Recenzja Sony WH-1000XM5. Świetne do muzyki, rewelacyjne do rozmów

Sony potrafi zaskoczyć. Gdy już wydawało się, że najnowsze tysiączki będą po prostu odgrzewanym kotletem, okazało się, że Sony poszło inną drogą – zmianie uległ praktycznie każdy aspekt wizualny zarówno etui, jak i samych słuchawek. Co jednak ważne, są to zmiany na plus. Wnętrze też zostało nieco przebudowane. Czas sprawdzić czy było warto. Przed Wami recenzja Sony WH-1000XM5.

Na co dzień korzystam ze słuchawek TWS (Samsung Galaxy Buds Pro, choć – nie ukrywam – ostatnio moje serce skradły też Huawei FreeBuds Pro 2) – są wygodne, można je w razie potrzeby szybko podładować czy schować do kieszeni spodni. Ale już na przykład podróży samolotem nie wyobrażam sobie bez słuchawek nausznych czy też wokółusznych. Cenię sobie ciszę i spokój, możliwość oderwania się nie tylko od ziemi, ale też współpasażerów i słuchania muzyki / pracy bez niepotrzebnych dźwięków z zewnątrz.

Od kilku lat stale korzystam z tysiączek. Wcześniej były to WH-1000XM3, później przerzuciłam się na WH-1000XM4, natomiast teraz nadszedł czas przetestować WH-1000XM5. Nie wszystkie rzeczy mi się w nowych słuchawkach podobają, niektórych decyzji nie rozumiem, ale to dobry moment, by się z Wami moimi wnioskami podzielić.

Specyfikacja Sony WH-1000XM5:

Cena w momencie publikacji recenzji: 1999 złotych.

Sony WH-1000XM5 vs Sony WH-1000XM4

Jeśli miałabym mieć jakieś “ale” w stosunku do etui dołączanego do czwórek, z pewnością byłoby to to, że jest zbyt sztywne, w efekcie czego po włożeniu do plecaka zajmowało dokładnie tyle samo miejsca, gdy słuchawki były wewnątrz, jak gdy słuchawki miałam założone na głowę. 

Tymczasem etui piąteczek skonstruowane zostało tak, by się spłaszczało, gdy słuchawek nie ma w środku – nie jakoś znacznie, ale jednak zauważalnie względem poprzedniego modelu. A i fajne w moim odczuciu jest też to, że nowe słuchawki chowa się na płasko, podczas gdy poprzednie trzeba było składać.

Druga rzecz to zastosowanie magnetycznie zamykanej półeczki na przewody maści wszelkiej. W poprzednim etui mieliśmy do czynienia wyłącznie z otwartą wnęką, w której wyznaczone było miejsce dla przewodu USB C – USB A i 3.5 mm – 3.5 mm, natomiast tutaj jest półka, dzięki której trudniej jest zgubić akcesoria (zapobiega ich przypadkowemu wypadnięciu). Mała rzecz, a naprawdę fajna!

Trzecia i ostatnia rzecz, tycząca się zestawu sprzedażowego – w etui z XM4 dołączana była przejściówka, za pomocą której można było podłączyć słuchawki w samolocie do systemu multimedialnego (tak zwany adapter samolotowy). W zestawie z nowymi słuchawkami, Sony niestety nie daje już takiego gratisu – nie dla każdego będzie to zauważalny brak, ale jednak szkoda, bo potrafił się przydać.

Zmiany wizualne i komfort użytkowania Sony WH-1000XM5

Dostrzeżenie różnic pomiędzy poprzednimi dwoma generacjami tysiączek było bardzo trudne. W przypadku XM5 jest już dużo, dużo łatwiej, bo zmieniło się… właściwie wszystko.

Wzornictwo Sony WH-1000XM5 nie jest już takie toporne i ciężkie, jak w poprzednich dwóch przypadkach, a do tego jest dużo bardziej minimalistyczne. Do tego pałąk jest na tyle elastyczny, że można go wyginać do woli bez obaw o ewentualne zepsucie słuchawek. Jest też mniej elementów ruchomych, co jednak w żaden sposób negatywnie nie wpłynęło na konstrukcję i komfort jej użytkowania.

Zmianie uległa jednak powłoka, którą pokryte jest tworzywo sztuczne słuchawek. Jest ono dużo bardziej podatne na zbieranie odcisków palców i wszelkiego rodzaju przetłuszczenia niż poprzednia generacja, co widoczne jest zwłaszcza na czarnej wersji kolorystycznej, która tego w żaden sposób nie maskuje. Pod tym względem tysiączki mnie zawiodły – wygląda to naprawdę kiepsko.

W prawej słuchawce umieszczone jest jedynie USB typu C z diodą LED informującą o ładowaniu, natomiast w prawej jest bardziej bogato – 3.5 mm jack audio, włącznik / przełącznik Bluetooth z diodą LED obok oraz przycisk do ANC / trybu Ambient. Włącznik jest krótszy, dzięki czemu zmiana trybu redukcji szumów jest bezproblemowo możliwa ze słuchawkami założonymi na głowę.

Ale właśnie… założone słuchawki. Od pierwszej chwili, gdy dotarły do mnie testowe piątki, coś mi nie grało. Poprzednia generacja leży na mojej głowie po prostu idealnie – łącznie z tym, że świetnie pokrywa moje uszy, dzięki czemu mogę się cieszyć pełnią jakości dźwięku. Tymczasem tutaj coś mi nie pasowało – mimo, że gąbki w obu przypadkach mają bardzo podobne (jeśli nie takie same) rozmiary. 

Nie wiem, czym jest to spowodowane, ale przez cały okres testów moje uszy i słuchawki nie stały się ze sobą w pełni kompatybilne. Być może też przez to siedzenie w nich przez kilka godzin ciągiem wiązało się z poczuciem dyskomfortu, którego nie odczuwałam przy poprzednim modelu.

Co ciekawe jednak, ile osób, tyle opinii, bo Kuba z kolei bardzo sobie chwali kształt i wygodę oferowaną przez XM5.

Jeszcze jedna rzecz mi nie leży w tych słuchawkach i to dosłownie – wszystkie większe słuchawki, które przeszły przez moje ręce, po zsunięciu na szyję (czyli w momencie, gdy nie są używane) przylegają do ciała wewnętrzną stroną muszli. Tymczasem tutaj, nie wiedzieć czemu, jest odwrotnie – wierzcie mi, jest to strasznie irytujące i po prostu niewygodne, bo obudowa słuchawek wbija się wręcz w kość gnykową (pod szyją).

Funkcjonalnie super

Pod względem funkcjonalnym podczas pierwszego kontaktu z WH-1000XM5 byłam zdziwiona, że… nie mają NFC. Wiem, że być może jestem jedną z niewielu osób, które z tego korzystają, ale poprzednie tysiączki łączyłam z telefonami właśnie za pomocą NFC. Tutaj, zamiast tego modułu, mamy obsługę Google Fast Pair, co zdecydowanie ma sens. Na każdym urządzeniu, na którym jesteśmy zalogowani na konto Google – to samo, co na smartfonie, z którym pierwotnie sparowaliśmy słuchawki – automatycznie pojawia się komunikat o dostępnym urządzeniu. Fajna sprawa.

Obsługa słuchawek odbywa się przy użyciu gestów na prawej słuchawce – to się nie zmieniło. W dalszym ciągu gestem góra / dół zmienia się głośność odtwarzanych dźwięków, natomiast prawo / lewo – utwór na następny lub poprzedni. Podwójne tapnięcie w muszlę zatrzymuje odtwarzanie audio lub wznawia, w zależności od sytuacji. W dalszym ciągu jest też dostępna opcja przełączenia się w tryb wzmacniania dźwięków otoczenia po przyłożeniu ręki do prawej muszli na dłuższą chwilę.

Co ciekawe, nie mogłam przestawić się na brak komunikatów głosowych (power on / power off) podczas włączania i wyłączania słuchawek – zamiast tego jest tylko krótki dźwięk w obu sytuacjach. Małe detale, ale przyzwyczajenie jednak robi swoje.

