Gdy dostałam pytanie od Geekbuying czy chcę przetestować Titan Army V32D4U Pro, w głowie miałam tylko jedną myśl: po co mi to. Nie potrzebuję kolejnego monitora w domu, tym bardziej takiego mobilnego na podstawie z kółkami. Ostatecznie jednak zgodziłam się, mając nadzieję na to, że będzie to sprzęt na tyle uniwersalny, że zastosowania na co dzień znajdzie dla siebie sam. I wiecie co? Tak też się stało. Nie wszystko jest w nim jednak idealne.
Titan Army V32D4U Pro – z czym mamy do czynienia?
Złośliwi powiedzą – to duży tablet na stojaku z kółkami. I trochę racji mieć będą. Mamy bowiem do czynienia z płaskim monitorem (choć wielokrotnie chciałoby się napisać, że to telewizor) z ekranem VA o przekątnej 32” (dokładnie 31,5″) i rozdzielczości 3840×2160 pikseli (16:9), który zamontowany jest na dość wysokim stojaku z kółkami, dzięki któremu możemy go swobodnie przemieszczać z miejsca w miejsce.
Co ważne, w docelowej lokalizacji nie musi być gniazdka elektrycznego, bo monitor wyposażony jest w akumulator o pojemności 9800 mAh, który pozwala na jakiś czas pracy bez zewnętrznego zasilania. Oczywiście to, jak długo będzie działał, zależy najbardziej od ustawionej jasności ekranu. Producent wspomina o 4,5 godzinie oglądania wideo lub do 12 godzin odtwarzania wideo.
Z moich testów wynika, że czas pracy bez ładowarki jest jednak sporo krótszy. Ustawiając ekran na maksymalną jasność możemy liczyć na nieco ponad półtorej godziny działania – konkretnie godzinę i 37 minut. Naładowanie do pełna trwa trzy godziny z małym haczykiem (po równych trzech godzinach monitor pokazuje 93%).
Niestety, jest to monitor obsługiwany wyłącznie dotykowo (podobno oferuje też wsparcie dla rysika, ale żaden z tych, które mam, nie chciały z nim współpracować), co oznacza, że nie możemy liczyć na pilota w zestawie. Niech to wybrzmi konkretnie: za każdym razem, chcąc zmienić wyświetlane na ekranie treści czy choćby głośność, trzeba podejść do monitora i zrobić to ręcznie (głośność zmienimy nie tylko dotykowo, ale też korzystając z fizycznych przycisków na obudowie).
No dobra, nie demonizujmy aż tak bardzo. Okazuje się bowiem, że wystarczy pobrać aplikację na telefon o nazwie EShare, która umożliwia sterowanie głośnością, jak i całą zawartością ekranu monitora z poziomu smartfona. UFFFF. Przy okazji warto dodać, że za jej pomocą również prześlemy treści na ekran bezprzewodowo.
Na prawej krawędzi monitora mamy dwa złącza – USB typu C i HDMI 2.0, co oznacza, że w prosty i szybki sposób podłączymy do niego zewnętrzne urządzenia, jak laptop czy smartfon. Do tego jeszcze wrócimy.
Aaa, i ważna rzecz – pozycję monitora możemy regulować. Możemy nie tylko ustawić wysokość ekranu (regulacja 20 cm), ale też kąt prawo-lewo (-20° ~ 20°), jak i przód-tył. Super sprawa.
Szybko montujemy i do roboty!
Produkt przychodzi do nas w dobrze zabezpieczonym kartonie. Poszczególne elementy konstrukcji są owinięte folią, a wszystko spaja styropian, dzięki czemu monitorowi nic nie powinno stać się podczas transportu. W przypadku egzemplarza testowego nie mogę mówić o żadnym uszczerbku na jakości – wszystko dojechało bez zarzutu, na swoich miejscach.
