Po czterech miesiącach…
Nie ukrywam, że – podobnie zresztą jak sporo z Was – obawiałam się o to, jak Galaxy S6 będzie wyglądał po kilku tygodniach użytkowania, a co dopiero po kilku miesiącach. Okazuje się, że chyba nieco na wyrost. Mam to szczęście, że mogę Wam przekazać, w jakim jest stanie po czterech miesiącach. I muszę przyznać, że jest bardzo dobrze. Zacznijmy może od tego, że w dalszym ciągu jest w jednej bryle ;). A wspominam o tym nie bez powodu – telefon jest śliski i łatwo może wypaść z dłoni lub ześlizgnąć się z płaskiej powierzchni. Na szczęście taka sytuacja w przypadku mojego egzemplarza nie miała miejsca.
SGS6 przetrwał próbę czasu. Muszę tu od razu zaznaczyć, że korzystałam z niego dokładnie tak samo, jak ze wszystkich innych smartfonów – nie traktowałam go bardziej delikatnie i nie nosiłam w etui/pokrowcu. Zdecydowanie nie miał taryfy ulgowej.
Na pierwszy rzut oka trudno dostrzec, że obudowa w jakikolwiek sposób ucierpiała podczas spędzonego ze mną dość długiego czasu. Dopiero, gdy przyjrzymy się bliżej, bardziej uważnie, ujrzymy bardzo niewielkie ryski: na jednym z rogów telefonu oraz na krawędzi obudowy. Podobnie, jak ma to miejsce w Galaxy Note 4, także i tutaj widać bardzo delikatne porysowanie ściętej ramki na froncie dookoła ekranu (podobnie jest na ramce wokół obiektywu aparatu). Wszystkie defekty, które wymieniłam do tej pory, trudno jest jednak dostrzec, jeśli się nie wie, gdzie konkretnie patrzeć. Poważnie!
Bardziej widoczne natomiast są ryski na szklanych partiach Galaxy S6 – pod warunkiem, że przetrzemy je z naszych odcisków palców, które świetnie je maskują. Z tyłu, w dolnej części obudowy, tuż przy krawędzi, widać wyraźnie skupisko mniejszych i większych zadrapań. Mniejsze są również, gdzieniegdzie w środkowej i górnej części obudowy, ale te nie rzucają się w oczy. Na froncie sytuacja jest bardzo podobna – można tu dostrzec sporo mniejszych lub większych rysek, które jednak są widoczne dopiero po wygaszeniu ekranu (i znów – pod warunkiem, że ten wytarty jest z odcisków palców). Te najbardziej widoczne jednak są bezpośrednio na przycisku Home.
Obcowanie z Galaxy S6
Galaxy S6 mnie rozleniwił. Jestem typem użytkownika smartfonów, który zamyka otwarte aplikacje dopiero wtedy, gdy mu się przypomni, że wypada to zrobić lub gdy telefon zaczyna mulić. Wielokrotnie okazywało się po kilku dniach korzystania z SGS6, że na liście jest otwartych od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu programów (15 to standard), a smartfon dalej działał bez zająknięcia. Może to brzmieć absurdalnie dla osób, które korzystały z wcześniejszych telefonów Samsunga z ciężkim i lagującym TouchWizem, ale tak faktycznie jest w rzeczywistości – można zapomnieć o zamykaniu aplikacji na bieżąco. W kulminacyjnym momencie miałam otwartych ponad trzydzieści programów, a telefon dalej działał sprawnie i szybko. Tak, też byłam zaskoczona. Ale nie obeszło się bez kilku spięć na linii – tester-Galaxy s6. O ile przez lwią część testów działanie smartfona nie pozostawiało wiele do życzenia, podobnie jak miało to miejsce zaraz po wyjęciu z pudełka, tak przez jakiś czas (ostatnie tygodnie) było wprost fatalnie.
Któregoś dnia, tuż po moim powrocie z urlopu, tak jakby telefon wyczuł, że najchętniej bym nie wracała, Galaxy S6 masakrycznie zwolnił (to jest naprawdę łagodne określenie). Ładowanie zdjęć w galerii trwało wieki, aplikacja aparat przez dwukrotne kliknięcie Home włączała się dopiero po kilku sekundach zamiast natychmiastowo, podobnie, czyli z bardzo dużym opóźnieniem, działał również czytnik linii papilarnych, o którym wcześniej nie mogłam powiedzieć złego słowa. A jeśli nie wierzycie, że taka sytuacja miała miejsce, zapytajcie Krzyśka z Galaktyczny.pl, z którym miałam okazję się widzieć, gdy S6 miał swoje najgorsze chwile – też był zaskoczony, że S6 może tak fatalnie działać. Winowajcy nie trzeba było długo szukać.
