Microsoft jest dość specyficznym producentem sprzętu na tle innych, ze względu na to, że przez lata nie skupiał się na konstruowaniu komputerów, a na tworzeniu oprogramowania na nie. Od 2012 roku możemy jednak przyglądać się rozwojowi linii Surface, której celem było prezentowanie zalet systemu Windows za pomocą sprzętu wysokiej klasy. 2 października 2018 roku firma pokazała światu szóstą iterację swojego pokazowej hybrydy, którą teraz przyszło mi testować. Zapraszam na recenzję Surface Pro 6.
Specyfikacja Surface Pro 6
- Ekran: PixelSense 12.3 cala, o proporcjach 3:2 i rozdzielczości 2736×1824 pikseli, 100% sRGB, dostarczany przez LG
- Procesor:
Intel Core i5-8250U 4C/8T, 1.6-3.4GHz, 6MB L3, 14nm, 15W
lub
Intel Core i7-8650U 4C/8T, 1.9-4.2GHz, 8MB L3, 14nm, 15W - Grafika: Intel UHD Graphics 620 (24 EUs, 300-1150 MHz)
- Pamięć RAM: 8 GB lub 16 GB Dual-Channel LPDDR3
- Dysk: SSD na PCIe 3.0 x2 o pojemności (w zależności od wersji): 128 GB, 256 GB, 512 GB, 1 TB
- Łączność: Marvell AVASTAR Wi-Fi 802.11ac, 2×2:2, 866 Mpbs Max, 2.4 i 5 GHz,
Bluetooth 4.1 - Audio: głośniki stereo 1.6 W, Dolby Audio Premium, gniazdo słuchawkowe
- Aparaty: tylny 8 Mpix z autofocusem, przedni 5 Mpix
- Porty: USB 3.0, Mini DisplayPort 1.2, czytnik kart microSD, Surface Connect
- Bateria: 45 Wh, adapter 44 W
- Wymiary: 292 x 201 x 8.5 mm
- Waga: 770 g/784 g
- Opcjonalne akcesoria: Surface Pen, Surface Dial, klawiatura Type Cover (sprzedawane osobno)
Cena wersji podstawowej – 4499 zł. Cena wersji recenzowanej (z dyskiem 256 GB) – 5699 zł.
Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że Microsoft drepcze w miejscu, jeśli chodzi o wygląd urządzeń z linii Surface Pro. W końcu od trzeciej generacji tych urządzeń największe zmiany zaszły nie tyle w stylistyce, co bardziej w akcesoriach (klawiaturze czy rysiku) oraz mechanizmie zawiasowym stopki, zintegrowanej z obudową tabletu. W Surface Pro 4 powiększono ekran o 0,3 cala względem poprzedniej generacji i usunięto dotykowy przycisk Windowsa, widziany w Surface Pro 3. Reszta działa się „pod powierzchnią” (doceńcie ten suchy żart), a więc w kwestii podzespołów. Zmieniały się też generacje stosowanych procesorów, by w Surface Pro 2017 ostatecznie rozwiązać problemy z zarządzaniem energią, co było niegdyś bolączką urządzeń działających na procesorach Intela z architekturą Skylake.
Microsoft podjął w tym modelu kilka zastanawiających decyzji. Najbardziej dają do myślenia modyfikacje sprzętowe względem Surface Pro z 2017 roku. Związane są na przykład z wykorzystaniem nowych, czterordzeniowych chipów Kaby Lake. Przynoszą one pewien wzrost wydajności. Nie sparowano ich jednak z lepszą grafiką Intel Iris Plus Graphics 640, którą można było swego czasu kupić w Surface Pro 2017 w edycji z procesorem Core i7. Miała ona dwa razy więcej jednostek wykonawczych w porównaniu ze standardową UHD Graphics 620, a także dysponowała 64 MB pamięci eDRAM, co przydawało się w grach. Do tego nie zmieniła się przekątna ekranu czy rozdzielczość wyświetlanego obrazu. Od dłuższego czasu Microsoft korzysta też z tej samej karty sieciowej, której przydałoby się lekkie odświeżenie.
