Audio
Za odtwarzanie dźwięku w Oppo A91 odpowiada pojedynczy głośnik na dolnej (względnie prawej) krawędzi telefonu. Nie spodziewałem się po nim wiele i wiele nie dostałem – dźwięk jest stosunkowo głośny, lecz mało wyrazisty i niemal całkowicie pozbawiony basu. Nie polecam go do niczego poważniejszego niż okazjonalny klip na YouTube.
Znacznie lepiej prezentuje się dźwięk w słuchawkach, które podłączyć można przez mini jacka 3,5 mm. Oppo – we współpracy z firmą Dirac – zaimplementowało w swoim systemie technologię wirtualizacji sceny muzycznej Real Sensaround, która ma poprawiać odbiór dźwięku w słuchawkach. W zależności od utworu efekt jest subtelny lub drastyczny – mi raczej nie podszedł, ale jest to na tyle indywidualna sprawa, że wolę nie formułować dalej idących ocen.
Dołączone do zestawu słuchawki są konstrukcją douszną, do tego wyglądają i grają niemal jak Apple EarPods – podobieństwo jest absolutnie nieprzypadkowe, gdy jedyną wyraźną różnicą jest położenia pilota na kablu. Jak na douszne grają w każdym razie całkiem nieźle i są wygodne.
Biometria
Oppo A91 oferuje możliwość zarówno odblokowywania go poprzez rozpoznawanie odcisku palca, jak i rozpoznawanie twarzy, pracujące w trybie 2D z wykorzystaniem sensora aparatu fotograficznego. Ponieważ na wyposażeniu telefonu nie ma diody doświetlającej, do rozpoznawania twarzy w ciemności wykorzystywane jest światło ekranu – działa to w praktyce zupełnie nieźle. Co ciekawe, można wyłączyć możliwość odblokowania twarzą, jeśli mamy zamknięte oczy – dość oczywisty, wydawałoby się, pomysł, zapożyczony od Apple, którego nie dała rady bezproblemowo zaimplementować firma Google w swoich Pixelach, a który dość mocno poprawia bezpieczeństwo.
Jako metoda 2D rozpoznawanie twarzy nie jest jednak zalecane, jeśli zależy nam na wysokim bezpieczeństwie. Na plus jednak zaznaczam, że nie udało mi się oszukać Oppo za pomocą zdjęcia. Dodam też, że silne światło świecące w stronę sensora przedniego aparatu wpływało negatywnie na skuteczność pracy – w specyficznych warunkach całkowicie uniemożliwiało jego działanie.
Optyczny czytnik linii papilarnych został zintegrowany z ekranem. Mam złe doświadczenia z tym typem czytników, gdyż te, z którymi miałem do tej pory do czynienia, miały w przypadku moich palców skuteczność rzędu 20%. Do testów czytnika w Oppo podchodziłem zatem jak pies do jeża. Niepotrzebnie – rozwiązanie użyte w A91 wykazuje niemal 100% skuteczności, działa przy tym naprawdę szybko.
Obie metody biometryczne mogą oczywiście działać łącznie, lecz napotkałem tu dość specyficzny problem – podczas robienia zdjęć do recenzji w bardzo słoneczny dzień, przedni aparat był czasami na tyle mocno oślepiony, że czas odblokowywania ekranu był wyraźnie dłuższy także przy próbie użycia czytnika linii papilarnych.
Zasilanie
Telefon zasilany jest z ogniwa litowo-polimerowego o pojemności 4025 mAh. Test PC Mark Battery przyniósł wynik 8 h 17 min. W rzeczywistym użytkowaniu czas SoT plasuje się w okolicach 6-7 h. Podczas intensywnego użytkowania całkowity czas gotowości wynosił około 1,5 dnia, a mógł i 3 dni, jeśli sięgałem po telefon rzadko.
Firmowa ładowarka ma moc 20 W (5 V / 4 A) i jest zgodna z własnościowym standardem VOOC 3.0. Do szybkiego ładowania wymaga specjalnego kabla – ze względu na wysoki prąd ładowania jest on wyraźnie grubszy, posiada także dodatkową, piątą żyłę, połączoną z dodatkowym stykiem we wtyczce USB-A. Służy ona do komunikacji telefonu z ładowarką, bez jej nawiązania ładowanie przebiegać będzie prądem zaledwie 1,5 A, a więc z mocą 7,5 W. O zgodności z QC lub PD mowy oczywiście nie ma.
Firmowa ładowarka z oryginalnym kablem radzi sobie z naładowaniem baterii do 50% w około pół godziny. Pełne zajmie natomiast około 1,5 h. Nie ma niestety możliwości ładowania indukcyjnego.
Aparat
Oppo A91 został wyposażony aż w cztery aparaty fotograficzne z tyłu. Do dyspozycji mamy:
- 48 Mpix, f/1,79, 26 mm (szerokątny), 1/2,25″, 0,8 µm, PDAF,
- 8 Mpix, f/2,25, 13 mm (ultraszerokokątny), 1/4,0″, 1,12 µm,
- 2 Mpix, f/2,4, (monochromatyczny), 1/5,0″, 1,75 µm,
- 2 Mpix, f/2,4, (sensor głębi), 1/5,0″, 1,75 µm (?).
Główny aparat, uzbrojony w matrycę 48 Mpix i szerokokątny obiektyw o ekwiwalencie ogniskowej 26 mm, jako jedyny ma autofocus, pracujący w trybie detekcji fazy. Nie jest niestety wyposażony w optyczną stabilizację obrazu. Do obrazowania stosuje przy tym technikę łączenia 4 mniejszych pikseli w jeden duży, stąd domyślna rozdzielczość zdjęć wynosi 12 Mpix. Można jednak także włączyć przetwarzanie w pełnej rozdzielczości – odbywa się to z menu wyboru proporcji.
Drugi aparat, z którego będziemy często korzystać, to ultraszerokokątny, wyposażony w obiektyw o ekwiwalencie 13 mm i matrycy 8 Mpix. Jest to konstrukcja klasyczna, bez łączenia pikseli, wyposażona w autofocus pracujący w oparciu o detekcję kontrastu i także niestabilizowana.
Ze względu na bardzo mały minimalny dystans od fotografowanego obiektu aparat ten jest wykorzystywany także w trybie makro.
A co z pozostałymi dwoma? Oba mają znaczenie pomocnicze, przy czym wg danych producenta jeden jest monochromatyczny, a drugi służy do aproksymacji głębi w trybie portretowym. Z rysunku na stronie producenta wnosić można, że mają różne zestawy soczewek w obiektywach, chociaż z zewnątrz tego nie widać. A teraz najważniejsze: nie udało mi się w żaden sposób ustalić, by którykolwiek z nich robił cokolwiek użytecznego.
Krótki i prosty test w postaci zasłaniania po kolei obiektywów wskazał bez żadnych wątpliwości, że za ocenę głębi odpowiada w rzeczywistości aparat ultraszerokokątny, a nie któryś z dodatkowych.
Reasumując, jest to jeden z najdziwniejszych zestawów, z jakim miałem do czynienia i mocno podejrzewam tu zwycięstwo marketingu (patrzcie, mamy aż 4 aparaty!) nad zdrowym rozsądkiem.
Aplikacja do obsługi aparatu udostępnia zestaw 3 głównych trybów w formie przesuwanej linijki wyboru. W ten sposób włączymy podstawowy tryb zdjęć, nagrywanie filmów oraz tryb portretowy. Reszta dostępna jest z „hamburgera” po lewej stronie: znajdziemy tam między innymi tryb nocny, panoramę, film poklatkowy, wideo w zwolnionym tempie oraz tryb eksperta.
Dodatkowe regulatory dostępne są po wybraniu trybu pracy – w ten sposób na przykład dostępny jest w trybie nocnym dodatkowy wariant, który wymaga ustawienia telefonu na statywie – ekspozycja może w nim trwać nawet minutę. Mimo tych smaczków aplikacja jest dość mocno uproszczona w porównaniu choćby ze swoim odpowiednikiem z Samsunga czy Huawei i ma parę nieprzemyślanych rozwiązań.
W trybie eksperta nie możemy na przykład wybrać, by zdjęcia były wykonywane w trybie RAW, choć aparat jak najbardziej na to pozwala. Ustawienia zoomu x1, x2 i x5 są dostępne na ekranie kadrowania, ale do x0,5 dostęp jest już tylko przez wybranie opcji z lewej strony, do tego jej oznaczenie wygląda raczej jak tryb panoramiczny a nie szerokokątny.
Jakość zdjęć w dzień stoi na dobrym poziomie. Główny aparat ma dość szeroką dynamikę i odwzorowanie szczegółów. Tryb HDR aktywuje się automatycznie i także daje dobre rezultaty, choć czasami niestety widać halo wokół obiektów i dość nienaturalny mikrokontrast. Zoom niestety jest wyłącznie cyfrowy – zdjęcia powstają przez wycięcie części kadru. Degradacja jakości jest niestety bardzo wyraźna – o ile w trybie x2 zdjęcia można jeszcze uznać od biedy za użyteczne (choć mocno przeostrzone), to x5 jest już wyłącznie ciekawostką bez żadnej praktycznej wartości.
Dobrze wypada w praktyce obiektyw szerokokątny – obraz jest nieźle skorygowany pod względem zniekształceń beczkowych, daje się jedynie zauważyć miękkość obrazu i mocniejszą aberrację chromatyczną na peryferiach kadru. Oppo nie udało się też osiągnąć pełnej spójności balansu bieli między zdjęciami z obiektywu głównego i ultraszerokokątnego, lecz różnica jest akceptowalna.
W obu aparatach można skorzystać z automatycznego rozpoznawania sceny i dobierania trybu tematycznego. Działa to dość subtelnie i daje niezłe rezultaty, osobiście jednak wolałem zdjęcia bez upiększaczy. Bardziej agresywny efekt osiąga się włączając „olśniewający kolor”, który znacznie bardziej ingeruje w obraz. To kwestia upodobań, lecz i tu wolę obraz bez takich poprawek.
Jak już wyżej wspomniałem, tryb nocny to w zasadzie dwa osobne warianty. W podstawowym ekspozycja sięga 4 sekund, a w statywowym nawet minutę. Można je aktywować dla obu obiektywów, lecz w rzeczywistości zdjęcia nocne z ręki można robić wyłącznie aparatem głównym – nocne zdjęcia ultrawide nie różnią się niczym od wykonanych w trybie automatycznym. Co innego w trybie statywowym – długa ekspozycja działa poprawnie na obu aparatach. Z braku montażu statywowego do smartfona ocenę jakości postanowiłem przeprowadzić jednak wyłącznie w trybie „z ręki” – to właśnie z niego korzystać będziemy najczęściej. Jest nieźle, lecz wyraźnie gorzej od smartfonów z wyższej półki. Rezultaty są tym gorsze, im mniej dostępnego światła – ilość artefaktów i szumu rośnie lawinowo.
Tryb portretowy działa całkiem sprawnie. Aproksymacja głębi przeważnie działa bez większych błędów, które rzucałyby się w oczy. Mam jedynie trochę zastrzeżenia do zbytniego wygładzania skóry fotografowanej osoby – i to bez włączenia „upiększeń”. Upiększać zaś można na wiele sposobów – a to zmniejszyć podbródek i nos, a to uwydatnić oczy.
Po zainstalowaniu Adobe Lightroom uzyskać można dostęp do trybu RAW i (jako technology preview) RAW-HDR – wyłącznie z głównej matrycy. Co ciekawe, nie jest to pełny zrzut z sensora, gdyż nie ma rozdzielczości 48 Mpix, tylko 12 Mpix, a zatem są to dane już po łączeniu pikseli. Mimo to efekty są naprawdę dobre, obraz jest bardziej szczegółowy niż w plikach JPEG wprost z aparatu. Dynamika tonalna matrycy pozwala zarówno na wyciągnięcie cieni, jak i odzysk przepaleń.
Ograniczenie rozdzielczości do 12 Mpix trudno swoją drogą uznać za wadę – porównanie zdjęć JEPG 48 i 12 Mpix nie wskazuje na jakościową przewagę wyższej rozdzielczości. Zastosowany obiektyw jest po prostu zbyt słaby, a niezbędne bardziej intensywne odszumianie dodatkowo odziera obraz ze szczegółów.
O ile tryby fotograficzne można uznać za więcej niż adekwatne do ceny, to wideo zostało potraktowane po macoszemu. Maksymalny dostępny tryb to 1080p30, więc na nikim nie zrobi wrażenia. Tyle dobrego, że elektroniczna stabilizacja obrazu sobie zupełnie nieźle radzi podczas filmowania.
Podsumowanie
Trzy tygodnie spędzone z Oppo A91 były zaskakująco przyjemne. Ten telefon przede wszystkim jest bardzo ładny i przyciąga uwagę, o ile zbyt dobrze nie zamaskujemy go w etui. Bardzo dobrze też leży w ręku i przyjemnie się z niego korzysta. Trochę gorzej, jeśli chodzi o estetykę systemu – ograniczenie zmian wizualnych na terenie UE jest niezrozumiałe, szczególnie, że system – w przeciwieństwie do sprzętu – ma bardzo zgrzebną szatę graficzną i sporo niekonsekwencji, zarówno jeśli chodzi o wygląd, jak i o szerzej pojęty UX.
Fotograficznie za to telefon wypadł całkiem nieźle. W swojej kategorii cenowej nie sprawi zawodu. A zatem najważniejsze pytanie: czy kupiłbym Oppo A91? W tej cenie: dlaczego nie?
Spis treści: