Trochę to trwało, ale wreszcie nadszedł ten moment. Czas stanąć oko w oko z Samsungiem Galaxy Note 10 – smartfonem, na premierę którego bardzo się cieszyłam. Oto bowiem koreański koncern poszedł na rękę osobom, dla których dotychczasowi przedstawiciele serii Galaxy Note byli po prostu za duzi i stworzył kompaktowy smartfon dla osób preferujących mniejsze smartfony. Jak Samsungowi udał się ten zabieg? Postanowiłam odpowiedzieć na to pytanie równo po miesiącu korzystania z mniejszego przedstawiciela serii.
Parametry techniczne Samsunga Galaxy Note 10:
- wyświetlacz Dynamic AMOLED 6,3” 2280 x 1080 pikseli, 401 ppi, HDR10+,
- procesor Exynos 9825 z Mali-G76 MP12,
- 8 GB RAM,
- Android 9 Pie z One UI,
- aparat ultraszeroki 123° 16 Mpix f/2.2, szeroki 77° 12 Mpix f/1.5 / f/2.4 OIS, tele 45° 12 Mpix f/2.1 OIS,
- kamerka 10 Mpix f/2.2 80°,
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac/ax,
- Bluetooth 5.0,
- dual SIM,
- ANT+,
- GPS,
- NFC,
- USB typu C,
- akumulator o pojemności 3500 mAh,
- wymiary: 151 x 71,8 x 7,9 mm,
- waga: 168 g,
- IP68.
Cena Samsunga Galaxy Note 10 w momencie publikacji recenzji: 4149 zł
Wzornictwo, jakość wykonania
Producenci dwoją się i troją, by zaintrygować potencjalnych klientów wyglądem swoich urządzeń. I choć wydawać by się mogło, że jest to z miesiąca na miesiąc coraz trudniejsze wyzwanie, bo nie da się wymyślić koła na nowo, okazuje się, że skoro w obudowach niewiele można zmienić, to trzeba pokombinować w kolorach. I tak też zrobił Samsung, ale o ile podstawowe wersje, jak Aura Black czy Aura Pink są po prostu ładne, tak Aura Glow wybija się ponad przeciętność. To właśnie ta wersja, o którą warto zapytać “jaki to kolor”, by po chwili padła odpowiedź: “każdy” ;). Bo faktycznie – za każdym razem, jak spojrzymy na Aura Glow, obudowa mieni się w innych barwach, nadając temu telefonowi niepowtarzalnego charakteru. I, cóż, zdecydowanie trudno jest oderwać od niego wzrok – za to duży plus dla Samsunga.
Niewielki minus natomiast za to, że obudowa, jak to każda szklana, uwielbia zbierać odciski palców, co oznacza, że już po chwili korzystania ze smartfona, traci swój urok. Wystarczy jednak go przetrzeć, by wszystko wróciło do normy. Przez miesiąc korzystałam z Samsunga Galaxy Note 10 bez żadnego etui ochronnego i muszę przyznać, że bardzo dobrze znosi próbę czasu – nie zauważyłam, by na jego pleckach znalazła się jakakolwiek rysa – to dobrze o nim świadczy.
Galaxy Note 10 ma wymiary 151 x 71,8 x 7,9 mm, co powoduje, że jest niewiele większy od Galaxy S10 (149,9 x 70,4 x 7,8 mm). Dzięki temu ma też nieco większą baterię (3500 mAh vs 3400 mAh) i więcej waży (168 g vs 157 g). Oba jednak są tak samo poręczne i uważam to za bardzo dużą zaletę obu tych modeli. Galaxy Note 10 świetnie leży w dłoni i umożliwia też korzystanie z niego jedną ręką, co w przypadku Galaxy Note 10+ jest już utrudnione przez wzgląd na dużo większe wymiary (162,3 x 77,2 x 7,9 mm). Uważam, że wydanie przez Samsunga dwóch wersji smartfonów z serii Galaxy Note, większej i mniejszej, było strzałem w dziesiątkę i miłym ukłonem w kierunku osób o mniejszych dłoniach. Przecież nie każdy, kto chciałby mieć możliwość korzystania z rysika S Pen, chce mieć też wielki smartfon. Świetna decyzja – nie sądzę, by ktokolwiek uważał inaczej.