Jak wspomniałam na początku, zapełniłam pamięć wewnętrzną. A to, jak pokazuje doświadczenie, jest gwoździem do trumny każdego urządzenia z Androidem. W przypadku pamięci montowanych w sprzęcie mobilnym mamy do czynienia z sytuacją, w której usunięcie danych z pamięci nie jest równoznaczne z jej faktycznym zwolnieniem. Owszem, użytkownik widzi wolną przestrzeń, ale kontroler NAND w dalszym ciągu interpretuje ją jako zajętą. Co więcej, usuwa pozostałości po skasowanych danych dopiero bezpośrednio przed zapisaniem nowych danych w to miejsce. I to jest właśnie podłoże problemu mulących androidów z zapełnioną pamięcią. Z pomocą przychodzi TRIM, który odpowiada za czyszczenie pamięci z pozostałości po skasowanych plikach zanim zaistnieje potrzeba zapisania czegoś nowego w to samo miejsce, dzięki czemu cały czas możemy cieszyć się pełną szybkością pamięci – nie każdy telefon jednak oferuje to rozwiązanie domyślnie. Całość świetnie opisał Mieszko na PCLab, więc jeśli interesuje Was ten temat – koniecznie zajrzyjcie pod ten link.
Rzućmy okiem na wyniki uzyskane przez Galaxy S6 w Androbench tuż po wyjęciu z pudełka i po czterech miesiącach użytkowania:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 318,71 vs 303,41 MB/s
– szybkość ciągłego zapisu danych: 121,12 vs 15,07 MB/s
– szybkość losowego odczytu danych: 76,19 vs 74,27 MB/s
– szybkość losowego zapisu danych: 17,69 vs 3,61 MB/s
Po przywróceniu do stanu fabrycznego i wyczyszczeniu z wszelkich danych telefon znowu zacznie działać jak młody bóg. Warto pamiętać, by zawsze zostawiać sobie ok. 20% wolnej przestrzeni dyskowej i/lub wykorzystywać dobrodziejstwa aplikacji takich jak LagFix (znany wcześniej jako fstrim; do jego działania potrzebny jest root), które zapobiegają sytuacjom zwalniających androidów.
Dla ciekawych – testy syntetyczne – wyniki uzyskane w benchmarkach na początku testów i po 4 miesiącach:
Quadrant: 37187 (33325)
AnTuTu: 69065 (po 2,5 miesiąca: 69013, po 4 miesiącach: 53650)
An3DBenchXL: 50114 (31023)
3D Mark:
Ice Storm: max
Ice Storm Extreme: max
Ice Storm Unlimited: 22059 (12563)
Idźmy dalej
Galaxy S6 ma wyśmienitą matrycę. Jest to oczywiście Super AMOLED o przekątnej 5,1” i rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli. Zastosowana rozdzielczość sprawia, że czcionki są ostre jak żyleta i trudno ekranowi cokolwiek zarzucić. Spostrzegawcze oko zauważy jednak rzecz charakterystyczną dla tego typu matryc stosowanych przez Samsunga – patrząc na ekran pod odpowiednio dużym skosem widać niebieskawe lub kremowe przebarwienia. Nie jest to w żaden sposób defekt telefonu i nie przeszkadza podczas użytkowania – z kronikarskiego obowiązku muszę jednak o tym wspomnieć.
Pozostając jeszcze przy ekranie muszę stwierdzić, że klawiatura wirtualna jest bardzo dobra, a o słowniku mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Wprowadziłam za jej pomocą niezliczoną ilość znaków i naprawdę uważam, że to jedna z lepszych klawiatur ekranowych w około 5-calowych smartfonach.
Jak spisuje się akumulator – to z pewnością jest jedno z pytań, na które chcecie znać odpowiedź. W moich rękach Galaxy S6 działał od niecałych 10 godzin bardzo intensywnego użytkowania do 24 godzin średniego, z czego średnio na włączonym ekranie (SoT – Screen on Time) 2,5 godziny – rzadko kiedy udawało mi się ten pułap przeskoczyć, o czym możecie się przekonać patrząc na załączone poniżej screeny. I mowa tu o działaniu z włączonym LTE, WiFi (gdy byłam w domu) i automatyczną jasnością ekranu (najczęściej w dolnych granicach skali) – bez GPS czy Bluetooth.
Co ciekawe, w Galaxy S6 Edge akumulator działa odczuwalnie dłużej – średnio ok. 3,5 godziny na włączonym ekranie.
Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?