Nie wiem jak to się stało, ale już trzeci raz na testy trafiają do mnie słuchawki gamingowe. Poprzednio recenzowane HyperX Cloud MIX były przewodową konstrukcją gamingową z bezprzewodowym dodatkiem mobilnym, jeszcze wcześniej na warsztacie miałem high-endowe Sennheisery GSP 550, aż wreszcie przyszedł czas na coś ze znacznie bardziej przystępnej półki cenowej. Żeby jednak nie było zbyt nudno, recenzowane słuchawki Edifier V4 nie tylko mają gamingowe podświetlenie, ale również system wibracji wzmacniający basy oraz… diabelską wytrzymałość.
Specyfikacja techniczna
Producent niechętnie dzieli się informacjami technicznymi na temat Edifier V4. Na stronie znajdziemy niewielką tabelkę, która tak naprawdę jest wydmuszką i nie informuje użytkownika o niczym interesującym.
- natężenie dźwięku: 103 dB
- pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz
- impedancja: 24 Ohm
- rodzaj połączenia: USB
- gwarancja: 24 miesiące door-to-door
Równie zabawny, jak zawartość tej tabelki jest fakt, że każdą z cech możemy kliknąć, aby wyszukiwać wszystkie produkty Edifier zgodne z danym wymaganiem. Tak się składa, że poszukujecie słuchawek, które mają 24 miesiące gwarancji door-to-door? *Klik* i gotowe! Oczywiście, odstawiając żarty na bok, bardzo miłym gestem ze strony producenta jest zaimplementowanie tego typu funkcji, ale ze względu na przytoczone parametry staje się ona zupełnie bezużyteczna. Być może należałoby posegregować słuchawki w segmencie gamingowym, konstrukcji wokółusznych, przewodowych (tutaj dopiero „dorzucić” USB)?
Kilka dodatkowych, interesujących informacji na temat Edifier V4, można odnaleźć w kolumnie „cechy”:
- 40 mm neodymowe magnesy
- 7.1 Virtual Surround
- komfortowe – wiele godzin rozgrywki bez uczucia ciężkości
- połączenie USB
- podświetlenie LED
- pilot na kablu z funkcją wyciszenia mikrofonu
- wysuwany mikrofon
- efekt wibracji dla wzmocnienia doznań podczas gier
Złożenie wszystkiego do kupy, w połączeniu z odczytaną z pudełka informacją o długości kabla – 2,5 metra – sprawia, że mniej-więcej wiemy, z jakimi słuchawkami mamy do czynienia. Gdyby komuś było mało, to producent udostępnia jeszcze broszurę na temat swoich słuchawek, z tym że… modelu G20, a nie V4 ;). Ale zostawmy już czepianie się strony internetowej, a przejdźmy do rozważań na temat samego produktu. W końcu w tej cenie można przymknąć oko na pewne nieznaczące sprawy, prawda?
Cena w momencie publikacji recenzji: 249 złotych
Zestaw sprzedażowy
W prostym kartonowym pudełku otrzymujemy równie prosty, plastikowy „stelaż”, w którym znajdują się słuchawki.
Już dawno nie miałem okazji, żeby móc tak niewiele wypowiedzieć się na temat słuchawek aż do tej części tekstu, ale… nie ma w tym nic złego. Edifier V4 to przewodowe słuchawki gamingowe na USB, które starają się zaoferować wiele w stosunkowo przystępnej cenie, więc jak najbardziej plusem jest tutaj skupienie się na słuchawkach, a nie zbędnych akcesoriach. Oczywiście pod warunkiem, że cała reszta będzie działała jak należy, ale o tym w następnej części tekstu ;).
Wzornictwo i jakość wykonania
Na samym początku muszę powiedzieć, że nie do końca przemawia do mnie stereotypowy design gamingowy. I tak jak Sennheiser w swoich GSP 550 ugryzł temat od dosyć dobrej strony, zaś HyperX podszedł do sprawy możliwie bardzo neutralnie w przypadku swojego modelu Cloud MIX, tak Edifier poszedł w coś co… może budzić skrajne emocje. V4-ki ani przez chwilę nie udają, że nie chcą się rzucać w oczy swoim gamingowym zacięciem – zresztą między innymi dlatego wykorzystałem je jako element tła przy okazji recenzji fotela Pro-Gamer Maveric.
