Samsung Galaxy S10e przeszedł przez dwie pary rąk w naszej redakcji – Kuby i moje. Chcieliśmy sprawdzić czy to, że jesteśmy odmiennej płci plus nieco inaczej korzystamy z telefonu sprawia, że nasze oceny tego urządzenia będą odmienne. Co się okazało? Nuda – oboje mamy bardzo podobne zdanie na jego temat. Co ważne: pozytywne, ale… obarczone nutką pesymizmu.
Parametry techniczne Samsunga Galaxy S10e:
- wyświetlacz AMOLED 5,8” 2280 x 1080 pikseli,
- ośmiordzeniowy procesor Exynos 9820,
- Android 9.0 Pie z OneUI 1.1,
- 6 GB RAM,
- 128 GB pamięci wewnętrznej,
- aparat główny 12 Mpix o zmiennej przysłonie f/1.5 lub f/2.4 i kącie widzenia 77°, ultraszerokokątny 16 Mpix f/2.2 i 123°,
- kamerka 10 Mpix f/1.9 80°,
- hybrydowy dual SIM (2x nanoSIM lub nanoSIM + microSD),
- LTE,
- NFC,
- GPS / Glonass / Beidou / Galileo,
- Bluetooth 5.0,
- 3.5 mm jack audio,
- USB typu C,
- akumulator o pojemności 3100 mAh,
- wymiary: 142,2 x 69,9 x 7,9 mm,
- waga: 150 g.
Cena w momencie publikacji recenzji: 3299 złotych
Małe jest piękne. I poręczne
Cofnijmy się w czasie do listopada 2016. Dwa i pół roku temu testowałam dla Was Huawei Nova, przyjemnego 5-calowca, który był jednym z niewielu małych smartfonów dostępnych wtedy na rynku i tym, który spośród wszystkich “małych smartfonów” zapadł mi w pamięć najbardziej. Rzecz w tym, że jego obudowa miała podobne, a nawet delikatnie mniejsze wymiary od testowanego dziś Samsunga Galaxy S10e (141,2 x 69,1 x 7,1 mm vs 142,2 x 69,9 x 7,9 mm). Z tym, że sprzęt koreańskiego koncernu ma ekran o przekątnej… 5,8”. To idealnie pokazuje, że proporcje ekranu zdecydowanie poszły w dobrym kierunku – nawet, jeśli nie jesteście zwolennikami dziurek czy wszelkiego rodzaju wcięć w ekranie, po prostu trzeba tę zmianę pochwalić.
Wracając już jednak do głównego bohatera niniejszej recenzji. Nawet nie wiecie, jaka była moja radość, gdy okazało się, że Samsung postanowił zaprezentować, tuż obok Galaxy S10 i Galaxy S10+, mniejszego flagowca, jakim jest właśnie Galaxy S10e. Czekałam na produkt, który będzie się wyróżniał poręcznością, niezłym designem i dobrymi podzespołami i… nie zawiodłam się, bo właśnie taki jest ten sprzęt. Pytanie tylko czy aby na pewno zasługuje na jednoznacznie pozytywną ocenę? Moje testy wykazały, że do kilku rzeczy niestety można się przyczepić. A do czego konkretnie – zapoznajcie się uważnie z niniejszą recenzją.
Wzornictwo, wykonanie
Dobra, była już moja radość w kontekście poręczności telefonu, teraz przyszedł czas na kolejne małe radości – a propos kolorów. Nie wiem jak Was, ale mnie bardzo, ale to bardzo cieszy, że coraz więcej producentów decyduje się pójść w kierunku obudów o żywych barwach, zamiast ciągle kisić się w tych samych: czarnej, białej, ewentualnie niebieskiej czy ciemnozielonej. Bardzo podoba mi się ten trend i będę kibicować wszystkim, którzy w tym kierunku będą szli. Zwłaszcza, że wyraźnie widać wśród konsumentów, że oni również na to czekają. Pozytywny odbiór kanarkowego Galaxy S10e również nie wziął się znikąd. I, cóż, nie ukrywam, że czekałam na możliwość przestestowania malucha Samsunga właśnie w tym kolorze, żeby – po pierwsze – poobcować z nim nieco dłużej, a – po drugie – poznać reakcje ludzi na niego.
