Total War: Pharaoh trafił w moje ręce kilkanaście dni temu i dzięki temu mogłem zanurzyć się w świat starożytnego Egiptu. Jak wypada najnowsza gra z serii Total War i czy w ogóle warto się nią zainteresować? Zapraszam do recenzji!
Total War: Pharaoh to całkiem udany tytuł
Creative Assembly odpowiada za najnowszego Total War: Pharaoh. Brytyjskie studio postanowiło odejść od potężnych herosów i innych udziwnień, jednocześnie wracając do korzeni serii. Najnowszy Total War wielu osobom na pewno może się skojarzyć z Rome II i w sumie to nic w tym dziwnego. Ogólnie rzec biorąc jest to dobra gra, chociaż momentami niedopracowana.
W sieci mogliśmy przeczytać wiele słów krytyki adresowanej do Creative Assembly, które w poprzednich częściach zastosowało uporczywe mechaniki, irytujące graczy (jak np. wspomniani potężni herosi). Teraz ich nie ma, a zamiast tego postawiono na bardziej przyziemną rozgrywkę, usprawniono kwestie dyplomatyczne, a także zadbano o odpowiednie tło historyczne. W nowej grze jest takie, jakie lubię najbardziej – starożytny Egipt, ciekawe frakcje „poboczne” i konflikty oraz spiski.
Total War: Pharaoh ma stosunkowo niewielką mapę świata
Dla jednych to będzie wada, a dla innych zaś zaleta. W Total War: Pharaoh mapa świata nie jest jakaś ogromna. Akcja dzieje się na terenach dawnego Egiptu oraz terenów sąsiadujących z nim, a do wyboru mamy jedną z ośmiu frakcji. Jest więc z czego wybierać, ale do tego jeszcze wrócimy. Sam uważam, że niezbyt duża mapa akurat tej grze wyszła na dobre. Przede wszystkim dlatego, że ekran nie jest dzięki temu przeładowany znacznikami i aktywnościami.
Jak to zwykle bywa w Total War, mamy różne cele, a główne sprowadzają się do przetrwania epoki oraz podbicia sąsiadów i tych nacji, z którymi toczymy wojny (lub dopiero to planujemy). Rozgrywka nie przeciąga się tutaj i właśnie dlatego uważam, że okrojona mapa wyszła Pharaoh na dobre. Wybór frakcji ma duży wpływ na to, jak się nam będzie grało na początku kampanii. Mówię tutaj nie tylko o liczbie wrogów dookoła, ale także ukształtowaniu terenu, a to ma spory wpływ na wykorzystanie jednostek podczas bitwy – kolejna rzecz in plus :)
Total War: Pharaoh to nie tylko bitwy
Do tego, jak się toczy bitwy w Total War: Pharaoh jeszcze wrócimy. Teraz jednak chciałbym poruszyć inną rzecz, a mianowicie kwestie dyplomacji. Oprócz krwawych konfliktów, istnieją także inne sposoby na przejęcie władzy. Można z tego spróbować zrobić swego rodzaju Grę o Tron (tylko osadzoną w nieco innych realiach). Na pewno na plus jest to, że istnieją różne opcje zdobycia dominacji, ale nie jest to nic odkrywczego. W poprzednich częściach Total Wara było podobnie.
Rozwiązania dyplomatyczne czy gromadzenie zasobów, żeby budzić strach u wrogów samą liczebnością armii, to tylko jedne z rozwiązań, jakie zaproponowali nam twórcy gry. Niestety, ale ogrywałem kampanię w Total War: Pharaoh różnymi frakcjami i wszędzie wygląda to podobnie. Brak unikalnego podejścia pod kątem dyplomacji jest sporym minusem. Do wyboru łącznie mamy osiem frakcji. Ich dowódcami są:
- Ramzes,
- Amenmes,
- Tauseret,
- Seti,
- Irsu,
- Bay,
- Suppiluliuma,
- Kurunta.
Nie mniej w Total War: Pharaoh polityka jest ważnym aspektem rozgrywki. Trzeba dbać o dobre relacje z frakcjami, na których nam zależy. Zawiązanie odpowiednich sojuszy już na początku gry, da nam czas potrzebny na zbudowanie własnego imperium. Do tego na dworze faraona możemy piastować jedno z pięciu stanowisk, które da nam różne przywileje, jak np. dostęp do unikalnych jednostek.
W przeciwieństwie do poprzednich gier z serii Total War, w Pharaoh akcja dzieje się… nadzwyczaj szybko. W kilkadziesiąt tur na spokojnie zdążycie pójść na pogrzeb Faraona, stoczyć kilka wojen i unicestwić ze dwie frakcje. Dla mnie jest to miła odmiana po poprzednikach, gdzie wszystko działo się nadzwyczaj wolno. Swoją drogą poprzeczka jest postawiona dość wysoko i nawet na łatwym poziomie trudności miałem od czasu do czasu problemy z postępem w kampanii. Cóż, może nie jestem zbyt dobrym strategiem.
Dostosuj kampanię pod siebie
W Total War: Pharaoh jest cała masa opcji, która pozwoli nam dostosować kampanię pod siebie. Zaczynając od „poziomu” rywali, przez wybór frakcji (a te mają różne stopnie trudności na początku kampanii), aż po liczbę surowców, z jaką wystartujemy. To sprawia, że nawet osoby bez dużego doświadczenia związanego z serią Total War, powinny sobie tu poradzić. Na pewno jest to zaleta. Jestem zwolennikiem zróżnicowanego poziomu trudności w grach.
Jak już wspomniałem, podczas testów Total War: Pharaoh, ogrywałem grę w kilku różnych scenariuszach. Jedne kampanie były na normalnym poziomie trudności, a inne na łatwym. Przepaść jest ogromna, a nawet „easy mode” potrafił stanowić, przynajmniej dla mnie, jakieś wyzwanie. Czy uważam to za minus? Niekoniecznie. Warto jednak pamiętać, że co turę mamy automatyczny zapis (musiałem kilka razy po niego sięgnąć).
Warto także wspomnieć, że w Total War: Pharaoh nie natknąłem się na ani jeden poważniejszy błąd. Gra działa bez zarzutów, za wyjątkiem kilku momentów, gdy jednostki miały problem z wykonaniem rozkazu. Po tym, jak w ostatnim czasie wyglądały premiery głośnych produkcji, tutaj twórcy zasługują na słowa uznania.
Bez bitwy się nie obejdzie
Jak to już bywa w serii Total War, bitwy są nieodzowną częścią tej gry. Nie da się prowadzić kampanii bez sięgnięcia po miecz. W Total War jest to całkiem sensownie rozwiązanie, ponieważ potężnych herosów zastąpili zwykli generałowie, którzy mają wpływ na morale i szybkość ruchu wojsk. Wygrane bitwy gwarantują im wzrost doświadczenia i możliwość rozdysponowania punktów umiejętności. Po przegranej bitwie generał może zginąć z rąk wroga i warto o tym pamiętać.
Same bitwy w Total War nie różnią się aż tak bardzo od poprzednich wydań gier z serii. Core rozgrywki jest taki sam, czyli mamy swoje rozdziały, które rozstawiamy na początku batalii, a następnie klikamy przycisk „start” i na bieżąco wydajemy rozkazy. Każda jednostka ma swoje mocne oraz słabe strony, więc odpowiedni ich balans oraz właściwe wykorzystanie są kluczowe do osiągnięcia sukcesu.
W prawym górnym rogu interfejsu jest okienko odpowiedzialne za regulowanie tempa rozgrywki. Warto z niego skorzystać, żeby przyśpieszyć lub zwolnić gameplay w odpowiednim momencie. Miłą odmianą jest natomiast to, że wiele jednostek nie jest tutaj ciężko opancerzonych i korzystają one z prymitywnych łuków, mieczy, czy prostych tarcz. Korzystanie z nich w odpowiednich warunkach potrafi dać ogromną przewagę.
Jeżeli posiadam ogromną przewagę ilościową nad rywalem, to jestem zwolennikiem automatycznego prowadzenia bitew. Cyk, jeden przycisk, kilka sekund i mamy wynik. Jednak manualne przeprowadzanie walk potrafi przynieść spore zyski (lub straty…) i równie często sięgałem po takie rozwiązanie. Uczciwie jednak powiem, że sztuczna inteligencja nie radzi sobie aż tak źle, więc warto wcześniej przemyśleć swoją strategię. Niejednokrotnie zagapiłem się i dopuściłem do tego, żeby przeciwnik mnie oflankował lub sam uciekł przed moją flanką.
Creative Assembly oddało w nasze ręce sporo różnych opcji strategicznych. Możemy utworzyć mur z tarcz lub przypuścić mocniejszą szarżę na bok, lub tyły wrogiego oddziału. Odpowiednie wykorzystanie tych opcji może przynieść całkiem niezły efekt, ale nie wszystko zawsze działa dobrze. Tutaj spory kamyk do ogródka twórców, ponieważ w Total War: Pharaoh nasze jednostki nie zawsze słuchają dokładnych rozkazów i stoją w miejscu jak kołki…
Kilka słów należy także powiedzieć o oblężeniach, które są skonstruowane w ciekawy sposób. W fazie przygotowań musimy stworzyć odpowiedni sprzęt, jak np. taran czy drabiny, a przy okazji możemy także odciąć miasto od zasobów lub podkopać mur. Uczciwie jednak powiem, że przy takich oblężeniach dobrze jest mieć dość pokaźną armię, ponieważ obrońcy mają ogromną przewagę. Do tego pogoda ma spory wpływ na to, jak toczy się walka i potrafi spowolnić jednostki, albo zmniejszyć pole widzenia łuczników.
Grafika wymaga poprawy
Graficznie Total War: Pharaoh ani nie jest żadnym przełomem, ani nie jest specjalnie ładny. Animacje są średnie, podobnie zresztą jest z wyglądem map, na których toczy się bitwa, czy też takich „drobiazgów” jak miecze bądź inne elementy uzbrojenia wojowników. Ma to swoje plusy oraz minusy. Z plusów, to na pewno fakt, że dzięki temu gra nie wymaga dużych zasobów od naszego komputera.
Ja ogrywałem Total War: Pharaoh na PC wyposażonym w AMD Ryzen 5 5600 X, AMD Radeon 6600 XT oraz 16 GB RAM i na maksymalnych ustawieniach graficznych (przy rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli). Nie miałem ani jednego spadku FPS, lekkiej ścinki, czy też przedłużających się ekranów ładowania, a licznik FPS oscylował w okolicach 70-80 klatek. Tytuł od Creative Assembly działa niesamowicie płynnie.
Wspomniałem o plusach, a jaki jest minus średniej oprawy graficznej? W moim odczuciu po prostu nie mam ochoty przybliżać kamery podczas bitew i oglądać z bliska, jak radzą sobie moje jednostki. A szkoda, bo w poprzednich częściach lubiłem to robić.
Czy warto kupić Total War: Pharaoh?
Total War: Pharaoh to tytuł mocno nierówny. Z jednej strony Creative Assembly stworzyło ciekawy, angażujący świat, dopracowało elementy strategii i polityki oraz odeszło od mocno niepopularnych decyzji z poprzednich części. Dostaliśmy więc interesującą produkcję, która ma wiele zalet i możliwości rozwoju w kolejnych miesiącach (zapewne w formie DLC). Jest to także swego rodzaju udany powrót do korzeni i odbicie od mitologicznej tematyki znanej z Troy.
Z drugiej strony niedopracowanie w kwestii grafiki, drobne błędy z wydawaniem rozkazów, czy też brak mocnych różnic w prowadzeniu kampanii różnymi frakcjami, nie pozwala mi dać oceny wyższej niż 7/10. Jest to całkiem ciekawa produkcja, ale nie ma żadnego efektu wow.
Fani serii na pewno nie będą zawiedzeni. Gra będzie miała swoją premierę 11 października na PC (Windows oraz Mac OS). Total War: Pharaoh można kupić na Steam oraz Epic Games w wersji standardowej za 289 złotych oraz w edycjach deluxe i dynasty za odpowiednio 351,90 i 440,25 złotych. Edycja luksusowa zapewni dostęp do pierwszego DLC frakcji oraz cyfrowej ścieżki dźwiękowej, a najdroższy pakiet da nam trzy DLC frakcji i jedno DLC kampanii.