Samsung Galaxy S21 FE przez wielu był najbardziej wyczekiwaną premierą 2021 roku (tak, nie pomyliłam się – 2021). Z różnych powodów jego debiut został przesunięty na początek kolejnego, tj. 2022 roku. Już samo to sprawia, że wymagania względem niego rosną, co może stanowić jeden z jego większych problemów. Podobnie zresztą, jak cena. Wszystko przez jego doskonałego poprzednika – Galaxy S20 FE… i wciąż aktualnego flagowca – Galaxy S21, który w ostatnim czasie sporo staniał.
Samsung Galaxy S20 FE jest doskonałym smartfonem. W ostatnich miesiącach jego cena oscyluje wokół 2000 złotych, przez co staje się naturalnym wyborem osób, które chcą kupić świetny sprzęt w tej cenie. Oczywiście mowa o modelu z 4G – wariant z 5G wciąż kosztuje sporo drożej, bo ok. 2699 złotych (co i tak stanowi fajną ofertę względem premierowych 3399 złotych).
Po 16 miesiącach od premiery Galaxy S20 FE, na rynku pojawił się wreszcie Galaxy S21 FE. To spory problem, bo opóźniona premiera mogłaby sugerować, że nowa generacja modelu FE będzie wypasiona do granic możliwości, wprowadzając sporo zmian. Tych, jak już jednak wiecie, zbyt wiele nie ma.
A i cena Galaxy S21 FE zaczyna się od dużo wyższego poziomu niż Galaxy S20 FE. Poprzednik startował z 2899 złotych w wersji z 4G, natomiast nowy model dostępny jest tylko w opcji z 5G. Samo to moim zdaniem sprawia, że stawia najnowszy produkt Samsunga w dość… trudnym położeniu.
Zwłaszcza, że nie możemy zapominać o istnieniu najtańszego z zeszłorocznych flagowców Samsunga, tj. Galaxy S21, którego cena zdążyła spaść do ok. 2999 złotych. Oznacza to, że Galaxy S21 FE walczy nie tylko ze swoim poprzednikiem, ale też modelem wyższym, choć zeszłorocznym. Nie możemy też zapominać o nadchodzącym Galaxy S22, którego cena… no właśnie – może być, jak sądzę, zbliżona do premierowej ceny bohatera niniejszego tekstu.
Ale przejdźmy wreszcie do rzeczy. Przed Wami recenzja Samsunga Galaxy S21 FE w wersji z 6 GB RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej (czyli tej tańszej).
Specyfikacja Samsunga Galaxy S21 FE:
- wyświetlacz Dynamic AMOLED 2X 6,4” 2400×1080 pikseli, 120 Hz,
- procesor Qualcomm Snapdragon 888 z Adreno 660,
- wersje: 6 GB RAM / 128 GB pamięci lub 8 GB RAM / 256 GB pamięci,
- Android 12 z OneUI 4,
- aparat 12 Mpix f/1.8 + ultraszerokokątny 12 Mpix f/2.2 + teleobiektyw 8 Mpix f/2.4 (3-krotny zoom optyczny, 30-krotny zoom cyfrowy),
- aparat przedni 32 Mpix f/2.2,
- 5G,
- NFC,
- dual SIM (bez eSIM),
- Bluetooth 5.1,
- USB typu C,
- głośniki stereo,
- czytnik linii papilarnych w ekranie,
- akumulator o pojemności 4500 mAh,
- wymiary: 155,7 x 74,5 x 7,9 mm,
- waga: 177 g,
- IP68.
Cena Samsunga Galaxy S21 FE w momencie publikacji recenzji wynosi 3499 złotych w przypadku wersji 6/128 lub 3849 złotych za 8/256.
Ważna uwaga: do końca dzisiejszego dnia (tj. 25 stycznia) można kupić Galaxy S21 FE o 400 złotych taniej – wystarczy skorzystać z kodu rabatowego S21FANEDITION lub P-12578.