I cóż mogę stwierdzić. Ja po tygodniach z nim spędzonych (najpierw jako obserwatorka testów Kuby, później jako testerka) zdania nie zmieniłam: ten rzucający się w oczy intensywny żółty jest tak radosny, że nie zamieniłabym go na żaden inny. Co więcej, zdecydowanej większości znajomych, którym go pokazywałam, również bardzo się podobał. Nie ukrywam, trochę mnie to zdziwiło, bo jednak kanarkowy jest bardzo odważnym kolorem. Ale widocznie mam znajomych idących z duchem czasu :)
Wspominałam już, że poręczność Galaxy S10e to coś, co bardzo lubię. Ale teraz czas na łyżkę dziegciu w beczce miodu – ulokowanie klawiszy i czytnika linii papilarnych. W sumie analogiczna sytuacja jak w Galaxy S10+, którego niedawno dla Was przetestowałam. W mojej opinii skaner odcisków palców umieszczony jest nieco za wysoko – tak mniej więcej o połowę jego wysokości. Podobnie jest zresztą z przyciskami – regulacją głośności i Bixby – gdyby były nieco niżej, korzystanie z nich stałoby się dużo bardziej komfortowe (już nawet sama zamiana ich miejsc dużo by dała w tym kontekście). Ale jak się nie ma, co się lubi… trzeba się przyzwyczaić do tego, co jest.
Ale idźmy dalej. Zawsze w przypadku szklanych smartfonów duży znak zapytania musimy postawić przy ich odporności na czynniki zewnętrzne. Galaxy S10e spełnia normę IP68, jest odporny na zachlapania i zakurzenia, a co z upadkami…? Wolałabym tego nie sprawdzać, ale traf chciał, że ostatniego dnia testów (heh) telefon ześlizgnął się z biurka z wysokości ok. 70 cm. Nieduża wysokość i drewniana podłoga okazały się być dość łaskawe względem testowanego telefonu i jedyne, co mu się stało, to delikatnie pękła szybka ochraniająca moduł aparatu, w dodatku – na szczęście – w miejscu, które nie uniemożliwiło jego dalsze użytkowanie (na zdjęciach trzeba się mocno przyglądać, by to dostrzec).
Podczas korzystania z telefonu, przez ostatni miesiąc zebrał on też kilka nieznacznych, ledwo widocznych rys – co ciekawe, głównie na górnej krawędzi. Podobnie zresztą jak na przednim panelu, ale specjalnie nie napisałam, że na ekranie – na ekranie bowiem znajduje się przyklejona fabrycznie folia, która świetnie radzi sobie z absorbowaniem rys. Jest dość cienka i praktycznie niezauważalna, ale swoje zadanie spełnia w 100%.
Wyświetlacz
W temacie wyświetlacza trzeba zauważyć głównie trzy kwestie. Pierwsza to oczywiście fakt, że, w przeciwieństwie do Galaxy S10 i Galaxy S10+, mamy tu płaski ekran, co dla wielu okazuje się być rewelacyjnym zagraniem. Druga rzecz to oczywiście mniejsza przekątna ekranu niż u większych braci. Wciąż mamy do czynienia z AMOLED-em, ale o przekątnej 5,8” i również niższej rozdzielczości – zamiast 3040 x 1440 (QHD+) otrzymujemy tu 2280 x 1080 pikseli (Full HD+), co przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 435 ppi (vs. 525 ppi w Galaxy S10+ i 551 ppi w Galaxy S10) – w zupełności wystarczające na co dzień.