Najbardziej dziwi jednak brak portu USB typu C, który pojawił się już przecież w małym Surface Go czy Surface Booku 2. Zamiast tego zespół konstruktorów zdecydował zachować mini DisplayPort, jak za „starych, dobrych czasów”.
Testowałem wersję z procesorem Intel Core i5 i pamięcią 256 GB, i właśnie tą się teraz zajmiemy.
Wygląd bez zaskoczenia
Projekt urządzeń Surface Pro stał się kultowy i trudno wymagać od Microsoftu jakiejś wielkiej rewolucji. Oczywiście wszyscy z radością przyjęliby większy ekran w tej samej obudowie, ale na ten moment producent nie pokusił się o zmianę w tym względzie. Surface Pro 6 zachowuje więc ogólne zasady bryły znanej od lat. To nadal zwarte, dobrze wyglądające unibody o wymiarach identycznych z Surface Pro 2017.
Najbardziej rzucającą się w oczy zmianą jest nowy czarny kolor obudowy. Anodowane aluminium wygląda efektownie, zwłaszcza z tyłu, gdzie błyszczące logo Microsoftu ładnie kontrastuje z resztą matowanej powierzchni. Egzemplarz testowy ujawnił jednak przy okazji mankament takiej wersji kolorystycznej. Ewentualne rysy czy punktowe uszkodzenia są od razu widoczne. Jestem pewien, że nie będą tak rzucać się w oczy na obudowie z platynowym kolorem.
Nad ekranem znajdujemy aparat 5 Mpix, który dobrze sprawdza się w roli kamerki do wideorozmów i przydaje się podczas logowania za pomocą Windows Hello. Z tyłu mamy aparat 8 Mpix z autofokusem, którego można użyć do fotografowania dokumentów.
Waga urządzenia nie uległa zmianie od poprzedniej generacji – mamy tu 770 gramów, i 784 gramy w wypadku wersji z Intel Core i7 (ze względu na ciężar wentylatora). Będąc tak kompaktowym sprzętem, Surface Pro świetnie nadaje się do pracy w podróży. Ulepszone zawiasy w podtrzymującej tablet stopce umożliwiają ustawienie go w trybie studia lub innym, komfortowym dla nas, a przede wszystkim – dającym poczucie pewności, że nie złoży się on nam niespodziewanie, na przykład podczas pracy na kolanach.
Ekran to klasa sama w sobie
Microsoft jest podobno, poza Apple, jedynym producentem komputerów na świecie, który przykłada wagę do kalibracji każdego produktu z ekranem w swojej ofercie. Z tego też powodu, odwzorowanie kolorów w urządzeniach z linii Surface, jest zwykle niemal doskonałe. Ale wyświetlacz to nie tylko dokładne kolory, ale także rozdzielczość na tyle wysoka, by nie były dostrzegalne postrzępione krawędzie obiektów. Producent zachował tę samą gęstość pikseli, co w Surface Pro 2017, a więc 267 pikseli na cal, przy tej samej rozdzielczości 2736 x 1824 pikseli na ekranie o przekątnej 12,3 cala. Dla większości ludzi, w tym dla mnie, to w zupełności wystarczający wynik.
Inną kluczową sprawą jest współczynnik kontrastu. Pod tym względem linia Surface Pro nigdy nie była liderem i pozostawała nieco w tyle za urządzeniami z najlepszymi panelami w branży, w tym za kolegą z własnego podwórka, Surface Bookiem. W Centrum akcji Windows 10 można natrafić na włączony domyślnie tryb „ulepszonego sRGB”. Jego zadaniem jest lekkie zdynamizowanie standardowego schematu kolorów sRGB, który może być dla niektórych użytkowników zbyt stonowany. Odcienie skóry nie są podbijane, więc profil ten nie robi „krzywdy” zdjęciom portretowym czy dermatologicznym przybliżeniom twarzy na filmach, a ci, którzy chcą koniecznie patrzeć na świat w czystym sRGB, mogą sobie go wywołać za pomocą jednego przycisku. W Surface Pro 6 współczynnik kontrastu stoi na solidnym (lepszym niż w SP 2017) poziomie 1500:1.
Maksymalna jasność to ponad 400 nitów. W efekcie ekran Surface’a Pro potrafi „wypalić” nieco gałki oczne, kiedy jasność manualnie ustawimy na 100%, a przeglądamy internet ciemną nocą. Czujnik natężenia światła, jeśli tylko jest włączony, nie pozwala na takie przypadki, i zwykle sprawdza się w tej roli bardzo dobrze. Nawet przy dość szybkich zmianach nasłonecznienia, nie wariował i dobierał dobre poziomy podświetlenia.
Podczas pracy w pełnym słońcu oczywiście nawet tak dobrze doświetlony panel będzie wypadał blado, a sprawy nie ułatwia pokrywa ekranu typu glare. Odbicia potrafią wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej wytrwałego zwolennika pracy na świeżym powietrzu, ale wystarczy skryć się gdzieś pod parasol lub po prostu poczekać, aż słońce zasłoni chmurka, by nie mieć większych problemów z dostrzeżeniem tego, co dzieje się na ekranie.
Minimalne podświetlenie to 5 nitów, co nadaje się do zapoznawania się z treściami nawet ciemną nocą. W takich warunkach, gdy rozkazałem ekranowi Surface Pro 6 wyświetlenie czerni, dostrzegłem niewielki wyciek światła w lewym dolnym rogu panelu, ale jest on dostrzegalny tylko w tych okolicznościach, więc raczej bym nie dramatyzował. Nie zdawałem sobie sprawy z jego istnienia aż do tego momentu, więc jeśli ktoś nie planuje oglądania po nocach wszystkich odcieni czerni, to nawet nie zwróci na to uwagi – oczywiście o ile będzie to sprawa powtarzalna w innych urządzeniach, bo równie dobrze mogła to być minibolączka tylko mojego egzemplarza.
Ogólnie rzecz biorąc, wyświetlacz zbliżający się do 100% pokrycia panelu barw sRGB, jest jednym z najlepszych w swojej kategorii. Dokładne kolory i wysoki kontrast sprawiają, że praca na Surface Pro 6 to przyjemność, bo praktycznie każdy obraz wysokiej jakości na nim wyświetlany, wygląda naprawdę na… obraz wysokiej jakości. Oczywiście przy tego typu sprzętach trudno o wsparcie dla HDR, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby Microsoft wprowadził go do Surface Pro w tym roku. Odbiłoby się to pewnie mocno na żywotności baterii, więc producent musiałby dobrze tę kwestię przemyśleć.
Akcesoria z najwyższej półki, ale nie za darmo
W roku wydania Surface Pro 6 nie uległa zmianie również linia akcesoriów do hybrydy Microsoftu. Jest więc klawiatura Type Cover, rysik Surface Pen albo wihajster zwany Surface Dial, który jest fajnym dodatkiem do Surface Studio, choć nie wyobrażam sobie jego używania z 12-calowym tabletem.
Surface Pro 6 działa na pełnym Windowsie 10, więc siłą rzeczy wiele programów obsługiwanych jest za pomocą klawiatury. Jej dokupienie uważam za absolutny mus, bo korzystanie z klawiatury ekranowej podczas codziennych operacji męczy dłonie i szarpie nerwy. Bywa, że nie potrafi automatycznie się uruchomić po tapnięciu w pole tekstowe, ale należy to zrzucić na karb oprogramowania, a nie samego sprzętu.
Standardowa klawiatura Type Cover kosztuje 535 zł i jest w kolorze czarnym. Jeśli wolimy zapłacić za nieco wyższy komfort użytkowania, można dopłacić do wersji Signature, która ma obicie z alcantary. Tę można już dostać w edycji platynowej, kobaltowej, bordowej i czarnej za prawie 640 zł.
