Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że zaledwie po 15 dniach od oficjalnej światowej premiery Mate 9, urządzenie jest już wprowadzone do sprzedaży na polskim rynku. To, jeśli się nie mylę, najszybsza premiera smartfona Huawei w Polsce, jaka dotychczas miała miejsce. Liczba komentarzy na jego temat sugeruje, że jesteście bardziej niż zainteresowani moją recenzją tego produktu. To do dzieła – poniżej dowiecie się czy warto kupić Huawei Mate 9.
Parametry techniczne Huawei Mate 9 (MHA-L29):
- wyświetlacz 2.5D o przekątnej 5,9″ i rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli,
- ośmiordzeniowy procesor Kirin 960 (4x Cortex A73 2,4GHz + 4x Cortex A53 1,8GHz) z Mali-G71 MP8,
- Android 7.0 Nougat z EMUI 5.0,
- 4GB RAM,
- 64GB pamięci wewnętrznej,
- aparat: dwa obiektywy – główny 12 Mpix f/2.2 + monochromatyczny 20 Mpix, OIS,
- kamerka 8 Mpix f/1.9,
- LTE Cat. 12,
- dual SIM (hybrydowy; standby),
- NFC (z obsługą płatności zbliżeniowych, w tym Android Pay),
- GPS, Glonass,
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac 2,4&5GHz,
- Bluetooth,
- USB typu C,
- 3.5 mm jack audio,
- port podczerwieni (irda),
- czytnik linii papilarnych,
- akumulator o pojemności 4000 mAh,
- wymiary: 156,9 x 78,9 x 7,9 mm,
- waga: 190 g.
W sprzedaży na świecie dostępne są dwie wersje Mate 9 – MHA-L29 z dual SIM oraz MHA-L09 z jednym gniazdem SIM. Testowana wersja, a zatem ta dostępna w naszym kraju, to ta pierwsza. W teorii jest kilka edycji kolorystycznych: Space Gray, Moonlight Silver, Champagne Gold, Mocha Brown i Ceramic White, aczkolwiek w Polsce dostępna jest tylko jedna: szara (czarny przód, szary tył). Recenzowana wersja jest w innym kolorze, srebrnym.
Cena Huawei Mate 9 w momencie publikacji recenzji: 2999 złotych.
Ważna uwaga: w pudełku z telefonem, obok szybkiej ładowarki, adapteru z microUSB na USB C oraz słuchawek, znajdziecie plastikowe etui, a właściwie same plecki chroniące aluminiowy tył smartfona. Dobra rada cioci Kasi: nie korzystajcie z niego. Założyłam je na dosłownie kilka minut, po czym okazało się, że ów plastik porysował obudowę telefonu. Po prostu etui było zbyt luźne, czego efektem jest teraz porysowana dolna krawędź mojego Mate’a 9. Nie polecam, 2/10.
Wideorecenzja
Mate 9 – niby mało zmian względem poprzedników, ale bardzo istotnych
Może zdziwić Was to, co teraz napiszę, ale prawda jest taka, że stylistyka serii Mate, od pierwszego Mate’a, który zyskał prawdziwą popularność (czyli Mate 7), nie uległa znacznej zmianie. I wcale nie uważam, że to źle. Wciąż, niezmiennie, mamy do czynienia ze świetnym zagospodarowaniem frontu, gdzie maksymalnie dużo miejsca zajmuje sam ekran, a tylna obudowa to połączenie metalu i plastikowych wstawek u góry i na dole, dzięki którym nie możemy mówić o jakimkolwiek zakłócaniu pracy anten. Wątpliwości nie ulega też fakt, że Mate 9, spośród wszystkich przedstawicieli tej serii, jest najładniejszy, bo po prostu najbardziej dopracowany – widać, że zadbano tu o każdy szczegół. Ale inaczej być nie może – w końcu jest to najnowszy model pochodzący z tej rodziny.
Bardzo dobrze działają na mnie smartfony, których aluminiowe obudowy są lekko zaoblone i których krawędzie są zeszlifowane w dwóch kierunkach – zarówno ku frontowi, jak i ku tyłowi. Świetnie to wygląda, i moim zdaniem sprawia, że telefon wygląda na prawdziwie biznesowy. A to, w przypadku Mate 9, jest dość istotne, bo właśnie jako taki smartfon jest pozycjonowany. Cóż, najnowszy smartfon Huawei po prostu przyciąga wzrok.
W testowanym modelu podoba mi się jeszcze jedna rzecz – fakt, że Huawei zdecydował się na połączenie matowego aluminium na tyle obudowy z błyszczącymi krawędziami. To, w połączeniu ze zeszlifowanymi krawędziami, o których wspomniałam wyżej, sprawia, że smartfon prezentuje się naprawdę dobrze. A dodatkowego uroku całości dodaje ekran 2.5D. Pod względem wzornictwa muszę stwierdzić, że nie potrafię znaleźć tu słabego punktu. Może poza wystającym z obudowy obiektywem aparatu…
Obudowa w wersji srebrnej ma to do siebie, że się mieni (można odnieść wrażenie, jakby była pokryta brokatem) i lubi zbierać odciski palców. Może nie widać ich podczas typowego użytkowania, ale gdy dłoń nam się choćby lekko spoci, obudowa jest tego odzwierciedleniem. Przez te ostatnie dwa tygodnie nie udało mi się zarysować telefonu, a jedyne mankamenty, jakie widać na obudowie, to te powstałe przez ruszające się etui (o czym wspominałam wyżej) oraz dwa mniejsze, praktycznie niewidoczne uszczerbki – w centralnej części tylnego panelu oraz przy rogu, które nawet nie wiem jak i kiedy powstały (prawdopodobnie musiałam o coś delikatnie zahaczyć telefonem źle oceniając odległość – nie sposób tego uniknąć, bo jest całkiem spory).
