Nie przepadam za kinem. Nie cierpię tasiemcowych reklam przed seansem, ciągnących się czasem ponad pół godziny przed właściwym filmem. Nie znoszę smrodu popcornu, chrupania i głośnych komentarzy publiczności.Przez ostatnich parę lat dzięki temu (i dzięki małemu dziecku, które przewróciło organizację życia do góry nogami) w praktyce ograniczyłem seanse do kolejnych Gwiezdnych Wojen i do Blade Runnera 2049. Natomiast lubię filmy. Jestem fanem Netflixa, HBO GO i Amazon Prime Video. Oglądam dużo w zaciszu domowym, ciesząc się w spokoju seansem przed telewizorem lub przed ekranem komputera – dysponuję nieco starszym modelem TV, który nie dorównuje dzisiejszym jakością obrazu i dźwięku. Z dużą przyjemnością podjąłem się w związku z tym testowania soundbara Polk Signa S1, który przez prawie dwa tygodnie wspomagał telewizor swoją mocą.
Dla kogo soundbar
W generalnym skrócie, dla każdego, komu nie podoba się dźwięk prosto z telewizora. A to nie jest wcale takie rzadkie – coraz bardziej płaskie konstrukcje pozostawiają coraz mniej miejsca na umieszczenie sensownych głośników szerokopasmowych, że nie wspomnę o niskotonowym. Co więcej, większość odbiorników TV swoje głośniki ma skierowane do tyłu, co nijak brzmienia nie poprawia, bo żeby dźwięk dotarł do nas, najpierw musi się od czegoś odbić, a z tym bywa różnie. Soundbar okazał się świetnym kompromisowym wyjściem dla klientów, którzy nie mają miejsca lub z innych powodów nie chcą inwestować w pełne wielokanałowe zestawy kina domowego, poprawiając reprodukcję dźwięku niemal w każdym możliwym zakresie. Ceny dostępnych urządzeń zaczynają od kilkuset złotych, a kończą nawet na kilkunastu tysiącach. Polk Signa S1, kosztując około 1100 zł należy do kategorii prostszych urządzeń. Ale zacznijmy od początku.
Całość zestawu została zapakowana w konkretne pudło o przedziwnym kształcie litery „L”, które niewątpliwie dostarczyło wielkiej „radości” kurierowi. W środku znalazły się, zabezpieczone solidnymi styropianowymi profilami, głośnik główny, subwoofer, dwa kable zasilające, pilot, oraz optyczny kabel TOSLink. Przygotowanie do pracy sprowadza się do podpięcia głośnika głównego i subwoofera do zasilania osobnymi przewodami oraz podłączenia sygnału do jednostki centralnej. Służyć do tego może gniazdo AUX w standardzie jack 3,5 mm, optyczny kabel TOSLink lub Bluetooth, choć ten ostatni raczej nie będzie miał zastosowania przy współpracy z telewizorem – sprawdzi się natomiast, gdy chcemy posłuchać muzyki ze smartfona.
Parametry
Budowa kolumny | Aktywna (nie wymaga wzmacniacza) |
Przetworniki | Dynamiczne |
Głośniki wysokotonowe | 2 x 2,54 mm |
Głośniki średniotonowe | 2 x (32 x 112) mm pełnozakresowe |
Głośnik niskotonowy | 133 mm |
Procesor DSP audio | TAK |
Dekodery Dolby | Dolby Digital |
Pasmo przenoszenia | 45 – 20.000 Hz |
Bluetooth | TAK |
Wejścia | cyfrowe TOSLink, analogowe 3,5 mm mini-jack AUX |
Autorskie tryby dźwięku producenta | Movie Mode / Night Effect / Music / Voice Adjust |
Łączność subwoofera | Bezprzewodowy |
Wysokość | soundbar: 5,5 cm, subwoofer: 34 cm |
Szerokość | soundbar: 90 cm, subwoofer: 17,1 cm |
Głębokość | soundbar: 8,2 cm, subwoofer: 34,4 cm |
Waga: soundbar | 1,8 kg, subwoofer: 5,2 kg |
Początek testów
Po wyciągnięciu wszystkiego z kartonu przystąpiłem do podłączania urządzenia. Wymiary soundbara umożliwiły bezproblemowe postawienie go na stoliku telewizyjnym zaraz pod telewizorem. Subwoofer po podłączeniu do zasilania i uruchomieniu całości okazał się też być gotowy do pracy – jest fabrycznie sparowany z jednostką centralną, lecz gdyby okazało się, że coś nie gra jak należy, ponowne parowanie można przeprowadzić po przytrzymaniu przycisku z tyłu obudowy. Kłopoty zaczęły się przy próbie podłączenia do telewizora. Gdybym zadowolił się dźwiękiem stereofonicznym, wystarczyłoby połączyć całość analogowym kablem jack – jack. Ale nie po to postawiłem przed chwilą urządzenie uzbrojone w dekoder Dolby Digital, żeby ograniczać się do dźwięku stereo – a okazało się, że zarówno dekoder NC+ jak i TV mają wprawdzie złącza cyfrowe, ale w elektrycznym standardzie SPDIF, podczas gdy Signa wymaga połączenia światłowodem. Skończyło się tym, że w sklepie z akcesoriami telewizyjnymi zamówiłem kosztujący kilkadziesiąt złotych konwerter SPDIF – TOSLink, który rozwiązał problem. Piszę o tym dlatego, że warto się przed zakupem sprzętu upewnić, że będziemy mieli go jak podłączyć – Signa S1 należy pod tym względem do dość ubogo wyposażonych. Szkoda, że zabrakło złącza elektrycznego w standardzie, czy możliwości podpięcia głośnika do telewizora kablem HDMI korzystając z kanału zwrotnego. No tak, ale wtedy nie kosztowałby tyle ile kosztuje – coś za coś, mamy w końcu wybór także wśród oferty Polk.