Samsung Galaxy S21 FE w Media Expert
Od razu widać, do której serii należy
Galaxy S21 FE trafił do sprzedaży w czterech wersjach kolorystycznych: oliwkowej, grafitowej (czarnej), białej oraz lawendowej. Każda z nich jest matowa, a nie błyszcząca, dzięki czemu nie wyślizgują się z rąk. W moje dłonie trafił smartfon z obudową w wersji oliwkowej, bo o ile miałam już okazję obcować z którymś z poprzednich modeli w opcji lawendowej, tak oliwka jest dla mnie nowością. Nie oceniam jednak tego eksperymentu zbyt optymistycznie.
Oliwkowa wersja niewątpliwie wyróżnia się na tle konkurencyjnych smartfonów, ale zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu. Jest nietypowa i może wzbudzać skrajne opinie. Dla mnie pozostała neutralna, natomiast spotkałam się z wieloma opiniami, że faktycznie ma w sobie “to coś”. Może i ma, ale mnie nie do końca przekonuje. Wolę jednak brzoskwiniową wersję Galaxy S20 FE czy jego lawendowego następcę. Kolory to kwestia gustu, a co z wykonaniem?
Jest perfekcyjnie. Wszystkie elementy obudowy są idealnie spasowane – próby wyginania konstrukcji w rękach zakończone zostały niepowodzeniem. To, co jednak musicie wiedzieć, to fakt, że ramka smartfona jest aluminiowa (o czym zresztą świadczą widoczne paski antenowe), natomiast cała obudowa to już tworzywo sztuczne. Jasne, nie jest to tak premium jak szklane wykończenie, co może wzbudzać mieszane odczucia. Ale z drugiej strony – plastik jest mniej podatny na stłuczenie, co w przypadku smartfona dla młodych (bo tak głównie pozycjonowany jest FE) raczej może mieć spore znaczenie.
Faktem jest natomiast, że plastikowe plecki Galaxy S21 FE nie zbierają rys – a przynajmniej nie udało mi się ich zarysować przez ponad 2-tygodniowy okres testów. A co z odciskami palców? To zależy. W większości przypadków mat skutecznie je maskuje, odciski palców są widoczne tylko pod pewnym kątem.
Patrząc na Galaxy S21 FE od razu widać nawiązanie do serii Galaxy S21 pod względem designu. Różnica jest właściwie tylko jedna – moduł aparatów we wszystkich trzech przedstawicielach serii (Galaxy S21, Galaxy S21 Plus i Galaxy S21 Ultra 5G) jest metalowy i zachodzi na krawędź, natomiast tutaj wykonany jest z plastiku i kończy się przed krawędzią.
A skoro już przy nich jesteśmy – na górnej znajdziemy tylko mikrofon, na dolnej z kolei – szufladkę z dwoma slotami nanoSIM (bez microSD), drugi mikrofon, port USB typu C oraz jeden z głośników (drugi jest umieszczony w niewielkiej szparce nad ekranem).
Na lewym boku jest puściutko, natomiast na prawym mamy przyciski – regulacji głośności oraz, nieco poniżej, włącznik. Przyciski są dobrze osadzone w obudowie, nie chyboczą się na boki.
Z tyłu obudowy, w lewym górnym rogu, pionowo umieszczone zostały aparaty, natomiast po ich prawej stronie – dioda doświetlająca. Na froncie telefonu mamy 6,4-calowy, płaski ekran (z otworem na aparat do selfie), otoczony wąskimi ramkami. Na renderach wyglądały one na symetryczne nad i pod ekranem, w rzeczywistości jednak ta poniżej wyświetlacza jest nieco szersza – ale naprawdę niewiele. Mówienie o niej “podbródek” to w tym przypadku spora przesada.
Smartfon może się pochwalić spełnianiem normy IP68, co oznacza odporność na zanurzenia do 1,5 metra głębokości na pół godziny.