A skoro już o wielkości telefonu mowa, został on zamknięty w obudowie o wymiarach 156,9 x 78,9 x 7,9 mm, a jego masa wynosi 190 gramów. To, czy da się obsługiwać Mate’a 9 jedną ręką, zależy tak naprawdę wyłącznie od tego, czy macie mniejsze czy większe dłonie. Jeśli należycie do pierwszej z grup, zdecydowanie będziecie potrzebowali drugiej ręki do pomocy. Natomiast przedstawiciele drugiej grupy po chwili obcowania z telefonem powinni dojść do wprawy i całkiem sprawnie manewrować telefonem tak, by móc faktycznie korzystać z niego jedną dłonią.
Ja, mając ustawiony mały tryb ekranu, na ekranie głównym kciukiem dosięgam do lewej krawędzi na maksymalnej wysokości czwartego rzędu ikon (licząc od dołu) – wyższe rejony są osiągalne dopiero, gdy zsunę telefon nieco niżej. Ale dla mnie to nie problem, przez moje ręce przewinęło się już tyle dużych smartfonów, że doszłam do wprawy z radzeniu sobie z nimi. I, co chyba najważniejsze, żaden nie wyleciał mi z rąk ;). Wiem jednak, że nie każdy będzie sobie tak dobrze radził z obsługą ekranu o tej przekątnej. Choć warto zauważyć, że 5,9-calowy ekran nie zawsze równa się wielkiej obudowie – jak w tym przypadku. Wystarczy spojrzeć na przestrzeń roboczą, jaką mamy np. w iPhone 6S Plus w porównaniu właśnie z Huawei Mate 9 – jak widzicie, smartfon Apple, mimo dużo mniejszej przekątnej, fizycznie ma większe wymiary. Zatem zapamiętajcie raz na zawsze: nie przekątna ekranu świadczy o wymiarach smartfona.
To jeszcze na koniec spójrzmy na poszczególne krawędzie Mate’a 9:
– lewa: szuflada na dwie karty nanoSIM lub nanoSIM + microSD,
– prawa: przyciski do regulacji głośności i włącznik,
– górna: 3.5 mm jack audio i port podczerwieni (irda),
– dolna: złącze USC typu C oraz dwie maskownice głośników (dźwięk wydobywa się z jednej),
– tył: dwa obiektywy aparatu, podwójna dioda LED, laserowy autofokus oraz czytnik linii papilarnych; przy dolnej krawędzi wszelkie oznaczenia i logo Huawei,
– przód: głośnik, czujnik światła, dioda powiadomień i frontowa kamerka; pod ekranem: logo Huawei.
Wyświetlacz – duża przestrzeń robocza przy obudowie niewielkich wymiarów
Największą zaletą Huawei Mate 9 jest jego wyświetlacz o przekątnej 5,9”, który umieszczony jest w obudowie o relatywnie małych wymiarach. Wszystko to dzięki zapełnieniu przedniej tafli urządzenia dużą przestrzenią roboczą, wokół której są bardzo wąskie ramki – mniejsze przy lewej i prawej krawędzi, nieco większe nad i pod ekranem. A teraz do rzeczy, jaki jest sam ekran?
Zacznijmy od rozdzielczości, która zawsze dzieli obserwatorów rynku na jej zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi stwierdzą, że Full HD, czyli 1920 x 1080 pikseli, przy tak dużym ekranie jest całkowicie wystarczająca i dodatkowo pozwala wydłużyć czas pracy baterii i utrzymać końcową cenę modelu na akceptowalnym poziomie (no, może nie w tym przypadku…). Druga z grup, czyli zwolennicy QHD, będzie zarzucać, że będą tu widoczne poszarpania czcionek i krawędzi ikon, przez co sprzęt nie dla każdego okaże się odpowiedni.
W rzeczywistości zagęszczenie pikseli na poziomie 373 ppi jest całkowicie wystarczające podczas codziennego użytkowania Mate’a 9 – niezależnie od tego, co na nim robimy. Wszystko za sprawą tego, że telefon trzymamy w pewnej odległości od oczu, a nie z bliska – to właśnie wtedy można dojrzeć wspomniane nieostrości czy poszarpania (bo, owszem, z bliska są widoczne i nie będę tego negować). Osobiście uważam też, że Full HD jest tu rozdzielczością jak najbardziej na miejscu, bo QHD przełożyłoby się najpewniej na krótszy czas pracy, wyższą cenę, a wykorzystalibyśmy jej potencjał wyłącznie w okularach wirtualnej rzeczywistości.
Kolejna kwestia – jasność wyświetlacza. Minimalna wynosi 4 nity i nie mogę mieć do niej zastrzeżeń; nocą nie razi w oczy, zwłaszcza, gdy dodatkowo uruchomimy ważny dla nas tryb ochrony oczu, który ogranicza emitowanie niebieskiego światła. Jasność maksymalna natomiast to świetne 668 nitów, które idealnie sprawdza się podczas słonecznych dni. Dodatkowo warto wspomnieć o obecności czujnika światła, któremu możemy zostawić zadanie automatycznego regulowania jasnością ekranu w zależności od panujących warunków oświetleniowych. Jak przystało na high-endowy smartfon, radzi sobie z tym zadaniem bezproblemowo – szybko reaguje na każdą zmianę oświetlenia.
Przechodząc dalej, równie istotnym tematem jest temperatura barw. Jeśli komuś nie odpowiadają domyślne ustawienia ekranu w tej kwestii (neutralne z lekkim zboczeniem w kierunku zimniejszych barw), może to zmienić – przestawiając na zimniejsze, cieplejsze lub wybrane przez siebie barwy. Dzięki temu każdy z nas ma możliwość dostosowania wyświetlanych treści pod swoje preferencje. Warto tu wspomnieć jeszcze, że kąty widzenia są wprost rewelacyjne, a reakcji na dotyk nie można zupełnie nic zarzucić. W nieco innym miejscu ustawień (nie w Ekranie, a w Inteligentnej pomocy) znajdziemy też tryb obsługi ekranu w rękawiczkach oraz tryb wyłączenia dotyku (ochrona przed przypadkowymi dotknięciami).
Z punktu widzenia użytkownika Huawei Mate 9, bardzo istotny jest jeszcze jeden temat, a mianowicie tryb ekranu. Domyślnie ustawiony jest średni lub duży – zabijcie, ale nie pamiętam. W każdym razie wyświetlane czcionki i ikony na ekranie są strasznie wielkie, przez co w ogóle nie można mówić o wykorzystaniu potencjały tak dużej powierzchni roboczej. Na szczęście możemy to zmienić – do wyboru są w sumie trzy tryby: mały, średni i duży. Wszystkie screeny dołączone do tej recenzji przedstawiają ekran w trybie małym, w którym to na wyświetlaczu mieści się o wiele więcej treści niż w pozostałych dwóch.
Jeśli chodzi o wprowadzanie tekstu, domyślnie do dyspozycji mamy klawiaturę SwiftKey, ale mi nieszczególnie przypadła do gustu. Po jakimś czasie zmieniłam ją na klawiaturę z czystego Androida – to, z jakiej klawiatury będziecie korzystać – na szczęście jest kwestią zupełnie indywidualną, a do wyboru aplikacji w Google Play jest cała masa.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Oprogramowanie, interfejs, działanie. Błędy?
3. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i). Czytnik linii papilarnych
4. Aparat i mnóstwo przykładowych zdjęć
5. Czas pracy. Szybkie ładowanie. Podsumowanie
Mate 9 – pierwszy smartfon Huawei z Androidem 7.0 Nougat i EMUI 5.0
Na konferencji, podczas której Mate 9 został zaprezentowany, powiedziane zostało wprost, że urządzenie oddawane jest w nasze ręce z oprogramowaniem, które może zawierać błędy. Co więcej, przedstawiciele Huawei zapewniali, że jeszcze przed rynkowym debiutem wydana zostanie aktualizacja, która te błędy naprawi. Niestety, mimo że od premiery modelu minęły już ponad dwa tygodnie, update się nie pojawił.
Ale w tym miejscu muszę wspomnieć o dwóch rzeczach. Pierwsza jest taka, że jestem naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczona tym, jak szybko urządzenie trafiło do sprzedaży w Polsce. Bo o ile mnie pamięć nie myli, to najszybsza premiera smartfona Huawei. Co więcej, nie kojarzę, by w innych krajach był już dostępny, ale tu mogę się mylić. Druga rzecz natomiast jest taka, że – mimo licznych błędów, które napotkałam podczas codziennego użytkowania – Mate 9 jest świetnym smartfonem. A może być tylko lepiej!
No dobra, co to za błędy? Wypunktujmy te, które mi się przydarzyły i znane są również innym recenzentom (dzięki Paweł vel Mobzilla, Konrad z ROOTBLOG.it i Krzysiek z Galaktyczny.pl za konsultację!):
- biały ekran pojawiający się ot tak – trzykrotnie zdarzyło mi się, że podczas korzystania z dowolnej aplikacji ekran stał się cały biały, po czym po kliknięciu Home wszystko wracało do normy,
- na belce powiadomień często, ale nie zawsze, wyświetla się sama liczba otrzymanych wiadomości mejlowych, ale bez informacji o nadawcach i tytułów,
- korzystając z aparatu w trybie nocnym (moim ulubionym), telefon odlicza w górę, a nie w dół (jest to dość irytujące, bo w tym trybie czas naświetlania dobiera się sam, przez co nigdy nie wiemy, jak długo będzie robiło się zdjęcie; np. gdy naświetla 30 sekund, to nie odlicza 30, 29, 28… tylko od 1 do 30),
- przełącznik wibracji w trybie cichym, w którym to wibracje się wyłączone, znajduje się w pozycji włączonej, a powinien być wyłączony (i odwrotnie: gdy wibracje są włączone, przełącznik jest wyłączony, a powinien być włączony),
- GPS czasem się gubi i wolniej łapie fixa niż P9,
- przeglądając zdjęcia w galerii czasem (ale nie zawsze) zdarza się, że nie nadążają się wczytywać miniaturki kolejnych fotografii,
- problem z Endomondo, które przy dłuższym działaniu w tle przestaje działać, znany z poprzednich smartfonów Huawei, niestety, wciąż istnieje.
To chyba tyle błędów w interfejsie, które zauważyłam i które mnie w jakimś stopniu dotknęły. Nie były one jakoś strasznie irytujące – no, może poza GPS-em, który dość często się gubił (a testowany był w różnych miejscach, m.in. w Wiedniu, Bari czy Porto) i muszę przyznać, że mimo ich występowania, z Mate’a 9 korzystało mi się bardzo przyjemnie.
Choć osoby, które dotychczas miały styczność ze smartfonami Huawei (lub Honor) będą musiały się przestawić, bo EMUI 5.0 wygląda trochę inaczej niż poprzednia wersja interfejsu, przez co poszczególne opcje ma poukrywane nieco w innych miejscach. Trzeba trochę czasu, by się przyzwyczaić do nowego wyglądu i do tego, że część funkcji działa odwrotnie, niż miało to miejsce w EMUI 4.0/4.1 (np. w przypadku aplikacji, którym przyznajemy możliwość działania po wygaszeniu ekranu – tu zaznaczamy te, które mają być zamknięte, podczas gdy w poprzednich wersjach oprogramowania – te, które miały działać).
Podczas prezentacji Huawei chwalił się opracowaniem algorytmu, który ma uczyć się naszych zachowań i sposobu korzystania z telefonu i później wykorzystywać tę wiedzę do zarządzania pracą smartfona, w tym przede wszystkim RAM-em i baterią. Nie wiem na ile ten algorytm zdążył nauczyć się mojego użytkowania telefonu, ale po tych dwóch tygodniach Mate 9 działał dokładnie tak samo szybko, jak po wyjęciu z pudełka. Wspomniany algorytm ma spowodować, że taki stan rzeczy utrzyma się przez wiele długich miesięcy, ale czy tak będzie – trudno to zweryfikować.
Chciałabym też powiedzieć, że zniknęły problemy z powiadomieniami, a właściwie z ich pojawianiem się, gdy ekran jest wygaszony, ale niestety musiałabym Was wtedy okłamać. W większości, gdy oczywiście umożliwimy konkretnym aplikacjom możliwość działania po wygaszeniu ekranu, powiadomienia przychodzą od razu, ale zdarza się, że np. z Menadżera stron lub Messengera nie przychodzą w ogóle – nie jest to jednak nowy problem, podobne sytuacje zdarzały mi się już wcześniej przy P9, Honorze 8 i innych smartfonach Huawei/Honor.
Przywołam jeszcze tylko, że za naprawdę płynne i wydajne działanie Huawei Mate 9 odpowiada ośmiordzeniowy procesor Kirin 960 (4x Cortex A73 2,4GHz + 4x Cortex A53 1,8GHz) z Mali-G71 MP8 w połączeniu z 4GB pamięci operacyjnej RAM i systemem operacyjnym Android 7.0 Nougat z nakładką EMUI 5.0. Jak zestaw ten sprawdza się w testach syntetycznych? Spójrzmy na wyniki uzyskane w najpopularniejszych benchmarkach:
AnTuTu: 122431
Quadrant: 40890
GeekBench 4:
single core: 1917
multi core: 5934
3DMark:
Ice Storm: 25204
Ice Storm Extreme: max
Ice Storm Unlimited: max
Patrząc na powyższe łatwo wywnioskować, że wymagające gry dla Mate’a 9 nie stanowią żadnego wyzwania. Mam tu na myśli takie tytuły, jak GTA: San Andreas, Dead Tigger 2, Real Racing 3 czy Asphalt 8: Airborne.
Ale wróćmy jeszcze do tematu interfejsu i funkcji, jakie oferuje. Jak przystało na Huawei, jest ich sporo:
- przechodzenie do ostatniej otwartej aplikacji przez dwukrotne naciśnięcie ikony ostatnio otwartych aplikacji (świetna sprawa, bardzo często korzystam),
- aplikacja bliźniacza, znana z MIUI, po włączeniu aplikacji bliźniaczej można logować się do dwóch różnych kont w tej samej aplikacji jednocześnie,
- zmniejszanie widoku ekranu, by móc korzystać jedną ręką (tzw. tryb jednoręczny),
- układ ekranu głównego – 4×5, 5×4 lub 5×5,
- możliwość korzystania z telefonu z pozycji poziomej nawet na ekranie domowym lub spisie aplikacji,
- WiFi+: inteligentnie przełącza się między WiFi a transmisją komórkową oraz włącza WiFi automatycznie, gdy znajduje się w zasięgu znanej sieci,
- WiFi Direct,
- Stereo+: orientacja pozioma automatycznie przełącza dźwięk w tryb stereo,
- przyciski systemowe – możemy zmienić ich kolejność oraz dodać czwarty – ściąganie belki z góry; nie ma możliwości ich chowania,
- przycisk wiszący: szybki dostęp do funkcji wstecz, home, ostatnie zadania, blokada ekranu i optymalizacja jednym dotknięciem,
- sterowanie ruchem (obrócenie, by wyciszyć; podnieś, by wyciszyć; przyłóż telefon do ucha, by odebrać połączenie)
- gesty knykciem (inteligentne zdjęcie ekranu: stuknij dwa razy knykciem, aby zrobić zdjęcie ekranu albo zakreśl knykciem zamknięty obszar na ekranie, aby zrobić zdjęcie części ekranu; Stuknij, aby rozpocząć lub zatrzymać nagrywanie filmu z przebiegu działań na ekranie; stuknij i narysuj literę S, by wykonać przewijane zdjęcie ekranu; otwieraj aplikacje kreśląc litery; stuknij knykciem i narysuj linię w poprzek ekranu, by włączyć tryb podzielonego ekranu),
- kontrola głosowa (wszelkie komendy nie działają w języku polskim): budzenie głosem za pomocą ustawionego słowa wybudzającego (na „hej tabletowo” reaguje bez problemu) i późniejsze wyszukiwanie telefonu przez komendę „where are you” (uruchamia się dźwięk, wibracja i świeci LED aparatu); szybkie łączenie (kiedy ekran jest wyłączony, przytrzymaj wciśnięty przycisk zmniejszania głośności, kiedy usłyszysz sygnał, wypowiedz nazwę kontaktu); odbieranie połączenia za pomocą głosu (answer call lub reject call),
- multi-ekran (MirrorShare zwane jako Miracast),
- zaplanowane włączanie i wyłączanie,
- aplikacje sieciowe – decydujemy, które aplikacje mogą działać tylko przez WiFi, tylko przez sieć komórkową lub i tak, i tak,
- przypomnienie o zużyciu danych komórkowych – dzienne i miesięczne (względem limitu ustawionego przez użytkownika),
- prosty styl ekranu – minimalistyczny i przejrzysty ekran główny o prostym układzie u dużych ikonach,
- menadżer powiadomień: możemy ustawić jakie aplikacje mogą wyświetlać powiadomienia i w jaki sposób (pasek stanu, banery, ekran blokady),
- tryb Nie przeszkadzać,
- dodawanie kont gości i użytkowników; tryb PrivateSpace (dane w PrivateSpace są szyfrowane niezależnie i są niedostępne dla użytkowników z wyjątkiem właściciela urządzenia – czyli nic innego, jak tryb prywatny),
- drukowanie z poziomu telefonu,
- możliwość zmiany motywów,
- aplikacja Zdrowie.
