Zgodnie z zapowiedziami Blizzard wypuścił na serwery drugi dodatek do World of Warcraft. Gracze mogą już grać w Wrath of the Lich King Classic i przemierzać raz jeszcze krainy odwiedzane przez nich w 2008 roku. Jak w 2022 roku wygląda powrót do przeszłości?
Trudne początki
W ostatnich latach regularnie ogrywałem dodatki do World of Warcraft, takie jak Battle for Azeroth czy Shadowlandsy. Starzy gracze dobrze wiedzą, jak ta produkcja Blizzarda zmieniła się na przestrzeni lat. Wiele systemów, które są w obecne w retailu (normalnej wersji gry), nie było w pierwszych dodatkach. Nie bez powodu o tym wspominam, gdyż moje pierwsze zetknięcie z World of Warcraft: Wrath of the Lich King Classic było… trudne. W „klasycznej” podstawce po wbiciu maksymalnego poziomu nie spędziłem w grze więcej niż kilka godzin, a The Burning Crusade nie ruszyłem ani trochę – nie mój klimat.
Zupełnie inaczej sprawa się ma w przypadku Wrath of the Lich King, gdyż klimat krain z Northrend bardzo mi się podoba (jest w moim osobistym TOP 3 – tuż obok Mist of Pandaria i Legionu). Przerwa pomiędzy klasyczną podstawką a Wotlk była więc dość spora, a w międzyczasie grałem na normalnej wersji gry, więc z trudem przyszło mi przestawienie się na tak archaiczny system zabawy.
Czym się różni Wotlk Classic od np. Shadowlandsów? Można wymienić wiele rzeczy, ale w skrócie m.in.: nie ma trackera zadań, mana regeneruje się o wiele wolniej, a sama walka jest mniej dynamiczna. Nie oznacza to jednak, że Wrath of the Lich King Classic jest o wiele gorszy – wręcz przeciwnie, oceniam tę wersję drugiego dodatku do World of Warcraft bardzo dobrze. W końcu gracze, wracając do produkcji z 2008 roku, raczej oczekują podobnych doświadczeń, jakie przeżywali ponad 14 lat temu.
Levelowanie postaci to żmudny proces
Podstawą większości gier MMORPG jest dobicie do maksymalnego poziomu postaci, ponieważ dopiero wtedy zaczyna się cała zabawa i zazwyczaj to właśnie w tzw. end game jest najwięcej contentu. W przypadku Wotlk Classic zabawę zaczynamy na 70 poziomie (jeżeli mieliśmy już wcześniej wylevelowaną postać) i musimy dobić do 80 levelu, żeby odblokować całą zawartość dostępną w tym dodatku (ten i tak został podzielony na fazy, więc nie wszystko będzie możliwe do ogrania już od razu).
Pomiędzy 70 a 80 poziomem postaci wbicie każdego kolejnego zajmuje średnio około od 3 do 4 godzin. Nie jest to dużo, gdyż wcale nie musimy się śpieszyć i ścigać z innymi, a zamiast tego można wczytać się w fabułę i podziwiać północną część Azeroth, a – uwierzcie mi – jest co podziwiać. 3 godziny na jeden poziom to nie jest nawet tak dużo, jak popatrzymy na retail – w Shadowlandsach jeden level zajmował mi od 1,5 do 2 godzin.
Wbijanie kolejnych poziomów to też po prostu część contentu i muszę przyznać, że we Wrath of the Lich King Classic było to dla mnie bardzo przyjemna, wręcz odprężająca czynność. Najlepsze lokacje, moim zdaniem, to Storm Peaks i Icecrown. Tutaj są dwa powody: quest chainy nie trwają zbyt długo, a klimat wprowadzony przez deweloperów bardzo mi odpowiada.
Drugim argumentem za tymi lokacjami jest fakt, że za zadania dostaniemy Emblem of Heroism. Jest to bardzo ważne, żeby zbierać tę „walutę”, gdyż możemy kupić za nią przedmioty z najlepszych zestawów, a to istotne, ponieważ dzięki temu rozwijamy swoją postać. Za zdobyte EoH od razu na 80 poziomie kupiłem dwa przedmioty, które mocno wzmocniły mojego maga.
Winter is coming
Każda kraina na Northrend cieszy się swoim unikatowym klimatem i przywołuje nostalgiczne wspomnienia z czasów, gdy po raz pierwszy je zwiedzałem. Zdecydowanie najbardziej podobają mi się okolice Icecrown. Zgodzę się, że graficznie te lokacje nie mają nic wspólnego z obecnymi standardami z branży i lokacjami z najnowszych dodatków, ale wywołują wspomnienia z dzieciństwa.