Co ważne, choć mogłoby się wydawać, że do złożenia monitora nie będzie potrzebna druga osoba, w rzeczywistości okaże się przydatna. Wszystko przez to, że na etapie łączenia monitora z uchwytem trzeba podłączyć wtyczkę ładowania, która jest dość krótka i sztywna. Albo zatem skorzystamy z pomocy drugiej osoby, albo położymy całość na łóżku i będziemy liczyć na odrobinę szczęścia, że uda nam się wszystko podłączyć samemu. Nie twierdzę, że to niewykonalne – po prostu może zirytować.
Co ważne, sam montaż jest naprawdę prosty i zajmuje dosłownie kilka chwil. Następnie należy skonfigurować monitor, logując się na swoje konto Google – dosłownie tak samo, jak na smartfonie czy tablecie z Androidem.
Wypadałoby w tym momencie dodać, że monitor wraz z podstawą i nóżką waży 22,1 kg, a wymiary całości zamykają się w 731,5 x 1329 x 385 mm (sam monitor bez podstawy: 731,5 x 429 x 28,3 mm).
Co ważne, jakościowo trudno się do czegokolwiek przyczepić. Może jedynie pokrywa obudowy z tyłu jest z dość giętkiego plastiku i może dawać obawy o wytrzymałość (zresztą, trudno ją do końca zamontować bez użycia siły, stąd też na zdjęciach możecie dostrzec, że gdzieniegdzie odstaje), ale reszta – aluminiowa podstawa, aluminiowa nóżka – nie dają żadnych oznak, by miały szybko nosić ślady eksploatacji.
Titan Army V32D4U Pro w praktyce. Zacznijmy od ekranu
To moje pierwsze spotkanie z marką Titan Army (choć telefon rozpoznaje ją jako… INNOCN – a tą już znam). Nie będzie dla Was zatem żadnym zaskoczeniem, że zupełnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Z jednej strony – chińska marka monitorów, w Polsce jeszcze totalnie nieznana. Z drugiej – cena, która wskazuje na co najmniej dobrą jakość. Jak jest w rzeczywistości?
Zacznijmy od suchych danych. Producent podaje, że 32-calowy, dotykowy ekran VA ma rozdzielczość 4K, częstotliwość odświeżania 76 Hz, pokrycie palety barw DCI-P3 92% i sRGB 99%, kontrast 3000:1, jasność 400 nitów i kąty widzenia 178°.
Rzeczywiście – jest nieźle. Po włączeniu monitora pierwszy raz byłam pozytywnie zaskoczona tym, jak fajną jakość zapewnia. Zero wycieków światła (również przy krawędziach), równomierne podświetlenie czy wreszcie ładnie odwzorowane barwy i, rzeczywiście, świetne kąty widzenia.
Ekran jest co prawda błyszczący, ale – jak zapewnia producent – pokryty powłoką antyodblaskową. W żadnym wypadku nie można mówić o tym, że jest matowy. Widać od razu, że to błyszczący wyświetlacz, który odbija w sobie sporo tego, co za nami. Przy czym, ustawiając najwyższą jasność, nie jest to jakiś wielki problem.
A skoro już o niej mowa. W jasny, słoneczny dzień, jest wystarczająca, by komfortowo korzystać z monitora. Jasne, mogłaby być wyższa, ale – póki nie wystawiamy ekranu na zewnątrz na pełne słońce – w pomieszczeniu daje sobie radę, jest odpowiednio widoczny i czytelny.
Nieco gorzej jest z responsywnością ekranu. Odnoszę wrażenie, że trzeba za każdym razem, wpisując coś dotykowo, zwracać uwagę na ewentualne pominięcia liter – zdarza się bowiem, że ekran nie zawsze reaguje.
Przy czym to raczej przez przyzwyczajenie z korzystania telefonów, gdzie ekrany są bardzo responsywne i reagują na nawet najdelikatniejsze muśnięcie palca – tutaj momentami trzeba nieco mocniej tapnąć w ekran, by zareagował. Nie nazwałabym go jednak w żadnym wypadku topornym. Jest po prostu OK.