Nie ma możliwości wybudzenia ekranu przez dwukrotne tapnięcie.
Osobiście bardzo spodobały mi się dwie funkcje dostępne w aplikacji galeria – pierwszą jest możliwość edytowania zdjęcia z opcją rozmazania tła (ale to chyba było już w P9, jeśli mnie pamięć nie myli), a także szybkie wysłanie wybranych zdjęć do druku lub eksportowanie ich do PDF-a.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Oprogramowanie, interfejs, działanie. Błędy?
3. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i). Czytnik linii papilarnych
4. Aparat i mnóstwo przykładowych zdjęć
5. Czas pracy. Szybkie ładowanie. Podsumowanie
Zaplecze komunikacyjne
- LTE/ dual SIM: tu chyba największe rozczarowanie – a przynajmniej według mnie, bo dual SIM nie jest aktywny. Tak, dobrze czytacie, w biznesowym smartfonie, na jaki pozycjonowany jest Mate 9, znajdziemy dual SIM pasywny (standby). Szkoda. Dodatkowo jest hybrydowy, co oznacza, że musimy podjąć decyzję – korzystamy z dwóch kart nanoSIM czy z jednej nanoSIM i karty pamięci microSD. Warto zauważyć, że oba gniazda SIM obsługują LTE, ale, tu znowu, musimy zdecydować, z którego chcemy korzystać w danym momencie – wtedy drugie przełącza się w 3G. Przydatną opcją jest obecność funkcji przekazywania połączeń pomiędzy kartami SIM. Jakość rozmów na obu kartach bardzo dobra – nie uświadczyłam żadnych odstępstw od normy
- WiFi: całkowity brak problemów, a do tego WiFi+ działa fenomenalnie (zawsze podłącza do zapamiętanej sieci, gdy tylko znajdę się w jej pobliżu); siła sygnału metr od routera: – 32 dBm, dziewięć metrów dalej: – 50 dBm,
- NFC: obsługuje płatności mobilne, działa z Android Pay (oczywiście pod warunkiem, że Wasz bank wspiera usługę),
- GPS: tak, jak pisałam wyżej, na ten moment GPS niestety lubi często mylić użytkownika; mam jednak nadzieję, że to wina oprogramowania, które wkrótce ma zostać zaktualizowane,
- Bluetooth: w ostatnim czasie nie spotkałam się z żadnym urządzeniem, które miałoby problemy z tym modułem i Mate 9 również takowym nie jest; brak problemów z podłączeniem bezprzewodowych słuchawek, zegarków czy opasek inteligentnych,
- port podczerwieni (irda): to zawsze przyjemny i przydatny dodatek w smartfonach. Kiedyś twierdziłam, że dla leniuchów i/lub osób lubiących robić psikusy w sklepach z elektroniką, ale często zdarza się, że w hotelach giną piloty do TV – i wtedy z pomocą przychodzą właśnie smartfony wyposażone w port podczerwieni. Wystarczy dodać wybrane urządzenie w aplikacji Pilot i po chwili cieszyć się możliwością sterowania za pomocą telefonu. Ja tak zrobiłam z moim telewizorem Panasonic i działa bez najmniejszych problemów
- USB typu C: ładuje (o tym w osobnym akapicie), przesyła pliki, obsługuje pendrive’y,
- microSD: karty o największej pojemności, jakie mam pod ręką, czyli 128GB, Mate 9 obsługuje bez najmniejszego problemu. Oczywiście pod warunkiem, że w danym momencie nie chcę korzystać z dwóch kart SIM – wtedy opcji rozszerzenia pamięci nie ma. W ustawieniach znajdziemy funkcję odpowiadającą za przełączenie domyślnej lokalizacji pamięci z wewnętrznej na zewnętrzną. I jest to dla nas świetna informacja, bo oznacza, że można instalować pełne aplikacje i gry bezpośrednio na karcie pamięci (sprawdzone na przykładzie GTA: San Andreas). Jeśli chodzi o pamięć wewnętrzną, z 64GB do naszej dyspozycji zostaje 52,6GB.
Test pamięci systemowej – AndroBench:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 549,44 MB/s,
- szybkość ciągłego zapisu danych: 140,59 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 94,48 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 9,92 MB/s.
