Recenzja iPhone’a X – chyba spłynęło na mnie trochę „emejzingu”

W pierwszych wrażeniach po dobie korzystania z iPhone’a X napisałam, że jest to pierwszy smartfon Apple, którego mogłabym używać na co dzień. Kolejne dni z nim spędzone wyłącznie utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Śmieję się nawet, że spłynęła na mnie jakaś fala emejzingu, której wcześniej opierałam się dużo skuteczniej niż teraz. Spójrzmy zatem, jaki faktycznie jest TEN iPhone X?

Niektórzy bardzo mocno dziwili się czytając moje słowa, do których nawiązałam nieco wyżej. Bo niby dlaczego bezproblemowo mogę korzystać z iPhone’a X, a iPhone 8 Plus (czy iPhone 7 Plus) nie robią na mnie żadnego wrażenia? „Przecież na obu jest ten sam iOS” – pojawiało się najczęściej. A przecież właśnie nie do końca ten sam, bo gesty – przez wzgląd na brak Touch ID, w X są rozszerzone, co z kolei sprawia, że samego telefonu używa się przyjemniej. To, w połączeniu z matrycą OLED i dużo mniejszymi rozmiarami fizycznymi (a zatem wyższym komfortem trzymania w dłoni) oraz – paradoksalne – większym ekranem (5,5” vs 5,8”) dla mnie jest sygnałem, że wreszcie na rynku pojawił się iPhone, który jest mnie sobą w stanie zainteresować. Małe zmiany, ale jakże istotne! To tyle tytułem wstępu – więcej dowiecie się poniżej.

Dla przypomnienia, parametry techniczne iPhone’a X:

Cena wersji 64 GB wynosi 4979 złotych, natomiast 256 GB – 5729 złotych. W sprzedaży dostępne są dwie wersje kolorystyczne: gwiezdna szarość i srebrna.

Wideorecenzja iPhone’a X

Wzornictwo, jakość wykonania

Teoretycznie powinno to być proste – albo nam się coś podoba, albo nie. Z oceną wzornictwa iPhone’a X mam jednak problem. Z całą pewnością nie można mu odmówić tego, że jest elegancki. Tego, że przyciąga wzrok – również. Jakość wykonania to też zdecydowanie najwyższa półka. Ale nieszczególnie widzi mi się ten dość znacznie wystający ponad obudowę moduł aparatu, który – jak słusznie zauważył Szafa – wygląda, jakby został doklejony kropelką. Nie podoba mi się również fakt, że krawędzie, wykonane ze stali nierdzewnej, zbierają odciski palców jak oszalałe, w dodatku w postaci smug – tu zdecydowanie bardziej przekonuje mnie matowa ramka np. z LG G6. I o ile po zastanowieniu, summa summarum, design zaliczam na duży plus iPhone’a X, tak mimo wszystko – gdybym miała go kupić – od razu dostałby „ubranko” w postaci odpowiedniego etui i ochrony na ekran. Raz, że zachowana by była większa estetyka urządzenia (bo przecież plecki też się strasznie palcują), a dwa – zapobiegałoby to zbieraniu odcisków palców i rysowaniu się zarówno obudowy, jak i krawędzi. Zwłaszcza, że X naprawdę wydaje się być bardzo delikatny i wcale nie dziwię się, że osoby kupujące ten produkt, pierwsze, co robią, to dokupują do niego etui i jakąś ochronę na ekran. Nie bez powodu, bo naprawa będzie bardzo kosztowna – zbity ekran będzie można naprawić w Polsce od… 1399 złotych (dane udostępnione przez iMad). Gdyby jednak zdarzyło się, że zbije nam się tylna szyba lub cały telefon się poturbuje na tyle, że będziemy chcieli go naprawiać, będzie go można wymienić na nowy w cenie ok. 2749 złotych (sztuka za sztukę; to już z kolei Cortland).

