Komfort noszenia i użytkowania
To zdecydowanie najważniejszy akapit niniejszej recenzji. Bo to, ile funkcji oferuje dany sprzęt to jedno, a drugie – jak można je wykorzystać i czy rzeczywiście sprawdzają się w praktyce.
Wspomniałam już, że budowa opaski sprawia, że zewnętrzne jej części są dość wystające, przez co noszenie jej pod koszulami z długim rękawem lub bluzami może być nie do końca komfortowe. O braku pełnej wygody mogę również napisać pod względem pisania na klawiaturze mając opaskę na ręce – nadgarstek jest wtedy bowiem oparty o plastikową część urządzenia, która wżyna się w wewnętrzną jego część… nie jest to wygodne. Dlatego ja na czas pracy przesuwałam opaskę w górną część ręki, a że była duża, to nie było z tym żadnego problemu.
Kolejna kwestia – powiadomienia. Te wyświetlają się na ekranie prawie równocześnie, co na telefonie. O nadejściu powiadomienia opaska informuje wibracją o jednej z trzech poziomów intensywności (osobiście wystarczyła mi ta najmniej intensywna), a samo powiadomienie wyświetlane jest w formie przesuwanej treści na ekranie. Niestety, opaskę należy traktować wyłącznie jako urządzenie poglądowe – wyświetla wiadomość (na szczęście z polskimi znakami!), ale nie można na nie odpowiedzieć z poziomu nadgarstka. Podgląd powiadomień na opasce jest jednak bardzo wygodny i ceniłam go sobie głównie, gdy przychodziły jakieś mejle czy wiadomości, a ja pisząc artykuł na komputerze nie musiałam się odrywać, by zobaczyć czy to coś istotnego wymagającego natychmiastowej reakcji, czy jednak może poczekać. Rozwiązanie to przydaje się w wielu różnych sytuacjach, ale wartą przywołania jest jeszcze choćby jazda samochodem. Wspomnę jeszcze, że każde powiadomienie informuje nas z jakiej aplikacji pochodzi, kto do nas wysłał wiadomość i dopiero wtedy pokazuje się treść – to w bardzo szybkim tempie pozwala nam „odsiać” nieważne wiadomości (choć w przypadku mejli pokazuje wyłącznie nadawcę i tytuł – bez treści). Jeśli powiadomień zgromadzi się więcej, przy zegarze wyświetlana jest ich liczba, z kolei przełączanie się pomiędzy nimi następuje przez wciśnięcie przycisku. Bardzo proste i intuicyjne rozwiązanie.
O czym warto pamiętać to fakt, że ekran Razer Nabu nie jest dotykowy. Często, zwłaszcza na początku testów, łapałam się na tym, że zamiast w kierunku jedynego przycisku fizycznego znajdującego się na obudowie, sięgałam palcem w stronę ekranu. I, co gorsza, dziwiłam się, że nie reaguje.
Niezależnie od tego, który stopień wibracji macie ustawiony, nie zdawajcie się jedynie na budzik z opaski – istnieje spora szansa, że Was po prostu nie obudzi. I niekoniecznie ze względu na słaby silnik wibracyjny (do niego nie mam zastrzeżeń), a przez to, że wibruje tylko kilka razy, co może się okazać niewystarczające, by nas wybudzić ze snu. Polecam zawsze asekuracyjnie ustawić też alarm w telefonie.
Monitorowanie aktywności
Liczeniu kroków i monitorowaniu snu sprzyja obecność w opasce trzyosiowego akcelerometru. Jak spisuje się podczas codziennego użytkowania, możecie zobaczyć na poniższych screenach. Nie będę się na ten temat rozpisywać, bo porównanie z innymi opaskami (Xiaomi Mi Band Pulse, Polar Loop i Honor Zero) świetnie pokazuje, że każda z nich zlicza aktywności w nieco inny sposób i trudno tak naprawdę prorokować, która jest najdokładniejsza. Sęk w tym, że różnice czasem są zdecydowanie zbyt duże – poza granicą dopuszczalnego błędu.
Pomiar kroków
Analiza snu
Akumulator, czas pracy
We wszelkiej maści opaskach inteligentnych najbardziej istotny jest dla mnie czas pracy. Bo co to za frajda z użytkowania takiego wynalazku, jeśli muszę go ładować co noc lub co dwie. Już Wam mówię, jak jest w przypadku Razer Nabu, którego pojemność akumulatora nie jest ujawniana przez producenta.
Nabu jest w stanie pracować przez cztery-pięć dni, jeśli nie mamy włączonych powiadomień z telefonu i budzika. Jeśli natomiast włączymy wszystkie dostępne funkcje i intensywnie z nich korzystamy, opaska rozładuje się po trzech dniach. A mówię tu o sytuacji, w której otrzymuję naprawdę dużo powiadomień z mejla, Twittera, Messengera, SMS, ekran ustawiony na jasność minimalną, wibracja – też na minimalną siłę.
Akumulator opaski ładuje się ok. 2 godzin, oczywiście przez port USB komputera/laptopa.
Podsumowanie
Razer Nabu spełnia normę IP67 – jest odporny na zachlapania (deszcz, mycie rąk, pot), ale producent nie poleca brania prysznica z opaską na rękę ani pływania, co dla wielu potencjalnych użytkowników może okazać się sporą barierą. Nie ma też GPS ani pulsometru, przez co jego zastosowanie podczas treningów biegowych jest mocno ograniczone. Dodatkowo uwielbia przyciągać do siebie kurz, a po przycisku wyraźnie widać ślady użytkowania – zdążył się wytrzeć w ciągu zaledwie kilku tygodni. Innych oznak zużycia nie zauważyłam.
Jeśli szukacie opaski, która w przejrzysty sposób będzie wyświetlać wszystkie powiadomienia z telefonu, a jej cena nie jest przeszkodą – z Razer Nabu będziecie zadowoleni.
Cena Razer Nabu w momencie publikacji recenzji wynosi 489 złotych.
Spis treści:
1. Wygląd. Konfiguracja, aplikacja
2. Komfort użytkowania. Monitorowanie aktywności. Czas pracy. Podsumowanie