Nie tak dawno miałem okazję opisać swoje wrażenia z użytkowania lekkich gimbali przeznaczonych do stabilizacji smartfonów podczas nagrywania i transmisji wideo – SPG i SPG-C. Urządzenia te nie były jednak przygotowane, by poradzić sobie z czymś większym niż smartfon. Dziś nadszedł więc czas, by przyjrzeć się czemuś nieco bardziej poważnemu i uniwersalnemu – modelowi FeiyuTech A1000, przeznaczonemu dla aparatów fotograficznych i kamer o wadze do 1 kg.
Wyposażenie
W standardowym opakowaniu tekturowym znajdziemy:
- dobrze zabezpieczony pianką sztywny futerał podróżny
- gimbal
- rękojeść jednoręczną
- kabel połączeniowy USB
- kabel wężyka spustowego USB-Jack 3,5 mm (Sony)
- 4 ogniwa ICR22650 o pojemności 3000 mAh każde
- zewnętrzną ładowarkę mieszczącą dwa ogniwa ICR22650
- składany mini-trójnóg mocowany śrubą statywową 1/4″
- śrubę montażową 1/4″
- dokumentację
Do zestawu można dokupić opcjonalny składany uchwyt dwuręczny, zastępujący jednoręczny z zestawu oraz adapter do mocowania smartfonów – ze względu na moje uwarunkowania techniczne dystrybutor dołączył taki adapter do testów.
Konstrukcja i jakość wykonania
Gimbal jest urządzeniem dwuczęściowym i składa się z mechanizmu stabilizującego oraz rękojeści – kontrolera, zawierającego pojemnik na baterie oraz typowe dla gimbali tego producenta elementy kontrolne. Jak wspominałem, pojedynczą rękojeść z zestawu można zastąpić opcjonalną wersją oburęczną. Oba elementy montuje się za pomocą zintegrowanej z uchwytem nakrętki. Na dole i z boku rękojeści znajdują się znormalizowane gwinty statywowe 1/4″, przy czym, w przeciwieństwie do gimbali z serii SPG, nie miałem żadnych problemów, by zamocować do bocznego szybkozłączkę do statywu Velbon Sherpa 600R. Identyczny gwint znajduje się również na boku mechanizmu. Jakość wykonania elementów zarówno rękojeści, jak i mechanizmu gimbala, nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z urządzeniem wysokiej klasy – wszystko jest doskonale spasowane, ruchome elementy regulacyjne i napędu poruszają się lekko, lecz bez luzów. Cztery śruby mechanizmu służą do regulacji ramion i płytki montażowej gimbala w celu wyważenia urządzenia.
Użytkowanie – przygotowanie do pracy
Po wyjęciu elementów gimbala z pudełka należy przygotować całość do pracy. Jest to czynność nieco bardziej skomplikowana niż w przypadku urządzeń z serii SPG – w pierwszej kolejności należy zamontować baterie w rękojeści (2 szt), a następnie rękojeść zamocować za pomocą nakrętki do mechanizmu. Kolejną czynnością jest przygotowanie zmontowanego urządzenia do pracy z posiadanym aparatem – gimbal jest przeznaczony do współpracy z aparatami bezlusterkowymi z wymienną optyką i z lekkimi lustrzankami, co daje mnogość wariantów zarówno rozmiarów samego korpusu, jak i optyki. Waga całości nie powinna przekroczyć 1000 g. Po zamontowaniu do korpusu wybranego obiektywu, należy zamocować całość do płytki montażowej, a następnie za pomocą regulacji położenia płytki i każdego z ramion, doprowadzić do sytuacji, w której aparat pozostaje we względnej równowadze bez uruchamiania gimbala. Wyregulowane elementy mocuje się w ustalonym położeniu za pomocą śrub. Zmiana obiektywu na taki o znacząco innej masie lub długości może oczywiście oznaczać konieczność ponownego wyważania całości – warto o tym pamiętać, gdyż choć silniki mają dość mocy, by poradzić sobie z nieprawidłowym wyważeniem, to wiąże się to ze zwiększonym obciążeniem całości i – co za tym idzie – zwiększonym zapotrzebowaniem na prąd. Prawidłowo wyważone urządzenie powinno pracować do 10 godzin na jednym ładowaniu. Gimbal można połączyć bezprzewodowo ze smartfonem i sterować jego ustawieniami i funkcjami za pomocą aplikacji Feiyu ON – przydaje się to, gdy aparat czy kamerę ustawiamy dodatkowo na statywie, a sami chcemy mieć nad nim kontrolę z innego miejsca.
