Ultimate Ears to podmarka firmy Logitech. Od kilku lat z powodzeniem produkuje uznanej jakości głośniki Bluetooth, odporne na przeciwności losu. Przedstawiciel drugiej generacji udanego modelu Boom trafił w moje ręce. Podobno jest wodoodporny. Sprawdziłem to.
Czego się spodziewać po głośniku Bluetooth za prawie 600 złotych? Życzyłbym sobie przyjemnego wzornictwa, odporności na upadki i przede wszystkim dobrej jakości odsłuchu. To za dużo? Nie, właśnie to powinno znaleźć się w (nie ukrywajmy tego) dość wysoko wycenionym przenośnym głośniku.
Słowo o specyfikacji:
- Moc: 16 W
- Natężenie dźwięku: 90 dBA
- Częstotliwości przenoszenia: 90 Hz – 20 kHz
- Przetworniki: dwa 45-mililmetrowe (1 i ¾”) aktywne + dwa pasywne radiatory 45 mm x 80 mm
- Zasięg Bluetooth: do 33 metrów, NFC
- Wymiary: 180 mm (wysokość) x 67 mm (średnica walca)
- Bateria: średnio ponad 15 h słuchania muzyki, ładowanie 2,5 h
- Dodatkowo: wyjście audio 3,5 mm, odporność na upadki z 1,5 m oraz wodoodporność zgodnie z normą IPX7 (do 30 minut pod wodą na głębokości 1 m)
W zestawie z głośnikiem dostajemy ładowarkę i przewód USB-microUSB w zabawnym, jaskrawym kolorze fluorescencyjnej, cytrynowej żółci. Przydaje się do uzupełniania zapasów energii, choć nie tak często, jak to sobie wyobrażałem, o czym nieco później.
Ultimate Ears zadbało, by wybór wersji kolorystycznej był spory, stąd aż 10 odmian obudowy – od białej i czarnej po wielobarwne miksy. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ja testowałem wersję Marina. Chyba.
Budowa i odporność na wodę
UE Boom 2 jest ciekawie zaprojektowanym głośnikiem. To właściwie walec, z grubą warstwą gumy u jego podstawy oraz na górze, które chronią wrażliwą elektronikę przed skutkami upadku z wysokości. Dokładnie tak – głośnik można zrzucać z półek przykręconych na wysokości 1,5 m i nic nie powinno się stać. Możecie to powtórzyć swoim kotom, które zapewne z lubością potrącają różne rzeczy, spacerując po wyższych partiach Waszych pokoi.
Sam ten cylindryczny kształt nie jest może jakoś szczególnie odkrywczy, jednak to i tak miła odmiana wobec od siekiery ciętych głośników przypominających oszlifowany papierem ściernym prostopadłościan, w których wzornictwo jest tak tragicznie nudne, że… szkoda gadać. Obudowę Boom 2 pokryto czymś na kształt plecionego materiału, który nie pozwala na dostanie się do środka pyłu, brudu czy wody.
A właśnie, à propos: nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził, czy głośnik zadziała pod wodą. Więc tak, zadziała – przekonałem się jedynie, że certyfikat IPX7 nadano temu urządzeniu nie bez powodu. Potrafi poradzić sobie z odtwarzaniem muzyki nawet wtedy. Za pierwszym razem, gdy to zobaczyłem, na mojej twarzy wymalował się automatycznie obamowski gest szacunku „not bad”, gdyż to naprawdę ciekawe doświadczenie.
Oczywiście, zanim Boom 2 ociekł z wody, grał nieco bardziej stłumioną muzykę, jednak trzeba z całą stanowczością stwierdzić, że głośnika można bez strachu używać na basenie czy położyć na skraju wanny.
Skoro omówiłem już temat wodoodporności, wrócę na chwilę jeszcze do kwestii wzornictwa. Otóż te grube warstwy gumy, chroniącej podstawę i górę, łączy jeszcze pas z tego samego materiału. Na nim to znajdują się dwa duże przyciski (+) i (-), które ustawione jeden nad drugim tworzą najbardziej charakterystyczną cechę sprzętów od Ultimate Ears. Oprócz tego, że służą regulacji głośności, to naciskając je jednocześnie, usłyszymy komunikat o stanie baterii. Po angielsku co prawda, ale zawsze.