Zobaczcie, jak wyglądają oba modele obok siebie:
Patrząc na Samsunga Galaxy Note 10 i Galaxy Note 9 obok siebie wyraźnie widać, że ramki wokół ekranu zostały zmniejszone względem poprzednika – mniej ta pod ekranem, natomiast już znacznie ta nad nim. Ale czas na trochę dziegciu w tej beczce miodu. Bo to, że Galaxy Note 10 mi się podoba i świetnie mi się z niego korzysta, to jedno, ale nie obeszło się bez większych i mniejszych wad. Na pierwszy rzut leci usunięcie 3.5 mm jacka audio – tu warto zaznaczyć, że Galaxy Note 10 i Galaxy Note 10+ są pierwszymi flagowcami Samsunga, w których tegoż jacka nie uświadczymy. Druga rzecz to, jak łatwo się domyślić, brak slotu kart microSD w Galaxy Note 10 (w Galaxy Note 10+ już jest) – nie jest mi on potrzebny do szczęścia w obliczu 256 GB pamięci wewnętrznej, ale rozumiem osoby, które przechowują archiwum zdjęć na zewnętrznym nośniku i chciałyby mieć możliwość włożenia go także do tego urządzenia. Trzecią rzeczą natomiast jest fakt, którego czepiam się przy każdym smartfonie, w którym ma to miejsce, a mianowicie moduł z aparatami nieco wystaje ponad poziom obudowy. Pozytywny natomiast jest fakt, że ramka go otaczająca jest trochę wyżej niż chroniące go szkło, dzięki czemu nie powinno się rysować od samego kładzenia na różnego rodzaju powierzchnie.
Jak przystało na przedstawiciela serii Galaxy Note, także i tu w prawej części dolnej krawędzi znajdziemy schowek na rysik S Pen (pełnowymiarowy, o dokładnie takiej samej wielkości, jak ten z Galaxy Note 10+). Obok niego jest głośnik, USB typu C i mikrofon. Na przeciwległej krawędzi znalazło się miejsce dla drugiego mikrofonu, slotu na dwie karty nanoSIM i niewielkiego otworu, który ma pozwalać na wydostawanie się dźwięku z obudowy (zwróćcie uwagę, że grill głośnika nad ekranem jest bardzo, bardzo niewielki, wręcz ledwo dostrzegalny).
I teraz najciekawsze – prawy bok smartfona pozostał niezagospodarowany. Oznacza to, że nie ma tu również… włącznika, a przecież w każdym poprzednim flagowcu Samsunga włącznik zawsze był gdzieś tutaj. Nie wiedzieć czemu w serii Galaxy Note producent postanowił przenieść włącznik na lewą krawędź, co strasznie irytowało mnie zarówno podczas pierwszego spotkania z tym telefonem, jak i pierwszego dnia testów Galaxy Note 10. Później zdążyłam się przyzwyczaić na tyle, że jak sięgałam np. po Galaxy S10, z przyzwyczajenia chciałam go włączyć przyciskiem Bixby (który w S10 jest w miejscu włącznika z Note’a 10). Ostatecznie uważam, że to kwestia przyzwyczajenia, ale sam fakt zmiany umiejscowienia włącznika z prawej krawędzi na lewą jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
W Galaxy Note 10 Samsung nie zdecydował się umieścić przycisku dedykowanego Bixby, co według mnie jest bardzo dobrym posunięciem. Warto jednak odnotować, że włącznik można zaprogramować tak, by uruchamiał Bixby – przez dwukrotne naciśnięcie lub przytrzymanie (w zależności od naszego wyboru). Dodam jeszcze tylko, że nad włącznikiem jest jeszcze przycisk do regulacji poziomu głośności.
Z tyłu telefonu w oczy rzuca się moduł aparatu, który – tu znowu – został przeniesiony ze środka obudowy w jego lewą część. I o ile sporej części recenzentów to przeszkadzało, tak dla mnie to akurat nie ma żadnego znaczenia – ważne, by robił dobre zdjęcia, a to, gdzie jest umiejscowiony i czy pionowo, czy poziomo, jest dla mnie drugorzędne.
Samsung Galaxy Note 10 spełnia oczywiście normę odporności IP68, co oznacza, że jest odporny na zanurzenia w wodzie przez maksymalnie pół godziny na głębokość do 1,5 metra – oczywiście mowa o wodzie słodkiej.
