Recenzja OnePlus 5 – dajcie już spokój z tym „zabójcą flagowców”

Odnoszę wrażenie, że na temat smartfona OnePlus 5 powiedziano i napisano już dosłowne wszystko. Nie przeszkadza mi to jednak w tym, by podzielić się z Wami moją opinią na temat tego produktu. Niezaprzeczalnym faktem jest, że korzysta się z niego naprawdę przyjemnie. Ale czy to wystarczy, by wciąż nazywać go „zabójcą flagowców”?

Na początek jednak szybki rzut oka na parametry techniczne OnePlus 5, bo bez tego obyć się nie może:

  • wyświetlacz Optic AMOLED 5,5″ 1920 x 1080 pikseli, Gorilla Glass 5,
  • ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 835 z Adreno 540,
  • 6 GB RAM,
  • 64 GB pamięci wewnętrznej,
  • Oxygen OS bazujący na Androidzie 7.1.1 Nougat,
  • aparat 16 Mpix f/1.7 (Sony IMX398) + teleobiektyw 20 Mpix f/2.6 (Sony IMX350)
  • kamerka 16 Mpix f/2.0 (Sony IMX371),
  • dual SIM,
  • LTE,
  • WiFi 802.11 a/b/g/n/ac 2,4&5 GHz,
  • GPS / Glonass,
  • NFC,
  • Bluetooth 5.0,
  • czytnik linii papilarnych,
  • 3.5 mm jack audio,
  • port USB typu C,
  • akumulator o pojemności 3300 mAh,
  • wymiary: 154,2 x 74,1 x 7,25 mm,
  • waga: 153 g.

Cena w momencie publikacji: 499 euro (559 euro za wersję 8 GB / 128 GB)

Wideorecenzja OnePlusa 5:

Wzornictwo, jakość wykonania

Wszyscy pisząc o wyglądzie OnePlusa 5 wspominają o iPhonie 7 Plus. Ja niestety oryginalna nie będę i również stwierdzę, że patrząc na oba urządzenia można dostrzec porażające podobieństwo – gdyby zamiast logo OnePlusa było Jabłko… Ale zostawmy to z boku. Bo wzornictwo „piątki”, w mojej opinii, tak czy inaczej może się podobać. Wszystko za sprawą tego, że mamy do czynienia z matową obudową, która nie błyszczy się jak wiadomo komu wiadomo co… W mojej wersji kolorystycznej bardzo ciekawie komponuje się obudowa w kolorze ciemnoszarym z czarnymi wstawkami – liniami antenowymi, dzięki czemu całość – choć dość mocno minimalistyczna – cieszy oko. Obudowa jest podatna na zbieranie odcisków palców, na szczęście jednak bardzo łatwo jest je z niej usunąć. Z rysowaniem się obudowy jest dużo lepiej – gdyby nie nieszczęśliwy wypadek, w dalszym ciągu mój egzemplarz byłby nieskazitelny (niestety, w samochodzie wpadł w szczelinę obok fotela kierowcy i zdarzyło mu się zebrać małą ryskę). Na minus wystający z obudowy obiektyw aparatu (a właściwie dwa, bo mamy tu przecież teleobiektyw), który dodatkowo umieszczony jest w rogu, przez co trzeba się pilnować, by przypadkiem nie zasłonić go palcem.

Można się również przyczepić, że jak na flagowca, OnePlus 5 ma relatywnie szerokie ramki wokół ekranu. Biorąc pod uwagę, że 5,5-calowy wyświetlacz do najmniejszych nie należy, gdyby były one nieco węższe, fizyczne wymiary również by uległy zmniejszeniu. Mimo wszystko jednak korzystanie z telefonu jedną ręką jest możliwe, choć nie powiedziałabym, że jakoś szczególnie komfortowe – dosięgnięcie górnego rzędu ikon bez manewrowania telefonem w dłoni jest awykonalne. Na szczęście samą belkę systemową można ściągnąć z góry przesuwając palec po ekranie w dół na dowolnej wysokości, co znacznie ułatwia korzystanie z niego.

Rozmieszczenie portów, złączy i przycisków jest raczej standardowe. Na prawym boku znajdziemy szufladę skrywającą w sobie dwa sloty kart nanoSIM oraz nieco niżej włącznik (dość głośny i słabo wyrobiony, początkowo dość trudno „chodził”). Na lewym boku z kolei umieszczone zostały przyciski do regulacji głośności oraz, powyżej, dodatkowy przycisk fizyczny, znany też z iPhone’a – do zmiany trybów dźwięku (są trzy stopnie: normalny, cichy i nie przeszkadzać). Idąc dalej – górna krawędź nie została zagospodarowana, natomiast dolna skrywa w sobie: 3.5 mm jacka audio, port USB typu C oraz głośnik mono.

Z przodu, nad ekranem znajdziemy czujnik światła, głośnik do połączeń telefonicznych, obiektyw kamerki przedniej oraz, dość niewielką i czasem słabo widoczną, diodę powiadomień. Pod ekranem umieszczono natomiast czytnik linii papilarnych oraz dwa pojemnościowe, podświetlane przyciski – wstecz i ostatnie aplikacje. Co istotne, można przypisać do nich dodatkowe funkcje w zależności od tego, czy dłużej je przytrzymamy, czy dwukrotnie tapniemy.

Wyświetlacz

OnePlus 5, w przeciwieństwie do wielu flagowców, nie ściga się na cyferki, jeśli pod uwagę weźmiemy rozdzielczość ekranu. Zastosowano w nim wyświetlacz o przekątnej 5,5” i rozdzielczości Full HD, czyli 1920 x 1080 pikseli i wcale nie uważam, by było to złe posunięcie, aczkolwiek do pełni szczęścia QHD by było w sam raz. Niemniej jednak czytelność czcionek jest na jak najbardziej zadowalającym poziomie i nie ma co na ten aspekt narzekać.

Podobnie jest zresztą pod względem jasności ekranu – zarówno minimalnej, jak i maksymalnej. Nie odczuwałam żadnego dyskomfortu korzystając z telefonu nocą (dzięki niskiej jasności), a w słońcu ekran też dawał radę – choć tu muszę zaznaczyć, że w przeciwsłonecznych okularach polaryzacyjnych w pionie widać, że ekran jest trochę przyciemniony i kolory zdegradowane (w poziomie jest OK).

Pisząc o ekranie nie sposób nie wspomnieć o świetnej reakcji na dotyk i bezproblemowym ślizgu palca po nim, doskonałych kątach widzenia, ale również o dwóch trybach: nocnym (znanym również jako filtr światła niebieskiego) oraz czytania (przełącza kolory w monochrom) – oba są warte zainteresowania. Do tego dochodzi jeszcze możliwość zmiany temperatury barwowej w ustawieniach ekranu oraz jego delikatnej kalibracji pod indywidualne preferencje.

Ale to jeszcze nie koniec. Istotna jest też obecność Ambient display, czegoś na kształt Always on Display, ale włączającego się wyłącznie w momencie otrzymania powiadomień. A także opcji wybudzania ekranu, gdy podnosimy telefon.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik
3. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie