Seagate FireCuda Gaming SSD 1 TB – szybko, ale nie tak, jak by chciał producent

Zewnętrzne dyski SSD nie są już niczym dziwnym. Oferują dobrą wydajność, są odporne na wstrząsy, bolączkę mechanicznych przodków i nadają się nie tylko do przechowywania danych, ale także do uruchamiania aplikacji. Seagate FireCuda Gaming SSD powstał jako urządzenie dla graczy – ma zapewnić, poza dużą pojemnością, także wydajność, pozwalającą na instalację na nim gier. Jednak jego przetestowanie nie okazało się łatwym zadaniem.

Zacznijmy od początku

Dysk zewnętrzny Seagate FireCuda Gaming SSD zapakowany jest w charakterystyczne dla producenta pudełko, a jedynym akcentem wyróżniającym je z tłumu jest pomarańczowy kolor. Zawartość jest w sumie znacznie bardziej niepozorna, gdyż sam dysk ma formę klasycznego prostopadłościanu, z niewielkim wcięciem kryjącym światełko (konfigurowalne RGB poprzez oprogramowanie Seagate Toolkit) oraz łączem USB-C. FireCuda może się podobać, ale na pewno nie dzięki ekstrawagancji.

Pudełko Seagate FireCuda Gaming SSD – trudno przeoczyć pomarańczowy kolor (fot. Andrzej Libiszewski)

Wnętrze zaś obiecuje znacznie więcej, niż sugeruje wygląd. Dysk wykorzystuje połączenie USB 3.2 Gen 2×2 (nie, nie da się tego prościej zapisać), czyli 20 Gbps i ma oferować odczyt i zapis na poziomie 2000/2000 MB/s. Seagate niestety nie dzieli się chętnie dokładniejszymi danymi, nie dowiemy się zatem, jaka jest teoretyczna żywotność dysku (gwarancja jest pięcioletnia), ani na jakich pamięciach i kontrolerze oparta jest konstrukcja.

I to wszystko za jedyne ~1100 złotych za wersję 1 TB.

Niepozorna obudowa i dyskretny pasek RGB (fot. Andrzej Libiszewski)

Jak prostą sprawę zamienić w problem

Co może być prostszego, niż podłączenie dysku zewnętrznego? Szukamy wolnego portu USB, wkładamy wtyczkę i działa. No ale jak działa, to właśnie kolejna kwestia. Już po otrzymaniu Seagate FireCuda Gaming SSD do testów okazało się bowiem, że w żadnej z redakcyjnych maszyn stacjonarnych i przenośnych nie ma potrzebnego do wykorzystania pełni możliwości typu portu USB – w najlepszym przypadku do dyspozycji był USB 3.2 Gen. 2, z maksymalnym transferem 10 Gbps. Podobna sytuacja miała miejsce w maszynach przewidzianych do testów redakcyjnych.

Z konieczności początkowe pomiary ograniczyły się więc do dostępnych maszyn z portami 10 Gbps, ale i tu okazało się, że wyniki potrafią się w znacznym stopniu różnić w zależności zastosowanego kontrolera USB. Na czym zatem testowaliśmy?

Pomiary wykonywane były w różnym czasie i miejscach, wkradły się więc pewne niejednorodności do zastosowanej procedury – na ostatniej z maszyn przeprowadzony był test kopiowania tylko na mocno zapełniony dysk, a wielkość pliku testowego w teście ATTO wynosiła 256 MB zamiast stosowanego przeze mnie 1 GB.

Niepozorny port stał się przyczyną wielu poszukiwań (fot. Andrzej Libiszewski)

Do pomiarów syntetycznych wykorzystaliśmy oprogramowanie CrystalDiskMark 7.0.0, ATTO Disk Benchmark 4.0.1.0f1 oraz AS SSD Benchmark 2.0.7316.

Do tego, jak zwykle, doszły testy kopiowania z dysku źródłowego na testowy. Materiał źródłowy stanowiły: katalog z grą Wiedźmin 3 GOTY, składający się z mieszanki 2384 plików o łącznym rozmiarze 47 GB, plik ISO o wielkości 75,4 GB oraz plik wideo MP4 o rozmiarze 45,1 GB.

Wyniki pomiarów – testy syntetyczne

Jak widać, dodatkowy kontroler Asmaxa poradził sobie przeciętnie. Rozwiązanie Intela wypadło znacznie lepiej w przypadku połączenia 10 Gbps, jednak nawet intelowski kontroler 20 Gbps nie pozwolił na uzyskanie wyników zbliżonych do deklaracji producenta.

Tendencja zauważalna w CrystalDiskMark widoczna jest także na zrzutach z ATTO Disk Benchmark. Kontroler Intela wygrywa z Asmaxem, ale wydajność Seagate FireCuda Gaming SSD przy połączeniu 20 Gbps nijak się ma do deklaracji producenta. Różnica sięga 25%.

Wyniki AS SSD Benchmark okazały się pewną niespodzianką. O ile bowiem różnice w transmisji nie są niczym nietypowym, to znaczna różnica w czasie dostępu już może wywołać uniesienie brwi.

Zapełnienie dysku zmienia wyniki testów syntetycznych, ale w sposób, który okazał się trudny do uwierzenia.

Wydajność zmierzona za pomocą CrystalDiskMark na kontrolerze USB 3.2 Gen. 2×2 spadła dla odczytów sekwencyjnych z kolejkowaniem – jak widać – do poziomu niemal identycznego, jak dla kontrolera 10 Gbps. Różnice widać w pozostałych pomiarach, czyli sekwencyjnym bez kolejkowania i w losowych.

Wyraźna różnica w skali odwzorowania wykresów nie może przysłonić tego, iż wyniki maksymalne FireCudy są bardzo zbliżone. Różnice w zasadzie sprowadzają się do tego, że na kontrolerze 20 Gbps graniczna wydajność osiągana jest wcześniej.

I AS SSD – znów przy dostępie sekwencyjnym różnice są minimalne, a przy odczytach losowych i czasie dostępu zauważalne.

Jak widać, Seagate FireCuda Gaming SSD zdaje się źle znosić znaczne zapełnienie. Przede wszystkim jednak zastanawiające jest, że najbardziej to widać w testach syntetycznych, które rzadko dają większe różnice w przypadku dysków NVMe.

A jak wyglądają testy kopiowania? Zobaczcie sami.

Tak to wygląda dla kontrolera Intel USB 3.2 Gen. 2 i w miarę pustego dysku…

…a tak dla mocno zapełnionego:

Tu nawet niespecjalnie trzeba wyliczać średnią prędkość, gdyż liczby na wykresach są jednoznaczne: jeśli jest gdzie buforować zapisy, to poprzeczka jest ustawiona w okolicach 580 MB/s, a jeśli nie ma, to prędkość spada do ~450 MB/s dla dużych plików.

Podłączenie Seagate FireCuda Gaming SSD do wydajniejszego USB 3.2 Gen. 2×2 pozwala na nieco więcej:

Choć dysk był także zapełniony, to dla każdego z testów poprzeczka znalazła się na pułapie ~800 MB/s i nie widać tu, ku mojemu zdziwieniu, załamania związanego z wypełnieniem buforów. Dla porządku podaję po kolei czasy kopiowania dla każdego z pomiarów:

Wiedźmin 3: 1:43 min | 1:33 min|1:18 min

TestFile1: 2:16 min | 2:35 min | 1:35 min

TesFile2: 1:21 min | 1:33 min| 56 s

Seagate FireCuda Gaming SSD (fot. Andrzej Libiszewski)

FireCuda Gaming SSD daje zatem przedziwny zestaw wyników – wykazując spadki wydajności tam, gdzie ich w zasadzie nie powinno być i prezentując mniej więcej stałą szybkość tam, gdzie powinny być widoczne różnice. Zaskoczeniem też jest znaczna rozbieżność między deklaracjami, a rzeczywistą prędkością kopiowania – coś tu zdecydowanie poszło nie tak.

Seagate FireCuda Gaming SSD (fot. Andrzej Libiszewski)

Podsumowanie

Seagate FireCuda Gaming SSD okazał się sprzętem niezwykle trudnym do oceny. Niewątpliwie nie jest to sprzęt dla każdego – trudności ze znalezieniem sprzętu z odpowiednim kontrolerem USB także i nasz test przeciągnęły poza wszelkie granice zdrowego rozsądku.

Jakby tego było mało, nawet na w pełni zgodnej maszynie obietnice Seagate dotyczące wydajności przyszło nam włożyć między bajki – nie było źle, ale dobrze też wcale. Użytkownicy pragnący najlepszej wydajności powinni raczej sięgnąć po droższe nośniki zewnętrzne, pracujące w oparciu o Thunderbolt 3. Będą nie tylko szybsze, ale też chyba łatwiej będzie znaleźć w pełni zgodną maszynę, z którą będą mogły współpracować.

Czy zatem odradzam zakup? Też nie. Po prostu zalecam ostrożność i świadomy wybór, by oczekiwania nie rozminęły się nam z tym, co otrzymamy.

Seagate FireCuda Gaming SSD
Seagate FireCuda Gaming SSD 1 TB – szybko, ale nie tak, jak by chciał producent
Interesujący dysk dla graczy, który powinien być przedmiotem świadomego wyboru
Zalety
dyskretna, ładna obudowa
niezłe parametry
uniwersalność
Wady
deklaracje producenta nijak się mają do rzeczywistych osiągów
do pracy z dobrą wydajnością niezbędny jest rzadko spotykany port USB 3.2 Gen. 2x2
cena
niezwykła dyskrecja producenta dotycząca MTBF, TBW, pamięci i kontrolera
6.5
Ocena
Exit mobile version