Tysiączki znane są z tego, że oferują znakomity czas pracy. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego modelu, bo… trudno było mi zmierzyć czas ich działania z zegarkiem w ręku, testując po kilka godzin dziennie, głównie będąc w rozjazdach. Fakt jest jednak taki, że przez miesiąc ładowałam je tylko raz… Producent deklaruje do 30 godzin pracy, a ja w te deklaracje jestem w stanie uwierzyć.

A, zapomniałabym – funkcjonalnie super opcją jest możliwość podłączenia słuchawek jednocześnie do dwóch urządzeń, np. smartfona i laptopa. Stosowną funkcję musicie jednak włączyć w aplikacji towarzyszącej.

No bo właśnie – aby cieszyć się pełnią możliwości słuchawek Sony, warto zainstalować aplikację Sony Headphones (dostępna na Androida i iOS). To właśnie z jej poziomu ustawimy możliwość korzystania i przełączania się pomiędzy dwoma urządzeniami jednocześnie, dobierzemy odpowiedni poziom redukcji szumów czy wreszcie skorzystamy z equalizera. 

Co też ważne, to właśnie w aplikacji ustawimy, by muzyka automatycznie zatrzymywała się po zdjęciu słuchawek z głowy czy też by słuchawki wyłączały się automatycznie, jeśli nie są używane przez jakiś czas – fajna rzecz w celu oszczędzania energii, gdy na przykład zapomnimy wyłączyć je ręcznie.

ANC jak było świetne, tak jest dalej

W aplikacji dostępna jest również opcja 360 Reality Audio Setup czy też bardziej ciekawa – Adaptive Sound Control, która pozwala automatycznie dostosowywać ustawienia ambient sound w zależności od lokalizacji, w której się znajdujemy. Fajna rzecz, ale jednak wolę mieć ręczną kontrolę i dostosowywać tryb ANC samemu.

Prezentując WH-1000XM5, Sony obiecywało jeszcze lepszą jakość redukcji szumów, dzięki zastosowaniu ośmiu mikrofonów, procesora Sony QN1 HD i 30-milimetrowego przetwornika akustycznego z lekką, sztywną kopułką, zawierającą kompozyt z włókna węglowego, co miało zwiększyć czułość w paśmie tonów wysokich. Czy rzeczywiście coś się zmieniło? Cóż, nie słyszę żadnej różnicy.

Przeprowadziłam kilka testów aktywnej redukcji szumów, przy czym jeden był najbardziej znaczący. Siedziałam w biurze, w którym pracowały dwa komputery stacjonarne (z czego jeden z wentylatorami na wysokich obrotach) oraz wentylator stojący. Najpierw założyłam na głowę XM4, później XM5. I wiecie co? Nie odczułam żadnej różnicy – obie pary słuchawek dokładnie w ten sam sposób wycięły szumy.

Jakość dźwięku

Każdy, kto interesuje się tysiączkami, zna te słuchawki od kilku generacji i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że są to jedne ze słuchawek o najlepszym stosunku cena – jakość, czyli jest spora szansa, że nie znajdziecie nic lepszego w podobnych pieniądzach. A jak jest w przypadku XM5?

Pisząc ten tekst jedynym racjonalnym podejściem do recenzji tych słuchawek jest porównanie go z poprzednim modelem. Mam dwa spostrzeżenia. Pierwsze to budowa słuchawek, gdzie XM5 lepiej nakładają się na moje uszy – po prostu lepiej leżą, są lepiej dopasowane (jak wiecie, Kasia i jej uszy mają inne zdanie ;)). I ma to też bezpośredni wpływ na to, jak odczuwam muzykę.

Drugie spostrzeżenie to naprawdę delikatna, ale to delikatna różnica względem XM4, jeżeli chodzi o budowę sceny. Głębia dźwięku, który nas otacza, jest naprawdę minimalnie lepsza niż w poprzednim modelu. Poza tym, jakość dźwięku, głośność – to to wszystko to samo, co oferuje XM4, czyli klasa sama w sobie. Nie mam się do czego przyczepić, a jedynie mogę polecić.

Moja konkluzja jest prosta: trudno ulepszyć ideał. Dla mnie XM4 to produkt prawie perfekcyjny i nie wiem czy widzę sens w dopłacaniu 500 złotych do XM5, bo oba zestawy działają na równi perfekcyjnie. Tylko pamiętajcie – korzystajcie z aplikacji towarzyszącej, która naprawdę robi robotę ;)

Jakość rozmów

Na koniec zostawiłam sobie rzecz, która dla mnie osobiście ma najmniejsze znaczenie w słuchawkach nausznych i wokółusznych, bo o ile nie lubię rozmawiać przez słuchawki TWS, tak przez te wielkie słuchawki po prostu nienawidzę – nie i już. Jeśli jednak wymaga tego od Was sytuacja lub po prostu nie macie z tym problemu, z jakości rozmów będziecie turbo zadowoleni.

Nie wiem, jakie magiczne sztuczki zastosowało Sony, ale XM5 to słuchawki, które oferują najlepszą jakość rozmów spośród wszystkich, z jakimi miałam do czynienia. Pięknie wycinają szum tła, niezależnie od tego, czy jest mowa o głośnej ulicy, odgłosach tętniącego życiem biura czy po prostu pracującej w tle elektroniki (zwłaszcza z wentylatorami). Co ważne, nowy model o wiele lepiej radzi sobie również z rozmowami w wietrznych momentach, co zasługuje na wielki plus. A żeby tego było mało, świetnie wycina również pisanie na klawiaturze.

Serio – brawo, Sony.

Podsumowując

Sony WH-1000XM5 to, moim zdaniem, XM4 w nowej obudowie. Co prawda w ich wnętrzu zaszły mniejsze czy większe zmiany, jednak to, co najważniejsze, czyli jakość dźwięku i ANC, pozostało na podobnym, rewelacyjnym poziomie – ale za to jakość rozmów znacznie została poprawiona. To też jednak sprawia, że… mając poprzedni model (czy nawet jeszcze wcześniejszy – XM3), trudno jest znaleźć solidne argumenty za przesiadką na najnowszy model, zwłaszcza, jeśli nie potrzebujecie przez nie rozmawiać.

Jasne, XM5 wyglądają o wiele lepiej, mają fajniejsze i bardziej przemyślane etui i wspierają Google Fast Pairing, dzięki któremu łączenie z nowymi smartfonami jest błyskawiczne… Ale przy tym nowe słuchawki kosztują 1999 złotych, czyli o ok. 500 złotych więcej niż poprzedni model (XM4) i ok. tysiąc złotych więcej niż jeszcze poprzedni (XM3), który wciąż jest świetny.

A zatem, jako posiadaczka czwórek, nie widzę sensu zmiany na piątki – chyba, że jesteś osobą, która dużo rozmawia przez słuchawki lub… totalnym geekiem, który lubi mieć najnowsze edycje ulubionych gadżetów i bardzo podoba Ci się wizualna zmiana, jaka zaszła pomiędzy tymi generacjami. 

Mimo wszystko jednak uważam, że Sony WH-1000XM5 są świetne i gdy tylko stanieją, staną się naprawdę łakomym kąskiem. Wtedy bierzcie je bez zastanowienia – stąd też leci moja rekomendacja.

Recenzja Sony WH-1000XM5. Świetne do muzyki, rewelacyjne do rozmów
Zalety
rewelacyjna jakość rozmów
świetna jakość audio i głośność
Google Fast Pair
ANC
długi czas pracy
wygodne sterowanie
współpraca z dwoma urządzeniami jednocześnie
wzornictwo
bardziej przemyślane etui
obsługa Asystenta Google i Alexa
Wady
komfort noszenia na szyi, gdy słuchawki nie są używane
aplikacja towarzysząca wciąż nie doczekała się tłumaczenia na polski
cena (!)
9.4
Ocena
Exit mobile version