Recenzja Steelseries Rival 5 – mocny zawodnik do 300 złotych

Choć w moim sercu na co dzień goszczą myszki biurowe, zwłaszcza z rodziny MX Master i MX Anywhere, to wiem, że do grania warto sięgnąć po coś zupełnie innego. Ostatnimi czasy na moim biurku zagościła gamingowa mysz Steelseries Rival 5 i trzeba przyznać, że w tej cenie jest to zawodnik mocny, choć niepozbawiony rywali.

Przyznam szczerze, że o urządzeniach wskazujących firmy Steelseries mam dobre zdanie – od paru długich lat moją prywatną myszką gamingową jest jeden z modeli właśnie tej firmy. Z niemałym zainteresowaniem wziąłem na warsztat nowego przedstawiciela rodziny Rival, jakim jest Steelseries Rival 5, wyceniony na mniej-więcej 300 złotych.

Steelseries Rival 5 – uniwersalna propozycja, która nie kosztuje fortuny

Już pierwszy rzut oka na mysz Steelseries Rival 5 wystarczy, żeby stwierdzić, że to jedna z tych bardzo uniwersalnych propozycji. Choć model należy do rodziny myszek asymetrycznych, to nie straszy swoim nadmiernie agresywnym charakterem czy nietypowym kształtem.

Dosyć uniwersalnie prezentują się też przyciski boczne – jest ich aż pięć, nie dominują jednak przestrzeni na boku myszki, a raczej subtelnie wpasowują się tam tak, aby być zawsze pod ręką dla tych, którzy z przycisków korzystać lubią, jak i nie przeszkadzać tym, którzy traktują je jako mniej lub bardziej niepotrzebny gadżet.

Steelseries Rival 5 w Media Expert

W sferze tych przemyśleń warto jeszcze dodać, że przyciski są skrojone nieco bardziej pod FPS, choć oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaprogramować je w wybrany przez siebie sposób do dowolnej gry. Niemniej, na swojej stronie producent sugeruje ustawienia przycisków bocznych dla takich gier, jak League of Legends, Counter Strike: Global Offensive, Fortnite, Call of Duty: Warzone czy World of Warcraft. Słowem – dla każdego coś dobrego.

Steelseries Rival 5 – specyfikacja techniczna

CzujnikSteelSeries AirCore
Rozdzielczość100 – 18000 CPI w przyrostach co 100 CPI
Akceleracja40 G
Przyciski9
Przełączniki przycisków lewego / prawegomechaniczne przełączniki SteelSeries Golden Micro (IP54)
Trwałość mikroprzełączników80 mln kliknięć
Częstotliwość próbkowania1000Hz / 1 ms
Waga85 gramów


„Klasycznie”, a raczej nudno i oszczędnie, jest w opakowaniu z samą myszką. Pudełko, w którym przychodzi do nas Steelseries Rival 5, zawiera w zasadzie tylko urządzenie. Nie sposób szukać tu jakichkolwiek gadżetów, wymiennych ślizgaczy czy akcesoriów – całość kończy się na króciutkiej broszurce wydrukowanej na zwykłym papierze. Czy to wada? Moim zdaniem nie, w końcu w zasadzie nic więcej nie potrzebujemy. Na tym etapie warto jeszcze dodać, że Steelseries Rival 5 jest wyceniony na stronie producenta na 309,99 złotych, jednak spokojnie znajdziecie tę myszkę w sklepach za trochę mniej – zwykle 285-300 złotych.

Steelseries Rival 5 – konstrukcja

Jak już wspomniałem, w tej kwestii wzornictwa nie znajdziemy nic innowacyjnego, choć nie można powiedzieć, żeby było nudno. Czarna, matowa konstrukcja, jest co prawda asymetryczna – nie tylko za sprawą bocznych przycisków, ale również wyprofilowania na kciuk – niemniej, nie atakuje nadmiernie swoimi krągłościami czy zaostrzeniami i na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że jest to myszka przeznaczona nie tylko dla praworęcznych.

Mimo niespecjalnie zawiłej bryły, nie da się powiedzieć, że Steelseries Rival 5 jest myszką brzydką. Sprawcą gamingowego sznytu jest oczywiście podświetlenie – kolorowe światła LED są skryte nie tylko pod logo producenta, ale również kółkiem myszy i dwoma jakby „listewkami”, okalającymi konstrukcję z dwóch stron. Myszka nie prezentuje się nachalnie, jednak na uwagę zasługuje fakt, że oświetlenie potrafi być na tyle mocne, że sam zdecydowałem się na jego delikatne przyciemnienie, bo to zwyczajnie raziło mnie w nocy. Ale do tego wrócimy trochę później, przy okazji aplikacji. Przejdźmy na chwilę do konstrukcji.

Steelseries Rival 5 to naprawdę solidnie wykonana myszka, która świetne wrażenie robi już po pierwszym wzięciu do ręki. Sama konstrukcja jest raczej „lita” i nie ma tu mowy o żadnych wstawkach z innych materiałów czy elementach, których spasowanie budzi wątpliwość. Całość wykonana jest z bardzo miłego w dotyku materiału, które robi dobre wrażenie również od strony użytkowej – między innymi za sprawą tego, że niemal w ogóle się nie palcuje, ani nie ślizga.

Oprócz standardowego zestawu przycisków, Steelseries Rival 5 wyposażony jest w całą gamę przycisków bocznych. Poza LPM, PPM, ŚPM i przyciskiem od góry (docelowo zaprogramowanym na zmianę ustawień DPI), do naszej dyspozycji oddanych jest pięć przycisków bocznych. Precyzyjniej rzecz ujmując – cztery, ale jeden z nich nie jest standardowym „guzikiem”, lecz wywołuje inną akcję po przesunięciu w dół lub pociągnięciu do góry.

Same przyciski są dobrze rozmieszczone – nie przeszkadzają i w zasadzie zawsze są dostępne pod ręką, co nie oznacza, że nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Jedyny wyróżniający się kolorem przycisk, ten szary, nie leży bezpośrednio pod kciukiem i musimy raczej po niego sięgnąć. Podczas trzymania myszki chwytem finger grip, nasz kciuk spoczywa na specjalnie wyprofilowanym do tego miejscu i czasami brakuje zasięgu palca, aby do niego sięgnąć bez przesuwania całej dłoni. Z tego powodu zgaduję, że taki był zamysł producenta – aby zaprogramować tam coś, po co sięgamy raczej rzadko i na spokojnie niż w wirze rozgrywki. Nie szukając daleko, dobrym tropem może być chociażby wyciszenie mikrofonu w obrębie komunikatora.

Niemniej, powyższe rozważania da się niejako „zdezaktualizować” poprzez zmianę chwytu myszki. Rekomendowane przez producenta chwyty dla tego modelu to claw grip oraz finger grip – w przypadku tego pierwszego dostępność szarego przycisku zmienia się diametralnie, co zresztą obrazują zamieszczone grafiki.

Tak czy siak, każdy trzyma myszkę po swojemu – sam sięgałem po palm gripa podczas spokojnego przeglądania internetu lub po finger gripa w przypadku trochę gorętszych chwil w czasie rozgrywek.

Warto mieć też pamiętać o tym, że przyciski w żaden sposób nie wyróżniają się fakturą czy materiałem, z którego są wykonane – teoretycznie da się więc pomylić, który z pozostałych przycisków bocznych właśnie trzymamy. Wystarczy jednak odrobina wprawy, aby radzić sobie z tym bez żadnego problemu – zwłaszcza, że dwa z nich się „klikają”, a ten trzeci raczej ciągniemy w jedną ze stron.

Nie będę już nadmiernie rozwodził się nad gabarytami myszki – powiem tylko, że należy raczej „do tych większych”, w razie potrzeby możecie odczytać precyzyjne wymiary powyżej. Zgodnie z tym, o czym wspomniałem wcześniej, Steelseries Rival 5 waży 85 gramów – nie mamy więc do czynienia z modelem wagi piórkowej, zdecydowanie czujemy, że trzymamy coś w ręce, jednak waga nie jest w żadnym wypadku męcząca.

Od strony konstrukcyjnej czas wspomnieć jeszcze o ostatniej, choć nie mniej istotnej sprawie, jaką jest przewód. Steelseries Rival 5 wyposażona jest w zintegrowany przewód o długości dwóch metrów, który jest… przeciętnej jakości. Sięgając myślami do wcześniej recenzowanych przeze mnie myszek dla graczy – w tym aspekcie, recenzowanemu modelowi zdecydowanie bliżej do dwukrotnie tańszej propozycji Genesis Xenon 770 niż (wciąż tańszej), leciutkiej Glorious Model O.

Nie mam żadnych zastrzeżeń co do potencjalnej trwałości przewodu, ale naprawdę szkoda, że producent nie zdecydował się na zastosowanie odpinanego kabla – wtedy nie dość, że zyskalibyśmy na możliwości potencjalnej naprawy, to jeszcze można byłoby rozważyć dokupienie lepszego/wygodniejszego kabla na własną rękę. Ot, takie 2w1.

Od strony czysto konstrukcyjnej wychodzi więc na to, że jedyną wadą myszki jest przewód. Ten nie jest specjalnie ciężki, ale jest zbyt sztywny, aby móc mówić o zupełnie bezproblemowym użytkowaniu. Do pozostałych spraw nie mam żadnych zarzutów – od wzornictwa, przez spasowanie, aż po ogólną jakość wykonania i jakość zastosowanych materiałów wszystko jest w porządku.

Skoro już samą konstrukcję myszki mamy omówioną, czas przejść do jej funkcjonalności i codziennego użytkowania – zacznijmy od aplikacji.

Rival 5 we współpracy ze Steelseries GG/Steelseries Engine, czyli oprogramowanie

Steelseries jest jedną z tych firm, które starają się możliwie dużo sprzętów agregować w obrębie jednego oprogramowania – a to duża zaleta. Tym samym, Rival 5 pojawił się w uprzednio zainstalowanym przeze mnie Steelseries Engine 3 jako urządzenie, którym mogę zarządzać.

Technicznie rzecz ujmując, aktualnie najnowszym oprogramowaniem producenta do zarządzania peryferiami jest Steelseries GG, w obrębie którego zintegrowano Steelseries Engine. Od strony użytkowej – w przypadku tego modelu – różnicy nie ma żadnej, za wyłączeniem delikatnej różnicy w gradiencie tła oraz, oczywiście, dodatkowych funkcji zaimplementowanych w aplikacji. Niemniej, wszystkie dodatki nie tyczą się bezpośrednio zarządzania tą myszką – z drugiej strony, nie widzę powodu, żeby nie sięgnąć po nowe i wspierane oprogramowanie.

Bezpośrednio po uruchomieniu oprogramowania, naszym oczom ukazują się trzy zakładki: Gear, Apps oraz Library. W zasadzie najbardziej interesująca jest ta druga sekcja – to w jej obrębie możemy wykorzystać jedną z dostępnych aplikacji (lub napisać własną!) do zarządzania naszym sprzętem, w tym przypadku podświetleniem.

Nie będę się nadmiernie rozwodził nad tym tematem, powiem pokrótce, że sekcja Apps w Steelseries Engine jest naprawdę rozbudowana i z jej pomocą możemy wykorzystać podświetlenie myszki chociażby jako Audio Visualizer, „dioda powiadomień” Discorda czy po prostu system reagujący na określone akcje w grach – na przykład rozbłyśnięcie w przypadku oślepienia granatem błyskowo-hukowym w CS:GO. Wróćmy jednak na ziemię, czyli do tego, co ze Steelseries Rival 5 powiązane bezpośrednio.

Po wybraniu myszki w aplikacji, naszym oczom ukazują się ustawienia dotyczące konkretnie tego urządzenia. Możemy tutaj dowolnie zaprogramować każdy z przycisków – w tym, co istotne, akcje dla przesunięcia kółkiem myszy w górę lub w dół. Wszystkie preferencje możemy zapisać do wybranego przez siebie profilu i takich presetów stworzyć kilka – przełączać się między nimi możemy chociażby z poziomu ekranu głównego Steelseries Engine, wymuszać zmianę konfiguracji w razie włączenia konkretnej gry czy oprogramowania na komputerze lub zaprogramować zmianę pod określony przycisk.

Jeśli chodzi o zakres akcji, jakie możemy przypisać do konkretnego przycisku, to tych jest naprawdę multum i nie sposób wszystkie zawrzeć w tej recenzji – od dowolnego klawisza z klawiatury, przez przyciski multimedialne, przyciski myszy, wyzwalanie poszczególnych akcji systemowych, włączanie określonych aplikacji (zarówno systemowych, jak i tych ze Steelseries Engine 3), przełączanie się między konfiguracjami myszki, aż po makra, które możemy samodzielnie nagrywać.

