Soundbar to coraz bardziej popularna metoda poprawienia dźwięku płynącego z telewizora. Na rynku wybór tego typu sprzętu jest bardzo bogaty, od prostych urządzeń stereofonicznych do rozbudowanych systemów z dźwiękiem przestrzennym Dolby Atmos. Przez półtora miesiąca używałem jednego z tych prostszych modeli, Blitzwolf BS-SDB1. Czy warto się nim zainteresować?
Zawartość zestawu i jakość wykonania
Głośnik przybył w prostym tekturowym opakowaniu w zielonobiałym kolorze z logiem producenta oraz krótką listą funkcji w postaci czytelnych ikon z opisami. Brak jakichkolwiek graficznych ozdobników, same konkrety. W środku znalazłem:
- soundbar (to jakby oczywiste, ale mimo wszystko to napisałem)
- instrukcję
- pilota
- kabel TOSLINK
- kabel minijack – 2 x RCA
- kabel zasilający „motylek” z wtyczką w standardzie amerykańskim
- adapter zasilania do gniazdek brytyjskich
- adapter zasilania do gniazdek polskich
Soundbar jest wykonany bardzo porządnie, z metalową maskownicą i dobrze wyglądającymi elementami plastikowymi. U góry znaleźć można prosty panel sterowania, złożony z dwóch podwójnych gumowanych przycisków. Wyglądają tak sobie w porównaniu z resztą, ale nie sprawiały problemów w użytkowaniu – nie korzysta się z nich zresztą często. Dobre wrażenie robi także pilot, smukły, pokryty antypoślizgową, jakby gumowaną powłoką. Dobrze leży w dłoni, przyciski są przejrzyście opisane i dobrze działają. Niestety, po dłuższej eksploatacji powłoka pilota wygląda byle jak – łapie bardzo odciski palców, a próby wyczyszczenia szmatką doprowadziły do tego, że na powierzchni pilota i przycisków zostało również sporo trudnych do usunięcia włókienek. Niezbyt ciekawie wygląda także klapka – wsuwka z baterią CR2025, ale poza tym nie sprawiała problemów.
Spójrzmy na parametry:
- wymiary: 90 x 8,7 x 4,3 cm,
- waga: 1,8 kg,
- moc: 60 W,
- 6 głośników + 2 membrany bierne odpowiedzialne za niskie tony,
- pasmo przenoszenia 40 Hz – 20 kHz,
- obsługa Bluetooth: 4.2.
Cena urządzenia oscyluje w okolicach 350 zł.
Dołączone kable RCA są wykonane przyzwoicie, jednak pamiętać należy, że mówimy tu o kablach najtańszych, kosztujących paręnaście złotych. Działały jednak bezproblemowo, czemu w sumie trudno się dziwić. Nie mam też żadnych zarzutów do dołączonego światłowodu (także wykonanego na oko dość przeciętnie, ale nie sprawiającego kłopotów). Dołączone przejściówki do kabla zasilającego natomiast to osobna sprawa – po pierwsze, trudno w ogóle wpiąć do nich kabel – otwory były zbyt małe i wymagały lekkiego opracowania nożem, żeby dało radę wsunąć wtyczkę. Po drugie, zapomniano o miejscu na bolec, co oznacza, że nie pasowały do żadnego z dostępnych u mnie w pobliżu TV gniazdek. Na szczęście do zasilania służy zwykły kabel z motylkiem, łatwo więc znaleźć w zasobach domowych taki z polską wtyczką.
Podłączenie i eksploatacja
Jak na urządzenie budżetowe to BW-SDB1 ma całkiem pokaźną pulę złączy, którą można wykorzystać:
- HDMI ARC,
- S/PDIF Coaxial,
- TOSLINK,
- AUX – mini jack 3,5 mm,
- USB.
Najlepszą metodą jest oczywiście podłączenie kablem HDMI do złącza HDMI ARC w telewizorze. W tej konfiguracji soundbar może się automatycznie włączać i wyłączać wraz z telewizorem, działa także sterowanie głośnością za pomocą pilota od odbiornika TV. Jeśli z jakiegoś powodu nie jest to możliwe, następne w kolejności powinny być złącza cyfrowe elektryczne lub optyczne. Ponieważ mój TV ma tylko 3 porty HDMI i wszystkie były przez większość czasu wykorzystane przez inny sprzęt, podłączenie zrealizowałem właśnie kablem S/PDIF. Poza tym BW-SDB1 może odtwarzać pliki muzyczne wprost z pendrive’a (niestety sprzęt nie powala bogactwem obsługiwanych formatów) lub pracować bezprzewodowo przez Bluetooth – w obu wariantach pilotem można kontrolować odtwarzanie.
