No dobrze, ale skoro MateBook to sprzęt mobilny, to jak się sprawuje podczas pracy na kolanach?
Napisać: „nie jest najlepiej” to jakby nic nie napisać. Często zdarza mi się brać laptopa na kolana i pracować w bardzo dziwnych pozach. Po prostu nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu i w jednej pozycji zbyt długo, a dziennie siedzę zdecydowanie dłużej niż siedzieć powinnam, więc sobie to siedzenie urozmaicam. Niestety, z MateBookiem nie jest to możliwe. Winna jest… zbyt elastyczna podstawka, która stabilnością nie grzeszy. A do tego kąty, pod jakim możemy ustawić ekran, maksymalnie nas ograniczają.
Pierwszą irytację przeżyłam jadąc PolskimBusem – unikam jak ognia, ale jak się zrobiło ślisko, a ja nie miałam kiedy zadbać o zmianę ogumienia w moim aucie, stwierdziłam, że do stolicy muszę się wybrać środkiem transportu publicznego. I to był świetny test dla MateBooka, którego ten… niestety nie zdał. Podczas prób pracy z hybrydą Huawei na kolanach, tablet bardzo często wypinał się z klawiatury, automatycznie upadając do tyłu, czyli na moje nogi (na szczęście nie na podłogę). Dodatkowo, jeśli ktoś podnosząc urządzenie lubi chwycić je za ekran lub po prostu ma taki odruch, musi pamiętać, że w tym przypadku ekran – owszem – zostanie w naszych rękach, ale klawiaturowe etui się rozłączy. Jeśli natomiast pociągniecie za klawiaturę… sytuacja może skończyć się dużo bardziej tragicznie – z tabletem pod nogami.
Nieco lepiej, ale wciąż nie idealnie, sytuacja wygląda wtedy, gdy mamy nieco więcej miejsca na nogi – nawet w pociągach. Wciąż jednak zdarza się, że ekran się wypina, przez co wprawia użytkownika (w tym przypadku mnie) w irytację. I zamiast mieć przyjemność z możliwości mobilnej pracy, to mam odczucia zupełnie przeciwne do zamierzonych.
W łóżku… cóż, MateBook też nie jest najlepszym kompanem. Zdarzyło się, że święta i cały okres po nowym roku przechorowałam (w sumie to już taka niepisana tradycja) i miałam zakaz wychodzenia z łóżka. Spędziłam wtedy sporo czasu z Asusem Transformer 3 Pro, którego recenzję mojego autorstwa będziecie mogli wkrótce przeczytać na łamach Tabletowo. Próbowałam też zaprzyjaźnić się wtedy z MateBookiem, ale o ile sam tablet do konsumowania treści sprawdzał się całkowicie bez zarzutu, tak w połączeniu z klawiaturą, znowu, nie dawał rady. Mówię tu oczywiście o korzystaniu z niego w pozycji leżącej, w której ekran musi być odchylony pod kątem dużo większym niż pozwala na to etui od MateBooka. W pozycji półleżącej jest nieco lepiej, ale do rewelacyjnego komfortu korzystania z urządzenia wiele brakuje.
Wylałam sporo jadu na to, jak zbudowany jest Huawei MateBook, to może teraz kilka słów na temat jego wyspowej klawiatury, która… pewnie się nie spodziewacie, ale jest naprawdę świetna. Niniejsza recenzja w całości została napisana na tym urządzeniu, a wcześniej wklepałam na nim sporo innych tekstów i jeszcze więcej krótszych lub dłuższych mejli. Biorąc to wszystko pod uwagę możecie wywnioskować, że pisanie na klawiaturze MateBooka jest całkiem przyjemne. Bo takie faktycznie jest. Co najważniejsze, wystarczyła dosłownie chwila, bym przestawiła się z dużej klawiatury w moim laptopie na mniejszą w MateBooku, która okazała się zaskakująco wygodna.
Klawiatura jest cicha, skok klawiszy odpowiedni, a ich wielkość, choć początkowo może się wydawać, że są strasznie małe, w rzeczywistości okazuje się ergonomiczna. Komfort pisania na klawiaturze hybrydy Huawei to dla mnie spore zaskoczenie, bo po oficjalnej prezentacji modelu, na której miałam okazję być, wydawało mi się, że będę miała na jej zdanie zupełnie odmienne zdanie. Lubię takie efekty zaskoczenia. A kolejny miałam w przypadku touchpada z obsługą multitouch, z którym polubiliśmy się od samego początku. Jeśli więc szukacie hybrydy do pisania (byle nie na kolanach!), to MateBook może się okazać całkiem trafnym wyborem.
Na koniec tej części dodam jeszcze istotną rzecz – klawiatura jest podświetlana, dzięki czemu pisanie nawet nocą czy w kiepsko oświetlonych pomieszczeniach nie sprawia żadnych trudności. To duży plus dla MateBooka.
Wyświetlacz
Huawei MateBook został wyposażony w wyświetlacz IPS o przekątnej 12 cali i rozdzielczości 2160 x 1440 pikseli (zatem proporcje 3:2), co przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 216 ppi. Z racji tego, że Windows pozwala na zmianę rozmiaru tekstu i aplikacji, ze 100% (kiedy to ikony wyświetlane na ekranie są strasznie małe) podwyższyłam do 150%, dzięki czemu korzystanie z urządzenia stało się dużo przyjemniejsze.
Na temat matrycy nie mogę napisać złego słowa, bo nie podpadła mi pod żadnym pozorem. Kąty widzenia są wprost wyśmienite – niezależnie od kąta, pod jakim zerkniemy na ekran, jesteśmy w stanie dojrzeć treść wyświetlaną w dokładnie ten sam sposób, co na wprost, bez żadnej degradacji kolorów czy spadku kontrastu.
Jasność minimalna wynosi 5 nitów i choć wcale nie jest przesadnie duża, w rzeczywistości potrafi dać się we znaki podczas korzystania z urządzenia w ciemniejszych pomieszczeniach czy też nocą. Jasność maksymalna natomiast wynosi 430 nitów i w mocnym oświetleniu daje radę – jak sprawdza się na słońcu, niestety, nie dane mi było sprawdzić. Dodatkowo warto wspomnieć, że jasność ekranu możemy regulować ręcznie lub pozostawić to automatyce – wszystko za sprawą czujnika światła, który znalazł się tuż obok kamerki na frontowym panelu tabletu Huawei.
Gdy nie korzystamy z klawiatury, MateBook zamienia się w zwykły tablet, co z kolei oznacza, że mamy do czynienia z dotykowym wyświetlaczem. Jego reakcja na wszelkie polecenia wydawane przez użytkownika jest bezproblemowa. Oczywiście po wpięciu w klawiaturę ekran wciąż pozostaje aktywny, dzięki czemu można korzystać z niego dotykowo, a nie tylko za pomocą myszki (choć raczej ta opcja jest po prostu wygodniejsza).
Spis treści:
1. Budowa i obudowa. Mobilność i praca w podróży – klawiatura
2. Praca z urządzeniem na kolanach. Wyświetlacz
3. Działanie. Kamerka. Czytnik linii papilarnych. Głośniki
4. Czas pracy. MateDock. MatePen. Podsumowanie