Użytkowanie – praktyka
Pierwsze uruchomienie przeprowadziłem z posiadaną przeze mnie lekką amatorską lustrzanką Canon EOS 550D. Model ten nigdy nie potrafił zbyt wiele, jeśli chodzi o filmowanie, jednak jego waga i gabaryty pozwoliły dość dokładnie sprawdzić, jak wygląda proces przygotowania urządzenia do pracy. Wyważenie zajęło dłuższą chwilę, jednak nie jest to czynność skomplikowana. Rychło też okazało się, że wężyk spustowy nie pasuje do aparatu – czemu się skądinąd trudno dziwić, skoro przeznaczony był do aparatów Sony. Pierwszy test ograniczył się więc do dość pobieżnego sprawdzenia w warunkach domowych jak gimbal sobie radzi z zestawem zbliżonym do wagi maksymalnej i do zamocowania gimbala do statywu w celu wykonania kilku zdjęć na potrzeby tej recenzji. Po ich zrobieniu lustrzanka została zdemontowana, a do gimbala zamontowałem dostarczony osobno i nie będący częścią zestawu adapter do smartfonów. W uchwyt zapiąłem iPhone’a 7 Plus, przeprowadziłem ponownie wyważenie całości i sesja fotograficzna powtórzyła się, tym razem w odwrotnym zestawieniu.
Przy okazji wyszło na jaw, że w przeciwieństwie do urządzeń serii SPG, po uruchomieniu aplikacji Feiyu ON i połączeniu ze smartfonem nie ma sposobu, by użyć przycisków sterujących do kontrolowania nagrywania przez aplikację – jedyny dostępny tryb pracy był cyfrowym odwzorowaniem joysticka na rękojeści. A przy okazji, brawa za oryginalne spolszczenie. Bez włączenia angielskiego języka w systemie nie miałbym pojęcia, co artysta miał na myśli ;).
Zaraz po sesji fotograficznej do recenzji słońce abdykowało na rzecz ulewy, test praktyczny w terenie został więc odłożony na później. Nie zostało natomiast odłożone bliższe zapoznanie się ze sterowaniem, które okazało się bardzo, bardzo zbliżone do sterowania znanego mi z mniejszych braci – przycisk mode odpowiada za wybór trybu stabilizacji i inicjalizację urządzenia, joystick za poruszanie (przy czym zakres ruchów zależy od wybranego trybu – w jednym z nich można przechylać aparat w osi obiektywu), a przycisk z przodu za chwilową blokadę we wszystkich osiach. Czyli nic nietypowego. Dała się zauważyć wyższa precyzja sterowania w porównaniu z urządzeniami SPG – być może wynika to z innych domyślnych wartości mocy silników, jednak odnoszę wrażenie, że nawet po regulacji mniejszego modelu nie udało mi się osiągnąć takiego efektu.
Jak się okazało podczas testu praktycznego, precyzja działania joysticka przydaje się, gdy próbuje się ręcznie utrzymać ruchomy obiekt w kadrze, jednocześnie samemu się poruszając. Przydaje się także możliwość kontrolowania ruchu nie tylko joystickiem, ale także wychyleniem lub pokręceniem rękojeścią – działa to dość intuicyjnie i precyzyjnie, choć niewprawny operator może rychło się pogubić, próbując panować jednocześnie za pomocą wychyleń i joysticka – udało mi się w ten sposób doprowadzić dwukrotnie urządzenie do nieprzewidzianych zmian położenia głowicy, ale nie przypuszczam, by do takiej sytuacji mogło dojść przypadkiem podczas zwykłej pracy – ja zrobiłem to celowo. We wszystkich innych sytuacjach stabilizacja działała doskonale, niezależnie od pozycji pracującego gimbala. Z praktycznych uwag: powtarza się historia z serii SPG – rękojeść jest pokryta świetną powierzchnią antypoślizgową, jednak przydałoby się jej lekkie choćby profilowanie, zmniejszające zmęczenie ręki podczas długotrwałego użytkowania.
Ubocznym efektem wyskoku na zimowe filmowanie było także przypomnienie przez rzeczywistość, że iPhone działa lepiej, jak się go pierwej solidnie naładuje, a także (już w domu) sprawdzenie, że napęd gimbala radzi sobie świetnie również ze smartfonem, który jest spięty kabelkiem z powerbankiem w celu uniknięcia niespodzianek.
Podsumowanie
Gimbal FeiyuTech A1000 to świetne urządzenie dla każdego poważnie myślącego o filmowaniu użytkownika aparatu bezlusterkowego. Doskonała jakość wykonania idzie w parze z pewnym działaniem i rozsądną, jak mi się wydaje, ceną (ok. 1400 złotych). Nieco gorzej A1000 spisuje się ze smartfonem, lecz jest to konsekwencja tego, że możliwość użycia ich z gimbalem jest jedynie dodatkiem i nie jest uwzględniona w oprogramowaniu urządzenia. A szkoda, bo Feiyu ON z serią SPG pracuje własnie w ten sposób i wystarczyłoby dodanie możliwości wybrania, czy program ma pracować jako sterownik dla A1000, czy też być sterowany za pomocą przycisków tegoż. Ograniczenie do jednego trybu wydaje się być całkowicie sztuczne i nieuzasadnione. Osobną sprawą jest tragiczne spolszczenie aplikacji – miejscami trudno, bez przełączenia systemu na język angielski, domyślić się, o co chodziło jej twórcom. Przydałaby się możliwość wymuszenia angielskiej wersji oprogramowania w samej aplikacji, skoro nie zdecydowano się na zapłacenie tłumaczowi…