Głośnik – niby mono, a jednak stereo
Huawei Mate 9 jest jednym z tych smartfonów, których dolna krawędź sugeruje obecność dwóch głośników stereofonicznych. W tym przypadku faktycznie wyłącznie sugeruje, bo dźwięk wydobywa się tylko z jednej maskownicy. Nie oznacza to jednak, że dźwięk jest monofoniczny. Wszystko za sprawą tego, że wszelkie multimedia odtwarzane są również za pomocą głośnika nad ekranem, służącego standardowo do przeprowadzania rozmów telefonicznych.
W Mate 9 kwestię tą rozwiązano dość sprytnie (podobnie jak HTC w modelu 10). Trzymając smartfon poziomo, górny głośnik odtwarza dźwięk z jednego kanału audio, natomiast drugi – z drugiego, przez co możemy mówić o głośnikach stereo (w ustawieniach dźwięku znajdziemy nawet do tego odpowiednią funkcję – Stereo+, która odpowiada za automatyczne przełączanie dźwięku w tryb stereo, gdy telefon zmienia orientację z pionowej na poziomą). Jeśli natomiast korzystamy z telefonu w pionie, górny głośnik odpowiada za wysokie tony, z kolei dolny – za niższe rejestry.
No dobrze, a jak jest z samą jakością dźwięku? Niestety, Mate’a 9 nie można określić idealnym smartfonem dla melomanów. Wszystko przez to, że – o ile do połowy skali głośności dźwięk odtwarza bardzo czysto i nie można mu nic zarzucić – tak na najwyższej głośności dźwięk jest przesterowany. Co więcej, zaczyna być wtedy metaliczny i nieprzyjemny w odbiorze – moje uszy niestety nie mogły sobie poradzić słysząc utwory na maksymalnej głośności.
Jakość wyjścia słuchawkowego oceniam jako bardzo dobrą.
Czytnik linii papilarnych
Nova i Nova Plus to dwa smartfony Huawei, w których producent zastosował nową generację swoich czytników linii papilarnych. Ten sam komponent nowej generacji znalazł się teraz w Mate 9. I zdecydowanie widać różnicę, gdy porównamy szybkość działania skanera np. w Huawei P9 vs Huawei Mate 9. W tym pierwszym trzeba dosłownie chwilę przytrzymać palec na czytniku, natomiast w drugim – wystarczy go przyłożyć; całość odbywa się jeszcze szybciej niż wcześniej – trudno sobie wyobrazić, że mogło być jeszcze lepiej niż w P9, a tymczasem Huawei pokazuje, że tak. Bo choć nigdy nie narzekałam na precyzję i szybkość działania skanerów w smartfonach tego koncernu, tak teraz jest jeszcze lepiej. Serio, telefon odblokowuje się jeszcze szybciej.
W dalszym ciągu czytnik spełnia więcej zadań niż tylko zabezpieczanie smartfona przed odblokowaniem przez osoby niepowołane. Gdy nie mamy skonfigurowanego skanera, możemy za jego pomocą zrobić zdjęcie, odebrać połączenie przychodzące i wyłączyć alarm – wszystko to przez przyłożenie do niego palca; przez przesunięcie natomiast można wysunąć panel powiadomień (górną belkę) oraz przeglądać zdjęcia w galerii.
A to wciąż nie wszystko. Gdy już wprowadzimy odcisk palca i zdecydujemy się korzystać ze skanera, możemy blokować dostęp do wybranych aplikacji (przydatne zwłaszcza przy mejlach, Facebooku czy Messengerze) oraz całych folderów (funkcja: Sejf).
Powtórzę dokładnie to samo, co napisałam w recenzji Huawei Nova (skądinąd bardzo fajnego smartfona): czytniki linii papilarnych w smartfonach Huawei uważam za najlepsze na rynku i najbardziej funkcjonalne. Trudno będzie któremukolwiek innemu producentowi pobić Huawei pod tym względem. Ale trzymam kciuki, bo jestem bardzo ciekawa, jak ten segment rynku może się jeszcze rozwinąć.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Oprogramowanie, interfejs, działanie. Błędy?
3. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i). Czytnik linii papilarnych
4. Aparat i mnóstwo przykładowych zdjęć
5. Czas pracy. Szybkie ładowanie. Podsumowanie
Aparat
Odkąd Huawei rozpoczął współpracę z firmą Leica, aparaty w smartfonach tego koncernu wzbudzają sporo kontrowersji. Najwięcej z nich związanych jest z tym, czy Leica faktycznie macza palce w matrycach montowanych w urządzeniach Huawei, czy ogranicza się wyłącznie do możliwości wykorzystywania swojego logo na obudowach sprzętu i w materiałach promocyjnych. To, w którą wersję wierzymy, jest kwestią indywidualną. Jedno jest pewne, czym Huawei chwali się głośno – w Mate 9 zastosowano drugą generację matryc znanych z P9. I dobrze, bo efekty są naprawdę dobre.
Zacznijmy jednak od tego, że w Mate 9 mamy aparat dysponujący dwoma obiektywami – kolorowym 12 Mpix i monochromatycznym 20 Mpix, f/2.2, z optyczną stabilizacją obrazu (OIS), hybrydowym autofokusem, natomiast przednia kamerka ma rozdzielczość 8 Mpix f/1.9. Główny aparat nagrywa wideo w 4K (ze stabilizacją maksymalnie w 1920×1080 w 30 kl/s), natomiast frontowy – w 1920×1080.
Za ich obsługę odpowiada standardowa aplikacja aparatu, której interfejs nie zmienił się względem poprzedniej wersji EMUI. Oznacza to, że poruszanie się po aplikacji odbywa się przez przechodzenie między ekranami prawo-lewo. Z lewej strony mamy dostępnych sporo trybów (z których najważniejsze to monochromatyczny, nocny, HDR i panorama), natomiast z prawej – ustawienia. Tryb profesjonalny uruchamia się bajecznie prosto – wystarczy wysunąć belkę znajdującą się przy spuście migawki w kierunku środka ekranu. Zdjęcia z tego trybu można zapisywać w .jpg lub w formacie RAW. Wciąż jednak fotografie wykonywane w trybie monochromatycznym, w którym to również można korzystać z rozwiązań manualnych, są zapisywane jedynie w .jpg.
Zdjęcia wykonywane aparatem Huawei Mate 9 są bardzo dobre – na tym mogłabym zakończyć ten akapit i odesłać Was do przykładowych zdjęć, które załączyłam poniżej. Widać, że Huawei mocno stawia na mobilną fotografię i robi wszystko, by jego kolejne smartfony mogły się pochwalić jeszcze lepszymi osiągnięciami w tej kwestii.
I faktycznie, zdjęcia są bardzo szczegółowe, ilość detali pozytywnie zaskakuje, ale już nieco gorzej wypada odwzorowanie barw – bardziej naturalnie oddaje je aparat z P9, aczkolwiek kolory z Mate 9 można uznać, że są bliskie rzeczywistości. Autofokus łapie ostrość błyskawicznie i, co najważniejsze, celnie, dzięki czemu można zrobić zdjęcie naprawdę szybko tuż po wyjęciu telefonu z kieszeni.
W przypadku smartfonów Huawei z najwyższych serii na uwagę zasługują trzy rzeczy. Pierwszą jest tryb monochromatyczny, który jest rewelacyjny – miłośnicy czarno-białej fotografii z całą pewnością docenią jego obecność i fakt, że można w nim korzystać z trybu profesjonalnego. Drugą rzeczą jest tryb małej przysłony, która pozwala ustalić ostrość w wybranym miejscu tak, by odseparować obiekt pierwszoplanowy od tła; efekt jest świetny (zwłaszcza, gdy w grę wchodzi bokeh i ładne rozmycie nie tylko źródeł światła), ale w rzeczywistości wciąż widać, że tryb nie jest doskonały – miejscami można się dopatrzeć, że wycina za mało lub za dużo. Trzecia kwestia to tryb nocny, w którym jestem zakochana, a tu wydaje się, jakby był jeszcze lepszy. Wystarczy statyw, tryb nocny i fotografując w warunkach słabego oświetlenia możemy otrzymać naprawdę rewelacyjne fotografie – zresztą, kilka możecie zobaczyć poniżej (dla porównania załączyłam też zdjęcia zrobione w danej chwili w trybie automatycznym – różnica jest kolosalna).
W przypadku Mate 9 mamy jeszcze hybrydowy zoom, który jednak dostępny jest wyłącznie wtedy, gdy obniżymy rozdzielczość zdjęć z maksymalnej (20 Mpix – 5120×3840) na niższą – 12 Mpix (3968×2976). Jak sobie radzi – nieco niżej możecie zobaczyć przykłady. Tymczasem muszę wspomnieć jeszcze, że przy maksymalnej rozdzielczości zoom nie jest dostępny.
Przykładowe zdjęcia (jak zawsze w oryginalnej rozdzielczości – wystarczy otworzyć w nowym oknie):
Zdjęcia nocne:
Zdjęcia wykonane w trybie monochromatycznym:
Tryb małej przysłony:
Panoramy:
Selfie:
Wycinki – zoom:
Huawei Mate 9, jako pierwszy Mate w ofercie, potrafi nagrywać wideo w jakości 4K i robi to naprawdę dobrze. Obraz jest ostry i dobrej jakości, choć widoczny jest brak stabilizacji. Zastrzeżenia mam jednak do dźwięku – bo pomimo obecności czterech mikrofonów, czasem dźwięk jest zbierany tylko przez jedną stronę (tak, jakbyśmy zatkali część mikrofonów). W przypadku wideo nagrywanego w Full HD przy 30 kl/s stabilizacja obrazu wyraźnie daje o sobie znać – w bardzo pozytywny sposób.
Nieco mniej superlatyw mogę powiedzieć o nagrywaniu wideo przednią kamerką. Tutaj, nie wiedzieć czemu, występuje mocny brak synchronizacji pomiędzy obrazem a dźwiękiem. Co więcej, czasem, ale nie zawsze, występuje lekkie przekłamanie kolorów – są bardziej nasycone niż w rzeczywistości.
Chciałam wstawić Wam tutaj materiał nagrany w 4K, ale YouTube się z nim gryzie – mimo, że jest to plik mp4, serwis nie potrafi go przetworzyć. I tak jest ze wszystkimi plikami nagrywanymi w najwyższej jakości smartfonem Mate 9. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Dlatego tym razem z vimeo:
I timelapse z Porto, jako gratis:
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Oprogramowanie, interfejs, działanie. Błędy?
3. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i). Czytnik linii papilarnych
4. Aparat i mnóstwo przykładowych zdjęć
5. Czas pracy. Szybkie ładowanie. Podsumowanie
Czas pracy to jedna z największych zalet Mate’a 9. A szybkie ładowanie potrafi uratować tyłek
Czas pracy na jednym ładowaniu był dużą zaletą każdego przedstawiciela serii Mate, ale ze wskazaniem na siódemkę – w ósemce aż tak bardzo nie wychwalałam tego elementu. Ale w przypadku Mate’a 9 znów mogę mówić praktycznie same dobre rzeczy na temat działania telefonu z dala od ładowarki. A o tym, jak i jak długo się ładuje, też mogę mówić – bo zdecydowanie jest o czym. Przejdźmy do konkretów.
Pod obudową Huawei Mate 9 umieszczono ogniwo o pojemności 4000 mAh. W praktyce pozwala na pełny dzień działania w rękach naprawdę wymagającego użytkownika lub dwa dni (a przy odrobinie szczęście nawet trzy), jeśli ktoś mniej intensywnie korzysta z telefonu.
Jak możecie zobaczyć na screenach załączonych przeze mnie poniżej, najczęściej Mate 9 w moich rękach działał dzień, z czego na włączonym ekranie (SoT) – 6,5-7 godzin. Co ważne, jest to czas uzyskiwany wyłącznie na danych komórkowych i z automatyczną jasnością ekranu. Gdy jasność zwiększałam do maksimum, do tego włączałam GPS i często używałam funkcji robienia zdjęć, telefon rozładowywał się po około czterech godzinach działania na włączonym ekranie. Najdłuższy SoT „wyciągnęłam” korzystając z telefonu wyłącznie na WiFi i z automatyczną jasnością ekranu – 9 godzin i 15 minut.
Teraz już najprawdopodobniej nie dziwicie się, dlaczego uważam, że czas pracy jest jedną z najmocniejszych stron Huawei Mate 9. Ale nawet, gdy telefon się rozładuje, bardzo szybko można go postawić na nogi. Wszystko za sprawą super szybkiego ładowania.
Zdarzyło mi się jednego dnia wrócić z jakiegoś wylotu. Musiałam szybko wskoczyć do warszawskiego mieszkania, ogarnąć się i wyjść na wieczorne spotkanie, w międzyczasie podłączając w pełni rozładowanego Mate’a 9 do ładowania. Miałam dosłownie 15 minut na doprowadzenie siebie i telefonu do porządku. I wiecie co? Udało się. Mate 9 w zaledwie kwadrans podładował się do poziomu 33%, co pozwoliło mi spokojnie przetrwać długi wieczór.
Pełny cykl ładowania Huawei Mate 9 szybką ładowarką dołączaną do zestawu trwa 2 godziny i pięć minut. Przy czym pierwsze 50% ładowane jest bardzo szybko – w zaledwie pół godziny (10% w 7 minut, 38% w 20 minut, 55% w 30 minut, 70% w 40 minut, 81% w 50 minut, 87% w godzinę), po czym proces zwalnia i telefon ładowany jest prądem o mniejszym natężeniu. Z doświadczenia wiem, że najdłużej trzeba czekać aż telefon dociągnie od 85% do pełna – godzinę ładuje od 87% do 100%.
Podsumowanie
Chciałabym napisać, że Huawei Mate 9 jest smartfonem kompletnym, który mogę polecić każdemu. I tak naprawdę niewiele zabrakło, by takie słowa zostały przeze mnie przelane na klawiaturę. Do pełni szczęścia brakuje w tym modelu aktywnego dual SIM oraz ładowania indukcyjnego lub choćby jakiegoś, choćby najmniejszego stopnia ochrony przed warunkami zewnętrznymi.
Albo… obniżenia ceny, która w momencie premiery – chyba się ze mną zgodzicie – jest dość wysoka. Przypomnę, że wynosi 2999 złotych. I choć to standard w przypadku większości flagowców, szkoda, że Huawei zaczął iść tą samą drogą. Ale nie jest to wcale dziwne – przez wiele lat firma oferowała produkty dużo taniej niż konkurencja, do czego nas przyzwyczaiła, a teraz, po szeroko zakrojonej kampanii reklamowej z Lewandowskim czy Messim, budżet musi się zgadzać… To nie magia, a biznes w najczystszej postaci.
Wracając jednak do Mate’a 9 – jeśli jesteście nim zainteresowani i chcecie wydać 3 tysiące złotych, nie będziecie zawiedzeni. Bardzo przyjemnie się z niego korzysta już teraz, gdy jeszcze światła dziennego nie ujrzała zapowiadana aktualizacja. Do tego ma bardzo dobry aparat i rewelacyjny czytnik linii papilarnych, oferuje świetny czas pracy, NFC i jasny wyświetlacz, umożliwiający korzystanie z telefonu w pełnym słońcu. Musicie być jednak świadomi występujących błędów w oprogramowaniu, czasami szalejącego GPS-u, dual SIM w trybie pasywnym, a także – wciąż pojawiających się – problemów z Endomondo.
Pełna lista zalet i wad Huawei Mate 9 – poniżej.
_
Na koniec kilka słów ode mnie. Oficjalna prezentacja Huawei Mate 9 odbyła się w Monachium, 3 listopada. Byłam obecna na konferencji, miał być live, miały być świeże materiały na temat Mate 9 i Mate 9 Porsche Design, ale… jak mogliście zauważyć, nic takiego się nie pojawiło. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale mój stan zdrowia nie pozwolił mi na to – musicie mi wybaczyć, ale naprawdę wtedy umierałam i jedyne, o czym myślałam podczas tej konferencji, to żeby się jak najszybciej skończyła… :( Mam jednak nadzieję, że powyższą recenzją się zrehabilitowałam i brak relacji z premiery Mate’a 9 został mi wybaczony!
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Oprogramowanie, interfejs, działanie. Błędy?
3. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i). Czytnik linii papilarnych
4. Aparat i mnóstwo przykładowych zdjęć
5. Czas pracy. Szybkie ładowanie. Podsumowanie