Akumulator, czas pracy
Chyba nie spotkałam się z osobą, która narzekałaby na czas pracy Mate’a 20 Pro. Bo faktycznie powodów do narzekań zastosowany tu akumulator o pojemności 4200 mAh nie daje żadnych. Bez najmniejszych problemów pozwala na dzień pracy z daleka od ładowarki, a przy mniej intensywnym użytkowaniu czas ten wydłuża się nawet do pełnych dwóch dni.
Podczas testów najnowszego smartfona Huawei w telefonie znajdowały się dwie karty SIM, do tego stale włączony był Bluetooth (do połączenia z zegarkiem) i transmisja danych; oczywiście do tego w miejscach, w których miałam bezprzewodowy internet, działało też WiFi. W takich scenariuszach Mate 20 Pro pod wieczór (tj. w okolicach północy) pokazywał jeszcze średnio 40% baterii po ok. 15 godzinach od odłączenia od ładowarki. Czas na włączonym ekranie (SoT) w moim przypadku był bardzo powtarzalny i wynosił średnio 5,5-6 godzin.
A gdy już rozładujemy telefon… Szybkie ładowanie jest naprawdę szybkie! Trwa równo godzinę – od 0 do 100%. Serio, przy pojemności 4200 mAh trudno nie krzyknąć: wow! Przy czym muszę wspomnieć, że telefon delikatnie (odczuwalnie, ale lekko) nagrzewa się podczas tego procesu. Wyprzedzając Wasze pytania: szybkiego ładowania nie da się wyłączyć. Jest tu też ładowanie bezprzewodowe (indukcyjne).
Nowością wprowadzoną przez Huawei właśnie w modelu Mate 20 Pro jest ładowanie zwrotne. Nie ma z(a)wrotnego ;) tempa, ale awaryjnie może uratować znajomego w potrzebie. Wystarczy włączyć odpowiednią funkcję w ustawieniach i położyć na nim telefon (koniecznie z ładowaniem indukcyjnym – wiadomo).
Dla przykładu, Mate 20 Pro z 75% baterii, w cztery godziny naładował Galaxy Note’a 9 w 30% (z czego 11% w pierwszą godzinę). Z naszej matematyki z Robertem wynika, że sprawność tego rozwiązania to ok. 60%.
Aparat
Przy okazji premiery P20 Pro zastanawiałam się, w którą stronę Huawei pójdzie przy okazji swojego kolejnego flagowca, skoro tak na dobrą sprawę mogliby wsadzić ten sam moduł aparatu i mieć z głowy. Bo po co cokolwiek zmieniać, skoro się sprawdza, w dodatku w dwóch konkretnych aspektach (tj. trybie nocnym i zoomie) lepiej od konkurencji? Na szczęście Huawei nie osiadł na laurach i zaproponował coś, na co chyba faktycznie czekaliśmy.
Nie ukrywam i nigdy tego nie ukrywałam – monochromatyczna matryca nieszczególnie przypadła mi do gustu. Ba, korzystałam z niej naprawdę rzadko, przez co dla mnie była bezużyteczna. Podobne głosy można było usłyszeć w internecie od wielu użytkowników smartfonów Huawei – tym bardziej cieszy, że w Mate 20 Pro zamiast niej, otrzymaliśmy ultraszeroki kąt. To był strzał w dziesiątkę!
Najpierw jednak usystematyzujmy z tyłu mamy:
- szeroki kąt 40 Mpix f/1.8 77°,
- ultra szeroki 20 Mpix f/2.2 107°,
- teleobiektyw: 8 Mpix f/2.4, OIS,
- z przodu natomiast ulokowano kamerkę 24 Mpix f/2.0.
Cóż, zdjęcia robione za pomocą Huawei Mate 20 Pro są świetne. Szeroki zakres tonalny momentami wręcz imponuje. Dopóki do gry nie wkroczy AI, odwzorowanie kolorów jest naturalne, a końcowy obrazek po prostu może się podobać. Nie ma tu miejsca na nieostrości, artefakty czy szumy – te pojawiają się dopiero po zmroku, ale łatwo jest je wyeliminować, korzystając z trybu nocnego. Aparat świetnie rozmywa tło za obiektami, a tryb portretowy pokazuje się z bardzo dobrej strony.
Wszystkie zdjęcia załączone poniżej były robione z włączonym AI – za wyjątkiem tych, gdzie znajduje się stosowny podpis.
i pionowe:
O zdjęciach wykonywanych za pomocą ultraszerokiego kąta również trudno powiedzieć cokolwiek złego. Efekt beczki występuje, ale jest tak nieznaczny, że przez wielu będzie po prostu pomijalny. Odkąd zaczęłam testy Mate’a 20 Pro, przerzuciłam się w większości na robienie zdjęć pionowo, z ultraszerokiego kąta właśnie. Jest to okupione nieco zmienionym balansem bieli względem szerokiego kąta i jasnością zdjęć, ale wciąż wychodzą one bardzo dobre.
Pionowe:
i poziome:
Oprócz szerokiego kąta cały czas mamy do dyspozycji rewelacyjny zoom stabilizowany sztuczną inteligencją – AIS (AI Image Stabilization). Dla przypomnienia, mamy tu 3-krotny zoom optyczny, 5-krotny hybrydowy i 10-krotny cyfrowy; oczywiście wyłącznie w rozdzielczości 10 Mpix (przy 40 Mpix opcje te nie są dostępne).
Na temat trybu nocnego nie będę się rozpływać, nie dlatego, że nie warto, a przez wzgląd na fakt, że już to robiłam przy okazji recenzji P20 Pro. Tutaj nic się nie zmieniło. Tryb nocny jak był rewelacyjny, tak jest dalej. A momentami można odnieść wrażenie, że działa jeszcze lepiej, a na pewno nieco inaczej – różnice są minimalne, w większości przypadków ograniczają się do balansu bieli; ale to również będziemy dogłębnie sprawdzać przy okazji bezpośredniego porównania obu modeli. Przypomnę tylko, że tryb nocny pozwala na robienie zdjęć z ręki z wykorzystaniem stabilizacji wspieranej sztuczną inteligencją, z kilkusekundowym naświetlaniem.
I pionowe:
Aparat Mate’a 20 Pro oczywiście wspomagany jest sztuczną inteligencją, która w ciągu ostatniego półrocza nauczyła się rozpoznawać jeszcze więcej scen, a do tego potrafi zasugerować, że powinniśmy przełączyć się z szerokiego kąta na ultraszeroki. Odnoszę wrażenie, że AI w Mate 20 Pro jest mniej agresywna niż w P20 Pro, ale to będę dokładniej sprawdzała podczas testów porównawczych obu modeli – ich wyniki już niebawem! Odpowiadając na pytanie jednego z czytelników, w galerii nie ma możliwości wyłączenia efektu AI (jak ma to miejsce z kolei w niektórych smartfonach Honora).
Tym, nad czym Huawei może jeszcze popracować, jest jakość zdjęć z przedniej kamerki. Selfie nigdy nie były najmocniejszym elementem w smartfonach tej marki i odnoszę wrażenie, że wciąż nic się w tej kwestii nie zmieniło. Zdjęcia potrafią wyjść nieostre i charakteryzują się często sporymi szumami. Efekt bokeh jest niezły, ale już na pierwszy rzut oka widać, że strasznie sztuczny. Ciekawostką jest fakt, że może przybierać różne kształty – serduszka, dyski, okręg czy wir.
Huawei przebył długą drogę, jeśli chodzi o nagrywanie wideo – to mu trzeba oddać. Przez wiele długich lat, gdy ktoś pytał o stabilizację w smartfonach tej firmy, odpowiadałam, żeby przestał żartować. Cóż, po prostu była słaba. Ostatnio jednak widać, że coś się zaczyna ruszać w temacie. Już w P20 Pro jakość wideo była bardzo poprawna, a w Mate 20 Pro też widać, że starano się, by wyszło jak najlepiej. I prawie się udało.
Prawie, bo o ile stabilizacja pokazuje się z dobrej strony podczas spokojnego chodzenia, tak przy szybszym marszu lub poruszaniu ręką robi się, jak to ktoś określił, mała galareta. Możecie to dostrzec na poniższym wideo, nagranym w Londynie:
Pozytywny jest fakt, że podczas nagrywania wideo (maksymalnie w 4K), możemy się płynnie przełączać pomiędzy kadrami – szerokim a ultraszerokim, jak również przeskakiwać na zoom 3- lub 5-krotny.
Podsumowując
Wiele osób zarzuca Huawei, że Mate 20 Pro jest za drogi. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie aspekty, wydaje się, że jego cena jest… uzasadniona. Temu tematowi poświęciłam osobny artykuł i nie chciałabym się powtarzać. Pozwólcie zatem, że zacytuję część tekstu:
Dotychczas Huawei wypuszczał na rynek smartfony, o których nie można było powiedzieć, by były jakoś ponadprzeciętnie zaawansowane technologicznie – oferowały dokładnie to, czego oczekiwali użytkownicy i niewiele ponadto. O ile faktycznie technologicznie modele Huawei odstawały od choćby Samsunga, tak teraz podobne stwierdzenie nie przejdzie mi przez usta.
Mate 20 Pro jest najdroższym masowym smartfonem Huawei (edycji Porsche Design nie biorę pod uwagę), co z całą pewnością będzie szeroko komentowane w sieci jako argument, że Huawei zaczął się cenić. Trudno jednak, by tak nie było, skoro technologicznie zaliczył niesamowicie duży przeskok względem zarówno Mate’a 10 Pro, jak i P20 Pro, które w momencie premiery kosztowały po 3499 złotych (oba w wersji 6 GB / 128 GB). Bardziej przystępny cenowo, a wciąż bardzo przyzwoity, jest Mate 20, którego cena wynosi 2999 złotych i warto o tym pamiętać, bo coś mi się wydaje, że model ten będzie mocno pomijany.
https://www.tabletowo.pl/2018/10/16/smartfon-huawei-mate-20-mate-20-pro-przedsprzedaz-cena/
A teraz już maksymalnie streszczając to, jaki jest Huawei Mate 20 Pro. Gdybym miała go podsumować jednym zdaniem, stwierdziłabym, że jest to najbardziej kompletny smartfon na rynku pod względem hardware’owym, w którym jednak wciąż widać pole do usprawnień.
Świetny aparat z ultraszerokim kątem, genialnym trybem nocnym i zoomem, do tego bateria dotrzymująca kroku z opcją bardzo szybkiego ładowania (i ładowania też indukcyjnego), bardzo dobry wyświetlacz i świetna wydajność – czego chcieć więcej? No dobra, jednak znajdzie się kilka rzeczy: 3.5 mm jacka audio, głośnika może jednak na dolnej krawędzi (zamiast w USB C), mniejszego notcha (albo jego usunięcia?) i kilku zmian w EMUI. Odnoszę jednak wrażenie, że dla wielu użytkowników mogą to być mało istotne szczegóły, które nie przesądzą o tym, że odpuszczą sobie zakup tego modelu.
Z drugiej strony – Huawei Mate 20, czyli model tańszy, pod wieloma względami bije wersję Pro. Łezka zamiast notcha, 3.5 mm jack audio, dużo niższa cena, a i czytnik linii papilarnych z tyłu obudowy. Trudno to skomentować inaczej niż “czekam na egzemplarz testowy, by sprawdzić jaka różnica pomiędzy tymi modelami jest w rzeczywistości” ;).
Słowo na zakończenie. Czytając ten tekst przed publikacją (bo wiecie, nie puszczam czegoś “ot tak w eter”) odnoszę wrażenie, że podeszłam do Mate’a 20 Pro strasznie ofensywnie, a wcale nie taki był mój zamiar. Prawda jest jednak taka, że jeśli chcę Wam przedstawić pełną wizję tego urządzenia, nie sposób było potraktować tę recenzję inaczej. Jak zawsze starałam się, by recenzja była maksymalnie kompletna i, co najważniejsze dla mnie, rzetelna. Mam nadzieję, że to w niniejszym tekście dostrzegliście. I że komuś udało się przebrnąć przez całą recenzję ;)
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Gluegate. Głośnik. Zawsze na ekranie
2. Wyświetlacz. Czytnik linii papilarnych. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne
3. Akumulator i ładowanie. Aparat. Podsumowanie
Huawei Mate 20 Pro kupicie w Media Expert.