Trzeci aspekt związany z ekranem to oczywiście “dziura”, w której umieszczony jest przedni aparat (uwielbiana przez Edmunda – kamerka!) – według mnie jest to rozwiązanie dużo ciekawsze od notcha i wcale nie przeszkadza podczas użytkowania. Jasne, treści na pełnym ekranie na Netfliksie czy YouTube są zasłaniane w tym fragmencie ekranu, ale coś za coś – doprawdy da się z tym żyć.
Jasność maksymalna, jak i minimalna wyświetlacza, stoją na bardzo dobrym poziomie, kolory żywe i nasycone – trudno się tu do czegoś przyczepić. W ustawieniach mamy filtr światła niebieskiego, możliwość zmiany trybu ekranu (naturalny lub żywy), włączenia trybu nocnego oraz ustawienia Always on Display, bez którego ja nie wyobrażam sobie korzystania z telefonu (zwłaszcza, że ten testowany nie ma diody powiadomień – można za to ustawić, by świeciła obwódka kamerki przedniej, wystarczy ściągnąć aplikację Always on edge).
Działanie, oprogramowanie
Przez dużą część marca korzystałam z Galaxy S10+ z 8 GB RAM. Galaxy S10e dla odmiany ma 6 GB RAM. Co warto zauważyć to fakt, że oba modele pracują w oparciu o ten sam procesor – Exynos 9820 z tym samym GPU – Mali-G76 MP12. Co istotne: mniejsza ilość pamięci operacyjnej nie przełożyła się na mniejsze zadowolenie z komfortu użytkowania mniejszego flagowca Samsunga. Serio, pod względem działania i wydajności nie można się tu do niczego przyczepić.
Benchmarki:
- AnTuTu: 335702
- GeekBench 4:
single core: 4384
dual core: 10294 - 3DBench:
Ice Storm Extreme: Max
Ice Storm Unlimited: 55196
Sling Shot: 4326
Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: 4388
Sling Shot Extreme – Vulkan: 4355
W dniu, w którym piszę dla Was te słowa (7.05.), Galaxy S10e działa pod kontrolą Androida w wersji 9.0 Pie z nakładką Samsunga One UI w wersji 1.1 i z kwietniowymi poprawkami bezpieczeństwa. Oczywiście możemy korzystać z telefonu zarówno z przyciskami na dolnej belce systemowej (wstecz, home, otwarte aplikacje), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by to zmienić i używać gestów pełnoekranowych (które znajdziemy w ustawieniach w Pasku nawigacji).
W każdej recenzji staram się przybliżać Wam pokrótce interfejs i najważniejsze funkcje oraz ustawienia, jakie znajdziemy w testowym telefonie, ale w przypadku Galaxy S10e, o którym piszę zaledwie 1,5 miesiąca po Galaxy S10+, uważam, że nie ma sensu tego robić. Żeby więc nie dublować treści – odsyłam w tym temacie do recenzji Samsunga Galaxy S10+, a my lecimy dalej.
Przeteleportowaliśmy się prosto do modułów łączności. Jeśli o nie chodzi, w Galaxy S10e znajdziemy pełne zaplecze: LTE Cat. 20, GPS, Bluetooth 5.0 i WiFi 802.11 ax, czyli WiFi 6. Do tego mamy dual SIM, ale niestety tylko hybrydowy, co oznacza, że możemy korzystać albo z dwóch kart nanoSIM, albo z nanoSIM i microSD, dzięki któremu możemy rozszerzyć 128 GB pamięci (z których do wykorzystania zostaje 109 GB). Wszystkie moduły łączności działają jak najbardziej poprawnie, a jakość rozmów telefonicznych stoi na bardzo dobrym, wysokim poziomie – zarówno po stronie rozmówcy, jak i naszej, a to dobrze świadczy zarówno o głośniku, jak i mikrofonie.
Test szybkości pamięci systemowej (standardowo AndroBench):
- szybkość ciągłego odczytu danych: 788,79 MB/s,
- szybkość ciągłego zapisu danych: 193,68 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 130,69 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 22,94 MB/s.
Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Łączność
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie
Audio
Tu podobnie jak w Galaxy S10+: jakość audio, zarówno na słuchawkach (podłączonych przez 3.5 mm jacka audio!), jak i na głośnikach stereo – jest świetna. Powtórzę to, co napisałam przy okazji tamtej recenzji, bo warto, by to również tutaj wybrzmiało:
ustawiając się na wprost telefonu mamy wrażenie, że dźwięk nas dosłownie otacza – Samsungowi udało się uzyskać świetny efekt przestrzenności. Wysokie i średnie tony słychać bardzo wyraźne, niskie tony też się pojawiają, choć od tak małych głośników nie można wymagać cudów. Jak na głośniki w telefonie, te zasługują na bardzo wysoką notę.
Biometryka
Galaxy S10e od swoich większych flagowych braci różni się nie tylko wielkością, ekranem i pojemnością akumulatora, ale też umiejscowieniem czytnika linii papilarnych. O ile pozostałe modele mają go w ekranie, tak w najmniejszym z przedstawicieli serii, skaner odcisków palców ulokowano w górnej części prawej krawędzi. Jak już wspominałam, według mnie dużo lepiej, wygodniej by było, gdyby znajdował się odrobinę niżej. A jak działa?
Zacznijmy od tego, że jest aktywny, co oznacza, że nie trzeba go klikać, by zareagował (tutaj kliknięcie spowoduje wybudzenie telefonu, bo – przypomnę – czytnik linii papilarnych zintegrowany jest z włącznikiem). Czytnik reaguje na delikatne muśnięcie palca, ale już samo odblokowanie ekranu trwa zauważalną chwilę. Ale nie zawsze – wystarczy, że ekran podświetlimy i dotkniemy skanera, a odblokowanie będzie trwało dużo szybciej, dosłownie mgnienie oka.
Jeśli chodzi o odblokowywanie ekranu rozpoznawaniem twarzy, w ustawieniach możemy zaznaczyć wybudzanie ekranu przez podniesienie telefonu, co znacznie przyspiesza cały proces (a jeśli nie chcemy z niego korzystać, to zawsze pozostaje dwuklik w ekran). Co więcej, możemy również ustawić, by automatycznie pomijać ekran blokady – a zatem nie będzie potrzebne dodatkowe przeciągnięcie palcem. Sama skuteczność rozpoznawania twarzy jest zaskakująco dobra. W dzień radzi sobie bez najmniejszych problemów – te zaczynają się w chwili, gdy robi się dużo ciemniej.
Akumulator
Przyznaję: po czasie działania akumulatora o pojemności 3100 mAh nie spodziewałam się wiele. I, cóż, byłam realistką, bo jest on raczej średnio zadowalający, zwłaszcza dla bardziej wymagających użytkowników. Testowałam ją ja, testował ją Kuba – rezultaty, mimo różnego stylu użytkowania telefonu – bardzo zbliżone do siebie.
Wystarczy zerknąć na poniższe screeny dołączone przeze mnie do tej recenzji, by przekonać się, że Galaxy S10e najczęściej pracuje w zakresie od 3,5 do 4 godzin na włączonym ekranie (SoT, Screen on time). Nieco ponad 4 godziny, maksymalnie 4 godziny 40 minut, udawało mi się uzyskiwać przy niższych jasnościach ekranu i z włączonym WiFi. To wciąż nie jest wcale dobry wynik. I nie zmienia faktu wcale to, że korzystałam z włączonego Always on display w godzinach 8-22.
Jasne, czas pracy Galaxy S10e można wydłużyć i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zaraz np. taki Damian (pozdrawiam serdecznie ;)) napisze, że wystarczy wyłączyć Bixby, AoD, kilka innych usług i dostosować telefon maksymalnie pod siebie. Tylko że każdy korzysta z telefonu zupełnie inaczej i powinien wiedzieć, co go czeka tuż po wyjęciu urządzenia z pudełka. A czeka na niego po prostu marna bateria.
Do Galaxy S10e dołączana jest ładowarka 15-watowa, za pomocą której naładujemy telefon w niecałe 1,5 godziny. O czym warto wspomnieć to fakt, że smartfon obsługuje też ładowanie indukcyjne (tj. bezprzewodowe).
Aparat
Jeśli zapoznaliście się wcześniej z recenzją Galaxy S10+, wiecie już doskonale, czego można się spodziewać po Galaxy S10e od warstwy fotograficznej. Zastosowano tu bowiem tą samą podstawę – aparat główny 12 Mpix o zmiennej przysłonie f/1.5 lub f/2.4 i kącie widzenia 77°oraz aparat ultraszerokokątny 16 Mpix f/2.2 i 123° – nie ma jedynie trzeciego obiektywu, pozwalającego uzyskać 2-krotny zoom (swoją drogą: szkoda). Z przodu z kolei mamy aparat 10 Mpix f/1.9 80°.
Zdjęcia wykonywane za pomocą Galaxy S10e są ładne, przyjemne dla oka, pełne szczegółów i detali. Nieco się to zmienia, gdy zaczyna się robić ciemno – zwłaszcza, gdy chcemy skorzystać z ultraszerokiego kąta o niższej jasności. Co musicie wiedzieć to fakt, że tryb nocny – wprowadzony w ostatniej aktualizacji – działa całkiem dobrze, ale nie jest dostępna w ultraszerokim kącie. Podobnie zresztą jest w przypadku trybu profesjonalnego. Do naszej dyspozycji jest też tryb Instagram, za pomocą którego możemy robić dużo lepsze zdjęcia niż z poziomu samej aplikacji – sprawdziłam wielokrotnie i, wierzcie mi, różnica jest kolosalna.
Jeśli chcielibyście się dowiedzieć więcej o detalach związanych z aparatem we flagowym Samsungu, odsyłam Was do recenzji Galaxy S10+, tam rozpisałam się na temat szczegółów trochę więcej – nie widzę sensu w powtarzaniu się z tym tutaj.
Wideo za pomocą Galaxy S10e możemy nagrywać m.in. w Full HD – w 30 i 60 kl./s., ale też w UHD – zarówno w 30 kl./s, jak i 60 kl./s. Jakość jest bardzo dobra, podobnie jak stabilizacja.
Podsumowanie
Po przeanalizowaniu wszystkich zalet i wad Galaxy S10e wychodzi na to, że jego największą bolączką jest tak naprawdę kiepski czas pracy. Przyczepić się można również do ulokowania czytnika linii papilarnych, który znajduje się nieco za wysoko, na czym w pewnym stopniu cierpi komfort jego użytkowania i “dziury” w ekranie, którą jednak spokojnie można przeboleć. Kwestiami pobocznymi zdają się być szczegóły, w tym lekko wystający z obudowy aparat, brak diody powiadomień (który próbuje zniwelować Always on display), dual SIM w wersji hybrydowej czy jakość zdjęć w nocy.
W ogólnym rozrachunku trudno nie stwierdzić, że Samsung Galaxy S10e jest jednym z bardziej kompletnych małych flagowców, spośród wszystkich, jakie kiedykolwiek trafiły na rynek. Ma świetny AMOLED-owy ekran (w dodatku płaski!), bardzo dobrze działa, jest wodoszczelny i oferuje 3.5 mm jacka audio. Do tego aparat z ultraszerokim kątem, 128 GB pamięci wewnętrznej, bardzo fajne głośniki stereo i wersje kolorystyczne, spośród których każdy znajdzie coś dla siebie (w tym ta kanarkowa).
Podsumowując: biorąc pod uwagę powyższe plus cenę (jak na Samsunga to całkiem przystępną) nie dziwi mnie wcale, że przez wielu Galaxy S10e określany jest mianem najbardziej udanego modelu spośród całej rodziny Galaxy S10.
A co Wy sądzicie na temat Samsunga Galaxy S10e?
Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Łączność
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie