Sennheiser HD 4.50 BTNC to duże bezprzewodowe słuchawki wokółuszne, wyposażone w układ aktywnej redukcji szumów. Mimo ogromnych rozmiarów, producent klasyfikuje je jako sprzęt podróżny. Jak się w tej roli spiszą?
Zawartość zestawu
W niewielkim tekturowym opakowaniu znajdziemy zabezpieczone plastikowym blistrem słuchawki, niewielki materiałowy pokrowiec (dość paskudny) oraz dwa kable: USB do ładowania słuchawek oraz Jack 3,5 mm – 2,5 mm, umożliwiający podłączenie ich do sprzętu audio. Co ciekawe, brak przejściówki z Jacka 6,3 mm na 3,5 mm, co dość dobrze wskazuje do jakiego użytkownika słuchawki są kierowane.
Konstrukcja i wzornictwo
W konstrukcji słuchawek dominuje tworzywo sztuczne. Metalowego rdzenia pałąka się domyślam ze względu na elastyczność, natomiast nie można go nigdzie zobaczyć odkrytego, jako że od góry przykryty jest twardym plastikiem, a od strony stykającej się z głową jego miękką odmianą, przypominającą nieco gumę. Logo na pałąku nie pozostawia wątpliwości kto jest producentem słuchawek. Ogromne jajowate nauszniki wykończone są miękkim materiałem skóropodobnym, zapewniającym dobre przyleganie do głowy. Na prawym nauszniku można znaleźć przyciski i suwaki kontrolne oraz dwa mikrofony, jeden służący do rozmów, drugi do aktywnej redukcji szumów. Skądinąd przyciski i ich działanie robią dość przeciętne wrażenie – brakuje im trochę precyzji. W lewym nauszniku poza mikrofonem ANC znalazł się jeszcze ukryty moduł NFC ułatwiający parowanie – niestety, nie miałem możliwości jego sprawdzenia, ale nie sądzę, by miał jakiekolwiek problemy. Nauszniki można złożyć do środka, jednak efekt tego jest dyskusyjny – wprawdzie tylko tak się zmieszczą do pokrowca, ale i tak to wciąż bardzo duże słuchawki. Z daleka krzyczą, że to Sennheiser, gdyby ktoś jakimś cudem nie zauważył logo.
Dane techniczne Sennheiser HD 4.50 BTNC:
Przewodowe/bezprzewodowe | Bezprzewodowe |
Słuchawki/zestaw słuchawkowy | Zestaw słuchawkowy |
Rodzaj słuchawek | Wokółuszne |
Rodzaj przetwornika | Dynamiczny, zamknięty |
Pasmo przenoszenia | 18-22000 Hz |
Poziom ciśnienia akustycznego (SPL) | 113 dB |
Impedancja | 18 Ω |
Redukcja szumów | Sennheiser NoiseGard |
Kompatybilność | NFC |
Bluetooth® | Bluetooth 4.0 |
Magnesy | Neodymowe |
Mikrofon | Dwa mikrofony dookólne |
Waga | 238 g |
Złącze | USB (do ładowania) |
Zniekształcenia harmoniczne (THD) | < 0,5% |
Pasmo przenoszenia mikrofonu | 100-10000 Hz |
Kolor | Czarny |
Przewód | 1,4 m ze złączem Jack 3,5 mm – Jack 2,5 mm |
Czas ładowania | ok. 2 h |
Czas pracy | do 25 h |
Wygoda użytkowania
Słuchawki są wielkie. O ile moje prywatne JBL-e mogę po złożeniu i wsadzeniu do pokrowca schować do dowolnej kieszeni plecaka, a nawet ostatecznie do kieszeni kurtki, o tyle HD 4.50 wymagają już sporo miejsca. O noszeniu w kieszeni można zapomnieć, także typowe „zaparkowanie” ich na chwilę na szyi, gdy muszę z kimś porozmawiać, jest niewygodne. Natomiast te same ogromne rozmiary pozwoliły w efekcie zbudować nauszniki na tyle duże, że wygodnie opierają się na głowie i bez problemu obejmują uszy, zapewniając bardzo dobrą izolację od otoczenia.
Słuchawki leżą idealnie i można byłoby ich używać długie godziny, gdyby nie to, że ich używanie wiąże się z dość mocnym grzaniem w uszy i „poceniem” się nauszników. W zimie problem niewielki, ale latem, w pełnym słońcu, nie wyobrażam sobie używania tych słuchawek. W warunkach domowych, gdzie przeprowadzałem większość odsłuchów, co około godzinę musiałem na kilka minut je zdjąć, by dać odpocząć uszom.
Wbudowana bateria powinna wystarczyć na 25 godzin działania bez ANC i około 19 godzin z redukcją hałasu. Podczas testów ładowałem słuchawki dwa razy – na wyczucie, gdyż słuchawki nie mają wskaźnika naładowania. Teoretycznie raportują stan akumulatora systemowi iOS – widget akumulatora pokazuje stan naładowania. Według niego HD 4.50 musi być zasilany przenośnym ogniwem jądrowym – pomimo kilkunastu godzin używania od ostatniego ładowania konsekwentnie pokazuje 100% ;).
Na minus oceniam jakość zastosowanego układu łączności – to pierwsze słuchawki, które potrafią raportować utratę połączenia ze smartfonem kilka razy na minutę w sytuacji, gdy tenże smartfon mam schowany w kieszeni. Co ciekawe, rozłączenie i ponowne sparowanie słuchawek zdaje się na jakiś czas pomagać – po czym historia się powtarza. Także przy połączeniu z domowym komputerem zasięg działania jest wyraźnie mniejszy, niż innych dotychczas testowanych słuchawek bezprzewodowych
Jakość dźwięku – procedura testowa
Do celów odsłuchu słuchawki były podłączane bezprzewodowo do iPhone’a 7 Plus (kodek SBC) oraz do komputera stacjonarnego, wyposażonego w moduł Bluetooth obsługujący kodek aptX. Komputer posłużył również do przetestowania połączenia kablowego. Źródłem dźwięku był serwis Apple Music lub – przy odsłuchach z komputera – pliki FLAC, jeśli dla danego albumu nimi dysponowałem.
- Maciej Maleńczuk – Maleńczuk gra Młynarskiego
- David Gilmour – Live at Pompeii 2017
- Mike Oldfield – Tubular Bells 2003
- Dire Straits – Brothers in Arms
- Krystian Zimerman & Polish Festival Orchestra – Chopin: Piano Concertos Nos.1 & 2
- Loreena McKennitt – The Mask and Mirror
- Hans Zimmer – Live in Prague
- Hans Zimmer & Benjamin Wallfish – Blade Runner 2049 OST
- Metallica – Hardwired… to Self-Destruct (Deluxe)
- AC/DC – The Razors Edge
- Mark Knopfler – Tracker (Deluxe)
- Shannon – Crowded Head
Wrażenia z odsłuchu
Słuchawki grają bardzo równo w całym paśmie. Bas schodzi głęboko, średnica jest lekko (ale naprawdę lekko) cofnięta, by przejść łagodnie w soczyste i wyraźne tony wysokie. Nie wiem, jak Sennheiserowi udało się połączyć ogień z wodą, lecz tego dokonali – nawet najmocniejsze uderzenie basu nie jest w stanie zdominować i zalać reszty pasma. Przestrzenność sceny stoi na najwyższym poziomie – słuchając „Lights of Taormina” Knopflera można było omal odnieść wrażenie, że siedzi się gdzieś pośród muzyków, wrażenie, które do tej pory wydawało mi się zarezerwowane dla odsłuchów nagrań wykonanych w technice binaural. Szczególnie dobrze oddane były delikatne instrumenty perkusyjne. Podobnie doskonale wybrzmiewały koncerty Zimermana – wyrazisty fortepian na pierwszym planie i bardzo precyzyjnie odwzorowana co do instrumentu kameralna Polish Festival Orchestra – a nagranie pod tym względem jest wymagające, bo na większości słuchawek orkiestra jest jednak dość mocno wycofana i trudno tu o precyzję.
Słuchawki radzą sobie dobrze też z mocniejszymi brzmieniami – AC/DC zagrało mocno i wyraziście, zachowując solidną scenę i nie tłumiąc charakterystycznego głosu Briana Johnsona. Najbardziej obawiałem się jednak Metalliki – „Hardwired… to Self-Destruct” to płyta nagrana źle, z bardzo spłaszczoną dynamiką, na granicy (czasem przekroczonej) przesteru, kiepską sceną i perkusją zepchniętą gdzieś w dalekie tło. Tymczasem nawet i tak fatalnie zrobione nagranie jest w stanie zagrać zupełnie znośnie. Dźwiękowcy zbyt się postarali, by materiał zniszczyć, więc dziecięcej (jeśli chodzi o siłę) perkusji z tła nie są w stanie wyciągnąć nawet Sennheisery, ale przynajmniej było słychać wokal.
Co do reszty materiału testowego, to głos Loreeny McKennit robi doskonałe wrażenie, a akustyczne grający Shannon zdaje się potwierdzać, że instrumentalizacje tradycyjne i akustyczne są mocną stroną testowanych słuchawek. Ale po drugiej zupełnie stronie stojący elektroniczny soundtrack z Blade Runnera 2049 także gra bardzo dobrze, zachowując zarówno basowe uderzenia jak szczegółowość syntezatorów. W zasadzie w całym materiale testowym poza Metallicą nie znalazła się choćby jedna płyta, którą bym ocenił inaczej niż bardzo dobrze. Projektanci Sennheisera zrobili naprawdę bardzo dobrą robotę przy tych słuchawkach. Zawiedzeni mogą się poczuć jedynie słuchacze poszukujący maksymalnie wydatnego basowego uderzenia – ci niech lepiej poszukają czegoś innego.
ANC
Działanie funkcji NoiseGard, jak Sennheiser nazywa aktywną redukcję hałasu, należy ocenić dwutorowo. Z jednej strony skuteczność aktywnego tłumienia jest dość przeciętna – na tyle, że początkowo nie słyszałem większej różnicy między włączonym a wyłączonym ANC. Z drugiej strony, wprowadzane działaniem ANC zniekształcenia dźwięku także są dość nieznaczne i to jest duży plus. NoiseGard nie zdołał skutecznie wytłumić szumu ulicy ani ręcznego odkurzacza i to może być dla kogoś poszukującego maksymalnej skuteczności dyskwalifikujące. Sama konstrukcja słuchawek zapewnia jednak bardzo wysokie tłumienie, więc ANC jest znacznie mniej potrzebny niż w gorzej dopracowanych konstrukcjach. Poza tym, NoiseGard, poza lekkim spłyceniem sceny i wypchnięciem średnicy kosztem osłabionego basu, nie wprowadza większych zmian do reprodukowanego dźwięku. Po raz pierwszy więc zrezygnuję z omawiania po raz drugi albumów testowych po włączeniu układu redukcji hałasu – nie ma to większego sensu, bo oceny poszczególnych albumów „po” nie różnią od ocen „przed” – słuchawki w pełni zachowują swój charakter i wysoką jakość dźwięku.
Będę grał w grę
Ponieważ niekiedy pojawiają się pytania, jak spisują się bezprzewodowe słuchawki w filmach i w grach, czy są opóźnienia między obrazem i dźwiękiem, poza główną procedurą testową postanowiłem krótko przyjrzeć się i temu tematowi. W świecie PC wszystko okazało się jasne bardzo szybko – mimo transmisji Bluetooth w filmach opóźnień czy przycięć nie zauważyłem. Wystarczyło jednakże uruchomić jakiś proces mocno obciążający procesor, by sytuacja uległa wyraźnemu pogorszeniu – przycięcia czy czkawka dźwięku w grach praktycznie uniemożliwiają sensowne użycie bezprzewodowych słuchawek; zresztą, nawet końcowy rendering zdjęć w Lightroomie też dawał efekt czkawki.
Sytuacja wygląda diametralnie inaczej podczas użytkowania słuchawek podłączonych do iPhone’a. Podczas oglądania seriali z Netflixa czy Amazon Prime nie byłem w stanie zauważyć żadnych opóźnień dźwięku w stosunku do obrazu. Ale słuchawki dały radę także podczas gry w World of Warships Blitz, bardzo mocno obciążającej sprzęt – obraz był dobrze zsynchronizowany z dźwiękiem. Nie miałem niestety możliwości sprawdzić, czy tak samo dobrze będzie to wyglądać na Androidzie – tamtejszy podsystem audio zawsze wprowadzał większe opóźnienia niż ten z iOS, więc wrażenia mogą być inne, zwłaszcza na słabszym sprzęcie.
Podsumowanie
Sennheiser HD 4.50 BTNC to niewątpliwie najlepsze słuchawki, jakich do tej pory miałem okazję używać. Jakość dźwięku jest bardzo wysoka, zarówno z włączonym tłumieniem hałasu, jak i bez, a jego charakterystyka bardzo dobrze trafiła w mój gust. Do tego dochodzi cena, oscylująca w okolicach 700 zł – moim zdaniem bardzo atrakcyjna, jak na tak grający sprzęt, przy tej jakości dźwięku można wybaczyć plastikową konstrukcję czy niezbyt precyzyjnie działające przyciski, a nawet pewne problemy ze stabilnością połączenia. Należy jednak pamiętać, że przez swoją zamkniętą i szczelną budowę podczas dłuższego używania słuchawki dość mocno męczą uszy – warto pamiętać o robieniu przerw. Wspomnę jeszcze dla porządku o istnieniu aplikacji – nazywa się CapTune, a nie wspominałem o niej wcześniej, gdyż jest całkowicie bezużyteczna. Nie ma możliwości ingerencji w ustawienia słuchawek, a to, co oferuje, to odtwarzanie lokalnych plików (jakby wbudowany odtwarzacz miał sobie z tym nie radzić) i integrację z serwisem Tidal, której nie miałem jak przetestować. Jeśli aplikacji nie zainstalujecie, to naprawdę świat się nie zawali.
Słuchawki Sennheiser HD 4.50 BTNC kupicie m.in. u naszego Partnera, tj. w Komputroniku!