Zacznijmy od tego, że wściekle zielony jest dwuipółmetrowy kabel samych słuchawek. Równie zielone jest pokrycie gąbki wykładającej pałąk. Do tego intensywnie na zielono świecą się zewnętrzne części muszli. A jeżeli komuś jeszcze mało zielonego, to na mikrofonie również jest podświetlony na zielono pierścień – już teraz, w ramach ciekawostki, dodam, że mikrofon przestaje się świecić w momencie, kiedy wyciszymy go na pilocie.
Mam bardzo mieszane uczucia odnośnie designu Edifier V4 – z jednej strony coś w środku mnie krzyczy, że całość byłaby dużo lepsza w całkowitej czerni, a z drugiej strony osoba decydująca się na ten model na pewno jest świadoma tego podświetlenia i być może poszukuje czegoś z właśnie takim, krzyczącym designem? Od razu do głowy przychodzą mi zamierzchłe czasy, kiedy słuchawki gamingowe SteelSeries Siberia v2 Frost Blue z podobnym, aczkolwiek „oddychającym” podświetleniem, były traktowane jako edycja limitowana i, o ile mnie pamięć nie myli, były droższe niż wersja standardowa. Po długim namyśle jednak stwierdzam, że trudno krytykować gamingowe słuchawki za gamingowy wygląd – myślę, że niejeden fan LED-ów i RGB z miłą chęcią dołączyłby do swojego zestawu podświetlane słuchawki. A zieleń podobno uspokaja, prawda?
Oprócz jednak ambiwalentnego podejścia do designu Edifier V4, warto byłoby powiedzieć kilka słów na temat jakości wykonania samych słuchawek. Muszę przyznać, że jak na tę cenę jest bardzo dobrze. Kabel jest gruby i wręcz wzbudza respekt (choć mam świadomość, że z dużą dozą prawdopodobieństwa za lwią część jego średnicy odpowiada guma, a nie sam przewód) i godne odnotowania jest to, że przed wygięciem zabezpieczony jest każdy wątpliwy moment jego przebiegu – również wejście i wyjście z pilota, czyli miejsca, które bardzo często w słuchawkach przewodowych sprawiają problemy.
Podobnie jest jeżeli chodzi o sam pałąk i muszle – choć całość jest wykonana z plastiku, to ten sprawia wrażenie solidnego. Zresztą Kuba, który podrzucił mi te słuchawki do testów, poprosił o kilka minut specjalnego traktowania. Efekty możecie zobaczyć na poniższej fotografii – jednak oprócz rozciągania słuchawek, zwijałem je również w rulon i wyginałem w każdej płaszczyźnie do stopnia, który woła o pomstę do nieba i niejeden, nawet high-endowy model, pozbawiłby życia na stałe.
Edifier V4 to naprawdę wytrzymałe słuchawki i myślę, że żaden gracz, który lubi od czasu do czasu porzucać swoimi peryferiami, nie powinien się na nich zawieść. Odważyłem się kilka razy „przypadkowo” zrzucić testowany egzemplarz, nie oszczędzałem go również przy rozciąganiu, wyginaniu, stukaniu i odkładaniu na biurku i całość nadal działa bez zarzutu. Nie bez znaczenia jest tutaj użyte tworzywo sztuczne – nie mam zielonego (;)) pojęcia jaka to mieszanka, ale już przy stuknięciu czuć, że jest bardzo sprężysta i daleko jej do kruchego, sztywnego plastiku, z którym niejednokrotnie mamy styczność w codziennym życiu.
Jeżeli chodzi o pady, to muszę przyznać, że jest całkiem przyzwoicie. Oczywiście zastosowana została tutaj ekoskóra, ale ta całkiem przyjemnie sprawuje się w kontakcie ze skórą, zaś samo wypełnienie nauszników jest delikatnie miękkie i przyjemne. Nieco inaczej jest z dopasowaniem do głowy. Słuchawki niestety nie umożliwiają regulacji muszli w żadnej z płaszczyzn, a konstrukcja jest wymierzona tak, że te są ułożone równolegle wyłącznie w przypadku minimalnej długość pałąka. Jakiekolwiek rozsunięcie, które umożliwia obustronna regulacja, powoduje, że ucisk w dolnej części nauszników będzie większy niż u góry. Osobiście mam stosunkowo dużą głowę i najlepiej czułem się słuchawkach w ich największym możliwym rozmiarze, przez co musiałbym mieć głowę szerszą o dobre siedem centymetrów, aby muszle optymalnie się ułożyły. Co prawda jako świeżo upieczony posiadacz okularów bardzo chwalę sobie to, że te zupełnie nie kolidują z obecnością Edifier V4, jednak ucisk pod uszami powoduje na tyle duży dyskomfort, że nie sposób go nie odnotować.
Obsługa i codzienne użytkowanie
Edifier V4 to słuchawki przewodowe wyposażone w pilot, z poziomu którego możemy zadbać o kilka spraw. Przede wszystkim, możemy włączyć i wyłączyć słuchawki za pomocą odpowiedniego suwaka, co uważam za dobry zwyczaj w przypadku konstrukcji na USB. Stan włączenia teoretycznie sygnalizuje jedyna czerwona dioda, którą można odnaleźć na przedniej części pilota, jednak znacznie bardziej w oczy rzuca się obfite, zielone podświetlenie słuchawek ;).
Nieco wyżej znajduje się dosyć klasyczne pokrętło, za pomocą którego regulujemy głośnością – to chodzi bardzo płynnie, ze stosownym oporem i teoretycznie sprawuje się jak należy. Uważny słuchacz wyłapie jednak, że na niskich poziomach głośności jedna ze stron gra wyraźnie głośniej niż druga, po czym przez krótki okres następuje nierównomierny przyrost głośności, aż wreszcie całość się wyrówna aż wreszcie obracanie pokrętłem będzie powodowało analogiczne skutki w obu muszlach. Oczywiście kłopot ten można wyeliminować nie schodząc poniżej pewnego poziomu na pilocie i „reagując” w takich sytuacjach systemową regulacją głośności, ale…
Na pilocie znajduje się również duży, okrągły przycisk, służący do wyciszania mikrofonu. Ten w żaden sposób nie sygnalizuje tego, czy rozmówcy nas słyszą, jednak robi to… mikrofon właśnie. Zgodnie z tym, o czym wspomniałem we wcześniejszej części recenzji, podświetlany pierścień na wysuwanym elemencie wygasa wtedy, kiedy się wyciszymy. Oczywiście całość znajduje się w polu widzenia, dzięki czemu bez odrywania wzroku od ekranu i konieczności zastanawiania się będziemy wiedzieli czy możemy swobodnie rozmawiać.
Ostatni już dynks na pilocie służy do włączania funkcji oznaczonej jako V. Przesunięcie suwaka w górę spowoduje włączenie wzmacniania basów poprzez wibracje. Na ten moment powiem tylko, że przy wyższych poziomach głośności nie trzeba sprawdzać, czy system wibracji – przemilczmy to, jak to brzmi… – jest włączony, zaś jeżeli nie odtwarzamy niczego lub odtwarzane multimedia są na tyle cicho, że mamy co do tego wątpliwości, to stan suwaka można bez większego problemu wyczuć palcem. Mam wrażenie, że zdecydowanie łatwiej, niż to zobaczyć.
Choć o komforcie zacząłem już mówić w sekcji Wzornictwo i jakość wykonania, to chciałbym podsumować ogólne wnioski na ten temat właśnie tutaj. Słuchawki, mimo przyjemnego wyłożenia pałąka i całkiem przemyślanych nauszników, są zwyczajnie niewygodne, czego głównym powodem jest kompletnie nieprzemyślany docisk. Ten jest wyraźnie zbyt mocny u dołu i odczuwalnie zbyt słaby u góry, przez co słuchawki przy dłuższym użytkowaniu zwyczajnie mogą powodować ból. Myślę, że osoby z mniejszymi głowami powinny odczuć to w mniejszym stopniu – warto też nadmienić, że wiele osób ten poziom docisku może nie przeszkadzać w stopniu jakkolwiek dyskwalifikującym Edifier V4.
Spis treści:
Jakość dźwięku i system wibracji
Czas przejść do rzeczy najważniejszej, a więc jakości dźwięku i tego, jak wpływa na nią system wibracji. Dzisiaj jednak rozegramy tę sprawę trochę inaczej niż zwykle – słuchawki na warsztat podrzucił mi Kuba, który miał wcześniej z nimi styczność. Jako że ze mnie gracz jest raczej kiepski, a przede mną z Edifier V4 korzystał istny zapaleniec komputerowego gamingu, przez którego uszy przewinęły się niejedne słuchawki do grania, to tę część pozostawimy jemu. Z tego powodu ja bez wyrzutów sumienia skupię się wyłącznie na jakości dźwięku i charakterystyce brzmieniowej w kontekście muzycznym, zaś o aspekcie gamingowym opowie Wam właśnie Kuba.
Na samym początku warto byłoby powiedzieć parę słów o systemie wibracji. Na stronie producenta na próżno szukać informacji na temat tego, jak ten dokładnie działa, ale z doświadczenia mogę powiedzieć, że przesunięcie suwaka wyraźnie wzmacnia niskie tony, zaś same basy rzeczywiście są odczuwane przez pady jako wibracje. Warto jednak zaznaczyć, że ten drugi efekt jest odczuwalny dopiero przy wyższych poziomach głośności, zaś samo przesunięcie suwaka zmienia charakterystykę brzmieniową już na samym początku zakresu.
Bez wątpliwości Edifier V4 to słuchawki skupione na tonach niskich, które wyraźnie dominują w paśmie i zalewają pozostałe tony. Średnica jest zauważalnie wycofana, zaś góra troszeczkę wyostrzona, na próżno jednak szukać tutaj wzmocnienia aż takiego silnego, jakim raczy nas producent przy okazji tonów o niewielu hercach. Ogólnie brzmienie scharakteryzowałbym jako klasyczną V-kę, która to jednak jest przesunięta w lewo – w kierunku basów. Wraz z ciemnym brzmieniem, do dyspozycji użytkownika oddana zostaje zaskakująco szeroka scena, która z powodzeniem pozwala Edifierom na odseparowanie od siebie poszczególnych dźwięków.
Edifier V4 doskonale brzmią przy włączonym systemie wibracji, choć nie sposób doszukiwać się tutaj nawet odrobiny analitycznego brzmienia. Włączenie wyższego poziomu głośności sprawia, że basy i wibracje zalewają całe pasmo i nieco „zamulają” docierające do naszych uszu dźwięki. Wydawać by się mogło, że pewnym remedium na to jest wyłączenie systemu wibracji, gdyż wtedy brzmienie staje się wyrównane, ale wtedy niskie tony nie brzmią zadowalająco. Średnica nadal jest wycofana, wysokie tony są stosunkowo precyzyjne, jednak basy brzmią jak „odcięte”, stłumienie i nie dają żadnej frajdy. Cóż z tego, że całość jest wyrównana, skoro jednocześnie część tonów została jakby zwalcowana. Tym samym przy włączonych wibracjach uzyskujemy basy nieco zbyt mocne, zaś po jej wyłączeniu zbyt ostre i płaskie jednocześnie. Myślę jednak, że miłośnicy karykaturalnie wręcz wzmocnionych basów będą z Edifier V4 na uszach czuć się wspaniale.
Warto nadmienić, że przesadnie wzmocnione basy są muzycznie jak najbardziej poprawne – nie trzeszczą, są miłe dla ucha i zapewniają przyjemne, rozrywkowe uderzenie. Biorąc pod uwagę, że Edifier V4 to sprzęt gamingowy, który rządzi się swoimi prawami, muszę przyznać, że słuchawki nie sprawują się najgorzej. Muzyka przekazywana do naszych uszu, nawet, jeżeli zalana basami, sprawia wrażenie stosunkowo czystej, poruszającej się w obrębie wystarczająco przestrzennej i przemyślanej sceny. No ale co na gamingowy aspekt brzmienia Edifier V4 powie gracz? ;)
Edifier V4 to słuchawki, które w grach dość mnie zaskoczyły – a to zdarza się rzadko! Większość peryferiów gamingowych testuję w swoim ulubionym tytule – PlayerUnknown’s Battleground – ta gra, wbrew pozorom, dużo wymaga od naszych headsetów – w końcu to właśnie poprawnie odtwarzany dźwięk znacząco zwiększa nasze szanse za zwycięstwo. Słuchawki Edifiera mile zaskoczyły mnie bardzo przyjemną i wyrównaną charakterystyką odtwarzanego dźwięku. Mają dość mocny i wyrazisty bas, lecz w moim odczuciu nie jest on dominujący. Tony wysokie są czyste i jakby lekko podbite. Średnica jest nieco wycofana, ale także stoi na wysokim poziomie. Podczas zagrywania się w PUBG doskonale mogłem określić położenie wroga oraz porozumiewać się z swoją drużyną. Jeżeli chodzi o sam mikrofon to tutaj trzeba powiedzieć kilka słów o jakości – nie ma co się oszukiwać, nie uświadczymy tutaj produktu takiego jak Blue Yeti czy Asus Magnus, ale… hej! to są słuchawki dla gracza, które kosztują niecałe 300 złotych. A reasumując wszystkie moje przemyślenia muszę powiedzieć, że dawno tak dobrej konstrukcji, pod kątem stosunku jakości dźwięku do ceny, w swoich rękach (jak i na głowie) nie trzymałem.
Pozwólcie, że wrócę jeszcze na chwilę do głosu w tej sekcji ;). Co z dźwiękiem 7.1 Virtual Surround? Powiem tak – Edifier V4 bardzo poprawnie odwzorowują przestrzeń, ale w tej nazwie doszukiwałbym się raczej marketingowego chwytu – zupełnie brak tutaj tego, co oferowały Sennheiser GSP 550 i nie mam tu na myśli jakości dźwięku (gdyż ta różni się diametralnie, między innymi ze względu na diametralnie różną cenę), ale w przypadku Edifier V4 nie trzeba przechodzić przez żadne ustawienia, a działanie w trybie Plug&Play nie sprawiło, że mój komputer odebrał słuchawki jako system 7.1.
Podsumowanie
Reasumując ogólne spostrzeżenia na temat słuchawek, postanowiłem pokusić się o stosunkowo wysoką notę. Edifier V4 to słuchawki gamingowe, które w swojej półce cenowej reprezentują naprawdę wysoki poziom odwzorowania tego, co dzieje się w świecie graczy. Oprócz tego zupełnie poprawnie radzą sobie na płaszczyźnie muzycznej, choć nie sposób zapomnieć tutaj o dosyć specyficznym brzmieniu, które na pewno nie trafi do serc osób poszukujących brzmienia analitycznego.
Główną wadą Edifier V4, która przykuła moją uwagę, jest niestety komfort użytkowania, który powinien stać na wyższym poziomie. Jeżeli chodzi jednak o inne aspekty, to trzeba przyznać, że producent zadbał o gamingowe serca – nie zabrakło tutaj efektownego podświetlenia, rozrywkowych wibracji ani bardzo dużej wytrzymałości. Muszę z niemałym zdziwieniem przyznać, że jeżeli jest wśród Was ktoś, kto poszukuje słuchawek o profilu skierowanym w stronę graczy, zwłaszcza o połączeniu poprzez USB, to może z czystym sumieniem sięgnąć po Edifier V4. Wraz ze słuchawkami otrzyma po prostu kwintesencję tego, co gamingowe.