Wyświetlacz – wszystko, co najlepsze
Właściwie nie pamiętam recenzji smartfona Samsunga w ciągu ostatnich lat, w której napisałabym cokolwiek negatywnego na temat wyświetlacza. I Galaxy S21 FE nie będzie stanowił niechlubnego wyjątku od tej reguły. Ekran Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,4”, rozdzielczości 2400×1080 pikseli i częstotliwości odświeżania 120 Hz jest po prostu świetny.
Płaska tafla wyświetlacza (co zdecydowanie spodoba się osobom przeciwnym zakrzywionym ekranom), z idealnym odwzorowaniem czerni, doskonałymi kątami widzenia, dobrą jasnością minimalną i wystarczającą maksymalną (niestety, trudno powiedzieć, jak będzie sprawdzać się w pełnym słońcu, ale nie sądzę, by miał mieć problemy z widocznością). Serio – trudno tutaj powiedzieć o tym ekranie cokolwiek złego.
Automatyczna regulacja jasności ekranu działa poprawnie, bez zbędnej zwłoki podnosząc jasność wtedy, gdy jest to potrzebne i obniżając, gdy sytuacja tego wymaga. Nie zdarzyło mi się, by jasność była podbita bardziej niż potrzebowałam – a musicie wiedzieć, że w smartfonie konkurencji, którego recenzja będzie niebawem, a jeszcze nie mogę o nim mówić ;), było to nagminne.
Co warto wiedzieć, to to, że do dyspozycji mamy wybór częstotliwości odświeżania ekranu pomiędzy 60 a 120 Hz – decydujemy ręcznie w ustawieniach, które wartość jest dla nas odpowiednia. Nie ma odświeżania adaptacyjnego. Czy to wielka strata? Nie sądzę – zapewne większość z Was i tak od razu sięga po najwyższą możliwą wartość, czyli stałe 120 Hz. I ja zrobiłam dokładnie tak samo.
Na ekranie nie znajduje się fabrycznie żadna folia ochronna. Mimo to podczas testów nie pojawiła się na nim żadna ryska.
W ustawieniach wyświetlacza raczej standard: tryb ciemny, ochrona wzroku (filtr światła niebieskiego), ochrona przed przypadkowym dotknięciem, zwiększona czułość dotyku oraz Always On Display.
Domyślnie AoD ustawione jest w tryb działania przez 10 sekund po dotknięciu. Można to jednak zmienić na działanie zawsze, zgodnie z harmonogramem lub tylko, gdy pojawiają się nowe powiadomienia.
AoD wyświetla godzinę, datę, dzień tygodnia, procent naładowania baterii oraz ikony aplikacji, z których oczekują powiadomienia. W ustawieniach możemy zmienić styl zegara, kolor, obraz w tle (również w postaci zdjęcia z galerii) oraz włączyć informacje o odtwarzanej muzyce.
Działa jak flagowiec
Samsung Galaxy S21 FE, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, dostępny jest w Polsce tylko w jednej wersji procesorowej – z ośmiordzeniową jednostką Qualcomm Snapdragon 888 z Adreno 660. Do naszej dyspozycji, w zależności od wybranego wariantu, jest 6 GB RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej lub 8 GB RAM i 256 GB pamięci – mi do testów przypadł pierwszy z nich (co oznacza też automatycznie, że tańszy – i dobrze!).
Smartfon od momentu wyjęcia z pudełka pracował w oparciu o Androida 12 z nakładką OneUI 4 z poprawkami bezpieczeństwa datowanymi na, co ciekawe, 1 listopada 2021. Tuż przed publikacją sprawdziłam jeszcze czy aby na pewno nie pojawiła się żadna aktulizacja – i, bingo! Wskoczyły styczniowe poprawki zabezpieczeń.
Galaxy S21 FE w skrócie? Działa jak flagowiec – szybko i niezawodnie. I na tym właściwie mogłabym zakończyć wątek związany z pracą tego smartfona. Naprawdę – jest bardzo dobrze. Korzystając z niego na co dzień przez ponad dwa tygodnie, ani razu nie spotkała mnie sytuacja, w której coś by się przycięło czy ładowało dłużej niż powinno.
