Zewnętrzne dyski SSD nie są już niczym dziwnym. Oferują dobrą wydajność, są odporne na wstrząsy, bolączkę mechanicznych przodków i nadają się nie tylko do przechowywania danych, ale także do uruchamiania aplikacji. Seagate FireCuda Gaming SSD powstał jako urządzenie dla graczy – ma zapewnić, poza dużą pojemnością, także wydajność, pozwalającą na instalację na nim gier. Jednak jego przetestowanie nie okazało się łatwym zadaniem.
Zacznijmy od początku
Dysk zewnętrzny Seagate FireCuda Gaming SSD zapakowany jest w charakterystyczne dla producenta pudełko, a jedynym akcentem wyróżniającym je z tłumu jest pomarańczowy kolor. Zawartość jest w sumie znacznie bardziej niepozorna, gdyż sam dysk ma formę klasycznego prostopadłościanu, z niewielkim wcięciem kryjącym światełko (konfigurowalne RGB poprzez oprogramowanie Seagate Toolkit) oraz łączem USB-C. FireCuda może się podobać, ale na pewno nie dzięki ekstrawagancji.
Wnętrze zaś obiecuje znacznie więcej, niż sugeruje wygląd. Dysk wykorzystuje połączenie USB 3.2 Gen 2×2 (nie, nie da się tego prościej zapisać), czyli 20 Gbps i ma oferować odczyt i zapis na poziomie 2000/2000 MB/s. Seagate niestety nie dzieli się chętnie dokładniejszymi danymi, nie dowiemy się zatem, jaka jest teoretyczna żywotność dysku (gwarancja jest pięcioletnia), ani na jakich pamięciach i kontrolerze oparta jest konstrukcja.
I to wszystko za jedyne ~1100 złotych za wersję 1 TB.
Jak prostą sprawę zamienić w problem
Co może być prostszego, niż podłączenie dysku zewnętrznego? Szukamy wolnego portu USB, wkładamy wtyczkę i działa. No ale jak działa, to właśnie kolejna kwestia. Już po otrzymaniu Seagate FireCuda Gaming SSD do testów okazało się bowiem, że w żadnej z redakcyjnych maszyn stacjonarnych i przenośnych nie ma potrzebnego do wykorzystania pełni możliwości typu portu USB – w najlepszym przypadku do dyspozycji był USB 3.2 Gen. 2, z maksymalnym transferem 10 Gbps. Podobna sytuacja miała miejsce w maszynach przewidzianych do testów redakcyjnych.
Z konieczności początkowe pomiary ograniczyły się więc do dostępnych maszyn z portami 10 Gbps, ale i tu okazało się, że wyniki potrafią się w znacznym stopniu różnić w zależności zastosowanego kontrolera USB. Na czym zatem testowaliśmy?
- Asus ROG GX550L Zephyrus Duo, kontroler USB 3.2 Gen 2. Intela,
- mój desktop, i5-6600K + MSI Z170A Gaming M5, kontroler USB 3.2 Gen. 2 Asmax,
- maszyna Kuby Malca, i9-10850k + Asus ROG Maximus XII Extreme, kontroler USB 3.2 Gen. 2×2 Intela,
Pomiary wykonywane były w różnym czasie i miejscach, wkradły się więc pewne niejednorodności do zastosowanej procedury – na ostatniej z maszyn przeprowadzony był test kopiowania tylko na mocno zapełniony dysk, a wielkość pliku testowego w teście ATTO wynosiła 256 MB zamiast stosowanego przeze mnie 1 GB.
Do pomiarów syntetycznych wykorzystaliśmy oprogramowanie CrystalDiskMark 7.0.0, ATTO Disk Benchmark 4.0.1.0f1 oraz AS SSD Benchmark 2.0.7316.
Do tego, jak zwykle, doszły testy kopiowania z dysku źródłowego na testowy. Materiał źródłowy stanowiły: katalog z grą Wiedźmin 3 GOTY, składający się z mieszanki 2384 plików o łącznym rozmiarze 47 GB, plik ISO o wielkości 75,4 GB oraz plik wideo MP4 o rozmiarze 45,1 GB.
Wyniki pomiarów – testy syntetyczne
Jak widać, dodatkowy kontroler Asmaxa poradził sobie przeciętnie. Rozwiązanie Intela wypadło znacznie lepiej w przypadku połączenia 10 Gbps, jednak nawet intelowski kontroler 20 Gbps nie pozwolił na uzyskanie wyników zbliżonych do deklaracji producenta.
Tendencja zauważalna w CrystalDiskMark widoczna jest także na zrzutach z ATTO Disk Benchmark. Kontroler Intela wygrywa z Asmaxem, ale wydajność Seagate FireCuda Gaming SSD przy połączeniu 20 Gbps nijak się ma do deklaracji producenta. Różnica sięga 25%.
Wyniki AS SSD Benchmark okazały się pewną niespodzianką. O ile bowiem różnice w transmisji nie są niczym nietypowym, to znaczna różnica w czasie dostępu już może wywołać uniesienie brwi.
Zapełnienie dysku zmienia wyniki testów syntetycznych, ale w sposób, który okazał się trudny do uwierzenia.
Wydajność zmierzona za pomocą CrystalDiskMark na kontrolerze USB 3.2 Gen. 2×2 spadła dla odczytów sekwencyjnych z kolejkowaniem – jak widać – do poziomu niemal identycznego, jak dla kontrolera 10 Gbps. Różnice widać w pozostałych pomiarach, czyli sekwencyjnym bez kolejkowania i w losowych.
Wyraźna różnica w skali odwzorowania wykresów nie może przysłonić tego, iż wyniki maksymalne FireCudy są bardzo zbliżone. Różnice w zasadzie sprowadzają się do tego, że na kontrolerze 20 Gbps graniczna wydajność osiągana jest wcześniej.
I AS SSD – znów przy dostępie sekwencyjnym różnice są minimalne, a przy odczytach losowych i czasie dostępu zauważalne.
Jak widać, Seagate FireCuda Gaming SSD zdaje się źle znosić znaczne zapełnienie. Przede wszystkim jednak zastanawiające jest, że najbardziej to widać w testach syntetycznych, które rzadko dają większe różnice w przypadku dysków NVMe.
A jak wyglądają testy kopiowania? Zobaczcie sami.
Tak to wygląda dla kontrolera Intel USB 3.2 Gen. 2 i w miarę pustego dysku…
…a tak dla mocno zapełnionego:
Tu nawet niespecjalnie trzeba wyliczać średnią prędkość, gdyż liczby na wykresach są jednoznaczne: jeśli jest gdzie buforować zapisy, to poprzeczka jest ustawiona w okolicach 580 MB/s, a jeśli nie ma, to prędkość spada do ~450 MB/s dla dużych plików.
Podłączenie Seagate FireCuda Gaming SSD do wydajniejszego USB 3.2 Gen. 2×2 pozwala na nieco więcej:
Choć dysk był także zapełniony, to dla każdego z testów poprzeczka znalazła się na pułapie ~800 MB/s i nie widać tu, ku mojemu zdziwieniu, załamania związanego z wypełnieniem buforów. Dla porządku podaję po kolei czasy kopiowania dla każdego z pomiarów:
Wiedźmin 3: 1:43 min | 1:33 min|1:18 min
TestFile1: 2:16 min | 2:35 min | 1:35 min
TesFile2: 1:21 min | 1:33 min| 56 s
FireCuda Gaming SSD daje zatem przedziwny zestaw wyników – wykazując spadki wydajności tam, gdzie ich w zasadzie nie powinno być i prezentując mniej więcej stałą szybkość tam, gdzie powinny być widoczne różnice. Zaskoczeniem też jest znaczna rozbieżność między deklaracjami, a rzeczywistą prędkością kopiowania – coś tu zdecydowanie poszło nie tak.
Podsumowanie
Seagate FireCuda Gaming SSD okazał się sprzętem niezwykle trudnym do oceny. Niewątpliwie nie jest to sprzęt dla każdego – trudności ze znalezieniem sprzętu z odpowiednim kontrolerem USB także i nasz test przeciągnęły poza wszelkie granice zdrowego rozsądku.
Jakby tego było mało, nawet na w pełni zgodnej maszynie obietnice Seagate dotyczące wydajności przyszło nam włożyć między bajki – nie było źle, ale dobrze też wcale. Użytkownicy pragnący najlepszej wydajności powinni raczej sięgnąć po droższe nośniki zewnętrzne, pracujące w oparciu o Thunderbolt 3. Będą nie tylko szybsze, ale też chyba łatwiej będzie znaleźć w pełni zgodną maszynę, z którą będą mogły współpracować.
Czy zatem odradzam zakup? Też nie. Po prostu zalecam ostrożność i świadomy wybór, by oczekiwania nie rozminęły się nam z tym, co otrzymamy.