Z racji tego, że mój iPhone X to tak naprawdę, w co wielu z Was nie chce uwierzyć, smartfon pożyczony od bardzo dobrego znajomego, przez cały czas testów noszony był w etui (Gear4 Windsor) i chroniony szkłem (eStuff Titan Shield). Nie jestem przez to w stanie powiedzieć Wam, czy i jak po kilkunastu dniach intensywnego użytkowania porysowana będzie obudowa oraz krawędzie. Domyślam się jednak, że – jak każda szklana powierzchnia – prędzej czy później będzie zbierać mniejsze lub większe zarysowania. Zwłaszcza, że Konrad z RootBlogIT już po dobie użytkowania swojego egzemplarza zauważył syndrom iPoda, a mianowicie znaczne rysowanie się dolnej krawędzi iPhone’a X, spowodowane wyłącznie wkładaniem go do kieszeni. Warto mieć to na uwadze i śledzić temat.

Dla mnie kluczową rolę, korzystając z telefonu, odgrywa sama jego wielkość. Można odnieść wrażenie, że do słownika Apple wreszcie wpisane zostało słowo: poręczność. Nie każdy bowiem ma wielkie dłonie, przez co bardzo trudno obsługuje mu się takie kolosy, jak iPhone’a 8 Plus czy poprzednika. A iPhone X, poprzez wzgląd na zastosowanie ekranu o proporcjach 19,5:9 i wąskich ramek dookoła niego, to złoty środek (143,6 x 70,9 x 7,7 mm) pomiędzy 4,7-calowym iPhonem (który wcale nie jest mały): 138,4 x 67,3 x 7,3 mm, a 5,5-calowym: 158,4 x 78,1 x 7,5 mm. Można psioczyć na usunięcie klawisza Home (o czym w dalszej części recenzji), ale dzięki temu – wreszcie – o iPhonie mogę powiedzieć, że stał się wygodny w obsłudze i nie przesadnie wielki w porównaniu do konkurencji. Nie miałam trudności, podczas korzystania z niego jedną ręką, ani dosięgnięcia palcem do górnego rzędu ikon czy też paska adresowego w przeglądarce.

Jeszcze szybki rzut oka na krawędzie telefonu. Na dolnej umieszczono port Lightning i dwie maskownice – pod jedną (prawą) mamy jeden z głośników (drugi nad ekranem) oraz mikrofon; dolna pozostałe niezagospodarowana. Prawy bok skrywa w sobie jedynie włącznik i slot kart nanoSIM, natomiast lewy – przełącznik trybów (tryb cichy / dźwięk) oraz klawisze głośności. Z tyłu obudowy, w lewym górnym rogu dość znacznie wystaje z obudowy moduł podwójnego aparatu z diodą doświetlającą. Z kolei z przodu, nad ekranem, mamy drugi z głośników, kamerkę, czujnik światła i pozostałe czujniki. Standardowo zabrakło diody powiadomień (jej rolę może pełnić dioda aparatu) oraz 3.5 mm jacka audio (w zestawie ze smartfonem otrzymujemy słuchawki EarPods na port Lightning).

Wyświetlacz

iPhone X jest przełomowym smartfonem w ofercie Apple. Nie dość, że wreszcie pozbawiono go wielkich ramek otaczających ekran, pozbyto się Touch ID czy też wycięto w ekranie miejsce na głośnik i czujniki, to zastosowano tu – pierwszy raz w telefonach tej marki – matrycę  OLED. I muszę przyznać, że był to świetny ruch. Podczas pierwszego uruchomienia iPhone’a X jego ekran wydał mi się aż nierzeczywisty – wyglądał jak świetnie zrobiona makieta. Jeśli miałabym podsumować wyświetlacz iPhone’a X jednym słowem, byłoby to: doskonały. Naprawdę, trudno jest znaleźć jego słaby punkt (chyba, że mówimy o wypalaniu ekranu, które może nastąpić po dłuższym czasie, a którego Apple nie będzie naprawiać na gwarancji). Czernie są świetne, biele również. Widoczność w słońcu (którego ostatnio jakoś mało) doskonała, a jasność minimalna nie zawodzi (czy ja pisałam już, że wciąż dziwi mnie, dlaczego automatyczną jasność można włączyć jedynie z poziomu ustawień – w dodatku nie ekranu, a przez przejście dojść długiej ścieżki: Ustawienia > Ogólne > Dostępność > Udogodnienia wyświetlacza?). Dodatkowo mamy tryb nocny Night Shift, ograniczający wyświetlanie światła niebieskiego i zmieniający temperaturę barwową na cieplejszą. Największą rolę jednak odgrywa tu True Tone, czyli funkcja, która dostosowuje odcień i intensywność obrazu wyświetlacza do światła w otoczeniu, dzięki czemu obrazy wyglądają bardziej naturalnie, a przy okazji też nie męczy wzroku.