Ponieważ konwerter zamówiłem w piątek, do poniedziałku miałem czas na sprawdzenie połączenia analogowego i przez Bluetooth. Na pierwszy ogień poszedł wariant drugi, czyli muzyka ze smartfona. I ku mojemu sporemu zaskoczeniu, zagrała zupełnie nieźle. Scena muzyczna nie dorównywała odpowiednio rozstawionym głośnikom zestawu stereo (o zestawach wielogłośnikowych już nie wspominając), ale poza tym było zupełnie dobrze. Na każdy każdy kanał stereo przypadła napędzana wzmacniaczami klasy D para głośników: szerokopasmowy o owalnym kształcie i wysokotonowy. Użycie zestawu dwudrożnego nie jest regułą w tańszych konstrukcjach, do których producenci często montują jedynie jeden głośnik szerokopasmowy na kanał, natomiast zdecydowanie się to opłaciło w Signie S1, gdyż muzyka brzmiała wyraziście, z odpowiednio mocnym nieprzytłaczającym basem i nieźle słyszalnymi wysokimi tonami. Należy jednak pamiętać o przełączeniu soundbara w tryb muzyczny, w przeciwnym wypadku podbijane są częstotliwości spotykane najczęściej w filmach i reprodukcja muzyki na tym cierpi.
Telewizor współpracując z Signą S1 przez łącze analogowe oczywiście nie mógł w pełni wykorzystać możliwości dźwiękowych soundbara, ale i tak grał znacznie lepiej, niż głośniki wbudowane. Inne brzmienie wymagało przyzwyczajenia się – różnica między skierowanymi do tyłu głośnikami telewizora, a czystym stereo na soundbarze była naprawdę spora.
Połączenie optyczne
Konwerter SPDIF-TOSLink dotarł zgodnie z planem w poniedziałek. Jest to niewielkie pudełko z własnym zasilaniem, do którego z jednej strony podłączamy koncentrycznym kablem cyfrowy sygnał elektryczny, a na wyjściu otrzymujemy sygnał optyczny. Tylko tyle i… aż tyle. Po spięciu wszystkiego razem i włączeniu kanału telewizyjnego z odpowiednią ścieżką Dolby Digital soundbar posłusznie zameldował zieloną lampką aktywność dekodera i można było przystąpić do właściwych testów.
Dźwięk przestrzenny
Z samej konstrukcji wynika, że stereofoniczny soundbar nie jest raczej w stanie dorównać prawidłowo rozstawionemu wielokanałowemu systemowi dźwięku przestrzennego, gdyż reprodukując ścieżkę 5.1 czy 7.1 musi uciec się do trików z modyfikacją sygnału i wykorzystaniem odbić w pomieszczeniu. Przestrzenny efekt końcowy zależy w równej mierze od jakości użytych algorytmów jak i od akustyki pomieszczenia. Pomieszczenie, w którym testowałem Signę S1 nie sprzyjało testowi – wprawdzie mebli mam niezbyt wiele i nie zagracają pokoju, ale telewizor stoi w kącie, mając po jednej stronie ścianę, a po drugiej otwartą przestrzeń z oknem i roślinami doniczkowymi. Trudno tu o symetryczny pogłos i odbicia. Mimo to po skierowaniu soundbara w kierunku kanapy, skąd najczęściej z żoną oglądamy filmy, udało się uzyskać przekonujący efekt przestrzenny, choć nie dorównywał on rzecz jasna głębią efektowi znanemu z kina czy nawet z podłączonych do komputera głośników stereo z włączoną wirtualizacją. Powody w obu przypadkach są oczywiste – w kinie głośników jest kilkanaście i otaczają one widza, a gdy oglądam film przy komputerze, głośniki mają optymalną odległość i kąt w stosunku do widza, więc o odpowiednią wirtualizację jest znacznie łatwiej. Tym bardziej należy docenić, że efekt uzyskany na soundbarze był zupełnie niezły – podczas bitwy w „Rogue One” słychać było przeloty maszyn z lewej i prawej strony widza, wyścigi Zygzaka McQueena słychać było z perspektywy kamery, a charakterystyczne pogłosy z „Blade Runner 2049” brzmiały jak należało. Efekty wybuchowe, strzały – nie można narzekać, głębia i dynamika basu była na dobrym poziomie i wcale nie wymagało to ustawienia maksymalnej siły basu.