Aplikacje VoD są, ale…
Titan Army V32D4U Pro działa w oparciu o Androida… 11. Jest to system operacyjny, którego premiera miała miejsce cztery lata temu. Jest zatem dość przestarzały, przez co można mieć obawy związane – po pierwsze – ze wsparciem dla najnowszych aplikacji (zwłaszcza VoD), po drugie – z działaniem i obsługą najnowszych kodeków i wysokiej jakości treści.
Pierwszą obawę rozwiałam dość szybko – zalogowanie się do Google Play przebiegło pomyślnie i otworzyło drogę do pobierania aplikacji, których potrzebowałam. Skoro monitor powędrował do sypialni (jeszcze o tym nie wspomniałam, ale widać po zdjęciach), jasne jest, że potrzebuję na nim wszelkich aplikacji VoD, a zatem, przede wszystkim: Canal+, Max, Netflix, bo to właśnie z nich ostatnio korzystam najczęściej.
Wszystkie programy udało mi się bezbłędnie pobrać i się do nich zalogować. Niestety, ogromne rozczarowanie nastąpiło chwilę później – wszystkie apki VoD, które wymieniłam, nie wspierają wyższej jakości niż ok. 720p. Mamy zatem ekran 4K, a treści wyświetlają się w sporo gorszej jakości.
Temat można rozwiązać, podłączając do ekranu laptop z odpaloną aplikacją VoD – wtedy jakość jest zdecydowanie lepsza (taka, jak być powinna). Być może istnieje jeszcze inny sposób, ale go nie rozgryzłam.
Co ciekawe, treści na YouTube też domyślnie odpalają się w bardzo niskiej jakości – tu jednak nie ma najmniejszego problemu, by zmienić ją na maksymalną dostępną (najczęściej właśnie 4K 60 FPS). I wtedy treści te wyglądają naprawdę świetnie.
Co jeszcze warto wiedzieć o Titan Army V32D4U Pro?
Nie wspomniałam jeszcze, że monitor działa w oparciu o ośmiordzeniowy procesor Mediatek MT8195 (podobnie, jak system, jest z końcówki 2020 roku) przy współpracy z 8 GB RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej. Co ważne, nie zauważyłam zbytniego zamulania systemu – monitor (czy też duży tablet, bo de facto z takim mamy do czynienia) spisuje się poprawnie. Może momentami dość wolno, ale nie można narzekać na przycinki czy zawieszki oprogramowania.
Monitor z internetem łączy się bezprzewodowo, wykorzystując WiFi 6. Podczas testów połączenie było stabilne i bezproblemowe. W dodatku praktycznie wykorzystuje potencjał naszego łącza domowego. Nieźle.
To też dobry moment, by dodać, że – skoro mamy do czynienia z obracanym ekranem – treści dostosowują się automatycznie do tego, czy korzystamy z monitora poziomo czy pionowo. Jeśli zatem np. włączymy YouTube Shorts w poziomie i obrócimy ekran pionowo, treści automatycznie się dostosują do tego widoku. Fajna sprawa.
Wiecie już, że na krawędzi mamy miniHDMI i USB typu C. Czas na kilka słów na ich temat – skupię się na drugim z nich, bo zdecydowanie częściej go wykorzystuję. Po podłączeniu smartfona treści wyświetlają się w pionie, gdy monitor jest poziomo i w poprzek, gdy go obrócimy do pionu (gdzie logicznym wydawałoby się, że po obróceniu do pionu cały ekran będzie wypełniony tym, co widzimy na ekranie telefonu – niestety nie).
Wspominałam już, że aplikacje VoD odpalają się w dziwnie niskiej jakości. Po podłączeniu laptopa i odpaleniu danego programu, problem znika. Przy czym tu też jest jedno ale – przy dublowaniu ekranu na monitorze widoczne są paski po prawej i lewej stronie, natomiast przy wyświetlaniu tylko na ekranie zewnętrznym – już nie. Ciekawe.
Nie każdy monitor ma kamerkę do połączeń wideo, ale coraz częściej takowe się do tego typu sprzętu montuje. I tutaj być może Was zaskoczę, ale Titan Army V32D4U Pro ma… magnetyczną kamerkę. W dodatku można ją zamonotować zarówno w pozycji poziomej, jak i pionowej. Bajer.