Wyświetlacz
Skończyłam część o wzornictwie, które uważam za bardzo udane i włączył mi się tryb małego złośliwca. Zwróćcie bowiem uwagę, że Galaxy Note 10 został wyposażony w ekran o przekątnej 6,3” i rozdzielczości 2280 x 1080 pikseli, co przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie zaledwie 401 ppi. Specjalnie użyłam słowa “zaledwie”, bo np. taka Motorola One Action, kosztująca ułamek tego, co testowany Samsung, ma też 6,3-calowy ekran, ale rozdzielczość wyższą – 2520 x 1080 pikseli – 435 ppi. Oczywiście to zupełnie inna liga produktów, ale widzicie, co tu chciałam dać do zrozumienia? Dodatkowo warto pamiętać, że Galaxy S10 ma ekran mniejszy, bo 6,1-calowy, a nie przeszkodziło to zastosować rozdzielczości takiej samej, jak w 6,8-calowym Galaxy Note 10+, czyli 3040 x 1440 pikseli (odpowiednio: 551 ppi i 494 ppi). Żeby było jasne: mimo wszystko uważam, że zastosowana tu rozdzielczość jest całkowicie wystarczająca do komfortowego użytkowania telefonu na co dzień, ale po prostu zastanawiający jest zabieg koreańskiego koncernu, który jakby celowo wykastrował Galaxy Note 10 z wysokiej rozdzielczości ekranu.
Co do “flagowości” ekranu Galaxy Note 10 nie trzeba mnie przekonywać. AMOLED i HDR10+ sprawdzają się doskonale i dają się poznać od zdecydowanie dobrej strony. Właściwie trudno w tym modelu narzekać na jakikolwiek aspekt związany z jakością obrazu, bo ta po prostu stoi na świetnym poziomie, podobnie jak jasność – zarówno minimalna, jak i maksymalna.
Nieodłączną częścią ekranu jest również otwór, w którym umieszczony jest przedni aparat. Zdecydowanie wolę takie rozwiązanie niż (zwłaszcza dużego) notcha i zupełnie mi ono nie przeszkadza, choć wiem, że zdania na ten temat są podzielone. Najważniejszy jest dla mnie fakt, że w ustawieniach ekranu jest opcja Aplikacje na pełnym ekranie, w której można zdecydować które aplikacje wyświetlają się na pełnym ekranie, a które do wysokości górnej belki systemowej.
Jak przystało na flagowca Samsunga, ustawienia wyświetlacza są dość rozbudowane. Jest filtr światła niebieskiego (mogący działać według ustawionego harmonogramu), tryb nocny (zmieniający motyw na ciemniejszy), tryb ekranu (żywy lub naturalny) oraz opcja zmiany balansu bieli. Nie zabrakło oczywiście również Always on Display – skoro nie ma diody powiadomień (choć różnymi drogami można wykorzystać do tego świecącą obramówkę przedniego aparatu), to chociaż AoD pokazuje powiadomienia.
Działanie, oprogramowanie
Właściwie w przypadku flagowców ten akapit mogłabym Wam darować, bo to jest pisanie oczywistych oczywistości. Bo chyba nikt nie spodziewa się, że smartfon kosztujący 4149 złotych będzie działał źle – zacinał się, zamyślał podczas przełączania pomiędzy aplikacjami, zamulał, etc. W przypadku Galaxy Note 10 o takich ekscesach nie ma mowy.
Za jego działanie odpowiada procesor Exynos 9825 z Mali-G76 MP12 i 8 GB RAM, a nad całością czuwa system Android 9 Pie z nakładką One UI (1.5). Wszystkie komponenty tu ze sobą świetnie współgrają i są odpowiednio zoptymalizowane tak, by zapewnić użytkownikowi maksymalną przyjemność z korzystania z telefonu. Poprawki bezpieczeństwa są aktualne – datowane są na 1 września.
Zresztą, wysoką wydajność Samsunga Galaxy Note 10 potwierdzają też wyniki uzyskiwane w popularnych benchmarkach. I o ile nie lubię testów syntetycznych, tak na duże liczby zawsze miło popatrzeć:
AnTuTu: 348412
GeekBench 5:
single core: 822
multi core: 2289
3DMark:
Ice Storm: 52425
Ice Storm Extreme: Max
Sling Shot: 4062
Sling Shot Extreme:
OpenGL ES 3.1: 4950
Vulkan: 4332
Samsunga Galaxy Note 10 można obsługiwać zarówno przy użyciu przycisków nawigacyjnych, jak i gestów pełnoekranowych. Ja jednak w smartfonach tej firmy wciąż nie mogę przeprosić się z gestami – preferuję te z OnePlusa lub iPhone’a, ale to już kwestia indywidualna.
Na górnej belce systemowej mamy dostęp do najważniejszych ustawień, a wśród nich warto wymienić: latarkę, Połącz z Windows, skaner QR (czasem się przydaje, więc fajnie, że jest i nie trzeba kombinować), Smart View, sejf plików, rejestrator ekranu (możemy w szybki i prosty sposób nagrać to, co dzieje się na ekranie), tryb nocny czy Bixby routines.
Fajną funkcją, głównie dla osób sporo pracujących przed komputerem, jest Połącz z Windows. Dzięki niej mamy dostęp do galerii zdjęć (a właściwie ostatnich 25 zdjęć i screenshotów), skrzynki odbiorczej wiadomości SMS z opcją pisania wiadomości oraz powiadomień. Co więcej, mając oba urządzenia (tj. telefon i laptop), podłączone do jednej sieci WiFi, możemy przesyłać na ekran laptopa ekran telefonu.
Oprócz tego mamy też tryb DeX, który działa bez potrzeby posiadania osobnego akcesorium – wystarczy kabel USB typu C podłączony do Galaxy Note 10, wpięty oczywiście do zewnętrznego większego ekranu. I muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze i płynnie wszystko to działa. Aplikacje, nawet nieprzystosowane do działania w trybie DeX, dają sobie nieźle radę, a praca za jego pomocą jest zaskakująco komfortowa. Raczej nie zastąpi komputera, ale w podróży służbowej może się okazać jego dobrym zamiennikiem.
Oczywiście jak to w przypadku smartfonów Samsunga bywa, mamy masę ruchów i gestów ułatwiających korzystanie z telefonu, Game Launcher, opcję podwójnego komunikatora i wiele więcej funkcji. Wielokrotnie na ich temat już rozpisywałam się w recenzjach sprzętu tego producenta, więc pozwólcie, że tym razem ograniczę się wyłącznie do screenów je przedstawiających.
Tu wspomnę jedynie o dwóch istotnych rzeczach, a mianowicie notatniku Samsunga, w którym wreszcie pojawiła się opcja eksportowania plików do wordowskiego formatu .doc (wcześniej tylko PDF, zdjęcie i tekst), a także możliwości szybkiego i sprawnego montowania wideo w natywnym edytorze wideo dostępnym na smartfonie – z przejściami, muzyką, tekstem, etc.
Zaplecze komunikacyjne, jak przystało na Samsunga, jest pełne. Składa się na nie WiFi w najnowszym zakresie ax (lub WiFi 6, jak kto woli), Bluetooth 5.0, GPS, NFC i dual SIM. Nie zabrakło również protokołu ANT+. Przez kilka tygodni testów nie napotkałam na żadne problemy z którymkolwiek modułem, wszystkie działały tak, jak należy. Sama jakość połączeń telefonicznych również była bardzo dobra – z relacji rozmówców wiem, że po obu stronach słuchawki, nie tylko po mojej.
W Galaxy Note 10 mamy pamięć UFS 3.0 – z 256 GB do wykorzystania przez użytkownika zostaje dokładnie 229 GB. W Androbench wykręca następujące wyniki:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 1258,2 MB/s,
- szybkość ciągłego zapisu danych: 586,83 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 184,93 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 190,58 MB/s.
Jak już wspominałam, pamięci wewnętrznej nie można rozszerzyć przy użyciu kart microSD.
Rysik S Pen
Chcąc napisać wszystko na temat rysika S Pen, wypadałoby powtórzyć to, o czym wspominałam przy okazji recenzji Samsunga Galaxy Note 9, więc pozwólcie, że nie będę tego robić, tylko Was odeślę do tego tekstu. Wszystko za sprawą tego, że podstawowe funkcje oferowane przez S Pen nie zmieniły się – są dokładnie takie same. Z tą jedną różnicą, że teraz smartfon odczytuje gesty wykonywane rysikiem.
Air Actions dostępne są w wybranych aplikacjach Samsunga i pozwalają na nietypową obsługę za pomocą rysika S Pen właśnie. Akcje czy też gesty wykonywane rysikiem działają między innymi w przeglądarce internetowej – tutaj można wracać do poprzedniej strony lub przechodzić do kolejnej odpowiednio klikając przycisk na S Penie raz lub dwa razy. W aplikacji aparatu akcji jest sporo więcej: gest w dół lub w górę zmienia aparat z głównego na przedni lub odwrotnie, w lewo lub prawo pozwala przejść do kolejnego trybu fotografowania, z kolei wykonanie kółka przytrzymując przycisk umożliwia przybliżanie lub oddalanie (zoomowanie).
Brzmi przedziwnie, a czy faktycznie sięga się po te gesty na co dzień? Przyznaję, że czasem zdarzyło mi się ich używać w przeglądarce internetowej, ale by korzystać z ich jakoś nagminnie – nie powiedziałabym. Ciekawa jestem jak to jest w przypadku innych użytkowników Galaxy Note 10 i Galaxy Note 10+, korzystają czy jednak uważają te gesty za zwykłą ciekawostkę.
Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Rysik S Pen
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie