Samsung Galaxy S10+ to flagowiec z krwi i kości, w którym… wciąż kilka rzeczy można ulepszyć (recenzja)

Nie tak dawno Samsung chwalił się rekordową sprzedażą swoich najnowszych flagowców w przedsprzedaży. Nadszedł zatem czas odpowiedzieć sobie na pytanie: jak Samsung Galaxy S10+ wypada podczas codziennego użytkowania i czego się po nim spodziewać? Jak zawsze – dobre rozwiązania doceniam, za wady karcę. To co, zaczynajmy!

Specyfikacja techniczna Samsunga Galaxy S10+:

Cena Samsunga Galaxy S10+ w momencie publikacji recenzji: 4399 złotych

Wzornictwo, jakość wykonania

Do testów otrzymałam białą wersję kolorystyczną, która w rzeczywistości jest raczej biało-perłowa. I to nawet lepiej, bo w zależności od intensywności oświetlenia i kąta padania światła kolor ten wygląda różnie, bardzo często wpadając w lekki niebieski. Z tego, co zdążyłam zaobserwować wśród kolegów recenzentów, biała wersja w porównaniu z pozostałymi ma zasadniczą zaletę – oczywiście palcuje się, ale te odciski są na niej dużo mniej widoczne niż na zielonej czy czarnej. Nie wiem też jak Samsung to zrobił, ale faktem jest, że Galaxy S10+ jest jednym z niewielu szklanych smartfonów, które nie chcą wyślizgiwać się z dłoni – za to spory plus, bo przecież telefon jest duży i bardzo trudno korzystać z niego jedną ręką.

Podoba mi się też dość minimalistyczny wygląd obudowy Galaxy S10+ – wreszcie udało się Samsungowi odpowiednio rozmieścić wszystkie moduły tak, by całość dobrze się prezentowała. Niestety, przy okazji trzeba zauważyć, że cały moduł, w którym umieszczony jest potrójny aparat, dioda doświetlająca i pulsometr, nieco wystaje ponad poziom obudowy.

W przypadku rozmieszczenia przycisków na obudowie trudno mówić o ergonomicznym rozwiązaniu. Regulacja głośności w górnej części lewego boku jest wygodna wyłącznie wtedy, gdy trzymamy telefon w obu rękach – wtedy palec wskazujący lewej ręki wędruje wprost na nią. Trzymając S10+ w prawej dłoni, chcąc zmienić głośność multimediów, trzeba się nieco nagimnastykować.

Podobnie jest z włącznikiem umieszczonym w górnej części prawej krawędzi. Co prawda żeby odblokować urządzenie wcale nie trzeba z niego korzystać (gdy mamy włączone rozpoznawanie twarzy lub czytnik linii papilarnych), ale już żeby ekran zablokować – tak. Tym bardziej szkoda, że brakuje tutaj dwukliku, którego zadaniem by było blokowanie ekranu (jest tylko do wybudzania ekranu). Sam skaner odcisków palców zintegrowany z ekranem też znajduje się nieco za nisko, ale na jego temat więcej rozpiszę się w odpowiednim akapicie.

Galaxy S10+ jest dość szeroki – wystarczy spojrzeć choćby na Mate’a 20 Pro. To też sprawia, że nieco trudniej jest go użytkować jedną dłonią. Odnoszę też wrażenie, że ekran na krawędziach jest bardziej czuły niż w poprzednich flagowcach Samsunga, bo wielokrotnie zdarzały mi się sytuacje, w których wewnętrzną stroną dłoni dotykałam wyświetlacza, co było odczytywane jako próba interakcji z nim – przyznaję, że dawno tak nie miałam w żadnym z telefonów, nawet w przypadku Galaxy Note 9. Albo więc coś faktycznie jest z nadmierną czułością krawędzi na rzeczy, albo jest tak przez to, że te krawędzie są bardzo wąskie. Jakkolwiek – warto mieć to na uwadze.

Wyświetlacz i “dziura” w ekranie

A skoro już o ekranie mowa, warto temat rozwinąć. W Galaxy S10+ mamy zastosowaną matrycę Super AMOLED Infinity O, co oznacza, że zamiast standardowego notcha, którego Samsung unikał jak ognia (i słusznie), znajdziemy tutaj jedynie dwie “dziury”, w których umieszczony jest podwójny aparat frontowy i zintegrowany z nim system rozpoznawania twarzy, o którym więcej przeczytacie w dalszej części tekstu.

Jak to jest korzystać z ekranu z dziurą? Cóż, całkowicie normalnie – po prostu trzeba się przyzwyczaić, że na górnej belce systemowej takowa się znajduje. I tyle. Przyznaję od razu, że zdecydowanie bardziej wolę to niż notcha. Na pewno zapytacie jak zachowują się aplikacje czy gry korzystając z Galaxy S10+.

Domyślnie, z automatu, w przypadku większości aplikacji przestrzeń, na której umieszczona jest “dziura”, zachowuje się jak standardowa belka systemowa – jest po prostu oddzielona. Wystarczy jednak przejść do ustawień wyświetlacza, w których w oczy rzuca się od razu funkcja odpowiedzialna za wyświetlanie aplikacji na pełnym ekranie. I wtedy faktycznie cały ekran służy do wyświetlania treści, co oznacza, że przez cały czas część ekranu, w której znajduje się “dziura”, niejako zakrywa obszar gry czy wideo. Czy to w czymkolwiek przeszkadza? Mnie absolutnie nie, ale spodziewam się, że opinie mogą być podzielone.

Sam ekran charakteryzuje się świetną jasnością maksymalną i tak samo dobrą minimalną, doskonałymi kątami widzenia i rewelacyjną czernią. Minusem może być powstawanie refleksów na załamującym się na krawędziach szkle, ale decydując się na tego typu sprzęt trzeba mieć świadomość, że takie zjawisko występuje.

W ustawieniach ekranu znajdziemy:

Działanie, oprogramowanie

Exynos 9820, 8 GB RAM, Android Pie – połączenie to sprawia, że w zasadzie nie mam się do czego przyczepić, gdy mówimy o szybkości działania Galaxy S10+ i jego wydajności. Zresztą, potwierdzają ją również wyniki uzyskiwane przez urządzenie w testach syntetycznych. Jak łatwo z nich wnioskować, granie na nim również jest czystą przyjemnością.

Benchmarki:

AnTuTu: 323031
Geekbench 4:
single core: 4433
multi core: 10034
3DMark:
Ice Storm: 52613
Ice Storm Extreme: max
Sling Shot: 3918

Samsung Galaxy S10+ pracuje w oparciu o Androida 9.0 Pie z nakładką One UI, która w pierwszej chwili zupełnie nie przypadła mi do gustu. Urządzenie po wyjęciu z pudełka wygląda wręcz jak dziadkofon ze względu na wielkie ikony i inne elementy interfejsu, przez co można odnieść wrażenie, że sporo miejsca na ekranie się marnuje. Na szczęście część rzeczy można zmienić w ustawieniach – począwszy od siatki aplikacji na ekranie głównym i ekranie aplikacji (na 5×6), przez siatkę ustawień błyskawicznych na pasku górnym (na 5×3) po powiększenie ekranu oraz rozmiaru czcionki.

W efekcie po kilku minutach ustawiłam sprzęt pod siebie, choć zmieniłabym jeszcze jedną rzecz, której zmienić się nie da (a przynajmniej nie znalazłam takiej możliwości), mianowicie możliwość dodania piątej ikony sugerowanych aplikacji, które pojawiają się na dole ekranu multizadaniowości – domyślnie są cztery, w dodatku duże w stosunku do całego interfejsu, przez co wyglądają niespójnie z resztą systemu.

Sama nawigacja po systemie jest niezmienna. Pierwszy ekran z lewej to Bixby Home, który jednak działa wyłącznie, gdy mamy dostęp do internetu. Na ekranie głównym możemy ściągnąć górną belkę bez potrzeby sięgania palcem do samej góry ekranu – opcja ta jest dostępna w ustawieniach ekranu głównego. Z pulpitu przechodzimy do wszystkich zainstalowanych aplikacji gestem przesunięcia palcem w górę ekranu. I to tak właściwie tyle filozofii.

Co nowego u Bixby?

Chyba najważniejszą informacją jest to, że przycisk Bixby wreszcie stał się programowalny i nie jest wymagany do tego żaden zewnętrzny program, który po jakimś czasie zostałby zablokowany przez producenta. Mamy możliwość przypisania innej aplikacji do pojedynczego naciśnięcia oraz do podwójnego. Niestety, nie jest możliwe przypisanie do niego asystenta Google.

Miłym dodatkiem są natomiast Bixby routines, czyli nic innego, jak możliwość ustawienia procedur, dzięki którym telefon automatycznie przestawia się do konkretnego scenariusza. Prosty przykład to Praca – jeśli jestem w miejscu pracy, urządzenie samo przestawia tryb dźwięku na same wibracje, włącza WiFi i zmienia skróty ekranu blokady na kalendarz i skrzynkę e-mail, a na pulpicie dodaje ikonę aplikacji kalendarz. Domyślnie stworzonych jest sporo procedur, ale można też stworzyć swoje.

Zaplecze komunikacyjne jest pełne. Galaxy S10+ jest wyposażony w LTE Cat. 20, hybrydowy dual SIM (2x nanoSIM lub nanoSIM + microSD), GPS, Bluetooth 5.0 i 802.11ax (to nie jest błąd – to nowszy, wyższy standard niż ac; znany również jako WiFi 6). Podczas ostatnich tygodni korzystania z urządzenia nie napotkałam żadnych problemów z działaniem któregokolwiek modułów. Podobnie zresztą jak z USB typu C. Sama jakość rozmów stoi natomiast na bardzo dobrym poziomie.

Co do samego WiFi 801.11ax, miałam okazję przetestować jego działanie na przykładzie routera Asus RT-AX88U. To, co zaobserwowałam, to przede wszystkim dużo większy zasięg sieci – spokojnie mogłam wyjść wyrzucić śmieci i jeszcze przy śmietniku, oddalonym od routera o jakieś ~12 metrów, korzystać z domowego WiFi (poprzednio wystarczyło wyjść z mieszkania, by przestać być w zasięgu WiFi). Korzystając z częstotliwości 5 GHz odnotowałam też dużo wyższą stabilność sieci, głównie dzięki temu, że dużo mniej urządzeń wokół na niej pracuje – zdecydowana większość porusza się jednak na 2,4 GHz, co daje dużą przewagę. Dodatkowo w pokoju obok zamontowanego routera, w którym zawsze był problem z prędkością sieci, po podłączeniu się do nowego połączenia problem minął, a prędkości wzrosły aż dziesięciokrotnie.

Pamięci wewnętrznej na pokładzie Galaxy S10+ jest 128 GB (109 GB do wykorzystania przez użytkownika) i można ją rozszerzyć dzięki slotowi kart microSD, ale tylko wtedy, gdy nie korzystamy z dwóch slotów kart SIM. Na rynku jest dostępna również wersja z 512 GB pamięci oraz edycja z ceramicznymi pleckami, mająca 1 TB miejsca i 12 GB RAM.

Test pamięci systemowej, przeprowadzony w aplikacji AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 796,95 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 192,25 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 135,66 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 23,23 MB/s.

Spis treści:

1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Bixby
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie

Audio

Wielkie brawa dla Samsunga, że jako jeden z niewielu producentów wciąż implementuje 3.5 mm jacka audio do swoich flagowców. Ma to znaczenie nie tylko przez wzgląd na możliwość podłączania słuchawek przewodowych, ale też mikrofonu, co między innymi dla mnie jest bardzo istotne. Dla wielu mini Jack to duża przewaga Galaxy S10+ nad konkurencyjnymi smartfonami z najwyższej półki.

Mamy tu też głośniki stereo – jeden umieszczony na dolnej krawędzi telefonu, drugi nad ekranem, w głośniku przeznaczonym do połączeń telefonicznych. Ich jakość… cóż, muszę użyć tego słowa: zachwyca.

Jak doskonale wiecie, słuchanie muzyki z telefonu zazwyczaj nie jest miłym doznaniem, jeśli nie mamy przy sobie zewnętrznego głośnika. W przypadku Galaxy S10+ mamy do czynienia z wbudowanymi głośnikami, które dosłownie wgniatają w fotel i sprawiają, że słuchanie przez nie muzyki czy oglądanie wideo jest prawdziwą przyjemnością. To zdecydowanie jedne z najlepszych głośników w smartfonach.

Dolby Atmos robi tu niesamowitą robotę – ustawiając się na wprost telefonu mamy wrażenie, że dźwięk nas dosłownie otacza – Samsungowi udało się uzyskać świetny efekt przestrzenności. Wysokie i średnie tony słychać bardzo wyraźne, niskie tony też się pojawiają, choć od tak małych głośników nie można wymagać cudów. Jak na głośniki w telefonie, te zasługują na bardzo wysoką notę 9,5/10.

Biometryka

Czytnik linii papilarnych w ekranie to taki trochę wyznacznik zajebistości aktualnych flagowców – coś, czym się niewątpliwie wyróżniają na tle niższych półek cenowych. Musicie jednak wiedzieć, że nie jestem wcale zwolenniczką tego rozwiązania i wciąż traktuje je bardziej jako ciekawostkę niż coś, czego warto używać. W początkowej fazie niniejszej recenzji wspominałam, że umiejscowienie skanera nie jest wygodne. Wszystko przez to, że jest bardzo nisko – nieco nad dolną krawędzią telefonu, co powoduje, że sięganie do niego przy tak dużym ekranie nie jest wcale wygodne. Żeby nie było, nie spotkałam jeszcze sprzętu, w którym czytnik ten byłby w idealnym miejscu – w takim Mate 20 Pro np. jest z kolei za wysoko.

Samo działanie tego ultradźwiękowego czytnika też wcale nie można określić mianem szybkiego. Gdy już przyzwyczaimy się do miejsca, w którym się znajduje, trzeba nieco dłużej przytrzymać na nim palec, by po chwili został odczytany. Jest to proces trwający dłużej niż odblokowywanie ekranu za pomocą najlepszych fizycznych skanerów odcisków palców. Inna rzecz jest taka, że jeśli mamy aktywowane też odblokowywanie twarzą, to działa ono szybciej niż zdążymy przytrzymać palec na skanerze.

Co do funkcji odblokowywania urządzenia twarzą w Galaxy S10+, działa to z dużą skutecznością, ale już sam czas reakcji jest dość marny – proces ten trwa zauważalnie dłużej niż np. w Oppo RX17 Pro, ale krócej niż czytnik palca. Jednocześnie muszę przyznać, że wygląda on dość efektownie, bo podczas odblokowywania, przez obramówkę modułu z aparatami przebiegają dwie linie światła, co wygląda naprawdę przyjemnie dla oka. Jednocześnie szkoda, że Samsung nie wykorzystał tego rozwiązania jako swego rodzaju dioda powiadomień… bo tej mi w tym modelu bardzo brakuje.

Akumulator

Czasem pracy Samsunga Galaxy S10+ jestem nie tyle negatywnie zaskoczona, co nawet rozczarowana. Akumulator o pojemności 4100 mAh nie potrafi dotrzymać mi kroku przez cały dzień, gdy korzystam wyłącznie z danych mobilnych. Ja wiem, jestem wymagającym użytkownikiem o specyficznym charakterze pracy, ale to przecież właśnie do takich ludzi skierowane są flagowce. Ale do rzeczy.

Mając stale włączony GPS i podłączonego Galaxy Watcha na Bluetooth, korzystając z danych mobilnych czas pracy testowanego telefonu wynosił od 3,5 do 5 godzin na włączonym ekranie przy 8-13 godzinach pracy. Jak spojrzycie na screeny załączone przeze mnie poniżej, zauważcie, że momentami można odnieść wrażenie, że Galaxy S10+ ma ustawiony limiter działania do 4 godzin i 40 minut, bo to właśnie wyniki oscylujące wokół tych wartości były bardzo powtarzalne.

Najkrótszy czas pracy osiągnęłam korzystając z telefonu na danych mobilnych i z maksymalną jasnością ekranu – 3,5 godziny SoT przy 8 godzinach włączonego telefonu. Najdłuższy? Gdy miałam okazję używać WiFi – wtedy SoT dobił do 6,5 godziny przy dniu pracy, a wiem, że wyniki na poziomie 7-8 godzin też są możliwe do osiągnięcia (zwłaszcza przełączając się na ciemny motyw).