Nie ukrywam, że rzadko sięgam po kamerkę (zwłaszcza w sypialni :P), ale testowo oczywiście zrobiłam dla Was kilka zdjęć, abyście mogli ocenić oferowaną jakość, z czego jedno załączam. Według mnie – jest po japońsku, czyli jako-tako. Spodziewałam się więcej po jednostce o rozdzielczości 8 Mpix.
Przy okazji dodam, że w rozmowach przydatne są oczywiście mikrofony oraz dwa 10-watowe głośniki. Swoją drogą, to chyba dobry moment, by ocenić to, jak grają.
Trzeba pochwalić producenta za umieszczenia głośników nie w ekranie, a w podstawie konstrukcji. Wydaje się, że moc głośników nie jest jakaś niezwykła, mówimy tu w końcu o dwóch głośnikach 10 W, ale w praktyce jest to bardzo mocne i naprawdę niezłej jakości audio. Bardzo dobrze sprawdza się do oglądania filmów, słuchania podcastów czy wideokonferencji, bo głównie do tego zostało to cudo stworzone.
Trochę gorzej będzie ze słuchaniem muzyki, bo co prawda głośniki te są głośne, na najwyższych ustawieniach nie trzeszczą, a nawet duża dawka basu się tu znajdzie, ale podstawa urządzenia ma tendencję do tworzenia delikatnej studni. Jeśli ktoś szuka świetnego audio, to to zdecydowanie nie jest najlepszy adres. Ale do podstawowych zastosowań jak najbardziej te wbudowane głośniki są spoko.
Na koniec dodam, że podobno monitor ten można wykorzystać jako biała tablica interaktywna, ale w żaden sposób nie udało mi się tego wymusić. Osobiście też nie ukrywam, że do niczego mi to nie było potrzebne, ale wyobrażam sobie, że może to być przydatna rzecz np. w szkole czy pracy – zwłaszcza, że ekran obsługuje aktywne rysiki.
Podsumowanie – jaki jest Titan Army V32D4U Pro?
Titan Army V32D4U Pro to urządzenie, dla którego można znaleźć ogrom zastosowań. Aktualnie stoi w sypialni, ale gdy wreszcie uda nam się skończyć remont, coś czuję, że może się okazać świetnym kompanem biegania na bieżni czy rodzinnych, wieczornych spotkań na tarasie (nie jest wodoszczelny ani odporny na niskie temperatury, żeby nie było, ale w dobrą pogodę coś czuję, że będzie przez nas w ten sposób wykorzystywany).
Super jest to, że ma wbudowany akumulator, przez co przez jakiś czas nie trzeba martwić się o zasilanie z gniazdka. Do tego regulacja wysokości, obrotu czy wreszcie nachylenia – super sprawa. A to, że wspiera przesyłanie treści bezprzewodowo, jak i ma HDMI i USB typu C do przesyłania multimediów przewodowo sprawia, że otrzymujemy sprzęt o naprawdę szerokim spektrum zastosowań.
Jasne, nie jest idealny – zwłaszcza dla kogoś, kto wymaga od tego typu sprzętu najwyższej jakości w aplikacjach VoD bez potrzeby najmniejszego kombinowania czy wyższej jasności maksymalnej. Nie ma też pilota do obsługi, co wymusza na nas korzystanie z dotykowego ekranu, przez co ciągle widoczne są odciski palców czy smugi. Ale – koniec końców – to naprawdę fajny monitor.
Fajny – i drogi – monitor. Mimo wszystko jednak sporo tańszy od Samsung The Sero, dla którego może stanowić pewnego rodzaju alternatywę.
Titan Army V32D4U kupicie w sklepie Geekbuying w cenie wynoszącej ok. 3800 złotych w dniu publikacji recenzji (to link afiliacyjny).
_
Monitor dostałam w barterze od sklepu Geekbuying, ale Pan Chińczyk nie miał wpływu na treść niniejszej recenzji ani tym bardziej nie miał wglądu w tekst przed jego publikacją