Stwierdzenie, że Wrath of the Lich King Classic jest jednym z najlepiej zaprojektowanych dodatków do World of Warcraft, nie jest niczym odkrywczym, ale chciałbym, żeby nadchodzące Dragonflight było tak dobrze zrobione. Zwiedzając Northrend czuć klimat mroźnej północy.
Dungeony i Raidy to najważniejsza rzecz każdego dodatku
W 2008 roku, gdy Wrath of the Lich King ujrzało światło dziennie, mechaniki dodane do Utgarde Keep, Trial of the Champion, Ulduaru czy przede wszystkim Icecrown Citadel, były przełomowe. Patrząc na nie teraz, śmiało można powiedzieć, że są one dość prymitywne.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Blizzard wyraźnie zaznaczył, że w klasycznych wersjach gry nie będzie przebudowywał takich mechanik. Gracze mają odczuć te same wrażenia, co ponad 14 lat temu!
Czy muzyk pobierał nauki u Hansa Zimmera?
Zespół, odpowiedzialny za stworzenie muzyki do Wrath of the Lich King, zrobił świetną robotę. Utwory, udostępnione nam w klasycznej wersji dodatku z 2008 roku, nadają świetnego klimatu i nie jest trudno wczuć się w rozgrywkę, szczególnie, gdy samemu przemierza się te ziemie skutą lodem.
Kultowym utworem, który większość fanów tego dodatku do World of Warcraft powinna znać, niewątpliwie jest „Arthas My Son”.
Urodziłeś się po 1990? Spoko, gry dalej oferują kolejki jak za PRL
Dużym kamykiem do ogródka Blizzarda są kolejki do gier. To niedopuszczalne, że przy każdej większej premierze schemat się powtarza. Przy wychodzeniu Shadowlandsów potrafiłem czekać nawet 6 godzin w kolejce na serwer. Podobnie jest w przypadku Wrath of the Lich King Classic, gdzie często muszę odczekać ponad dwie godziny. W 2022 roku taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Szczególnie, że problem nie dotyczy tylko World of Warcraft, ale także np. Overwatcha 2.
Oczywiście można zamienić serwer na mniej oblegany, ale przenoszenie postaci dość sporo kosztuje (tylko w przypadku niektórych serwerów jest to refundowane przez Blizzarda). Nie każdy chce też rozstawać się ze swoimi znajomymi lub gildią. Miejmy nadzieję, że w najbliższych dniach kolejki będą już nieco mniejsze.
For The Horde
W retailu Blizzard wycofał się już z prowadzenia narracji o wiecznym konflikcie Hordy oraz Przymierza, ale w 2008 roku wojna pomiędzy tymi dwoma frakcjami była bardzo zawzięta, a chwilowy sojusz, żeby pokonać Lich Kinga, nie przeszkadzał graczom Hordy napadać Przymierzę (w drugą stronę działało to tak samo).
Z przyjemnością i kultowym okrzykiem „For The Horde” brałem udział w zmaganiach PVP. Tutaj jednak „zderzyłem się ze ścianą” już na samym starcie, gdyż rozgrywka znacząco się różni od tej z najświeższego dodatku. Jest o wiele mniej dynamiczna, a mój Mag nie ma swojej standardowej „odpałki”, która pozwalała mi w Shadowlandsach wyeliminować rywala w mniej niż dwie sekundy.
Progres jest zdecydowanie wolniejszy
Po wbiciu maksymalnego poziomu swoją postać możesz rozwijać na kilka sposobów. Najlepsze przedmioty dostaniesz jednak z dungeonów i raidów, które będą odblokowywane stopniowo, wraz z kolejnymi fazami. Dla przykładu z bossów z Trial of the Crusader możesz dostać przedmioty z poziomami od 232 do 258, a z Icecrown Citadel od 251 do 284.
Zdecydowanie progres naszych bohaterów w Wrath of the Lich King Classic jest wolniejszy niż w retailu. Czy jest to złe? Niekoniecznie, gdyż świadomie wybierając rozgrywkę na klasycznych serwerach musimy liczyć się z tym, że pewne mechaniki nie będą dostosowane do obecnych realiów.
Wotlk Classic przywrócił nostalgiczne wspomnienia
Powrót do Wrath of the Lich King po tylu latach przyniósł mi nostalgiczne wspomnienia. Na Northrend spędziłem kilkanaście godzin i bawiłem się bardzo dobrze. To jest udany dodatek, do którego wraca się z wielką przyjemnością i warto odczekać kilka godzin dziennie w kolejce, żeby móc jeszcze raz przeżyć tę świetną przygodę.
Pozostaje jedynie mieć nadzieje, że nadchodzące Dragonflight będzie równie dobre – w innym wypadku raczej już nic nie uratuje World of Warcraft.