Jest tu naprawdę wszystko, czego może potrzebować nawet najbardziej wymagający gracz czy użytkownik komputera. Na uwagę zasługuje też fakt, że możemy ustawić moment, w którym myszka zareaguje na naszą akcję – po wciśnięciu przycisku czy po jego puszczeniu.

Krótkie słowo o podświetleniu – tutaj opcji również jest multum, ograniczę się więc do powiedzenia, że możemy zarządzać poszczególnymi strefami (możecie je zobaczyć na zrzutach ekranu), korzystać z podstawowych efektów podświetlenia, regulować jasność, jak i sięgnąć do akcji Reactive, w której myszka będzie reagowała na kliknięcia właśnie kolorem – w moim przypadku na wciśnięcie przycisku myszka reagowała przejściem pomarańczowego rozbłysku. O tym, ile dodatkowych możliwości konfiguracji daje Apps już mówiłem, zostawmy więc podświetlenie.

Warto byłoby jeszcze powiedzieć, jakie „techniczne” udogodnienia daje nam Steelseries GG w przypadku Steelseries Rival 5. Co najważniejsze – możemy predefiniować sobie do pięciu poziomów CPI, między którymi przełączamy się z pomocą przycisku – w zakresie od 100 do 18000.

Ślizgaczy nie jest ani za dużo, ani za mało – a jaki sensor jest, każdy widzi

Do naszej dyspozycji producent oddaje także możliwość regulacji angle snapping, częstotliwości próbkowania (maksymalnie 1000 Hz, czyli co jedną milisekundę), akceleracji oraz dekceleracji. Zabrakło tutaj regulacji LOD (lift-off distance), co potrafiła chociażby tańsza Glorious Model O. W tej myszce LOD jest dosyć niski, co jest zaletą – ale zwyczajnie szkoda, że producent nie pozwala nam o nim decydować.

Podsumowując strefę oprogramowania – jest lepiej niż dobrze i Steelseries GG to kawał solidnej aplikacji do zarządzania peryferiami tego producenta. Jedyne, czego może tutaj brakować, a to i tak nielicznym, to regulacji lift-off distance – cała reszta (i sporo więcej) jest pod ręką w obrębie stabilnej i wygodnej aplikacji.

Codzienne użytkowanie Steelseries Rival 5 – wrażenie psuje tylko przewód…

Nie mam żadnych zarzutów do myszki, jeśli chodzi o jej gabaryty i konstrukcję – Steelseries Rival 5 trafia w tym zakresie w moje gusta. Zarówno kształty, jak i wyprofilowanie przycisków, po prostu dobrze mi leżą. Jedyne, co nie gra, to ten nieszczęsny przewód – jest naprawdę zaskakująco sztywny i dziwię się, że Steelseries w myszce za trzysta złotych nie pokusiło się o coś lepszego.

Oczywiście to nie jest tak, że z przewodu nie da się korzystać – jeśli macie wystarczająco przestrzeni na biurku lub korzystacie z mouse bungee (ewentualnie podklejacie przewód taśmą do biurka lub w dowolny inny sposób radzicie sobie z ciężarem przewodu), to wcale nie będzie tak źle. Niemniej, ta sztywność daje się we znaki – odczuwam, że dwumetrowy kabel w oplocie układa się na blacie znacznie gorzej, niż tego bym oczekiwał.

Pomijając jednak ten aspekt, z samego okresu użytkowania jestem zadowolony. Poczynając od przycisków – te są średnio twarde, mają relatywnie duży skok i dają dosyć odczuwalny, bardzo sprężysty feedback. Przełączniki są bardzo wygodne, jednak osoby specjalizujące się w szybkim klikaniu – drag clickach czy podobnych – mogą nie być w stanie bić na nich swoich rekordach w kliknięciach na sekundę.

To kolejny, poza rozlokowaniem przycisków bocznych, powód, dla których Steelseries Rival 5 widzę przede wszystkim w FPS-ach czy innych produkcjach niewymagających niezwykle szybkiej pracy z LPM. Żeby nie było wątpliwości – myszka nie wypada w tym zakresie źle, ani nawet poniżej przeciętnej, po prostu dałoby się odszukać lepiej nadające się do tego modele.

Jedyny powód, żeby się przyczepić – przewód ;)

Nie jestem jednak specjalnym zwolennikiem oferowanej przez Steelseries Rival 5 rolki (trochę rozpieściło mnie magnetyczne rozwiązanie oferowane przez Logitech Anywhere 3), lecz to do zastosowań gamingowych sprawdzi się bardzo dobrze. Gumowe kółko chodzi dosyć miękko i nie stawia aż tak wyraźnego oporu, jednak skok jest odczuwalny na tyle, aby nie można było mówić o jakichkolwiek pomyłkach. Niemniej, nie ma tutaj twardego schodkowania z wyraźnym feedbackiem oferowanym co przeskok – trochę szkoda, bo świetnie zgrywałoby się to z charakterystyką twardych przełączników zastosowanych na głównych przyciskach.

Podobnie sprawy mają się ze ślizgiem i sensorem, które najzwyczajniej w świecie radzą sobie tak, jak powinny. Do myszki producent dorzucił mi niewielką podkładkę Steelseries QcK Edge (i nie tylko, ale o tym przy okazji następnych recenzji) i ten duet sprawdził się świetnie. Sam co prawda sięgnąłbym po podkładkę większą niż ta w rozmiarze M, ale to już kwestia zupełnie wtórna i niepowiązana z przedmiotem tego tekstu.

Niemniej, sensor radzi sobie rewelacyjnie nie tylko na dobrych podkładkach (choć właśnie tam myszkę niewątpliwie będą sadzać gracze), ale również na powierzchniach nieco mniej przyjaznych. Nie zauważyłem tutaj żadnych problemów ze stabilnością pracy, przy testach syntetycznych jitter nie dawał się we znaki – słowem, wszystko pracuje jak należy, nawet na wysokich ustawieniach CPI.

Steelseries Rival 5 w codziennym użytkowaniu to myszka kompletna i niezawodna – nigdy też się nie zacięła czy nie „przymroziła”, a takie problemy miał Andrzej przy okazji modelu Steelseries Aerox 3.

Podsumowanie

Podsumowując, Steelseries Rival 5 to kawał solidnej myszki, której jedyną wadą jest przewód. Za wyjątkiem tego kabla, wszystko działa jak należy i model można z czystym sumieniem określić mianem rozsądnej myszy gamingowej.

Nie przeraża również wycena urządzenia – choć Steelseries Rival 5 kosztuje niespełna 300 złotych, to wydaje się to być uczciwa cena, jak za ten model (a w każdym razie nie straszy). Oczywiście dałoby się to zrobić taniej, ale – jak to zwykle bywa – renoma marki trochę kosztuje. Na dobre wrażenie niewątpliwie wpływa też rewelacyjne oprogramowanie – jeśli lubicie trochę „bajerów”, jak i dopasowywania myszki do siebie, to nie wszyscy producenci spełnią wasze oczekiwania, a Steelseries to zrobi.

Na zakończenie tej recenzji dodam jeszcze, że w chwili zakończenia testów modelu Steelseries Rival 5, na warsztat biorę całą rodzinę nowych myszek tego producenta. Na moim biurku dosłownie w tej chwili ląduje Steelseries Prime, Steelseries Prime+ oraz Steelseries Prime Wireless, które zagoszczą na nim w towarzystwie nieco ciekawszej podkładki niż nudny i klasyczny QcK Edge w rozmiarze M.

No, ale to już temat na inny tekst – recenzja wkrótce pojawi się na łamach Tabletowo, a na ten moment pozostawiam was z oceną końcową 8,5/10 dla tego modelu.

Recenzja Steelseries Rival 5 – mocny zawodnik do 300 złotych
Zalety
stonowane, acz bardzo przyzwoite wzornictwo
jakość wykonania
wygoda użytkowania - każdy znajdzie coś dla siebie
bardzo funkcjonalne i uniwersalne oprogramowanie
sensor, przyciski
Wady
przewód pozostawia wiele do życzenia, jak na tę cenę - a najlepiej, gdyby można było go odpiąć
niektórym może brakować regulacji lift-off distance
8.5
Ocena
Gdzie kupić?
Exit mobile version