Tryby dodatkowe, czyli coś dla Polskiej Szkoły Realizacji Dźwięku Dźwięku
Wspominałem wcześniej, o podstawowych trybach dźwięku – filmowym i muzycznym. Pierwszy zapewnia maksymalną dynamikę i efektowność dźwięku filmowego, drugi został pomyślany dla celów zachowania możliwie dużej wierności muzyki. Czas teraz wspomnieć o trybach dodatkowych. Najpożyteczniejszy w praktyce okazał się tryb nocny, redukujący dynamikę dźwięku tak, by nie przeszkadzał innym domownikom – w moim przypadku było to śpiące w drugim pokoju dziecko. Sprawdził się znakomicie: mimo że telewizor grał u nas dość długo, to przez te parę dni testów nigdy nie zdarzyło się, by w efekcie synek obudził się nawet, jeśli coś na ekranie efektownie wybuchło.
Osobne kilka słów należy się zastosowanej w Signa S1 technologii VoiceAdjust. Służy ona do uwydatnienia dialogów kosztem pewnego zniekształcenia tła. Dostępne są trzy poziomy, przy czym na pierwszym uwydatnienie jest stosunkowo lekkie, podobnie jak poziom zniekształceń, a na trzecim dialogi są mocno wybite na pierwszy plan kosztem stłumienia reszty. Mimo, że nie brzmi to ciekawie, to w praktyce funkcja ta okazała się bardzo przydatna – szczególnie przy oglądaniu polskich filmów. Z nielicznymi wyjątkami nowsze hołdują Polskiej Szkole Realizacji Dźwięku, co oznacza, że w cichszych partiach dialogowych słychać wyłącznie bełkot, lub czasem w ogóle nic nie słychać. Przykładów nie brakuje, żeby z seriali wspomnieć choćby „Belfra” a z pełnometrażowych produkcji „Idę”, gdzie momentami warto było włączyć napisy, by wiedzieć, o co chodzi. Użycie VoiceAdjust pozwala wydobyć na wierzch tajemnicze kwestie dialogowe które realizator dźwięku postanowił zataić – chociaż nie ukrywam, że przeważnie nie wystarczy skorzystać z poziomu pierwszego :)
Wszystko gra?
Niestety, nie wszystko. Nie każdy kanał telewizyjny ma Dolby Digital, więc to oczywista sprawa, że czasem będzie ścieżka dźwiękowa stereo. Gorzej, że na niektórych kanałach ścieżka DD jest, ale obcojęzyczna, polskojęzyczna zaś wyłącznie w stereo. Pół biedy, jeśli dotyczy to wyboru między lektorem i napisami – ale dotyczyło to też na przykład animacji „Auta 3” na kanałach HBO, gdzie znakomity polski dubbing był ograniczony do ścieżki stereo. To oczywiście wina operatora i nadawcy, a nie firmy Polk, ale warto o tym pamiętać, kupując sprzęt.
Zawiódł HBO GO (z dekodera i przez Chromecast) i Netflix (przez Chromecast) – oba serwisy współpracowały z soundbarem wyłącznie w trybie stereo. Powód? Dźwięk przestrzenny kodują w standardzie Dolby Digital Plus lub w wybranych produkcjach Dolby ATMOS (tylko Netflix), którego nie da się przepchnąć przez SPDIF i TOSLink – brakuje pasma, tu potrzebne byłoby HDMI–ARC. Nie było szans, by to się ze sobą zgrało.
Nie zawiódł natomiast PLEX, który potrafi niezgodną ścieżkę dźwiękową transkodować w locie na zrozumiałą dla dekodera. Wszystkie filmy z lokalnego serwera multimediów odtwarzane były przez Chromecasta z użyciem dźwięku przestrzennego, niezależnie od tego, czy ścieżka źródłowa była zakodowana w DTS czy Dolby Digital. Nie zawiedzie również stacjonarny odtwarzacz Blu-Ray, gdyż płyty muszą mieć choćby w ramach zachowania zgodności wstecznej dostępną ścieżkę dźwiękową DD.
A zatem czas na podsumowanie
Polk Signa S1 okazał się bardzo przyjemny w użytkowaniu, dając znaczącą poprawę jakości dźwięku w stosunku do tej oferowanej przez telewizor. Zaskakująco dobrze spisał się zarówno przy filmach, jak i przy muzyce, w swojej kategorii cenowej grając lepiej niż parę konkurencyjnych rozwiązań, których miałem okazję krótko posłuchać przy różnych okazjach. Czterodrożny głośnik główny i dobrze zgrany z resztą subwoofer dał w efekcie wysoką uniwersalność Signy S1, co szczególnie doceniłem słuchając różnego typu muzyki. Decydując się na zakup, warto oczywiście pamiętać o ograniczeniach we współpracy z niektórymi źródłami sygnału, ale i o tym, że soundbar raczej nigdy nie będzie konkurencją dla wielokanałowych systemów kina domowego. Nie próbując osiągnąć niemożliwego, osiągnięto bardzo dużo tam, gdzie możliwości były. I dlatego po zakończeniu testu przykro mi będzie spakować zestaw do pudła i odesłać w dalszą podróż.