Rynek tabletów zalewany jest przez coraz to nowsze propozycje od różnorakich producentów. Im jest ich więcej, tym dłużej zastanawiamy się nad wyborem odpowiedniego sprzętu dla siebie. Najczęściej, zwłaszcza w ostatnim czasie, pojawia się pytanie czy warto kupować tablet z logo znanej firmy na obudowie, czy może lepiej zadowolić się sprzętem mniej znanej firmy, który oferuje podobne parametry w niższej cenie. Jednym z modeli, który ostatnio cieszy się popularnością w sieci, jest Ainol Novo 7 Fire (znany również jako Flame, Burning; pozwólcie, że będę korzystała ze skróconej nazwy: Ainol Fire). Poniżej znajdziecie recenzję tego tabletu.
Ilu ludzi, tyle opinii. Ja, jak już wiecie, należę do wymagających użytkowników tabletów i krytycznym okiem patrzę na sprzęt, który aspiruje do miana głównego konkurenta Google Nexus 7 czy Samsunga Galaxy Tab 2 7.0. Spójrzcie jak Ainol Fire poradził sobie w walce ze mną przez te kilka dni. A może raczej ja w walce z nim…?
Parametry techniczne Ainol Novo 7 Fire:
– ekran IPS, 7”, 1280 x 800 pikseli,
– Android 4.0 Ice Cream Sandwich,
– dwurdzeniowy procesor Amlogic 8726-M6 Cortex A9 1,5GHz z Mali 400,
– 1GB RAM,
– 16GB pamięci wewnętrznej,
– slot kart microSD,
– aparat 5 Mpix z diodą LED,
– kamerka 2 Mpix,
– Bluetooth,
– wyjście miniHDMI,
– port microUSB,
– WiFi,
– akumulator o pojemności 5000 mAh,
– wymiary: 186 x 126 x 10 mm,
– waga: 335 g.
Wideo:
Pierwsze wrażenia, wzornictwo, jakość wykonania
Jako że jestem kobietą, oprócz parametrów technicznych, interesuje mnie również wizualna strona urządzenia. Ainol Fire spodobał mi się już na fotkach prasowych, które umieszczałam w poprzednich wpisach. Przyzwyczajona jednak do tego, że nie zawsze urządzenia w rzeczywistości wyglądają tak samo dobrze, jak na zdjęciach, z wielką niepewnością otwierałam pudełko z Fire w środku. „A jednak” powiedziałam, gdy zaraz później wzięłam go w swe ręce i rzuciłam okiem na tylną obudowę. Fire robi po prostu doskonałe pierwsze wrażenie. Nie przesadzę stwierdzeniem, że to jeden z najlepiej wyglądających budżetowych tabletów, które miałam okazję trzymać w rękach (a przyznacie, że trochę już ich było).
O co ten cały szum? Trzymając w rękach Ainol Fire ma się wrażenie, że jest to sprzęt z wyższej półki cenowej. Aluminium, z którego wykonana została jego obudowa, przykuwa wzrok i nawet część moich znajomych doznawała szoku, że tak świetnie wygląda sprzęt kosztujący mniej niż 800 złotych. A przecież tak właśnie jest. Patrząc na wspomniany tylny panel urządzenia, na myśl przychodzi recenzowany przeze mnie niedawno Samsung Galaxy Note 10.1. Gdyby nie logo na obudowie Ainola, niektórzy mogliby niesłusznie sądzić, że to dziecko koreańskiego koncernu. O ile jednak w przypadku Galaxy Note 10.1 można przyczepić się do materiałów, z których został stworzony – plastik, tak nie można tego powiedzieć o Ainol Fire. Tylna obudowa modelu prawie w całości wykonana jest z aluminium, które dopełnia kawałek plastiku, ciągnący się dookoła urządzenia. Tylny panel lubi zbierać odciski palców, jednak są one widoczne dopiero przy bliższym przyjrzeniu się.
Na razie koniec słodzenia, wracamy na ziemię. Pora przypomnieć sobie, że Ainol Fire to mimo wszystko typowy chińczyk, który musi cierpieć na pewne dolegliwości. Tak też jest i w tym przypadku. Pierwszy kontakt z produktem jest świetny, dopiero po kilku chwilach poznawania się, okazuje się, że ma pewne niedociągnięcia w jakości wykonania. Otóż elementy obudowy nie są ze sobą idealnie spasowane. Przy dłuższych krawędziach (w przypadku testowanego modelu) bez problemu możemy spróbować docisnąć ekran do tylnej obudowy, a ten się temu poddaje, bo pomiędzy komponentami jest ewidentnie nieco luzu. Nie przeszkadza to w codziennym użytkowaniu, jednak warto wiedzieć, że taki problem występuje. Bardziej niepokojący z kolei jest fakt, iż cały sprzęt jest zbyt elastyczny – nie używając zbyt wiele siły możemy spowodować ugięcie się ekranu pod naszymi palcami, a co za tym idzie – jego „pływanie” i lekkie trzeszczenie. Oczywiście należy pamiętać, że wady te występują w testowanym egzemplarzu i mogą, aczkolwiek nie muszą, powtarzać się w każdym modelu dostępnym w sprzedaży.
Pudełko, złącza, porty
Pudełko, w którym sprzedawany jest Ainol Fire, jest niewielkich rozmiarów i skrywa w sobie rozczarowującą zawartość. Znajdziemy w nim bowiem jedynie kabel do transmisji danych pomiędzy komputerem a tabletem (można również ładować przez USB), chińską kartę gwarancyjną, instrukcję oraz słuchawki. W pudełku nie otrzymujemy przejściówki z microUSB na pełnowymiarowe USB, do obecności której w budżetowych tabletach zdążyliśmy się już przyzwyczaić, czy wciąż pozostającej w sferze marzeń ściereczki do ekranu (która by się przydała) oraz kabla HDMI. Ładowarka z kolei dołączana jest do zestawu w osobnym kartoniku.
Ramka okalająca ekran nie jest zbyt gruba, dzięki czemu Ainol Fire może mieć wymiary takie, jakie ma. Nad wyświetlaczem, nieco po lewej stronie jego środka, mamy do dyspozycji kamerkę internetową, a obok czujnik światła, natomiast na tylnym panelu urządzenia – aparat o rozdzielczości 5 Mpix z diodą LED oraz niewielkiej wielkości głośniczek.
W Ainol Fire zagospodarowane zostały dwie krawędzie – górna i lewa boczna. Na górze urządzenia znalazły swe miejsce przyciski fizyczne: włącznik, przyciski do regulacji głośności oraz domek przekierowujący do ekranu domowego, natomiast na lewym boku: mikrofon, 3.5 mm jack audio, wyjście miniHDMI, slot kart microSD, port microUSB oraz gniazdo ładowania. Skoro już jesteśmy przy tych złączach, kilka słów na ich temat.
Gniazdo ładowania. Podobnie jak w przypadku testowanego wcześniej Kiano Pro 10 Dual, także i w tym modelu nie cała końcówka kabla chowa się w gnieździe, ale nie jest to w aż takim stopniu jak we wspomnianym tablecie – wystaje minimalnie. Trzeba jednak zauważyć, że 2/3 końcówki wchodzi bez problemu, pozostała 1/3 jest na tyle luźna, że można nią dowolnie manewrować – wsuwać i wysuwać z gniazda.
Port microUSB. Końcówka kabla wchodzi bez problemu. Żeby ją wyjąć trzeba użyć nieco więcej siły. Do wspomnianego portu, dzięki przejściówce, można podłączyć pamięci zewnętrzne, typu pendrive, zewnętrzne modemy 3G (ich lista poniżej), myszki, klawiatury oraz czytniki kart pamięci – w moim przypadku udało się podłączyć SD i Memory Stick Pro Duo.
Urządzenie obsługuje następujące zewnętrzne modemy 3G:
Huawei: E1750, E1820, E173-u, EC1261 CDMA2000, EC122, E1782, E1750, E1820, E353, E160E, E182E, E173, E220, E272, E153, K3520, E220, E173-s, EC150, E261, E1550, K3770, ET188, ET128,
ZTE: MF633, MF110, MF637U, MF190, MF673U, MF633BP-1, EC1270, EC150, EC156, EC167, EC122, EC1261, MF226.
Skoro już jesteśmy przy USB – prędkość przesyłania pliku ważącego 1,36GB z tabletu do komputera i odwrotnie:
Slot kart microSD. Karta pamięci idealnie chowa się w slocie, nie wystaje z niego.
Wyjście HDMI. Nie za każdym wpięciem kabla tablet łączy się z telewizorem. A jak już się uda przewodowo przesłać obraz z mniejszego ekranu na większy (do wyboru 720p i 1080p), nie ma dźwięku.
Oprogramowanie, działanie
Włączam tablet (proces ten trwa dość długo, bo nieco ponad 40 sekund), po chwili moim oczom ukazuje się blokada ekranu, przechodzę dalej, a tam… system w języku chińskim. Przechodzę szybko do ustawień (dobrze, że są ikonki, po których można wywnioskować, która opcja jest która) i w dostępnych językach szukam polskiego. Niestety, na próżno. Trudno, trzeba zadowolić się angielskim. To i tak lepsze, niż ten chiński, którego nie rozumiem ni w ząb. Ale zanim zmieniłam język, chciałam wpisać hasło do mojej sieci bezprzewodowej. A tam… domyślnie zainstalowana klawiatura chińska!
Niestety, pierwszy kontakt z włączonym Ainol Fire nie należał do miłych. Poza chińskim językiem, który mnie przywitał, zaraz po wejściu do Google Play uraczył mnie błąd „… could not be downloaded due to an terror (-101)”. Z takim problemem osobiście spotkałam się pierwszy raz w życiu. Jego rozwiązanie znalazłam na niezawodnym forum XDA – wyczyszczenie danych Google Play Store i Google Services Framework (w ustawienia -> aplikacje -> pracują), następnie usunięcie konta Google i dodanie go ponownie i zrestartowanie tabletu. Poskutkowało, ale nie na długo. Za jakiś czas problem powrócił i całą procedurę musiałam powtarzać. Irytująca kwestia, która automatycznie negatywnie nastawiła mnie do tego modelu.
Z rzeczy interesujących, które na pewno ucieszą bardziej zaawansowanych użytkowników, urządzenie fabrycznie ma roota, co potwierdza program Root Checker:
Wśród preinstalowanych aplikacji znalazły się: AppInstaller, Baidu Input (wspomniana chińska klawiatura), przeglądarka, kalkulator, kalendarz, aparat, zegarek, Google Earth, ES File Explorer, ES Task Manager, File Browser, Flashlight, galeria, Google+, Gmail, HDMISwitch, Hi-Q MP3 Recorder, KingReader HD, Latitude, Google Maps, Messenger, MoviePlayer, odtwarzacz muzyczny, nawigacja Google, Google Places, Google Play, PPTV, QQ, Google Talk oraz kilka programów w języku chińskim, których nazw – wybaczcie – nie jestem w stanie przepisać ;). Co ciekawe, w preinstalowanych aplikacjach nie ma YouTube, ale oczywiście możemy doinstalować z Google Play.
Przy działaniu urządzenia należy zwrócić uwagę również na dwie kwestie. Pierwszą jest grzanie się tylnej obudowy modelu – w lewej części, na wysokości wyjścia HDMI i 3.5 mm jacka audio – przy dłuższej pracy, a jeszcze bardziej przy korzystaniu z niego podczas ładowania. Uwierzcie mi, że z bardziej gorącego tabletu dotychczas nie korzystałam (dla obrazowego porównania: nawet obudowa nowego iPada nie jest tak gorąca, jak Ainola Fire). Drugą natomiast to dziwne odgłosy przypominające puknięcie, wydobywające się co jakiś czas z głośnika modelu – co ciekawe, nawet, gdy urządzenie znajduje się w trybie czuwania.
Ogólnie tablet działa płynnie i co do jego pracy nie można mieć większych zastrzeżeń. Większych nie, ale mniejsze już jak najbardziej. Na pierwszy plan wysuwa się długi czas oczekiwania na wybudzenie się tabletu, po naciśnięciu włącznika – zanim pokaże się ekran blokady, mija kilka ładnych sekund. Rzadko zdarza się, by sprzęt odmawiał posłuszeństwa przy otwieraniu aplikacji czy „zamyślał się” podczas pracy. Trzeba jednak wspomnieć o sporadycznie występujących błędach typu „aplikacja nie odpowiada”, itp. Podczas trwania testów nie udało mi się porządnie zawiesić Fire.
Jeszcze jedna sprawa, o której nie sposób nie wspomnieć, to problemy pojawiające się z WiFi. Podczas ciągłego korzystania ze stron internetowych z połączeniem nie ma żadnych problemów. Te pojawiają się w momencie, w którym odłożymy sprzęt na chwilę i po krótkim czasie weźmiemy go ponownie do rąk – bez wyłączania w międzyczasie ekranu. Wtedy urządzenie zrywa połączenie i trzeba przechodzić do ustawień, by ponownie połączyć się z siecią (tam widnieje komunikat, że nie jesteśmy w zasięgu danej sieci; należy wyłączyć WiFi i włączyć ponownie). Co więcej, zdarzyły mi się często sytuacje, w których WiFi działało w przeglądarce, a w pozostałych aplikacjach – Google Play, grach (sprawdzanie licencji) czy Benchmarki – nie chciało.
Wyświetlacz
I tak oto dotarliśmy do wyświetlacza, czyli najważniejszego komponentu każdego tabletu internetowego, który wpływa na przyjemność płynącą z korzystania z tego typu sprzętu. Ainol Fire, pod tym względem, wyróżnia się na tle pozostałych 7-calowych propozycji dostępnych na rynku, bowiem niewiele tabletów może się pochwalić rozdzielczością 1280 x 800 pikseli. Co to oznacza w praktyce? Że obraz na stronach internetowych jest ostry, czytelny i wyraźny. Korzystając z tabletu w poziomie nie musimy przybliżać treści strony, by móc ją swobodnie przeczytać. Jest to matryca IPS, która oferuje świetne kąty widzenia, niezłe odwzorowanie kolorów i kontrast.
Jak jest z reakcją na dotyk? Pytaliście czy nie trzeba często dotykać wybranego elementu dwa razy, bo za pierwszym najnormalniej w świecie ekran „nie załapuje”. Muszę stwierdzić, że do reakcji wyświetlacza nie można mieć żadnych zastrzeżeń, bowiem nawet najlżejsze muśnięcie palcem powoduje otwarcie żądanej aplikacji. Wspomniane sytuacje z brakiem reakcji zdarzały się, owszem, ale stosunkowo rzadko.
Ale są też dwie kwestie, które mnie zaniepokoiły. Pewnego wieczoru, intensywnie korzystając z tabletu, po przejściu do ekranu domowego, wyświetlacz zaczął migotać. Początkowo pomyślałam, że mi się to tylko zdawało. Ale sytuacja powtórzyła się kilka minut później. I, co ważne, już później nie występowała. Druga sprawa natomiast, to pojawiające się w górnej części ekranu poziome pasy – można je było dostrzec podczas grania w Rayman, FIFA 12 czy Asphalt 7: Heat.
Ainol Fire nie został stworzony do czytania dokumentów PDF. Same pliki, jak i pojedyncze strony, otwierają się dość długo, a przy powiększaniu treści – zarówno zdjęć, jak i tekstu – musimy trochę poczekać, aż ta stanie się ostra i czytelna. Co ciekawe, jak możecie zobaczyć na wideo z początku recenzji, z plikami ważącymi więcej tablet radzi sobie lepiej niż z lżejszymi (90MB vs 45MB).
Aparat + kamerka
Chyba się ze mną zgodzicie, że w większości tabletów aparaty umieszczane są nieco na siłę. Ich niewielka rozdzielczość przyczynia się do kiepskiej jakości ostatecznego produktu, jakim są w tym przypadku zdjęcia. W Ainolu Fire otrzymujemy aparat o rozdzielczości 5 Mpix, który… robi kiepskie zdjęcia, o czym możecie się przekonać patrząc na poniższe fotki (jeśli ktoś reflektuje oryginalną rozdzielczość – proszę dać znać).
To ostatnie zdjęcie to nie żart… Czasem takie właśnie zdjęcia robił aparat Ainola Fire…
Oprócz aparatu, ogniste dziecko Ainola posiada również kamerkę, do umiejscowienia której nie mam większych zastrzeżeń – jest prawie na środku ramki nad ekranem, przez co ustawienie się do niej nie wymaga zbytniej gimnastyki. Skype działa. Trzeba jedynie pamiętać o tym, by podczas rozmów nie trzymać ręki na lewej krawędzi urządzenia, bo tam właśnie znajduje się mikrofon.
Gry/benchmarki
Jeśli chcecie, by tablet, oprócz swojej podstawowej roli, czyli przeglądania internetu, służył również jako mobilna konsola, Fire może się okazać dobrym wyborem. Sprzęt doskonale radzi sobie z takimi produkcjami, jak FIFA 12, Rayman: Jungle Run, The Dark Knight Rises, Granny Smith czy iRunner, aczkolwiek trochę tnie w Asphalt 7: Heat. Jeśli macie jakieś typy gier, które chcielibyście, bym koniecznie sprawdziła na Fire – dajcie, proszę, znać w komentarzach.
Benchmarki:
An3DBench: 6172
An3DBenchXL: 21837
Quadrant: 3933
NeoCore: 48,5
NenaMark 1: 50,4
NenaMark 2: 33,1
AnTuTu: 7325 (CPU: 3720, GPU: 1241, RAM: 1512, I/O: 852)
Wideo + głośnik
Jeśli chcecie korzystać z Ainola Fire jako mobilnego kina, nie powinniście mieć większych zastrzeżeń. Urządzenie bez problemu odtwarza treści z ipla czy TVN Player, podobnie jak z YouTube – w wersji przeglądarkowej.
Odtwarzacz oferuje wsparcie dla następujących formatów: AVI, MKV, VOB, WMV, ASF, PMP, RM, RMVB, MOV, FL, H.263, H.264, MPEG4, VP8, RV, AVS.
Jak Fire poradził sobie ze standardowymi próbkami z tej strony?
– Birds: płynnie,
– Hddvd: nie odtworzył,
– Monsters: płynnie, z dźwiękiem i napisami,
– Suzumiya: płynnie, z dźwiękiem i napisami,
– Matrix: brak obrazu, z dźwiękiem,
– Harry Potter: minimalnie rozjeżdża się dźwięk z obrazem,
– Planet: płynnie, z dźwiękiem,
– Shrinkage: płynnie, z dźwiękiem,
– Shrinkage 2: płynnie, z dźwiękiem,
– Planet 2: płynnie, z dźwiękiem.
Głośnik, jak możecie usłyszeć na nagranym przeze mnie wideo, jest przyzwoitej jakości. Nawet na najgłośniejszym ustawieniu wydaje z siebie w miarę czyste dźwięki, aczkolwiek zdarza mu się charczeć i trzeszczeć. Warto zauważyć, że głośnik znajduje się na tylnej obudowie modelu, przez co należy pamiętać, by nie kłaść go na pleckach np. w momencie odtwarzania klipu z YouTube. Jak wspomniałam wyżej, co jakiś czas z głośnika wydobywa się charakterystyczny dźwięk przypominający puknięcie.
Akumulator
Ainol Fire skrywa w sobie akumulator o pojemności 5000 mAh. Jako że urządzenie torturowałam przez kilka dni, miałam okazję sprawdzić jak jego bateria radzi sobie w różnych konfiguracjach. I tak, w ciągu godziny przy włączonym WiFi i jasności ekranu ustawionej na maksymalną wartość, bateria traciła:
– 34% przy graniu w wymagające gry,
– 28% przy oglądaniu koncertu na YouTube,
– 19% przy oglądaniu filmu za pomocą MX Player,
– 10% przy czytaniu plików PDF,
– 13% w trybie bezczynności z włączonym ekranem,
– 3% w trybie czuwania z wyłączonym ekranem.
Średni czas, jaki udało mi się uzyskać podczas korzystania z urządzenia, to ok. 6-7 godzin. Oczywiście czas ten zależy od indywidualnego trybu pracy i ustawień. Można go znacznie wydłużyć np. zmieniając ustawienie jasności ekranu.
Akumulator ładuje się niecałe 5 godzin – podczas trwania tego procesu nie odnotowałam żadnych problemów z działaniem urządzenia. Co ważne, tablet można ładować również za pomocą USB.
A propos akumulatora warto zwrócić jeszcze uwagę na jedną dość irytującą rzecz. Otóż procentowy wskaźnik naładowania baterii działa w dość dziwny sposób. Do 40% poziom naładowania spada w dość stabilnym tempie, jeśli zejdziemy poniżej, potrafi pokazać, że akumulator rozładował się o 37% w ciągu 30 minut. Pozostałe 3% natomiast nie powodują rozładowania się tabletu w ciągu trzech kolejnych minut – pozwalają pracować przez kolejne pół godziny.
Podsumowanie
Ainol Fire na pewno zapadnie mi w pamięci – swoją drogą, już wiem dlaczego producent nadał mu taką, a nie inną nazwę (w dodatku zamiennie: Fire i Burning). Tak grzejącego się tabletu w rękach jeszcze nie trzymałam i wierzcie mi, że naprawdę nie przesadzam. Fire zrobił na mnie świetne pierwsze wrażenie – mimo potknięć z chińską klawiaturą i braku polskiego języka. To jednak mijało z każdym kolejnym dniem testów, kiedy to odkrywałam jego prawdziwe oblicze. Ainol Fire jest bardzo dobrym urządzeniem (ma świetny ekran – choć i z nim zdarzają się problemy, działa płynnie, dobrze sprawdza się przy przeglądaniu zawartości internetu, w grach i jako odtwarzacz wideo), ale wszyscy, którzy zdecydują się na jego zakup muszą się liczyć z jego irytującymi dolegliwościami. A tymi są na pewno: niesamowite grzanie się przy dłuższej pracy i podczas ładowania, problemy z WiFi w aplikacjach innych niż przeglądarka internetowa czy system operacyjny, który oprócz polskiego języka, prosi się o kilka poprawek.
Cena Ainol Novo 7 Fire w Polsce zaczyna się od 750 złotych.
_
Oczywiście jeśli macie jakieś pytania dotyczące Ainola Fire – dajcie znać w komentarzach, jestem do Waszej dyspozycji.