Fossil Q Explorist – czy smartwatch może z powodzeniem zastąpić zwykły zegarek? (recenzja)

Jestem zwolennikiem teorii, że w przypadku mężczyzn zegarek jest odpowiednikiem noszonej przez kobiety biżuterii – pełni rolę ozdobną, musi być dostosowany do okazji i, przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez czasomierza na dłoni. Nieco przeszkadza w tym dusza geeka i fana technologii, bowiem elektronika upakowana na gumowym pasku niekoniecznie zgrywa się z wizją klasyczną. Z pomocą przychodzą rozwiązania, takie jak Fossil Q Explorist – jak myślicie, czy ten smartwatch skutecznie zastąpił klasyczny, analogowy zegarek?

Specyfikacja techniczna

Testowany przeze mnie egzemplarz to Fossil Q Explorist gen 3 w wariancie Brown Leather (mówiąc dokładniej, jest to po prostu FTW4003P). Uprzedzając niektóre komentarze – zgadzam się, że dobrym kompromisem między czymś klasycznym, a technologią są zegarki hybrydowe (które, nawiasem mówiąc, Fossil również ma w swojej ofercie), ale… jakoś tak wyszło ;).

Cena w oficjalnej polskiej dystrybucji: 909-1168 złotych

Czego tutaj brakuje? Moim zdaniem: na pewno NFC. Nie widzę potrzeby stosowania pulsometru w zegarku tego typu (na pierwszy rzut oka widać, że to nie model sportowy), z tego samego powodu wystarczy również A-GPS. Nie widzę nawet żadnego logicznego powodu, aby wkładać do zegarka kartę SIM, jednak nieszczęsna obsługa płatności zbliżeniowych na pewno nikomu by nie zaszkodziła.

Na starcie samej recenzji chciałbym zaznaczyć jedną rzecz. Sam producent, tj. Fossil, nie traktuje tych zegarków jako smartwatchy w ujęciu flagowych produktów z branży technologii. Jest to marka lifestyle’owa (a raczej – cała ich linia, bowiem powiązany z Fossilem jest chociażby Diesel czy Emporio Armani), która produkuje zegarki, a po zakupie marki Misfit w 2015 roku, po prostu umieszcza w nich nutkę technologii. Ot, taki techlifestyle.

Wzornictwo, jakość wykonania

Pierwsze, co rzuca się w oczy w przypadku Fossila Q Explorist to… nic. Smartwatch wygląda jak stosunkowo masywny, ale wciąż zwykły zegarek kwarcowy, zwłaszcza jeżeli użyjemy tarczy udającej te znane nam z modeli analogowych. Moją uwagę zwrócił fakt, iż skórzany pasek jest naprawdę przyzwoicie wykonany, jest przyjemny w dotyku i nie zużywa się szybko, czego – z niezrozumiałych przyczyn – trochę się obawiałem. Mam tutaj na myśli oczywiście tę część, która styka się z naszą skórą, bo to ona na ogół jest bardziej narażona na nieprzyjemne skutki użytkowania. Część zewnętrzna natomiast zyskała trochę charakteru – lekko się przetarła w kilku miejscach, widoczne jest powstałe w naturalny sposób zagięcie… dla mnie super ;). Warto dodać, że Fossil Q Explorist dostępny jest w niemal każdym stylu – od w miarę eleganckiego zegarka na brązowej lub granatowej skórze, poprzez wersję silikonową, aż po bransolety stalowe lub złote (oczywiście złote tylko z koloru ;)).

Skoro już przy pasku jesteśmy – bardzo podoba mi się to, że do zegarka pasują zwykłe, najzwyklejsze paski o szerokości 22 mm trzymające się na znanej z zegarków analogowych tulejce. Sprawia to, że możemy za niewielkie pieniądze zmienić styl swojego smartFossila – zresztą, mój analogowy zegarek również „wymaga” pasków o tej szerokości, więc w domu i tak mam kilka w zanadrzu ;).

Drugą, w gruncie rzeczy istotniejszą, częścią zegarka jest koperta. Ta jest na pewno gruba oraz duża (nie każdy wygląda dobrze w czterdziestu sześciu milimetrach na dłoni, zwłaszcza, gdy są one wysokie na dwa i pół centymetra), lecz wykonana bardzo przyzwoicie, a dzięki prostemu „ząbkowaniu” prezentuje się całkiem nieźle. Po prawej stronie znajdziemy trzy przyciski – górny i dolny, przypominające te służące na ogół do obsługi chronografu, są zwyczajnie klikalne (i po ich wciśnięciu słychać *klik*). Koronka natomiast zachowuje się zupełnie jak koronka, jej obracanie jest funkcjonalne i również da się ją kliknąć – wciśnięcie po dłuższej przerwie również powoduje *klik*, jednak każdy kolejny jest cichy, co być może związane jest z wodoodpornością zegarka. Pamiętajcie, że nawet w zwykłych zegarkach kwarcowych, używanie przycisków pod wodą jest niezwykle niezalecane ;).

Choć producenci przyzwyczaili nas, że zegarki dla osób noszących je na lewej ręce mają przyciski po prawej stronie (na ogół), to w tym przypadku nie jestem do końca przekonany do tego rozwiązania. W końcu na środku nie znajduje się zakręcana koronka ani nic z tych rzeczy, tylko zwykły przycisk, więc niejednokrotnie podczas opierania się o coś lub mając założone ręce, zdarzało mi się używać funkcji koronki. Jakich? O tym później.

Sam design musicie oczywiście ocenić sami – moim zdaniem, jest całkiem nieźle, zwłaszcza, jeśli rozpatrzymy smartwatche. Warto też zaznaczyć, że koperta nie ma żadnego gniazda (ładujemy ją bezprzewodowo), a obecne na jej spodzie czarne pole nie powinno nikomu przeszkadzać. Co do jakości wykonania nie mam tak naprawdę żadnych zastrzeżeń – pasek jest przyzwoity (i można wymienić go bardzo łatwo), a koperty (w tym wyświetlacza) nie udało mi się uszkodzić podczas normalnego użytkowania.

Wyświetlacz

Być może to moje prywatne „zboczenie”, ale uważam, że klasyczny męski zegarek jest okrągły i już. Nieklasyczny zresztą też – w gruncie rzeczy zdecydowana większość. Z tego też powodu, z większym zainteresowaniem spoglądam na smartwatche o okrągłym wyświetlaczu. Właśnie takie, jak ten.

Mogłoby się wydawać, że rozdzielczość 454 x 454 pikseli to całkiem mało, jednak, jeżeli przełożymy to 1,39-calowe koło, to uzyskujemy całkiem przyzwoitą ostrość obrazu (328 ppi). Biorąc pod uwagę, że zegarka raczej nie przykładamy zbyt blisko oczu, to jest to wartość zupełnie wystarczająca, choć oczywiście każdy wzrost pozytywnie przyczyniłby się do wzrostu jakości wyświetlanego obrazu.

Automatyczne ustawianie jasności (tak, korzystałem!) działało zaskakująco dobrze, a sam ekran LCD radził sobie całkiem nieźle. Mimo wszystko szkoda, że nie udało się zastosować tutaj AMOLED-a – myślę, że w przypadku większości tarcz przełożyłoby się to pozytywnie na żywotność akumulatora, a dodatkowo pozwoliłoby uzyskać niższą jasność minimalną (a w każdym razie – sprawiać takie wrażenie). Muszę jednak powiedzieć, że jedyne miejsce, w którym zdecydowałem się użyć funkcji wyłączenia ekranu (a nie stałego wyświetlania uproszczonej tarczy), było kino – w żadnym innym przypadku nie było to potrzebne, lecz zapewne nie zaszkodziłoby to również w teatrze i każdym podobnym przybytku kultury.

Warto zaznaczyć, że wyświetlacz to pełne koło, bez żadnych ucięć – wydaje mi się, że udało mi się jednego razu dojrzeć miejsce ukrycia czujników, jednak równie dobrze mogło być to jednorazowe przywidzenie, więc nie można tej kwestii traktować jakkolwiek… poważnie.

Skoro już przy wyświetlaczu jesteśmy, to nie sposób nie wspomnieć o tym, czym jest on pokryty – producent zdecydował się tu zastosować szkło mineralne (prawdopodobnie niepokryte żadnym znanym nam Gorilla Glass), które jest jednak dosyć twarde – przy normalnym użytkowaniu, nie „udało” mi się zamieścić na nim żadnej widocznej nawet przy uważnych oględzinach rysy. Niestety, dosyć mocno łapie odciski palców, co bez większego problemu wyłapiecie na zdjęciach zamieszczonych w tej recenzji – co ciekawe, na żywo są one zdecydowanie mniej widoczne i absolutnie nie zwracają uwagi przy codziennym użytkowaniu.

Spis treści:

  1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
  2. Działanie, oprogramowanie. Konfiguracja, aplikacja, powiadomienia
  3. Zaplecze komunikacyjne, aktywności. Czas pracy. Podsumowanie

Działanie, oprogramowanie

Muszę przyznać, że spodziewałem się wycisnąć z tego zegarka nieco… mniej. Okazało się jednak, że Fossil Q Explorist działa płynnie (pokusiłbym się nawet o określenie szybko) i przez cały okres testowania nie zdarzyło mu się ani na chwilę zadławić. Faktem jest jednak, że nie wykonywałem na nim żadnych skomplikowanych czynności, lecz pokusiłbym się o nazwanie tego „użytkowaniem sprzętu zgodnie z jego przeznaczeniem”. Po prostu do interakcji, w jakie spodziewalibyśmy się wchodzić z zegarkiem, nadaje się idealnie – mam tu na myśli również opcje nieco bardziej skomplikowane, jak nawigację za pośrednictwem Map Google. Nie starałem się jednak nadmiernie obciążyć „bebechów” smartwatcha, bo sztuczne doszukiwanie się słabości nie przyniosłoby pozytywnego efektu ;).

Funkcjonalność zegarka zapewnia oczywiście system – w tym przypadku jest to Wear OS by Google w wersji 1.3 oparty na solidnym Androidzie 8.0 Oreo. Muszę przyznać, że na tej płaszczyźnie Fossil Q Explorist radzi sobie rewelacyjnie. Tarcza zegarka pełni rolę jego ekranu startowego – możemy ją dowolnie konfigurować po dłuższym przyciśnięciu, a także zmieniać po przesunięciu od strony lewej do prawej lub odwrotnie. Przesunięcie palcem od góry powoduje zsunięcie paska szybkich akcji, takich jak wyciszenie dźwięków, podejrzenie stanu baterii czy wyłączenie ekranu, zaś przeciągnięcie od dołu przenosi nas do powiadomień. Aby uzyskać dostęp do menu i – co za tym idzie – aplikacji konieczne będzie wciśnięcie środkowego przycisku. Poprzez obracanie nim możemy swobodnie poruszać się po liście (lub, jeśli ktoś woli, można również przesuwać palcem). Dodam w tym momencie, że górny i dolny przycisk są konfigurowalne i możemy przypisać je jako skrót do uruchomienia danej aplikacji.

Oczywiście Wear OS to system, którego zastosowania możemy dowolnie poszerzać poprzez aplikacje znalezione w Sklepie Play. Mówię tu zarówno o różnego rodzaju notatkach (ja pokusiłem się o niezbyt lubiane przeze mnie Google Keep), jak i Spotify czy nowych tarczach. Wydaje mi się jednak, że w recenzji tej nie chodzi o przybliżenie funkcjonalności całego systemu (bo ta jest wręcz nieskończona, co udowadnia chociażby możliwość uruchomienia na nim Spotify Lite), a na podstawie swojego ponad miesięcznego użytkowania mogę powiedzieć, że Fossil Q Explorist w tym przypadku jest po prostu niezawodny.

Wracając do samej tarczy – ja preferuję pozostawić ekran w trybie zawsze włączony, przez co w dowolnej chwili mogę podejrzeć godzinę. Oczywiście wystarczy podnieść zegarek i obrócić go w stronę twarzy, aby zyskała ona pełną funkcjonalność, lecz po jakimś czasie przejdzie ona w tryb nieco uproszczony. Taka konfiguracja bardzo mi się podoba oraz pozwala – na swój sposób – sprawić, że Fossil Q Explorist przypomina w użytkowaniu zegarek analogowy. Oczywiście fani zegarków cyfrowych mogą śmiało ustawić którąś z preinstalowanych lub doinstalować wręcz dowolną ze Sklepu Play – myślę, że nie ma sensu się nad tym rozwijać, bowiem nawet sam Fossil opisuje kilkanaście opcji, które należałoby opisać osobno wraz z opcjami personalizacji, jak zmiana koloru tła, wskazówek czy elementów dodatkowych.