Obsługa głośnika to w gruncie rzeczy banalna sprawa. Na górze walca znajdują się dwa przyciski. Jeden, zamontowany na środku, służy do włączania urządzenia (choć można to też zrobić zdalnie za pośrednictwem dedykowanej aplikacji). Drugi – do parowania z innym sprzętem przy pomocy Bluetooth oraz komunikacji z Google Now.
„Klepiąc” głośnik od góry można włączyć pauzę podczas odtwarzania, zaś dwukrotne pacnięcie przerzuci utwór na kolejny. Byłoby to wygodne rozwiązanie, przy spełnionych dwóch warunkach: 1) głośnik musiałby zawsze stać gdzieś w zasięgu ramienia, 2) trzeba by mieć zadatki na bębniarza.
Gruba warstwa gumy u góry najwyraźniej przeszkadza w odczycie bodźców z sensora, bo czasem głośnik trzeba naprawdę dobrze trzepnąć, żeby zechciał wstrzymać odtwarzanie lub zmienić słuchany kawałek. Dziwne to trochę – rozumiem, że może to wynikać z chęci zabezpieczenia urządzenia przed przypadkowymi gestami, np. podczas jazdy rowerem po wybojach. Sprzęt rzeczywiście mógłby wtedy wariować, ale nie tłumaczy to obojętności głośnika na naprawdę mocne uderzenia dłonią. Do tego, nawet jeśli reagował on poprawnie na gest, to z zauważalnym opóźnieniem.
Z obsługi tego rodzaju zrezygnowałem głównie dlatego, że przez większość czasu mój Boom 2 przebywał poza zasięgiem rąk. Bez dwóch zdań wolałem nim sterować przez smartfona.
Na spodzie, pod zaślepkami znajdują się: port ładowania głośnika przy pomocy microUSB oraz gniazdo audio jack. Jest jeszcze jeden ciekawy „myk”: zaczep na karabińczyk czy smycz jest… odkręcany. Gwint śruby jest taki sam, jak w standardowych statywach, więc sprzęcik można sobie wkręcić w jeden z nich i używać go jako przenośnej kolumny ;)
W pudełku z głośnikiem znalazłem instrukcję, na której było napisane, żeby pobrać aplikację UE Boom, co niemal od razu uczyniłem. I dobrze, bo apka zwiększa możliwości Boom 2. Poza standardowym zdalnym włączeniem sprzętu, można modyfikować barwę dźwięku dzięki equalizerowi lub ustawić sobie budzik na rano.
Są też dwie ciekawe funkcje o których warto napisać: możliwość łączenia ze sobą kolejnych głośników UE Boom, UE Boom 2 oraz UE Megaboom w celu stworzenia całego systemu audio. W ten sposób można zsynchronizować więcej niż 150 głośników Ultimate Ears. Chciałbym być na tej imprezie.
Druga funkcja to podłączenie kilku źródeł dźwięku. Dzięki temu w towarzystwie nie trzeba podawać sobie z rąk do rąk jednego smartfona w celu puszczania ulubionych kawałków. Zgromadzeni na domówce goście mogą zaproponować swoje utwory, tworząc coś w rodzaju współtworzonej playlisty. Proste i przydatne.
Czas napisać coś o zasięgu, czyli rzeczy, którą w Boom 3 będzie można poprawić. Choć UE chwali się dość dobrym zasięgiem Bluetooth, to ja miałem czasem problemy z ciągłością odbioru sygnału w mieszkaniu, jeśli poszedłem ze smartfonem w kieszeni do sąsiedniego pokoju. Ktoś może uznać tego typu przerwy za normalne w sytuacji gdy między nadajnikiem a odbiornikiem Bluetooth jest przeszkoda w postaci ściany, lecz miałem do czynienia ze znacznie tańszymi głośnikami bezprzewodowymi i dawały sobie radę lepiej z moimi wędrówkami po mieszkaniu. Nie znaczy to, że urządzenie Ultimate Ears ma jakieś poważne braki w tym zakresie – chodzi bardziej o to, że to ważny element w tego typu sprzęcie, i definitywnie można było nieco poprawić jego działanie.
Spis treści:
1. Wykonanie i design. Aplikacja
2. Jakość dźwięku. Bateria. Podsumowanie