W marketingowym języku Apple ekran ten nazwany został Super Retina HD. Ma przekątną 5,8” i rozdzielczość 2436 x 1125 pikseli, co oznacza zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 462 ppi. To z kolei przekłada się na fenomenalną ostrość czcionek i brak możliwości doszukania się poszarpania ikon. Ekran ma proporcje 19,5:9 i wcięcie w górnej części, przez co, jak się domyślacie, są spore problemy z dopasowywaniem się aplikacji. Od momentu opublikowania moich pierwszych wrażeń, nic się w kwestii skalowania nie zmieniło. W dalszym ciągu gros programów wyświetla na górze czarny pasek. Z mojej listy apek must-have problemu z nowym ekranem nie mają: Instagram, Facebook, Messenger, YouTube, Twitter, Netflix, Jakdojade, mytaxi, Booking, ToDoIst, Chrome, Flipboard, Listonic, Discord, Slack i Google Drive. A czarny pasek znalazł się w:  SkyCash, Google Maps, Yanosik, ING, Feedly, Endomondo czy Spotify.

Reakcja na dotyk świetna, warstwa oleofobowa obecna – wszystko gra, jak należy. Głęboko w ustawieniach smartfona znajdziemy swego rodzaju udogodnienia w postaci możliwości obniżenia punktu bieli lub odwrócenia kolorów.

Koniecznie muszę wspomnieć też o tym, że iPhone X jest kolejnym smartfonem Apple z ekranem obsługującym siłę nacisku. 3D Touch działa na dokładnie tej samej zasadzie, co w poprzednich modelach – np. lżejsze przytrzymanie palca na mejlu wyświetla jego podgląd bez konieczności wchodzenia w niego, a mocniejsze otwiera; w galerii lżejszy gest odpowiada za powiększenie, a mocniejszy – otwarcie w widoku całego ekranu. Działa to oczywiście również z poziomu ekranu domowego, gdzie mocniejsze przytrzymanie palca na danej ikonie powoduje wyświetlenie szybkich opcji.

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Głośniki. Face ID
3. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

iPhone’a X kupicie oczywiście w Komputroniku, ale tym razem za użyczenie smartfona do testów WIELKIE PODZIĘKOWANIA dla mojego znajomego!

Działanie

Wielokrotnie spotkałam się z opinią, że ludzie kupują iPhone’y, bo te po wyjęciu z pudełka po prostu działają, a ponadto mają zapewnione bardzo długie wsparcie w postaci aktualizacji do nowszych wersji systemu – niech tu za przykład posłuży iOS 11.1, który trafił na iPhone’a 5S (czyli smartfon z 2013 roku). I trudno z tym polemizować – faktem jest bowiem, że każdy iPhone w momencie premiery jest w czołówce najszybszych smartfonów i pozostaje w niej przez co najmniej kilka kolejnych miesięcy. Nie bez znaczenia jest tu oczywiście system iOS, optymalizowany pod kilka smartfonów (a raczej jeden, ale kilka generacji oraz pod iPady), a nie – jak w przypadku Androida – często pozostawiony bez wsparcia i instalowany na sprzęcie pochodzącym od przeróżnych firm na świecie.

Sercem iPhone’a X jest procesor A11 Bionic z koprocesorem M11 i 3 GB RAM. Całość aktualnie działa w oparciu o iOS 11.1 (który nie jest zbytnio chwalony przez użytkowników – o czym dalej). I muszę przyznać, że działa fenomenalnie, jeśli pod uwagę weźmiemy szybkość i wydajność tego urządzenia. Uruchamianie poszczególnych aplikacji, przełączanie się pomiędzy nimi, wczytywanie stron – wszystko uruchamia się w mgnieniu oka, bez zbędnej zwłoki. Ale nie bez powodu smartfon ten wykręca w AnTuTu aż 217870 punktów. Dla porównania, Samsung Galaxy Note 8 osiąga wynik na poziomie 176370 punktów, Huawei Mate 10 Pro – 176295 punktów, a LG V30 – 157595 punktów.

Oprogramowanie

Ale o ile sam sprzęt działa świetnie, tak jego oprogramowanie miewa swoje humory, co w przypadku Apple jeszcze jakiś czas temu wydawało się nie do pomyślenia. Jeśli uważnie śledzicie to, co dzieje się na rynku smartfonów, z pewnością dotarła do Was informacja, że najnowsza wersja mobilnego systemu operacyjnego od Apple, czyli iOS 11.1, jest przepełniona błędami. Chyba najpopularniejszym z nich jest błąd kalkulatora, który dodawanie 1+2+3 kończy wynikiem 24. Ale i ja znalazłam kilka „kwiatków”, które Apple aż nie przystoją.

Zacznijmy od literówek… wielokrotnie w przypadku Androida spotkałam się nie tylko z literówkami, ale też mocno nieprzetłumaczonym na język polski systemem. Ale w Apple nigdy nie miał to miejsca. Tymczasem przeklikując się przez menu, trafiłam na zakamarek, w którym zamiast „palce” są „place”. Przymknijmy na to oko, błędy zdarzają się każdemu. Ale idę dalej i okazuje się, że nieprzetłumaczony interfejs też tutaj jest – co prawda znalazłam go jedynie podczas korzystania z domyślnej klawiatury Apple, ale jednak. A skoro już o klawiaturze mowa, sporo użytkowników raportowało, że nie może korzystać z litery „i” – zamieniana była w wykrzyknij lub pytajnik w kwadracie; u mnie błąd ten nie wystąpił.

Idąc dalej, czasem zdarza się, że gdy prowadzę rozmowę na Messengerze, pokazuje mi się ikona rozmówcy złożona z dwóch rozmówców (aktualnego i poprzedniego). Do tego, gdy np. na Instagramie oglądam Insta Stories moich znajomych i chcę zmienić głośność, pasek głośności chowa się pod głośnik i nie widać jaki jest jej poziom (idealnie widać to na screenie – interfejs jest prostokątem, nie ma wycięcia, przez co pojawiają się takie sytuacje, jak ta). I to tyle pastwienia się nad samym oprogramowaniem, bo więcej błędów nie wyłapałam.

Jeśli chodzi o samo korzystanie z iPhone’a X, tu się powtórzę z pierwszych wrażeń, bo w moim podejściu do sprawy nie zmieniło się zupełnie nic.

W dalszym ciągu uważam, że jeśli ktoś przesiadł się z któregokolwiek wcześniejszego iPhone’a na X, będzie musiał nieco zmienić przyzwyczajenia związane z brakiem klawisza Home z Touch ID pod ekranem. Poruszanie się po systemie jest jednak bardzo proste i wymaga poświęcenia dosłownie chwili, by weszły w nawyk wszystkie gesty:

Warto jeszcze pamiętać, że poruszając się w obrębie jednej aplikacji cofnięcie jest możliwe poprzez przesunięcie palca od prawej strony do lewej (np. rozmawiając z konkretną osobą na Messengerze wystarczy wykonać ten gest, by wrócić do listy wszystkich rozmów lub np. na Twitterze czytając danego tweeta można wykonać gest, by wrócić do listy wszystkich tweetów). Dzięki temu nie trzeba zbyt często sięgać do X w lewym górnym rogu, co jest po prostu niewygodne.

Mnie, jako osobie przesiadającej się z Androida, brakuje wielu detali z Androida, jak możliwości włączenia GPS-u czy automatycznej jasności ekranu z poziomu centrum sterowania, przesyłania plików przez Bluetooth (tak, czasem mi się zdarza), dymków czatu z Messengera, grupowania powiadomień czy wreszcie działania Yanosika w tle, gdy na ekranie mam odpalone Google Maps (z map Apple nie potrafię korzystać). Brakuje mi też ikon powiadomień na górnym pasku systemowym. Przyzwyczajenia jednak robią swoje – przyznajcie sami.

Co ciekawego znajdziemy w samym oprogramowaniu? Jest tego sporo, a najważniejsze rzeczy wypisałam poniżej:

To żadna nowość w iOS, ale muszę stwierdzić, że bardzo podobają mi się wszelkie ułatwienia dla osób niedowidzących, mających problemy z korzystaniem z ekranu dotykowego czy niedosłyszących. Są to:
– ułatwienia dla osób niedowidzących: VoiceOver (odczytuje rzeczy na ekranie), zoom, lupa, mowa, większy tekst, pogrubiony tekst, zwiększenie kontrastu, odwrócone kolory,
– ułatwienia dla osób mających problemy z dotykiem: Assistive Touch, udogodnienia dotyku, opóźnienie rejestracji,
– ułatwienia dla osób mających problemy ze słuchem: dźwięk mono, redukcja hałasu otoczenia, aparaty słuchowe MiFi, miganie diody LED aparatu podczas przychodzenia powiadomień, audiodeskrypcja, napisy w multimediach.

Warto też pamiętać, że iPhone X umożliwia tworzenie animoji karaoke, ale nie będę się na ten temat jakoś mocniej rozwodzić, wybaczcie ;)

Zaplecze komunikacyjne nie jest ubogie, ale, hm, miłośnicy iPhone’ów pewnie zjadą mnie za użycie tego słowa, „ułomne”. NFC można wykorzystać jedynie do płatności przez Apple Pay (które w Polsce nie funkcjonuje) – do parowania sprzętu już nie. Bluetooth przyda się wyłącznie do podłączania słuchawek bezprzewodowych czy smartwatcha – do przesyłania danych niestety nie. Pozostałe moduły natomiast (LTE, WiFi, GPS) spełniają swoją rolę bez najmniejszego zarzutu. Zasięg sieci komórkowej tam, gdzie być powinien, jest świetny. Zaskoczyła mnie natomiast jakość rozmów, która powinna stać na najwyższym poziomie, a jest… zaledwie dobra (w porównaniu z innymi flagowcami).

Głośniki

Muszę to przyznać: byłam przekonana, że głośniki w iPhone X nie zaskoczą mnie niczym pozytywnym. Jednak już po pierwszym ich uruchomieniu przy okazji odsłuchu piosenki, która ostatnio nie może wypaść mi z głowy („Havana” – Camila Cabello) wiedziałam, że byłam w błędzie. Serio – iPhone X ma jedne z lepszych głośników, z jakimi spotkałam się w smartfonach. Zwłaszcza, jeśli mówimy o modelach z głośnikami stereo, z których jeden znajduje się na dolnej krawędzi, a drugi nad ekranem.

Niestety, iPhone X jest kolejnym smartfonem bez 3.5 mm jacka audio. W zestawie z telefonem znajdziemy słuchawki Earpods na złącze Lightning.

Face ID

Przyznaję, trochę brakuje mi czytnika linii papilarnych. Nie dlatego, że iPhone stracił swój znak rozpoznawczy (teraz jest nim wcięcie w ekranie). Nie dlatego też, że obsługa iPhone’a X gestami jest nieintuicyjna (bo jest świetna). Wszystko przez to, że Face ID wcale nie działa idealnie, więc kontrowersje wokół tego rozwiązania i obawy z nim związane, według mnie są całkowicie słuszne.

W pierwszych wrażeniach wspomniałam, że Face ID nie do końca mnie przekonuje. Po kolejnych dniach testów dalej rozwiązanie to nie dało mi się bardziej polubić. Wszystko za sprawą tego, że nie w każdym scenariuszu zdaje egzamin. Może się to wydać zabawne, ale z kilkoma znajomymi doszliśmy do tego, że Face ID średnio radzi sobie z odczytaniem twarzy tuż po przebudzeniu – nie zawsze, ale czasem ma z tym problem. Gdy telefon leży na biurku też trzeba go lekko unieść, bo pod dużym kątem Face ID nie zadziała. W nocy działa świetnie – nie ma żadnego problemu z odblokowywaniem ekranu. Dementuję też plotki mówiące o tym, że Face ID nie działa, gdy poziom naładowania telefonu spadnie poniżej 10%.

Ogólnie jestem pod wrażeniem, jak rozwiązanie to daje sobie radę, ale wciąż uważam, że czytnik umieszczony np. w logo jabłka z tyłu obudowy byłby nie tyle mniej awaryjny, co po prostu bardziej skuteczny. Choć ważne jest też to, by precyzyjnie zeskanować swoją twarz podczas procesu konfiguracji i postępować zgodnie z instrukcją wyświetlaną na ekranie – w przeciwnym razie Face ID może działać dużo słabiej niż powinno.

Trzeba też pamiętać, że podczas procesu rozpoznawania twarzy wymagana jest ingerencja z naszej strony, w postaci przesunięcia palcem od dołu ekranu ku górze. Można to zrobić tuż po wybudzeniu ekranu (a ten wybudza się, gdy weźmiemy telefon do ręki), wtedy Face ID, gdy tylko zadziała, od razu odblokuje nasz telefon i to jest opcja szybsza. A można też wybudzić telefon, dać się rozpoznać Face ID i dopiero wtedy przeciągnąć palcem po ekranie.

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Głośniki. Face ID
3. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

iPhone’a X kupicie oczywiście w Komputroniku, ale tym razem za użyczenie smartfona do testów WIELKIE PODZIĘKOWANIA dla mojego znajomego!

Akumulator

Mówcie, co chcecie, ale Apple w kwestii akumulatora mogło postarać się bardziej. Ogniwo ma tu bowiem pojemność 2716 mAh, czyli, co tu dużo mówić, jest małe. Nic dziwnego, że sporo użytkowników jeszcze przed zakupem zastanawiało się, czy iPhone X będzie w stanie zaspokoić ich wymagania pod względem czasu pracy. Biorąc jednak pod uwagę, że iPhone X, wreszcie, wspiera ładowanie indukcyjne, wystarczy wejść na kawę do Starbucksa czy położyć go na ładowarkę w pracy i podładować. Jasne, to tylko półśrodki, ale podoba mi się, że indukcja wreszcie zawitała do świata smartfonów Apple.

A skoro już o samym ładowaniu mowa, rzecz, której zupełnie nie rozumiem (a jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to najpewniej chodzi o pieniądze) – w zestawie z iPhonem X dostaniemy standardową ładowarkę, mimo że wspiera on szybkie ładowanie. Na usta ciśnie się niezbyt wysublimowany komentarz: meh. Pełne naładowanie telefonu trwa, uwaga, trzy godziny.

A sam czas pracy? Wszystko zależy od intensywności użytkowania. Bez korzystania z nawigacji, w większości na WiFi lub w trybie mieszanym, iPhone X średnio wytrzymywał w moich rękach dzień (ok. 16 godzin działania), z czego w użyciu ok. 7-8 godzin. Gdy przełączałam się na dane mobilne, czas spadał do ok. 11-12 godzin działania, z czego w użyciu ok. 5,5-6 godzin. Z kolei korzystając z nawigacji, czas działania zamknął się w 7,5 godziny, z czego w użyciu niecałe 5,5 godziny. Na samym WiFi, bez większego obciążania telefonu, można uzyskać dzień działania i pod koniec dnia mieć jeszcze ok. 35% zapasu baterii. Wszystko jednak zależy od tego, jak dużo i w jakich scenariuszach korzystamy ze smartfona.

Aparat

Zacznę może od tematu nieco obok, ale jednak mocno związanego ze zdjęciami, bo mogło Wam to umknąć. W nowej generacji smartfonów Apple postanowiło zmienić domyślny format zapisu zdjęć z JPG na HEIF. Nie ma to żadnego znaczenia chcąc wrzucić zdjęcie na portal społecznościowy, mikroblogowy czy wysyłając mejem, bo automatycznie konwertuje na potrzebny format. Jeśli jednak np. wgracie te zdjęcia na Google Drive (tak, wiem, jest iCloud, ale mówiłam już, że jestem wsiąknięta przez ekosystem Google…), a następnie pobierzecie je na dysk, będziecie musieli je przekonwertować jakimś darmowym narzędziem online dostępnym w sieci. Trochę to upierdliwe (wybaczcie ten mocny kolokwializm), ale na szczęście można to szybko zmienić. Wystarczy przejść ścieżkę Ustawienia – Aparat – Formaty – Najbardziej zgodne. I to wszystko. A teraz przejdźmy już do rzeczy.

Z tyłu mamy aparat 12 Mpix f/1.8 z teleobiektywem f/2.4, do tego optyczna stabilizacja obrazu i Live Photos, z przodu natomiast 7 Mpix, f/2.2. Wideo możemy nagrywać w 4K przy 60 kl/s, jest też dostępny tryb Slow Motion w HD 240 kl./s lub Full HD 240 kl./s.

Bardzo podoba mi się fakt, że po uruchomieniu aplikacji aparatu i najechaniu na dowolny QR kod, ten jest z automatu odczytywany – nie trzeba zmieniać trybu, wchodzić w osobne ustawienia ani nic. W smartfonach z Androidem podobna funkcja jest obecna, ale najczęściej w formie dodatkowego trybu, w który trzeba przejść, a tutaj czytnik kodów QR zaszyty jest po prostu w aparacie – świetna rzecz, choć akurat w Polsce odnoszę wrażenie, że kody QR nie są zbyt popularne.

Jakość zdjęć jest świetna – to możliwie najwyższa półka, co potwierdza zresztą ranking DxOMark (tak, tak, wiem, co powiecie ;)), w którym to za Google Pixel 2 jest właśnie iPhone X ex aequo z Huawei Mate 10 Pro. Czy tak jest, sami będziecie mogli ocenić w porównaniu fotograficznym, które to planuję na najbliższy czas (a znajdą się w nim iPhone X, LG V30, Huawei Mate 10 Pro i Samsung Galaxy S8 Plus).

Odwzorowanie kolorów jest świetne, szczegółowość stoi na bardzo wysokim poziomie. Zdjęcia wychodzą bardzo dobre niezależnie od warunków – czy mówimy o słonecznym dniu, sztucznym świetle czy mroku (ostrość jest zachowana, ilość szumów akceptowalna). Doskonale też spisuje się tryb portretowy, który widocznie lepiej radzi sobie z odcinaniem sylwetki od tła niż konkurencyjne smartfony. Tryb portretowy w przedniej kamerce natomiast nie jest już tak dobry – jest niezły, tego mu odmówić nie można, ale już jakościowo aż tak nie zachwyca.

Zdjęcia zrobione za pomocą iPhone’a X możecie zobaczyć poniżej (oczywiście, jak zawsze, w oryginalnej rozdzielczości – wystarczy otworzyć w nowej karcie):

A poniżej możecie zobaczyć jak iPhone X nagrywa wideo:

Podsumowanie

Co do tego, że iPhone X jest świetnym smartfonem, nie mam najmniejszych wątpliwości. Kiedyś już napisałam, że testowanie smartfonów Apple, ba!, jakiegokolwiek sprzętu Apple, nie ma najmniejszego sensu, bo kto chciał go kupić to już kupił, kto się zastanawia, ten pewnie właśnie zbiera pieniądze, a kto nie chce, to przeczyta, poczeka na komentarze i pohejtuje, bo skoro jest okazja, to czemu by z niej nie skorzystać. Też odnosicie takie wrażenie?

Powtórzę się jeszcze z pierwszych wrażeń, bo pewnie część z Was spodziewa się mojego komentarza dotyczącego ceny iPhone’a X. A ja naprawdę nie zamierzam się na ten temat wypowiadać. Bo wiecie jak to jest – dla mnie to jest horrendalnie wysoka kwota jak za smartfon. Ale – jak kogoś stać i chce sobie kupić iPhone’a X, nie mam z tym żadnego, najmniejszego problemu. Co więcej, jestem przekonana, że jeśli się na niego zdecyduje, będzie zadowolony.

https://www.tabletowo.pl/2017/11/04/iphone-x-pierwsze-wrazenia-opinia/

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Głośniki. Face ID
3. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

iPhone’a X kupicie oczywiście w Komputroniku, ale tym razem za użyczenie smartfona do testów wielkie podziękowania dla mojego znajomego, który użyczył mi swojego świeżo kupionego iPhone’a X do testów – DZIĘKUJĘ!

Exit mobile version