Urządzenie ładuje się w nieco ponad godzinę. Co ważne, obsługuje nie tylko szybkie ładowanie, ale też indukcyjne (bezprzewodowe). Istotna z punktu widzenia rynku jest funkcja ładowania innych urządzeń, Wireless PowerShare, w tym akcesoriów Samsunga (jak słuchawki Galaxy Buds) oraz smartfonów – również innych producentów, gdy poziom naładowania Galaxy S10+ jest wyższy niż 30%. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że jest to awaryjne rozwiązanie o małej wydajności, które wyłącznie ma poratować w potrzebie. Wcześniej podobne rozwiązanie wprowadził do swojego flagowca Huawei. Jeśli zapytacie czy zdarzyło mi się korzystać z tego, to odpowiem, zgodnie z prawdą, że tak – ratowałam znajomego, któremu rozładował się telefon (akurat był to iPhone, który również obsługuje ładowanie indukcyjne).

Aparat

Trzy aparaty – tele, szeroki i, jak ja się cieszę, ultraszeroki! Nie ukrywam, że jest to argument, który bardzo mocno przekonuje mnie do konkretnych smartfonów, które takowy oferują – podczas podróżowania ultraszeroki kąt okazuje się niezastąpiony. Dość niezrozumiałym dla mnie posunięciem producenta jest przerzucenie korekcji kształtów bezpośrednio z galerii (opcja pojawiała się na każdym zdjęciu z ultraszerokiego kąta) do ustawień – żeby je znaleźć, trzeba się nieco naszukać. Ścieżka jest następująca: galeria – konkretne zdjęcie – edycja – ustawienia – korekcja kształtów. Po skorygowaniu w galerii dostępne są dwa zdjęcia – oryginał i wersja po korekcji.

A tak to wygląda w praktyce:

Jeśli chodzi o zdjęcia, odnoszę wrażenie, że Galaxy S10+ domyślnie dobiera nieco za wysoką wartość ekspozycji, przez co np. w warunkach konferencyjnych zrobienie dobrego zdjęcia bez jej obniżenia ręcznie nie jest łatwe. Samsung stosuje też dość agresywny HDR, który znajdzie prawdopodobnie tylu samych zwolenników, co i przeciwników. Do tego kolory bywają mocno nasycone, ale ten efekt akurat ludzkiemu oku bardzo się podoba.

Wciąż brakuje mi tu dobrego trybu nocnego. Samsung co prawda zapowiadał, że ich sztuczna inteligencja po wykryciu scenerii z małą ilością światła będzie robiła cuda w tle, żeby później zaprezentować użytkownikowi jak najlepszy efekt końcowy. Niestety, według mnie nie udało się tego uzyskać, a zdjęcia nocne, choć momentami niezłe (mające sporą szczegółowość, ale za to będące dość ciemne), to dostają od zdjęć robionych Pixelem czy Matem 20 Pro – o czym zresztą mogliście się przekonać przeglądając wyniki ślepego porównania Galaxy S10+, Mate’a 20 Pro i Xiaomi Mi 9.

Z funkcji inteligentnych, w samej aplikacji aparatu znajdziemy takowe trzy: optymalizator scenerii (czyli standardowe AI, dobierające najlepsze parametry pod daną scenę), sugestie dotyczące ujęcia (wskazówki na ekranie podpowiadające np. najlepszą kompozycję) czy wykrywanie wad (podczas testów pojawiły mi się dwa powiadomienia – o brudnym obiektywie, ale to już było w poprzednich smartfonach Samsunga i o tym, że zdjęcie mogło wyjść rozmyte).

W aparacie znajdziemy tryb Instagram, za pomocą którego możemy zrobić bardzo dobrej jakości zdjęcie np. na Insta Story, bez ucinania jakości (co często ma miejsce). Dodatkowym plusem jest to, że można wykorzystać każdy z trzech obiektywów (co w domyślnej aplikacji Instagramu nie jest możliwe), a zdjęcia zapisują się też w galerii telefonu. W aparacie jest też standardowo tryb Live Focus z kilkoma różnymi efektami – mi najbardziej przypadł do gustu chyba ten z opcją zrobienia szarego tła i wyeksponowania pierwszego, kolorowego planu.

Selfiaki z kolei wychodzą bardzo ładne, do wyboru mamy zwykłe zdjęcie lub tryb portretowy, który sprawnie radzi sobie z blurowaniem tła, choć efekt nie zawsze może się podobać. Zaobserwowałam też, że bardzo łatwo jest zrobić zdjęcie, na którym będziemy mniej lub bardziej nie ostrzy.

Czas na kilka słów na temat nagrywania wideo. Nowością jest tryb Super Steady, który pozwala na nagrywanie w maksymalnie Full HD, ale za to ze świetną stabilizacją obrazu, którą Samsung stara się porównywać do jakości zapewnianej przez najlepsze kamerki sportowe – mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję to porównać. Oprócz tego mamy UHD w 60 kl/s. Podczas nagrywania możemy przełączać się pomiędzy obiektywami. Jest też oczywiście możliwość nagrywania wideo w zwolnionym tempie – 4 s lub 8 s.

Jakość nagrań jest bardzo dobra, jak przystało na flagowce Samsunga. Obraz jest ostry, autofokus działa płynnie i szybko, a o stabilizacji trudno powiedzieć cokolwiek negatywnego. Zresztą, możecie to sprawdzić sami, oglądając moje vlogi nagrane Galaxy S10+ na Teneryfie:

i 19:9

Podsumowanie

Z flagowcami jest tak, że niezależnie od tego, co ja na ich temat napiszę, jeśli ktoś będzie chciał kupić któregoś z nich, to i tak kupi. Nie sądzę, bym musiała Wam tłumaczyć jak to działa, ale to ważne zdanie: Galaxy S10+ to świetny sprzęt, który jednak aktualnie ma sporą konkurencję na rynku. Przez to właśnie trudno mu będzie zgarnąć dużą część tortu bez większego wysiłku – zwłaszcza w obliczu napierającej (zwłaszcza marketingowo) konkurencji z każdej możliwej strony.

Mówicie: Galaxy S10+, a ja przed oczami mam rewelacyjnie działający i świetnie wyglądający smartfon, wyposażony w bardzo dobry ekran, 128 GB pamięci, ładowanie indukcyjne i dual SIM. Co mnie jednak bardzo pozytywnie zaskoczyło to fakt, że jakość dźwięku na głośnikach jest zniewalająca, a Samsung wcale nie reklamuje swojego flagowca jako sprzęt dla audiofilów – a zdecydowanie powinien! – zwłaszcza, że jako jeden z niewielu wciąż pamięta o 3.5 mm jacku audio. Do tego sprzęt ma czytnik linii papilarnych w ekranie (choć osobiście wolę rozpoznawanie twarzy), IP68, dual SIM, WiFi 6 i ultraszerokokątny aparat, pozwalający zrobić naprawdę świetne zdjęcia – za dnia. Nocą natomiast jakość zdjęć jest bardzo dyskusyjna i nie powiem, by efekty uzyskiwane w gorszych warunkach oświetleniowych mi się szczególnie podobały.

Z minusów zwrócę Waszą uwagę głównie na rozmieszczenie przycisków na obudowie, które trudno nazwać wygodnym, czas pracy, który w przypadku akumulatora o pojemności 4100 mAh spodziewałam się, że podczas korzystania z telefonu na samych danych mobilnych będzie dłuższy, a i sam brak diody powiadomień mnie osobiście nie odpowiada (Always on display wcale mi jej nie zastępuje).

Testując dla Was i przygotowując recenzję Galaxy S10+ nie mogłam pozbyć się wrażenia, że urządzenie to to taki trochę Mate 20 Pro z logo Samsunga na obudowie. Oba modele są do siebie zbliżone pod względem parametrów i oferowanych funkcji, ale co mnie dziwi – i nigdy nie sądziłam, że to powiem – Samsung musiał ścigać Huawei, by do niego dorównać zarówno szerokim kątem, jak i czytnikiem w ekranie czy ładowaniem zwrotnym. I gdy już go doścignął, okazuje się, że ten drugi jest już dużo tańszy od debiutującej dziesiątki (Mate 20 Pro kosztuje 3649 złotych, a Galaxy S10+ 4399 złotych). Żeby zachować odpowiednią rzetelność muszę tu dodać, że wokół Samsunga nie ma tyle kontrowersji, co wokół Huawei, którego reputacja znacznie ucierpiała z powodu zatrzymań wysoko postawionych osób z firmy oskarżonych o szpiegostwo (wciąż czekamy na dalszy rozwój sytuacji) i nie cierpiał z powodu problemów z ekranami.

Mimo wszystko jednak zdecydowanie jest co porównywać, więc… spodziewajcie się niebawem szczegółowego zestawienia obu tych smartfonów.

Spis treści:

1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Bixby
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie

Exit mobile version