Warto również wspomnieć o Asystencie Google – ten zaczyna nas słuchać, gdy dłużej przytrzymamy koronkę i bez większego problemu porozumiewa się z nami w języku polskim. Wiele funkcji spowoduje „odesłanie” nas do telefonu, jednak sprawdzenie pogody, uruchomienie nawigacji czy zainicjowanie połączenia głosowego to rzeczy, z którymi zegarek radzi sobie doskonale.

Konfiguracja, aplikacja, powiadomienia

Konfiguracja zegarka jest bajecznie prosta – trzeba pobrać aplikację, włączyć urządzenie (wystarczy kliknąć koronkę lub podłączyć je do ładowania), a następnie sparować z telefonem. Całość zajmuje dosłownie kilkanaście sekund i wątpię, żeby ktokolwiek miał problem z przejściem przez ten proces. Aplikacja Wear OS posłużyła mi tak naprawdę… tylko do tego. Można tam również wybrać, które dane z kalendarza mają zsynchronizować się z zegarkiem, podejrzeć co u Asystenta Google, a także ustawić powiadomienia – godną uwagi funkcją jest możliwość wyciszenia telefonu, gdy nosimy zegarek oraz blokada powiadomień z danych aplikacji. W Wear OS można co prawda zmienić również tarczę, a w Ustawieniach zaawansowanych można dopiąć wszystko na ostatni guzik – włączyć debugowanie przez Bluetooth, sprawdzić wykresy dotyczące baterii czy usunąć sparowanie zegarka z telefonem i przywrócić go do ustawień fabrycznych.

Jeżeli chodzi o same powiadomienia, to te przychodzą na zegarek z minimalnym wręcz opóźnieniem. Możemy z powodzeniem sprawdzić powiadomienie, usunąć je lub… wejść w interakcję. W przypadku komunikatorów jest to na ogół przeczytanie całej konwersacji oraz odpowiedź – dostępne jest nie tylko rozpoznawanie mowy, ale również narysowanie wybranej emotki czy samodzielne napisanie wiadomości, co nie jest być może specjalne wygodne, ale jest jak najbardziej przydatne. Jeżeli chodzi o powiadomienia, które raczej z zegarkiem współpracować nie będą – kliknięcie w nie powoduje otwarcie danej aplikacji na smartfonie.

Jeżeli chodzi o coś na pograniczu działania powiadomień, to moją ulubioną funkcją są Mapy Google – nawigację można włączyć zarówno z poziomu smartfona, jak i zegarkowego Asystenta Google. W takiej sytuacji, zamiast tarczy oglądamy podgląd trasy, a Fossil wibruje za każdym razem, kiedy powinniśmy skręcić – możliwe jest również rozwinięcie wskazówek i kierowanie się wyłącznie nimi. To naprawdę się sprawdza i gdybym częściej korzystał ze smartfonowej nawigacji podczas pieszych wędrówek, to po smartwatcha na sklepowej półce sięgnąłbym chociażby z tego powodu!

Spis treści:

  1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
  2. Działanie, oprogramowanie. Konfiguracja, aplikacja, powiadomienia
  3. Zaplecze komunikacyjne, aktywności. Czas pracy. Podsumowanie

Zaplecze komunikacyjne, aktywności

Zaczynając nieco od końca, bo aktywności – tak naprawdę „jedyne”, co robi zegarek, to pomiar liczby kroków, co według moich szacunków dzieje się z całkiem dużą dokładnością. Czy trzeba dodawać coś więcej? Wydaje mi się, że nie, bo do uprawiania sportu raczej nie zalecałbym zegarka na skórzanym pasku.

Zaś jeżeli chodzi o zaplecze komunikacyjne, to zegarek jest oczywiście wyposażony w Bluetooth, za pomocą którego łączy się z telefonem oraz moduł Wi-Fi. Lokalizacja urządzenia pochodzi z telefonu, a do zegarka nie włożymy karty SIM. Mimo wszystko, Fossil Q Explorist ma zarówno mikrofon (czego można było się domyślić, przy Asystencie Google), jak i głośnik (w końcu przy okazji powiadomienia nierzadko rozbrzmiewa dźwięk, a nie tylko głucha wibracja), co można wykorzystać do przeprowadzania rozmów. Przyznam szczerze, że kilkukrotnie funkcja ta mi się przydała, żeby szybko i w miarę dyskretnie odebrać telefon. Testowo przeprowadziłem dłuższą rozmowę i rozmówcy nie narzekali na jakość mojego głosu, choć zegarek raczej trzeba było trzymać blisko twarzy, wyglądając przy okazji jak nieudolny tajny agent. Sam głośnik również jest niczego sobie i spokojnie można zrozumieć, co ktoś do nas mówi.

Czas pracy

Nie udało mi się odnaleźć na temat baterii informacji innych niż czas pracy, więc nie jestem w stanie określić jej pojemności. Mogę jednak powiedzieć, że jedno ładowanie powinno spokojnie wystarczyć na cały dzień – kiedy bawiłem się różnymi funkcjami smartwatcha, to już po około 13 godzinach włączył się tryb oszczędzania energii (czyli zegarek podświetlał się tylko po wyraźnym życzeniu użytkownika, tj. wciśnięciu przycisku), na którym zużywanie akumulatora przebiega niezwykle wolno. Kiedy jednak korzystałem z zegarka w trybie normalnym, to w ciągu dnia zużywałem przeciętnie 70-80% baterii. Jeśli wyłączycie internet w telefonie, to wartość tę spokojnie można zmniejszyć do 30-40 procent.

Delikatnym problemem jest jednak ładowanie. Czy nam się to podoba, czy nie – trzeba to robić raz dziennie (a szkoda…). Główny problem polega jednak na tym, że proces ten odbywa się bezprzewodowo poprzez ułożenie zegarka na specjalnej, magnetycznej „poduszce” – to określenie producenta, nie moje ;). Niestety, magnes ten nie jest wcale taki mocny i zdarzało mi się tak, że tylko wydawało mi się, że zegarek się ładuje, a po dłuższym czasie okazywało się, że trąciłem go ręką i cały poświęcony czas poszedł… do wskazówki sekundowej. Ładowanie trwa kilka długich godzin, więc niestety szybkie ładowanie po pobudce raczej nie wchodzi w grę i trzeba zegarek zostawić na noc – no, chyba że komuś ubytek na poziomie kilku(nastu) procent podczas snu nie przeszkadza. Szkoda, że producent nie zdecydował się na zastosowanie mocniejszego magnesu lub delikatne przeprojektowanie ładowarki (być może jakieś drobne wyprofilowanie by wystarczyło?), albo nawet użycie prostego statywu z plastiku, do którego można by było wetknąć kabel i traktować całość jako swego rodzaju stację dokującą.

A właśnie, byłbym zapomniał – o trwającym ładowaniu informuje nas czerwona dioda zlokalizowana na… kablu ;).

Podsumowanie

Fossil Q Explorist to zegarek, z którym przez okres testów współpracowało mi się bardzo dobrze. Całkiem przyzwoicie wyglądał na ręce, był zaskakująco funkcjonalny, a i cena jest całkowicie do przełknięcia. Warto nadmienić, że Wear OS to oprogramowanie dosyć obszerne i trudno było nawet zaczynać szerzej jego omawianie w niniejszej recenzji, gdyż to wiązałoby się z koniecznością jej kilku(nasto)krotnego wydłużenia.

Jest jednak kilka wad zegarka, na które nie sposób nie zwrócić uwagi. Mimo wszystko, nie zaszkodziłyby nieco bardziej subtelne wymiary, być może połączone z jeszcze bardziej neutralną kopertą. Największą bolączką jest jednak bateria – czas pracy na jednym ładowaniu jest jeszcze do przełknięcia, ale czas ładowania jest już dosyć problematyczny zwłaszcza, że dosyć łatwo pozbawić Fossila źródła energii poprzez pociągnięcie za kabel.

Jednak suma pozytywnych wrażeń zdecydowanie przeważa nad wadami, które niesie ze sobą zegarek. Na pewno nie jest idealny, ale producent nie pozostawił mi zbyt szerokiego pola do popisu, jeżeli chodzi o czepialstwo – nawet skórzany pasek jest nieźle wykonany! Jedyne, czego zabrakło wyraźnie, to NFC, lecz… nawet to da się jakoś przełknąć. Fossil Q Explorist pozostawia u mnie pozytywne wrażenie i mógłbym z czystym sumieniem polecić go komuś, kto jest zainteresowany kupnem swojego pierwszego smartwatcha.

Spis treści:

  1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
  2. Działanie, oprogramowanie. Konfiguracja, aplikacja, powiadomienia
  3. Zaplecze komunikacyjne, aktywności. Czas pracy. Podsumowanie
Exit mobile version