Soundbar ma rozmiar 90 x 8,7 x 4,3 cm (szerokość x głębokość x wysokość) oraz waży 1,8 kg. Oznacza to, że można też go od biedy potraktować jako sprzęt przenośny, o ile oczywiście za każdym razem będziemy dysponować zasilaniem. Za reprodukcję dźwięku odpowiada – mimo małych rozmiarów całości – aż sześć głośników szerokopasmowych oraz dwie membrany bierne służące poprawie basu. Dopasowanie dźwięku do swoich potrzeb przeprowadzamy za pomocą korektora, wybierając spośród jednego z dostępnych 4 presetów: music, movie, sport, news. Brakuje niestety całkowicie płaskiego profilu, na szczęście wprowadzane przez korektor zmiany nie są zbyt agresywne.
Urządzenie ma wbudowane funkcje oszczędzające energię – nieużywane zdezaktywuje się po kilkunastu minutach. W zamierzeniu idea słuszna, realizacja nie jest jednak najszczęśliwsza – czas do wyłączenia jest zwyczajnie zbyt krótki i robiąc sobie dłuższą przerwę w oglądaniu serialu nie raz musiałem zaczynać od włączenia od nowa głośnika.
Jakość dźwięku
Z czterech presetów korektora użyteczne w praktyce są właściwie dwa – music oraz movie. Tryb filmowy uwydatnia bas, poprawiając odbiór efektów specjalnych, co jest szczególnie ważne w sprzęcie, który jest pozbawiony subwoofera. Z kolei podbicie częstotliwości ścieżki dialogowej zdecydowanie przyda się przy oglądaniu dzieł tzw. Polskiej Szkoły Realizacji Dźwięku. Najmniej na dźwięk wpływa preset służący do odsłuchu muzyki.
Urządzenie ma wyraźny, choć niezbyt głęboko schodzący bas. Wybrzmiewa raczej precyzyjnie, nie jest zbyt mocno podbijany i nie próbuje zdominować reszty pasma. W średnicy lekko wysunięty jest wokal kosztem reszty pasma. Trochę gorzej wyglądają tony wysokie, którym brakuje odrobinę mocy. Całościowo brzmi zupełnie nieźle, choć nie jest to sprzęt do odsłuchu muzyki klasycznej, znacznie lepiej czuje się w brzmieniach rockowych, a nawet bluesowych. Szczerze mówiąc, spodziewałem się gorszego brzmienia, jestem zaskoczony, jak dobrze poradził sobie dość tani przecież sprzęt. Najbardziej cierpi przestrzenność sceny, czemu akurat trudno się dziwić w przypadku urządzenia z tak małą bazą stereo.
Brzmienie w trybie filmowym także robi dobre wrażenie. Ścieżka efektowa nie jest tak mocno odczuwalna, jak w zestawach z subwooferem, ale nie ma wątpliwości, że jednak jest słyszalna. Blitzwolf nie próbował osiągnąć niemożliwego – podbicie dźwięku kończy się tam, gdzie zaczynają się związane z tym artefakty. Wokale są nieźle słyszalne nawet w polskich produkcjach, gdzie z drobnymi wyjątkami tradycyjnie 1/3 ścieżki dialogowej jest niemal niezrozumiała. Efekty przestrzenne są dość dobre, pod warunkiem, że siedzimy niemal na wprost urządzenia. Ogólnie ocena na plus, szczególnie, gdy się porówna z głośnikami telewizora. Właściwie to nie wyobrażam sobie powrotu do tego, co produkowały piszczałki mojego Phillipsa.
Oceniając Blitzwolf BW-SDB1 pamiętać należy, że mamy do czynienia z urządzeniem stosunkowo prostym. Brak w nim dekodera Dolby Digital, DTS, Dolby Atmos itp. Przy okazji brak oczywiście jakichkolwiek możliwości symulacji dźwięku przestrzennego. Wyjście dźwięku cyfrowego w TV należy ustawić w tryb PCM – w przeciwnym razie należy się liczyć, że soundbar będzie czasami milczał, otrzymując dźwięk w niezrozumiałym dla siebie formacie.
Podsumowanie
BW-SDB1 zrobił na mnie zaskakująco dobre wrażenie. Bardzo przyzwoity dźwięk, w zasadzie bezproblemowa obsługa, bogactwo złączy (a potrafiło to być problemem przy bardziej renomowanym sprzęcie…) zdecydowanie przysłania brak subwoofera w zestawie czy pozbawienie soundbara dekoderów dźwięku przestrzennego. A to wszystko w bardzo umiarkowanej cenie. Właściwie najbardziej irytujący w testowanym soundbarze okazał się pilot. Jest wprawdzie dobrze opisany i wygodny w użyciu, ale łapie KAŻDE możliwe zanieczyszczenie. Nieważne, koci włos, odcisk palca – utrzymanie go w czystości to zadanie niemal niewykonalne. Ale poza tym… jest dobrze.