Niepokojące objawy miała jedynie domyślna klawiatura Samsunga, która potrafiła się nie wysuwać wtedy, gdy powinna. Po zmianie na inną i powrocie do niej po chwili, wszystko wróciło do normy (włącz – wyłącz zawsze pomaga?).
Snapdragon 888 znany jest z tego, że lubi się nagrzewać i nie inaczej jest w przypadku testowanego smartfona. Szczęście w nieszczęściu, że nie osiąga jakichś wysokich temperatur, które by były niekomfortowe dla użytkownika, ale faktem jest, że podczas dłuższego grania czy po prostu buszowania w social media (TikTok, Instagram, Facebook, YouTube, Twitter) obudowa potrafi odczuwalnie oddać ciepło.
Na smartfonie właściwie niewiele gram, ale jeśli chcielibyście to zrobić na Galaxy S21 FE, to Adreno 660 graficznie udźwignie wszystkie tytuły, które byście chcieli.
Samsung Galaxy S21 FE uzyskuje następujące wyniki w benchmarkach:
- AnTuTu: 668418
- GeekBench 4:
- single core: 1090
- multi core: 3189
- 3DMark:
- Wild Life: 5547
- Wild Life Extreme: 1461
- Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: max
Zaplecze komunikacyjne
Samsung Galaxy S21 FE został wyposażony w NFC, GPS, Bluetooth 5.1 i WiFi 6. Wszystkie moduły działają bez najmniejszych problemów. Nie spoktała mnie żadna zaskakująca sytuacja z połączeniem internetowym (ani przez WiFi, ani na danych mobilnych), nawigacją, płatnościami zbliżeniowymi czy odtwarzaniem muzyki na bezprzewodowych słuchawkach.
Jakość rozmów również stoi na dobrym poziomie – słyszałam swoich rozmówców bezproblemowo, podobnie oni nie narzekali na to, jak słychać mnie.
Inna rzecz, że gdy pierwszy raz usłyszałam, że Galaxy S21 FE nie oferuje wsparcia dla eSIM, nie mogłam uwierzyć. Stwierdziłam nawet, że dopóki sama nie sprawdzę na testowym egzemplarzu, to nie uwierzę. No i cóż, faktycznie go tu nie ma. Wielka szkoda, bo – choć może rozwiązanie to nie jest szalenie popularne – to wciąż zdobywa kolejnych użytkowników.
Do naszej dyspozycji jest za to dual SIM, czyli dwa fizyczne sloty kart nanoSIM. Niestety, zabrakło slotu kart microSD, który jeszcze był przecież obecny w poprzedniku i tłumaczył, skąd FE w nazwie (w końcu podobno fani go chcieli! – w następcy już nie?).
W moje ręce trafił Galaxy S21 FE z 128 GB przestrzeni na pliki. Pamięć jest szybka, co do tego nie ma wątpliwości – odczyt: 1043,67 MB/s, zapis: 217,39 MB/s.
A jak to gra?
Najnowszy smartfon Samsunga został wyposażony w głośniki stereo – jeden znajduje się na dolnej krawędzi, drugi – w niewielkiej szparce nad ekranem. Jak to sobie radzi z odtwarzaniem multimediów? O zdanie, standardowo, zapytałam Kubę:
Samsung przyzwyczaił nas do tego, że do swoich wysokopółkowych modeli dodaje najlepsze głośniki. Nie inaczej jest w tym przypadku. Samsung Galaxy S21 FE gra porównywalnie do Samsunga Galaxy Z Fold 3, z czego jego jedynym mankamentem, jest tak naprawdę to, że jest delikatnie cichszy. Różnic w dźwięku praktycznie nie ma, co jest ogromnym plusem dla telefonu za nieco ponad trzy tysiące złotych. Gra po prostu wyśmienicie.
W tym telefonie bez problemu podzielimy dźwięk na tony wysokie, niskie i średnie. Wszystko jest doskonale wyczuwalne. Jeżeli odpalimy Dolby Atmos (które domyślnie jest wyłączone), mamy genialne doświadczenie dźwięku przestrzennego.
Podobnie jak Galaxy S20 FE, Galaxy S21 FE nie ma 3.5 mm jacka audio, więc jeśli chcecie podłączyć jakieś słuchawki, to albo bezprzewodowe, albo za pomocą przejściówki z USB C na Jacka (stosownego adaptera nie ma w zestawie).
Rozpoznawanie użytkownika
Niekiedy zdarza się, że zwracam uwagę na to, że czytnik linii papilarnych w ekranie umieszczony jest zbyt nisko lub zbyt wysoko. W przypadku Galaxy S21 FE od początku nie miałam najmniejszych problemów z trafieniem w skaner – co albo oznacza, że znajduje się tam, gdzie powinien, albo tak szybko dostosowałam się do tego miejsca.
Ale wygoda korzystania z tego rozwiązania to jedna kwestia, druga natomiast – ważniejsza – to, jak działa. A co do tego też nie mam zastrzeżeń. Skaner odcisków palców z Galaxy S21 FE jest stale aktywny, co oznacza, że działa również na wygaszonym ekranie – bez potrzeby podświetlania go. Co więcej, wystarczy przyłożyć opuszek palca do niego, by dosłownie chwilę później telefon został odblokowany. Działa to bardzo sprawnie.
Drugą metodą zabezpieczenia biometrycznego jest rozpoznawanie twarzy. Nie jest to jednak rozwiązanie w żaden sposób rozwinięte – opiera się wyłącznie na przednim aparacie. Przyznaję jednak, że nie udało mi się go oszukać wyświetlanym na ekranie drugiego telefonu zdjęciem. Co więcej, rozpoznawanie twarzy jest naprawdę szybkie.
Czas pracy
Pod względem zastosowanego ogniwa, Galaxy S21 FE nie różni się od Galaxy S20 FE – w obu modelach mamy akumulatory o tej samej pojemności, tj. 4500 mAh. A jak to się przekłada na czas rzeczywistego działania?
Właściwie trudno jest mi jednoznacznie ocenić czas pracy, bo ten potrafi być bardzo mocno zróżnicowany. Korzystając z telefonu w podróży wyłącznie na danych mobilnych, potrafi wytrzymać ok. 3,5-4 h SoT. Na WiFi z kolei wykręca dużo lepsze czasy – 4-5,5 godziny to standard.
Używając telefonu nieco mniej, pod koniec dnia potrafiłam mieć jeszcze 20-30% zapasu energii. Pewnego weekendu zdarzyło się nawet, że telefon wytrzymał całą sobotę i padł dopiero w niedzielę po 16 – co oznacza, że jak ktoś korzysta ze smartfona niezbyt intensywnie, to 1,5 dnia bez ładowania jest w zasięgu. Jeśli jednak jesteś osobą aktywną, będziesz musiał podłączać go wieczorem (w moim przypadku wytrzymywał średnio do 22).
Jeśli chodzi o ładowanie, to tu wciąż niestety Samsung rozczarowuje. Testowany sprzęt obsługuje jedynie 25-Watowe ładowanie przewodowe (nazywane „szybkim”), 15-Watowe ładowanie bezprzewodowe, a także ładowanie zwrotne Wireless PowerShare, które przydaje się do awaryjnego podładowania zegarka, słuchawek czy innego smartfona.
W zestawie sprzedażowym nie znajdziemy ładowarki – jedynie przewód zakończony obustronnie USB C. Jako ciekawostkę dodam, że do Galaxy S20 FE dodawana była ładowarka 15 W (mimo obsługi maks. 25 W).
Aparat
Zacznijmy o aplikacji aparatu – ona sama w sobie pozostała bez zmian. Zmieniła się za to nazwa trybu portretowego, który do tej pory znany był jako “live focus” – wreszcie odzyskał swoją tożsamość ;) i jest dostępny jako najnormalniejszy “tryb portretowy” bez żadnych udziwnień. Z trybów zniknął natomiast tryb reżysera. Jest za to ciągle “jedno ujęcie”, podwójne nagrywanie, hyperlapse, zwolnione tempo, wideo portretowe czy wideo pro.
Samo działanie aplikacji nie przysparza problemów. Muszę natomiast zwrócić Waszą uwagę na to, że robiąc zdjęcia nocne, po zakończonym odliczaniu czasu naświetlania, zdjęcie się przetwarza kolejne sekundy, o czym informuje kręcące się kółko wokół migawki aparatu – wierzcie mi, początkowo można tego nie zauważyć.
Przechodząc jednak już do sedna. Samsung Galaxy S21 FE został wyposażony w dokładnie ten sam zestaw fotograficzny, co jego poprzednik. I tak, znajdziemy tu aparat główny 12 Mpix f/1.8, ultraszerokokątny 12 Mpix f/2.2 + teleobiektyw 8 Mpix f/2.4 (z 3-krotnym zoomem optycznym i 30-krotnym zoomem cyfrowym).
Jeśli chodzi o główny aparat, wypadałoby chyba zacząć od tego, co widać na pierwszy rzut oka – bardzo fajny efekt bokeh. Fotografując – to, co znajduje się na pierwszym planie, jest ostre, a tło za obiektem delikatnie rozmyte – przy czym nie jest to sztuczny efekt i zdecydowanie może się podobać. Jest też druga strona medalu – przez zastosowanie przysłony f/1.8 to, co znajduje się przy krawędziach, fotografując z bliska, może być nieczytelne. Taka jest jednak charakterystyka takiej optyki.
Ogólnie jednak zdjęcia z Galaxy S21 FE mogą się podobać – ale już te z poprzednika były zupełnie dobre. Jest sporo detali, ostrość jest odpowiednio zachowana, odwzorowanie kolorów na plus, podobnie jak rozpiętość tonalna.
Fotografując mamy dostępne podziałki krotności zoomu: 0,5x, 1x, 2x, 3x, 4x, 10x, 20x i maksymalny 30x, przy czym po przekroczeniu 20-krotności w lewym górnym rogu pojawia się podgląd całego fotografowanego kadru, ułatwiający zrobienie zdjęcia. Jak zoom wypada w praktyce? Kilka serii fotografii załączyłam powyżej, z kolei niżej – kilka zdjęć porównawczych z 10x vs 9,9x.
W ultraszerokim kącie właściwie bez zmian – jakościowo bardzo dobrze, dopóki nie spojrzymy na nieco niższą szczegółowość czy poszarpane krawędzie. Na plus jednolity balans bieli w stosunku do głównego aparatu.
W Galaxy S20 FE działanie trybu nocnego można było określić kosmetycznym. W jego następcy zaobserwowałam, że w tym aspekcie jest sporo lepiej. Różnica między zdjęciem w trybie automatycznym a nocnym jest większa i faktycznie na plus.
Tryb nocny dostępny jest także w ultraszerokim kącie i, choć stara się bardzo, to niewiele jest w stanie poprawić. Korzystać z 10-krotnego (i większego) zoomu nocą nie polecam – nie wychodzi z tego nic dobrego.
Gdyby ciekawiło Was, jak na Galaxy S21 FE działa gumka, czyli usuwanie obiektów ze zdjęć, to odnoszę wrażenie, że jest coraz lepiej. Jasne, da się zauważyć ingerencję, ale sami oceńcie – według mnie radzi sobie zupełnie dobrze.
A co z selfiakami? Do naszej dyspozycji jest przedni aparat o rozdzielczości 32 Mpix i jasności f/2.2. Nie jestem osobą, która robi sobie niezliczone ilości fotek, przez co też nie przykładam ogromnej wagi do tego, jak selfie wyglądają. Patrząc jednak na zdjęcia zrobione przednią kamerką Samsunga uznaję, że są zupełnie dobre – nawet tryb portretowy nieszczególnie gubi się w odcięciu włosów czy swetra.
Przechodząc do kwestii wideo – Galaxy S21 FE nagrywa maksymalnie w 4K w 60 kl./s. – co ważne, zarówno głównym aparatem, jak i przednim. Co jeszcze ważniejsze, podczas nagrywania możemy się przełączać pomiędzy nimi (jeśli ktoś nie wie – wystarczy przesunąć palcem po ekranie z góry na dół lub odwrotnie).
Nagrywając w 60 kl./s. (niezależnie od tego, czy 4K czy Full HD) nie możemy przełączać się na ultraszeroki kąt, a maksymalny dostępny zoom jest 10-krotny. Zmniejszając liczbę klatek do 30 kl./s. zmiana kąta jest możliwa, a maksymalny zoom zwiększa się do 12-krotnego.
Jakość nagrań mogę ocenić pozytywnie – zresztą, w innym wypadku nie nagrywałabym nim tiktoków na profil Tabletowo (ten o butach i ofercie T-Mobile). Wideo portretowe wygląda dużo lepiej niż kilka generacji temu, gdy było wprowadzane, szczegółowość stoi na dobrym poziomie, a stabilizacja pokazuje się z dobrej strony. Do tego muszę przyznać, że Galaxy S21 FE bardzo szybko łapie ostrość na obiekcie, który świeżo pojawił się w kadrze – nagrywa się nim naprawdę przyjemnie.
Podsumowując
Czytając niniejszą recenzję przed rozpoczęciem prac nad podsumowaniem doszło do mnie, że w praktycznie każdym najważniejszym aspekcie Samsung Galaxy S21 FE jest co najmniej dobry, a w wielu bardzo dobry. I wiecie co? Strasznie wkurza mnie, że Galaxy S21 FE jest, w ogólnym rozrachunku, naprawdę fajnym smartfonem. A wkurza mnie dlatego, że jest spóźniony na własną imprezę.
O Samsungu Galaxy S20 FE napisałam w recenzji, że jest najbardziej opłacalnym przedstawicielem serii Galaxy S20. O Galaxy S21 FE nie mogę powiedzieć tego samego. Zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy o krok od premiery Galaxy S22 (który może być jedynie nieznacznie droższy od Galaxy S21 FE) oraz gdy Galaxy S21 staniał do poziomu trzech tysięcy złotych – co oznacza, że jest tańszy od recenzowanego dziś Galaxy S21 FE. Wydaje się to dość niedorzeczne, a jednak jest prawdziwe. Wszystko przez jego opóźnioną premierę i wysoką wycenę na start.
Jasne, Galaxy S21 FE będzie sukcesywnie tanieć. Widać to już zresztą po ruchach Samsunga, który gdzieniegdzie wrzuca już kody rabatowe, obniżający koszt telefonu o 400 złotych. To wyłącznie kwestia czasu, gdy regularna cena tego urządzenia spadnie do 2999 złotych, a w promocjach będzie go można wyrwać jeszcze taniej.
Zbliżając się ku końcowi. W Galaxy S21 FE najbardziej irytuje mnie to, że długo się ładuje (zwłaszcza, że dużo tańsze modele przyzwyczaiły nas już do ładowania w 35-45 minut). Do tego ma sporo braków – eSIM, microSD, 3.5 mm jack audio, ładowarka w zestawie. Pytanie tylko czy komuś to przeszkadza. Gdybym miała mówić za siebie – najbardziej uciążliwy dla mnie byłby pierwszy z nich, pozostałe bez łezki w oku mogę przeboleć. To kwestia indywidualna i taka też powinna być ocena urządzenia w oczach każdego z nas.
Jedno jest pewne: Samsung Galaxy S21 FE aktualnie jest po prostu za drogi.