to właściwie nie przypominam sobie sytuacji, w której by mnie zawiódł – każdorazowa próba odblokowania dostępu do telefonu kończyła się skutecznie. A co z szybkością tego rozwiązania? Jest szybko, ale muszę zwrócić uwagę na dość długą animację po rozpoznaniu palca – jak dla mnie, mogłoby jej nie być.
Drugą metodą odblokowywania telefonu jest rozpoznawanie twarzy, które działa poprawnie, ale jego skuteczność jest niższa niż czytnika linii papilarnych – zwłaszcza w gorszych warunkach oświetleniowych. Plus jest też mniej bezpieczna, bo opiera się jedynie na przedniej kamerce, ale – przyznaję – nie udało mi się jej oszukać zdjęciem wyświetlonym na ekranie innego telefonu.
Akumulator – czas pracy
Xiaomi 11T Pro zmienił sposób, w jaki obchodzę się z telefonem pod względem dbania o to, by mieć zawsze odpowiedni zapas energii. Wszystko za sprawą ładowania, które trwa zaledwie 17 minut (przy czym trzeba pamiętać, że ładowanie z pełną mocą trwa wyłącznie, gdy ekran jest wyłączony).
Właściwie nie muszę martwić się, że telefon się rozładuje, bo – nawet, jeśli będzie zamierzał – to dosłownie chwilę później będzie naładowany (60% ładuje się 8 minut!). Cóż, przyznaję, będzie mi tego brakowało.
Co z degradacją baterii przy tak szybkim ładowaniu? Xiaomi zapewnia, że po 800 cyklach ładowania, ma ona mieć 80% pierwotnej wydajności. 800 cykli przy codziennym ładowaniu to dwa lata i ponad dwa miesiące ładowania smartfona co dzień. Czyli raczej standardowy wynik przy takiej eksploatacji – wygląda na to, że nie ma się czego obawiać. Podobnie, jak samych temperatur, jakie osiąga telefon podczas ładowania – staje się ciepły, ale nie parzy.
Jednocześnie żałuję, że Xiaomi 11T Pro nie wspiera ładowania indukcyjnego – coraz więcej ładowarek bezprzewodowych znajduje się w zasięgu mojego wzroku, a niestety z żadnej z nich w tym przypadku nie mogłam skorzystać. Szkoda.
Ale to też nie jest tak, że Xiaomi 11T Pro jest smartfonem, który wymaga nad wyraz częstego ładowania – raz, czasem nawet raz na dwa dni, to standard w jego przypadku. Jak możecie zobaczyć na załączonych screenshotach, często pod koniec dnia pozostawało mi jeszcze 50% naładowania baterii, mając 2,5-3h SoT na liczniku – korzystając z telefonu na WiFi.
W bardziej intensywne dni, gdy odpalałam nawigację, a ekran świecił w swoich wyższych rejestrach, telefon potrafił się rozładować po południu, z 4-5,5 h SoT na liczniku. Przy czym to też nie był problem – chwila ładowania i po sprawie.
Aparat
Wybierając zdjęcia do recenzji, którą właśnie czytacie, nie ukrywam, miałam wielkiego banana na twarzy. Mogę podzielić się z Wami kawałkiem historii mojego półrocznego pobytu na Teneryfie.
Oddaję w Wasze ręce zdjęcia zrobione za pomocą Xiaomi 11T Pro z pomocą każdego z obiektywów: głównego 108 Mpix f/1,75, ultraszerokokątnego 8 Mpix 120° f/2,2 oraz makro 5 Mpix f/2,4, przy czym ten ostatni jest przeze mnie najmniej lubiany.
Od razu muszę stwierdzić, że aparat Xiaomi 11T Pro stanowi dla mnie sporą zagadkę. I przez to nie jestem w stanie zaufać mu w 100%. Zdjęcia zrobione z włączonym AI i wyłączonym czasem potrafią wyglądać, jakby były zrobione w dwóch różnych miejscach, a gdy jeszcze dołożymy do tego HDR, całość wygląda jeszcze dziwniej. Momentami zdjęcia potrafiły mnie rozczarować – były albo przekontrastowane, albo zmasakrowane pod względem ostrości. Na szczęście w większości przypadków zdjęcia są co najmniej poprawne, a czasem naprawdę świetne. Zresztą, mam nadzieję, że sami się przekonacie, oglądając niniejsze fotografie.
Czego mi w Xiaomi 11T Pro brakuje to, przede wszystkim, optyczna stabilizacja obrazu oraz teleobiektyw. Zdjęcia zrobimy w przybliżeniu 2x, 5x i maksymalnie 10x. Przy dwukrotnym zoomie (oczywiście cyfrowym) jakość zdjęć jest jeszcze akceptowalna, ale im dalej, tym ziarno zaczyna dominować, a szczegółów brakuje coraz mocniej.
Ultraszeroki kąt jest ciemniejszy niż główny, w efekcie czego da się zauważyć różnicę w kolorach. Ogólnie jednak zdjęcia wynikowe są w zupełności poprawne – jasne, brakuje im detali, a i na krawędziach widoczne są mniejsze lub większe niedoskonałości, ale w ogólnym ujęciu spisuje się w porządku. W nocy jest gorzej, a użycie trybu nocnego właściwie nie zmienia sytuacji – trudno zauważyć różnicę między automatem a trybem nocnym.
Inaczej jest natomiast z trybem nocnym w zdjęciach z głównego aparatu – tutaj widać wyraźnie, że dodatkowe sekundy naświetlania przekładają się na jaśniejsze efekty finalne. Na social media spokojnie się nadają.
Obiektyw makro potrafi uchwycić obiekty znajdujące się w odległości 3-7 cm od niego. Rezultaty potrafią pozytywnie zaskoczyć – potwierdzeniem tego niech będzie fakt, że gdy wrzuciłam zdjęcie makro z tego smartfona na Insta Story Tabletowo i zapytałam, jakim telefonem było ono robione, większość osób odpowiedziała, że… iPhonem 13 Pro.
Przedni aparat ma rozdzielczość 16 Mpix – jakość do publikacji w sieci spokojnie wystarczająca.
Jeśli chodzi o wideo, maksymalną jakością dostępną dla użytkownika jest 8K 30 fps – i to jest jedna różnic względem podstawowego modelu Xiaomi 11T (bez Pro), który nagrywa maksymalnie w 4K. W wideo dostępny jest również tryb HDR, przy czym jego użycie wiąże się ze zmniejszeniem klatkażu do 30 fps – zarówno w 1080p, jak i 4K (normalnie, w automacie, można nagrywać w 60 fps w obu konfiguracjach), z kolei w trybie supermakro maks. dostępne jest 1080p 30 fps.
Osoby bardziej zainteresowane wideo, odsyłam do zakładki Efekty filmowe w aplikacji aparatu – dostępna jest dopiero po pobraniu zawartości. A w niej: magiczny zoom, wolna migawka, zatrzymanie czasu, nocne wideo poklatkowe i świat równoległy – zdecydowanie polecam się „pobawić” każdym z nich.
A jeszcze bardziej polecam zajrzeć do zakładki WIDEOBLOG, który przy naprawdę małym nakładzie pracy pozwala stworzyć fajną pamiątkę z wyjazdu – wystarczy nagrywać z wykorzystaniem jednego z kilkunastu dostępnych przykładowych wideo, które służą za szablon. Świetna sprawa.
Xiaomi 11T Pro to smartfon warty zainteresowania
Xiaomi 11T Pro jest smartfonem, który wprowadza do smartfonów, powiedzmy przystępnych cenowo (a na pewno bardziej przystępnych niż modele dwukrotnie droższe), technologię ultraszybkiego ładowania smartfonów – to, moim zdaniem, jest największym game changerem.
Mając smartfon z baterią pozwalającą na średnio dzień intensywnego użytkowania, którą w awaryjnej sytuacji można naładować w dosłownie chwilę, to coś, co z całą pewnością skupi uwagę na tym smartfonie. Przesiadając się na inne smartfony już tęsknię za HyperCharge 120 W od Xiaomi.
Ale Xiaomi 11T Pro to nie tylko rewelacyjnie szybkie ładowanie. Xiaomi 11T Pro jest smartfonem, który w cenie do trzech tysięcy złotych stara się wprowadzić technologie z wyższej półki. Mamy ekran AMOLED 120 Hz, ładowanie 120 W, nagrywanie wideo w 8K czy bardzo dobre makro. Do tego nie zabrakło na jego pokładzie tak ważnych dla wielu głośników stereo, dual SIM czy wydajnego procesora.
Nie jest to jednak smartfon pozbawiony wad. Śliska obudowa, zbierająca odciski palców jak oszalała, MIUI ze swoimi fochami czy wreszcie brak optycznej stabilizacji obrazu (OIS), brak slotu kart microSD i tylko IP53, powodują, że nie każdy spojrzy w jego stronę. Zwłaszcza, że nie należy też ani do najmniejszych, ani do najlżejszych smartfonów.
Nie są to jednak moim zdaniem rzeczy, które powinny skreślić Xiaomi 11T Pro w Waszych oczach, ale muszę je uwzględnić w końcowej ocenie – dlatego leci 8,1/10.
W ogólnym rozrachunku jest to fajny smartfon, któremu warto dać szansę. Zwłaszcza, że wybór ciekawych smartfonów do 3000 złotych wcale nie jest tak obszerny, jak by się mogło wydawać.