Samsung POWERBot VR7000 Star Wars – Imperium Kontratakuje… w sprzątającym wydaniu

Miłośników Gwiezdnych Wojen na świecie nie brakuje. Kolejne filmy udowadniają wciąż ogromny potencjał nieopowiedzianych jeszcze historii i są doskonałym dowodem, że dzieckiem można być w każdym wieku. A właśnie te najstarsze dzieci, dla niepoznaki zwane dorosłymi, bardzo chętnie kupują gadżety związane ze swoją ulubioną historią. A te, trzeba przyznać, stają się coraz bardziej interesujące. Jednym z nich jest odkurzać Samsunga – POWERBot VR700 Star Wars.  Gdy to piszę, przygląda mi się siedząca na głośniku maskotka Yody i kiwa głową potakująco. 

To są droidy, których szukacie

Seria odkurzaczy Samsunga POWERBot Star Wars składa się z dwóch modeli, zwanych po prostu Stormtrooper i Darth Vader. I to właśnie drugi z nich, bardziej rozbudowany, miałem okazję przetestować – trzeba przyznać, że w niezbyt łatwych warunkach. Mieszkanie w bloku, spora liczba sprzętów wolno stojących, dwa koty i bardzo energiczny czterolatek, który podczas zabawy potrafi stworzyć niemały bałagan. Ale z drugiej strony, co to byłby za test, gdyby był łatwy?

Ale zacznijmy od początku…

Imperium Kontratakuje

Garść danych technicznych:

Konstrukcja i jakość wykonania

Zestaw składa się z bazy, służącej do ładowania oraz właściwego robota sprzątającego. Wykończenie, jak przystało na Czarnego Lorda Sith, jest na wysoki połysk, w kolorze czerni i srebra. Jakość wykonania nie budzi wątpliwości – plastiki są bardzo porządne, dobrze spasowane i na pewno nic nie będzie skrzypiało. Na górnej powierzchni znalazło się miejsce dla sensora optycznego patrzącego w górę i służącego do orientacji w pomieszczeniu, głośnika efektowego (oddech, Marsz Imperialny – te sprawy…). Nie zabrakło także łatwo dostępnego zespołu cyklonu-zbiornika na zebrane śmieci, wraz z dodatkowym filtrem HEPA, chroniącym silnik oraz oczywiście dotykowego panelu sterowania. Drugi zespół sensorów ukryty jest za plastikową szybą z przodu urządzenia, a jego kąty widzenia dają możliwość wykrycia przeszkód w przedniej półsferze robota.

Oddaj się Ciemnej Stronie Mocy…

Od spodu widoczna jest duża, wymienna szczotka, para ogromnych zębatych gumowanych kół trakcyjnych i wysuwana uszczelka krawędziowa, ułatwiająca zbieranie zanieczyszczeń przy ścianach. Znalazło się tam też miejsce na akumulator i styki ładowania oraz sprzętowy włącznik zasilania robota.

Cała prawda o Czarnym Lordzie :)
Panel sterowania Lordem Vaderem – jak to brzmi :)

Lordzie Vader, to nieoczekiwana przyjemność

Aby uruchomić Vadera, należy znaleźć mu najpierw „komnatę medytacji”, czyli mniej więcej pustą przestrzeń (około 1,5 metra od najbliższej przeszkody), gdzie postawimy podłączoną do sieci stację ładowania. Później należy włączyć urządzenie i postawić je na ładowarce w celu naładowania akumulatora. Jeśli chcemy używać sprzętowego pilota do wydawania poleceń, to tu się kończą przygotowania. Jeśli planujemy kontrolowanie robota za pomocą aplikacji Samsung Connect, należy oczywiście pobrać ją na smartfona i skonfigurować za jej pomocą urządzenie, łącząc je z domową siecią WiFi. Nie obeszło się tu bez założenia konta u Samsunga i przypisania do niego urządzenia za pomocą kombinacji czynności wykonywanych ze smartfona i z pilota – był to efekt tego, że robot był przypisany już do konta wcześniejszego recenzenta i należało go przy okazji konfiguracji niejako od niego odpiąć.

Pilot Lorda Vadera zdecydowanie odbiega wyglądem i wykonaniem od Czarnego Lorda :)

Jeśli chodzi o WiFi, to pewną niedogodnością jest praca wyłącznie w paśmie 2,4 GHz – jestem w stanie zrozumieć taką decyzję, bo przeważnie zasięg w tym paśmie jest lepszy niż w paśmie 5 GHz, ale tak się składa, że mój router Funbox 3 akurat najsłabiej sobie radzi z 2,4 GHz i parokrotnie połączenie było zrywane. Dla mnie problem niewielki, bo mam osobny, porządny, dwupasmowy access point Asusa, większość użytkowników jednak takiej konfiguracji raczej nie będzie posiadać. Dlatego szkoda, że Samsung nie zdecydował się na dwupasmowe WiFi w swoim POWERBocie.

Po zakończeniu konfiguracji i naładowaniu, Lord Vader może ruszać do walki z Rebelią.

You Rebel Scum!

Niezależnie od sposobu wydawania imperialnych rozkazów Lordowi Sith, w końcu przychodzi moment, kiedy opuszcza on bezpieczną bazę i wyrusza na poszukiwanie rebelianckich szumowin (czyli śmieci). Przeszkadzać mu będą przeszkody nawigacyjne, bo galaktyka to nie poletko usłane różami, kosmiczne potwory, no i rebelianci. A bardziej serio, mieszkanie w bloku to nie jest wspaniała otwarta przestrzeń. Przedsiębiorczy czterolatek wraz z dwoma kotami potrafi zamienić podłogę w pobojowisko poznaczone porzuconymi zabawkami, klockami lego w roli min i innymi ruchomościami. Do tego dochodzą przeszkody stałe, meble i tak dalej. Wypuszczenie w to automatycznego odkurzacza wymaga mocnych nerwów, zwłaszcza, gdy robi się to po raz pierwszy. Jak więc Vader spisał się w praktyce?

Zaskakująco dobrze – zaczynając od tego, że młody, zafascynowany nową zabawką taty, za każdym razem sprzątał swoje bambetle, żeby robot miał gdzie jeździć – korzyść nie bez znaczenia. Koty wolały zaś obserwować intruza z bezpiecznej odległości – niestety, nie miałem okazji zaobserwować na żywo wykorzystania go w roli taksówki. Robot radził sobie zupełnie nieźle lawirując między nogami od stołu i krzeseł, wykrywanie przeszkód działało bardzo dobrze (z jednym wyjątkiem, o którym później), a algorytm radzenia sobie z problemami nawigacji wygląda na nieźle dopracowany. Efektem trudnych warunków była niewielka prędkość działania – kompletny cykl porządków był wykonywany „na trzy razy”, z przerwami na automatyczny powrót do stacji dokującej i ładowanie.

Sama skuteczność odkurzania okazała się zadowalająca – z podłogi robot zbierał, co było do zebrania i nie trzeba było do tego sięgać po maksymalną moc. Po wjechaniu na dywan albo po dotarciu do krawędzi moc była zwiększana do maksimum (przy krawędzi dodatkowo wysuwała się automatycznie przed szczotką specjalna osłona), także i tam po przejeździe odkurzacza pozostawała więc czysta powierzchnia. Nie radził sobie jedynie tam, gdzie nie mógł wjechać – często były to miejsca, gdzie i ręcznym odkurzaczem niełatwo się dostać. A wspominany wcześniej jeden przypadek, kiedy czujniki przeszkód zawiodły, to choinka. Robot uparcie usiłował jechać naprzód, ignorując stawiany przez stojak drzewka opór. Nie mam pojęcia, czy winny był plastik stojaka, czy coś innego, w każdym razie choinka omal nie runęła na ziemię.

Warto wspomnieć, że producent przewidział sytuację, że nie chcemy dopuścić, by robot gdzieś wjechał – dokupić można tzw. strażników, emitujący sygnał „zakazu wjazdu” na dany teren. Niestety, do testów takiego urządzenia nie otrzymałem, więc przyszło sobie radzić po swojemu, blokując drogę do choinki innymi sprzętami, przy których czujniki przeszkód działały prawidłowo.

Robot okazał swoją wielką przydatność w trybie zdalnego sterowania – korzystając z jego niewielkiej wysokości wpuściłem go w takie miejsce, do którego ręcznym odkurzaczem dostać się w ogóle nie można było, a klasyczny z rurą był bardzo niewygodny i wymagał poważnej gimnastyki. Świecąc latarką i korzystając z pilota (okazał się tu wygodniejszy niż aplikacja), skierowałem nastawionego na maksymalną moc robota na samo dno piekieł, by i tam posprzątał. I wiecie co? Dał sobie radę, choć jednocześnie ujawnił się pewien brak – otóż nie można wydać robotowi komendy cofnięcia się. Może jechać naprzód, skręcić w lewo lub w prawo bez mała w miejscu, ale nie można mu wrzucić wstecznego. Specjalnie później znalazłem taki zakamarek, gdzie można było wjechać, lecz w żaden sposób nie dało rady skręcić – skończyło się na awaryjnym wyłączeniu odkurzania i zgłoszeniu błędu. Trzeba było go „tymi ręcyma” wyjąć z zakamarka i skierować w dalszą drogę. Ciekawie wyglądał powrót do stacji ładowania. Vader sobie radził tym lepiej, im był bliżej stacji. Jeśli komendę powrotu wydałem w najdalszej części mieszkania (lub akurat tam akumulator spadł poniżej bezpiecznego poziomu), robot dość losowo szukał drogi, momentami całkowicie błądząc i jadąc w przeciwnym kierunku – w efekcie odnalezienie ładowarki potrafiło zająć mu nawet kilkanaście minut.

Syn obserwuje jak Darth Vader rusza gromić Rebelię :)

Werdykt

Jak ocenić POWERBota po dwóch tygodniach używania? Z jednej strony spisał się lepiej, niż się spodziewałem, gdy go rozpakowywałem i przygotowywałem do pracy. Rozwiał wiele wątpliwości, co do swojej skuteczności i użyteczności. Przekonał mnie, że robot sprzątający ma sens. Z drugiej strony, mam wrażenie, że to jest jednak sprzęt, który lepiej się będzie „czuł” w dużym salonie, może w biurze niż w typowym mieszkaniu w bloku. Jako fanowi Gwiezdnych Wojen bardzo podoba mi się pomysł uczynienia ze sprzętu AGD gadżetu związanego z Sagą. Efekty specjalne dostarczały mi (i synowi, którego w ogóle fascynuje elektroniczny sprzęt domowy) sporo frajdy, a możliwość zrzucenia na robota czynności, których serdecznie nie cierpię, okazała się prawdziwą rewelacją – siłą rzeczy moja ocena końcowa będzie więc wysoka. Natomiast każdy czytelnik powinien pamiętać, że ostatecznie użyteczność POWERBota silnie zależy od warunków, w których miałby pracować, należy więc moją recenzję odnieść do własnych planów względem robota. Mogę bez problemu wymyślić sytuację, kiedy robot spisze się jeszcze lepiej i również bez problemu taką, że się w ogóle nie spisze.

Nie wiem, czy w bliskiej przyszłości sam zdecydowałbym się na taki zakup do swojego domu, ale przygotowując sprzęt do odesłania wiem jedno – będzie mi bardzo brakować szwendającego się po mieszkaniu miniaturowego Lorda Sith.

zdjęcia: Samsung, własne

Samsung POWERBot VR7000 Star Wars – Imperium Kontratakuje… w sprzątającym wydaniu
Zalety
Lord Vader!
Skuteczny jako odkurzacz, mimo trudnych warunków
Gra Marsza Imperialnego, dyszy i w ogóle budzi postrach Rebelii :)
Aplikacja Samsung Connect wyświetla powiadomienie, jeśli robot napotka na problem
Sterowanie z aplikacji możliwe również zdalnie.
Wady
Brak możliwości wycofania się robota z zakamarków gdzie niemożliwy jest obrót w miejscu (generuje błąd)
WiFi tylko 2,4 GHz
Niestety nie potrafi zmywać naczyń... ;-)
9
OCENA
Exit mobile version