Pisanie na klawiaturze Type Cover jest wygodne, jak na tego typu akcesorium. Okładka w żadnym miejscu nie sprawia wrażenia zbyt miękkiej ani nie ugina się pod naporem nadgarstków, które na niej spoczywają. Klawisze rozciągają się niemal od krawędzi do krawędzi, dzięki czemu przynajmniej wizualnie nie mamy odczucia, że przestrzeń robocza jest niepotrzebnie ściśnięta. Ich wielkość jest wystarczająca, by łatwo w nie trafiać. Każdy wciska się z wyraźnym oporem, by chwilę później ustąpić i po odbyciu podróży rzędu 1,3 mm, dobić do podstawy z satysfakcjonującym stuknięciem. Pod tym względem niewiele zmieniło się od klawiatur używanych od czasów Surface Pro 4. Surface Pro 3 (którego nie mogę „dojechać”) miał inny Type Cover, z głośniejszymi, bardziej płaskimi i chybotliwymi klawiszami. Podświetlanie jest aż pięciostopniowe i równomierne, zapewniając komfortową pracę wieczorami i tam, gdzie jest mało światła.
Szklany gładzik jest wystarczająco duży i oferuje bardzo dobry komfort użytkowania. Osobiście przesunąłbym go odrobinę w lewo, bo został wyśrodkowany względem krawędzi okładki, a nie względem klawisza spacji. Nie mogłem się przyzwyczaić do tego ustawienia, i nawet w drugim tygodniu użytkowania sprzętu bywało, że niechcący „smyrnąłem” sobie po gładziku podczas edycji tekstu, zmieniając pozycję kursora. Wiem jednocześnie, że jest to typowa preferencja osobista, bo od czwartej generacji Surface Pro pozycja gładzika jest praktycznie taka sama, a wycentrowanie go względem klawisza spacji wystąpiło ostatnio tylko w małym Surface Go.
Innym wartym wspomnienia akcesorium jest pióro Surface Pen, które na przestrzeni lat uległo bardziej zauważalnym zmianom. Największe spotkały je w 2017 roku. Wtedy to zwiększono czułość rysika na nacisk i zaczął on wykrywać własne nachylenie względem powierzchni ekranu, zachowując tradycyjne już opcje wymiennych końcówek. W 2018 roku pióro pozostało niezmienione, dorzucono tylko nowe wersje kolorystyczne, bardziej zgrywające się z barwami klawiatur Type Cover.
Port SurfaceConnect, używany najczęściej do ładowania tabletu za pomocą specyficznego magnetycznego kabla, umożliwia także umieszczenie tabletu w stacji dokującej, skąd mamy wyjścia audio-wideo w postaci dwóch gniazd DisplayPort, gniazdo Gigabit Ethernet, cztery gniazda USB 3.0 i port słuchawkowy. Minusem stacji dokującej jest to, że oba DisplayPorty zasilane są z pojedynczego wyjścia UHD z 60 Hz, więc jeśli zdecydujemy się podłączyć do nich dwa wyświetlacze UHD, to każdy z monitorów zatrzyma się na odświeżaniu obrazu w 30 Hz.
Jak na ironię, Microsoft sprzedaje także adapter SurfaceConnect-USB typu C. Wydawałoby się, że jest to idealne rozwiązanie dla tych, którym brakuje portu USB-C w Surface Pro 6, ale gdzie tam. Przecież przejściówka ma takie same ograniczenia jak sam port wyjściowy. Szkoda, że Microsoft nie wyposażył Surface Pro 6 w USB typu C. W sumie nie wiadomo, dlaczego.
Spis treści:
1. Wzornictwo i jakość wykonania. Ekran. Akcesoria.
2. Wydajność. Grafika. Bateria. Łączność i multimedia. Podsumowanie
Wydajność bez jęku wentylatora
Chwilę to trwało, zanim Microsoft wprowadził swoją pierwszą hybrydę z czterordzeniowym procesorem Intel Core 8. generacji. Odświeżone chipy Kaby Lake były już obecne na rynku od jakiegoś czasu, ale dzięki temu Microsoft nie sparzył się na ewentualnych problemach, jakie mogłyby wyniknąć z traktowania tabletów Surface Pro jako platformy testowej dla procesorów nowego typu. Co prawda Intel pokazał niedawno najnowsze układy o architekturze Whisky Lake, ale między 8. a 9. generacją nie ma tylu różnic, co między 7. a 8. W Surface Pro 6 znajdziemy więc dwa typy procesorów – Core i5-8250U oraz Core i7-8650U, i oba to Kaby Lake.
Maksymalna obsługiwana pamięć RAM kończy się na 16 GB i są to wciąż kości LPDDR3, które zwyczajowo występują w komputerach z niskonapięciowymi procesorami. Intel nie wrzucił jeszcze obsługi LPDD4 do żadnej konfiguracji z wyjątkiem komputerów opartych na ekonomicznych układach Intel Atom z linii Gemini Lake.
Kultura pracy Surface Pro 6 jest wysoka, również biorąc pod uwagę fakt, że ewentualne obciążenie nie jest sygnalizowane przez jakikolwiek wentylator. Począwszy od Surface Pro 2017, Microsoft zdecydował się na usunięcie wiatraczka z wersji z Intel Core i5, a testowany przeze mnie model kontynuuje tę krótką tradycję.
Wyniki benchmarków przeklejam Wam poniżej. Nie mam porównania z Surfacem Pro z 2017 roku, ale krótki rzut okiem na tabelki dotyczące wydajności tego modelu, każą sądzić, że o ile podczas typowej pracy różnica między nowym przedstawicielem tej linii nie jest znacząca, tak na przykład w testach wielu rdzeni mają już spore znaczenie. Dwa dodatkowe rdzenie i cztery wątki w Kaby Lake Refresh, wykazują już o 66% wyższą wydajność niż Core i7-7660U w ubiegłorocznym Surface Pro.
Nie da się tego odczuć podczas typowej pracy biurowej, ale takie zabawy jak utrzymywanie wiecznie otwartych kilkunastu kart w Chrome czy podstawowa obróbka zdjęć, nie robią na Surface Pro 6 większego wrażenia. Swobodnie zmontujemy na nim film w Full HD, choć trzeba zaznaczyć, że dwunastocalowy ekran, niezależnie od producenta sprzętu, nie jest najbardziej szczęśliwym z wyborów, jeśli chodzi o takie precyzyjne zadania.
Podobnie jak w swoim poprzedniku, w Surface Pro 6 znajdziemy dysk SSD BGA, co oznacza, że jest bezpośrednio przylutowany do płyty głównej. Oszczędza to miejsce, a także kilka gramów wagi w porównaniu z wersjami z dyskami M.2. Jednostka 256 GB zintegrowana w egzemplarzu testowym nie wybijała się specjalnie w wartościach odczytu/zapisu, co możecie zobaczyć w wynikach CrystalDisk Mark. To dysk od Samsunga, ale z tego, co mi wiadomo, przynajmniej w wersji z 256 GB, montowane są także podzespoły innego producenta.
Grafika
Zarówno wersje z procesorami Core i5, jak i Core i7, wyposażone są w zintegrowany układ graficzny Intel UHD 620. Niby jest to krok w tył względem grafiki Intel Iris, oferowanej razem z Surface Pro 2017 w edycji z Core i7, ale możliwości samego układu to jedno, a ich wykorzystanie z innym typem procesora to drugie. Dodatkowe jednostki wykonawcze i eDRAM były przydatne, ale – jak donoszą inne redakcje – na przykład w grze DOTA 2, Surface Pro 6 mimo słabszej grafiki, radzi sobie lepiej w rozdzielczości 1920×1080 niż tak wyczekiwany przez niektórych Intel Iris. W tym wypadku najsłabszym ogniwem w Surface Pro 2017 okazywał się procesor, który po prostu nie pozwalał grafice pokazać wszystkiego, na co ją było stać.
Wyniki z 3DMarka, dotyczące testowanej wersji z Core i5, macie poniżej.
Jak hybryda Microsoftu radzi sobie z nowszymi grami?
- Battlefield 1 – w miarę stałe 30 kl./s w najniższej rozdzielczości 1024 x 768 pikseli
- Mass Effect Andromenda – rzadko kiedy osiąga 30 kl./s, nawet przy najniższej rozdzielczości, nieustanne „chrupanie”, zero przyjemności z rozgrywki
Po godzinie takiej gry pozostaje nam jeszcze 60% baterii, także spokojnie można liczyć na półtoragodzinne sesje. Ogólnie Intel HD UHD 620 nie boi się trochę starszych gier, także jeśli głównym przeznaczeniem hybrydy będzie praca biurowa, ale będziemy chcieli zapoznać się z kilkuletnimi klasykami, nie powinno być z tym problemu. DIRT 2, po odpowiednim dostosowaniu ustawień, działał bardzo przyjemnie.
Bateria lepsza niż w starszych modelach
Ucieszyła mnie wieść, że pod względem baterii, nowe Surface’y Pro kontynuują dobrą passę swoich poprzedników, którzy poprzeczkę wytrzymałości baterii zawiesiły nieco wyżej. Pod tym względem nie ma żadnego objawienia – Surface Pro 6 trzyma ten sam, dobry poziom. Oczywiście odstaje on od obietnic producenta, do czego podczas testowania sprzętów w typowych warunkach użytkowania zdążyłem się już przyzwyczaić.
Różne, acz powtarzalne scenariusze użycia i czasy działania przedstawiały się więc u mnie następująco:
- 6 h (jasność 50%, ciągłe przeglądanie Web + Spotify)
- 5,5 h (jasność 75%, 1h 45 min Skype, ciągłe przeglądanie Web)
- 7 h (przeglądanie Web, z czego 3 godziny samego odtwarzania Spotify)
- 5,5 h (1 h gry + 2,5 h przeglądania stron WWW + 2 h YouTube)
Na „jednej baterii” bezstresowo obejrzymy sobie film trwający dwie godziny, wymagający ciągłego zasysania danych ze streamingu z serwisu VoD. Energii nie powinno zabraknąć nawet na obejrzenie scen końcowych w większości produkcji Marvela. Inaczej rzecz się ma z odtwarzaniem wideo stacjonarnie. W takim trybie można wycisnąć z baterii ostatnie soki, nadrabiając zaległości kinowe przez bite 13 godzin. Jednak w dobie Netfliksa i mu podobnych, niewiele osób decyduje się na taki tryb działania.
Zastanawia mnie, jak przy akumulatorze Surfece Pro 6 ktoś mógł dobić do 9 godzin działania przy realnej pracy, ale zakładam, że jest to możliwe podczas przebywana offline, bez łączenia się z internetem i obciążania procesora oraz pamięci poważniejszymi obliczeniami. W trybie pracy obejmującym ciągłe operowanie na kilkunastu odświeżających się zakładkach w Chrome taki wynik jest nie do osiągnięcia. Trzeba by spróbować pracy na Edge (który jest podobno lepiej zoptymalizowany pod względem wydajności energetycznej) i/lub zrezygnować silniejszego podświetlenia ekranu, które osobiście lubię.
Ogólnie rzecz biorąc jednak, średnie czasy pracy Surface’a Pro 6 na tle Surface Pro 4 są znakomite (głównie dzięki różnicy pojemności baterii – 39 Wh kontra 45 Wh), i nieco lepsze niż w Surface Pro 2017. Jeśli więc komuś odpowiadały one w tamtych urządzeniach, to i na ubiegłorocznym modelu się nie zawiedzie. 45 Wh to wciąż znacznie mniej niż w typowym ultrabooku (gdzie zwyczajowo lądują baterie 60 Wh), ale na tle poprzedników, możemy mówić o Surface Pro o najlepszym czasie działania w historii serii.
Czas ładowania baterii to nieco więcej niż 2,5 godziny. Warto nadmienić, że do pudełka z Surface Pro 6 dodawany jest praktyczny adapter, który ma w sobie pełnowymiarowe gniazdo USB. Przydaje się do doładowania telefonu lub powerbanku.
Nieźle się łączy i dobrze brzmi
Nie mogę w żaden sposób narzekać na jakość połączeń Wi-Fi czy Bluetooth w hybrydzie Microsoftu. Odnotowuję jednak, że producent od dłuższego czasu korzysta z anten Marvell AVASTAR Surface’ach Pro, które odstają możliwościami od sprzętowych systemów łączności bezprzewodowej, corocznie przecież aktualizowanych przez Intela.
Głośniki w urządzeniu 2 w 1 skierowane są do przodu i kompletnie nie wyróżniają się z czarnych ramek ekranu, w których są osadzone. Niczego tu nie zmieniono od czasu Surface’a Pro 2017 – to wciąż te same 1,6-watowe emitery dźwięku, wspierane przez system Dolby Audio Premium. Wydają się być całkowicie wystarczające do zadań, które zwykle powierzamy tabletom. Da się swobodnie pozostawić hybrydę w jednym pomieszczeniu, puścić muzykę, i wyjść do drugiego, a wciąż będziemy wiedzieć, „co jest grane”. Przy prawie 75 decybelach opuszczających maskownice głośników można się było tego spodziewać. Siedząc przed ekranem komputera, maksymalna głośność zapewni nam stały dopływ około 50 decybeli. To w zupełności wystarczy, by obejrzeć film czy przeglądać YouTube’a. W razie czego, zawsze można skorzystać z ulubionych słuchawek.
Port słuchawkowy w takiej sytuacji jest nieoceniony. Nie gra jakoś ponadprzeciętnie głośno i czysto, ale doceniam jego obecność i zadowalającą jakość przekazywanego dźwięku.
Podsumowanie
Bezsprzecznie mamy do czynienia z najlepszym Surface Pro w historii Microsoftu. To w mojej opinii jednocześnie najbardziej kompletnie urządzenie 2 w 1, jakie obecnie można dostać na rynku, jakością i możliwościami ustępujące jedynie Surface Bookowi. Nie oznacza to jednak, że nie ma żadnych niedociągnięć i że oto premiera Surface’a Pro 6 była najlepszym, co mogło się przydarzyć technologicznemu światu w ubiegłym roku. Microsoft dozuje nowości w tej linii bardzo oszczędnie. Na tyle oszczędnie, że nie dostaliśmy urządzenia z USB typu C, co uważam za pomyłkę.
W konsekwencji, zamiast portu nowej generacji, dostajemy Mini DisplayPort, co trudno w jakiś logiczny sposób wytłumaczyć. Innymi pomniejszymi rzeczami, których można by się na siłę czepiać, jest zastosowanie nieco leciwego już modułu Wi-Fi, który po raz pierwszy został zamontowany w Surface Pro 3 czy też obudowa, która w kolorze czarnym, niestety, ale będzie zbierać widoczne rysy.
Gdyby nie nowy procesor Intela 8. generacji, zmiany w serii można by uznać za kosmetyczne. W efekcie, osoba, która obecnie jest w posiadaniu Surface’a Pro 2017, nie za bardzo poczuje potrzebę zaopatrywania się w nowy model. Inaczej rzecz się ma z tymi, którzy chcieliby upgrade’ować swój sprzęt z któregoś ze starszych modeli. Pewien skok wydajności, i przede wszystkim różnica w czasie działania, powinna być widoczna już wobec Surface Pro 4, nie wspominając o Surface Pro 3. Siła cech pozytywnych jest przejmująco wielka, bo mamy tu przecież sprzęt z bardzo dobrym ekranem, nienaganną konstrukcją i o kapitalnej wręcz kulturze pracy, którą zawdzięczamy brakiem aktywnego systemu chłodzącego.
Microsoft przyzwyczaił nas już jednak do tego, że za urządzenie klasy premium każe sobie płacić jak za… urządzenie klasy premium. I tak, za podstawową wersję Surface Pro 6 ze 128 GB pamięci wewnętrznej przyjdzie nam zapłacić 4499 zł. Ale trzeba do tego doliczyć klawiaturę Type Cover, bez której – jak dla mnie – posiadanie Surface Pro ma niewielki sens. A taka kosztuje przynajmniej 535 zł. W ten sposób koszt laptopa wzrasta do 5034 zł. Chcąc zabawić się piórem Surface Pen, musimy przygotować się na prawie 400 zł odpływu gotówki. Ze łzami w oczach będziemy mogli wybrać sobie jego kolor.
Nie zrozumcie mnie źle – to dużo. I wciąż uważam, że Surface’y Pro powinny być od początku sprzedawane wraz z klawiaturą. Jednak gdybym dysponował wystarczająco zasobnym portfelem, nie zawahałbym się wydać pieniędzy na Surface Pro 6. W komplecie z klawiaturą i rysikiem, ten sprzęt jest po prostu nie do pobicia.
Spis treści:
1. Wzornictwo i jakość wykonania. Ekran. Akcesoria.
2. Wydajność. Grafika. Bateria. Łączność i multimedia. Podsumowanie