Śmiało mogę powiedzieć, że przez moje ręce (i uszy) przechodzi spora ilość wszelakich modeli słuchawek true wireless. NuraTrue Pro były jednymi z tych słuchawek, które chciałem przetestować od momentu, gdy tylko pojawiły się na rynku. Przyszło mi na to trochę poczekać, ale zdecydowanie było warto. Dawno żadne słuchawki TWS nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia tym, jak grają. Wrażenie robią też niestety ceną, ale może są jej warte? Sprawdźmy.
Nura to australijski producent słuchawek. Ich znakiem rozpoznawczym jest jeden z pierwszych i najlepszych systemów personalizacji brzmienia poprzez aplikację. Zaciekawiony rozpocząłem testy i… zdecydowanie się nie zawiodłem.
Specyfikacja techniczna NuraTrue Pro:
- audio: przetwornik dynamiczny z trzywarstwową membraną tytanową o średnicy 10 mm, dźwięk przestrzenny Dirac Virtuo,
- łączność: Bluetooth 5.3, kodeki SBC, AAC, Qualcomm aptX, aptX Adaptive, aptX Lossless, funkcja multipoint,
- bateria: 8 h pracy na jednym naładowaniu, łącznie 32 h z użyciem etui,
- ładowanie: około półtorej godziny (słuchawki i etui do pełna), poprzez USB-C lub indukcyjnie,
- wodoodporność: IPX4 (same słuchawki),
- mikrofony: 8 mikrofonów (2 przewodnictwa kostnego), aptX Voice,
- wymiary i waga słuchawek: 26 x 26 x 25,3 mm (18 mm wewnątrz); 8,6 g,
- wymiary i waga etui ładującego: 72,4 x 30,2 x 35 mm; 51,2 g.
Cena w momencie publikacji recenzji wynosi 1789 złotych.
Zawartość zestawu
Na moim blacie pojawiło się stosunkowo malutkie i zgrabne pudełko. Na fioletowo-czerwonej obwolucie nadrukowano sporą ilość informacji o produkcie. Po jej zsunięciu mamy już przed sobą to właściwe, czarne opakowanie. Na pierwszym planie ulokowano oczywiście same słuchawki, natomiast wszystkie akcesoria znalazły się w umieszczonym niżej kartoniku.
Zestaw sprzedażowy nie robi większego wrażenia – jest dość standardowy. Do dyspozycji dostajemy kabel do ładowania zakończony złączami USB i USB typu C, cztery pary nakładek silikonowych dokanałowych w rozmiarach XS – L oraz jedną parę nakładek piankowych. Są też dwie pary skrzydełek podtrzymujących, jedne o rozmiarze standardowym (nałożone na słuchawki), drugie nieco większe.
Wygląd i jakość wykonania
Zaczynając od etui ładującego, wielkościowo nie należy ono do bardzo malutkich. To zdecydowanie nie są gabaryty AirPods Pro 2 czy OnePlus Buds Pro, ale i tak jesteśmy w stanie włożyć je do kieszeni i całkiem komfortowo nosić. Wykonano je z matowego, bardzo dobrej jakości czarnego tworzywa sztucznego. Całość jest solidna, nic tutaj nie trzeszczy, nie ugina się i nie sprawia wrażenia tandetnego.
Na pokrywie zostało naniesione metaliczne, połyskujące logo marki Nura. Od frontu mamy zamaskowane przyciemnieniem trzy diody LED – lewa informuje o statusie baterii lewej słuchawki, prawa – analogicznie o prawej, natomiast środkowa o poziomie akumulatora w futerale. Z tyłu znalazło się tylko złącze do ładowania USB typu C.
Po otwarciu etui, w środku widzimy wyżłobienia na słuchawki, które przyczepiają się na odpowiednie miejsca magnetycznie. Wewnętrzna część klapki została wykończona z kolei czarnym tworzywem przypominającym gumę, które ma pewnie za zadanie zapobiec wizualnemu uszkodzeniu słuchawek przy zamykaniu futerału.
Same słuchawki są wprost ogromne. Naprawdę, to absolutnie największe słuchawki TWS, jakie przyszło mi testować. Co zaskakujące, ich gabaryty wcale nie oznaczają, że są niewygodne w użytkowaniu, ale o tym za chwilkę. Całościowo są one rewelacyjnie zbudowane. W całości wyprodukowano je z dobrej jakości tworzyw.
Od wewnątrz użyto błyszczącego, czarnego plastiku. Element, który umieszczamy wewnątrz ucha, jest dobrze wyprofilowany i ma dość długą, wyprofilowaną tuleję. To tu nakładamy też wspomniane wcześniej skrzydełka. Okrągła część, która odstaje nam od małżowin, jest wykonana z matowego tworzywa, a wokół niego znalazł się metalowy pierścień, wykończony na ciemnoszaro, podobnie jak logo na środku.
Wygoda użytkowania
Jak już zdążyłem wspomnieć akapit wyżej, mimo tak pokaźnych gabarytów słuchawki zaskakująco dobrze leżą w uszach. Powodem tego jest fakt, że część, którą rzeczywiście umieszczamy w uchu, jest właściwie dopasowana, a silikonowe skrzydełka poprawiają stabilność i izolację. Główny, okrągły element, wystaje poza małżowiny, w efekcie czego nie uwiera. Tuleje są długie, przez co jeszcze lepiej wspomagają pasywną izolację.
To wszystko sprawia, że przez zdecydowaną większość czasu NuraTrue Pro były niemal bezproblemowe w moich testach. Początkowo miewałem problemy z odpowiednim umieszczeniem ich w uszach, co objawiało się odczuwalnym brakiem izolacji. Wówczas wystarczy jednak nieco przekręcić słuchawkę, by właściwie ulokowała się i dobrze wypełniła ucho. Co również mnie pozytywnie zaskoczyło – nawet, gdy korzystałem z nich przez długie godziny, nie powodowały dyskomfortu, uczucia ciężaru, ani ucisku.
Łączność i kodek aptX Lossless
Słuchawki zostały wyposażone w Bluetooth 5.3 z kodekami SBC, AAC, aptX, aptX Adaptive oraz aptX Lossless. I tutaj zatrzymajmy się na chwilę, bowiem ostatni wspomniany, czyli Lossless, należy do nowych kodeków, a NuraTrue Pro to jedne z pierwszych słuchawek rynku, które go oferują. O co ten cały ambaras?
Qualcomm zaprezentował aptX Lossless jesienią 2021. Jest on powiązany z platformą Snapdragon Sound, wspieraną przez wybrane smartfony. Kodek aptX Lossless to odpowiedź Qualcomma na wysokojakościowy protokół LDAC Sony. Działają one jednak nieco inaczej. LDAC przesyła dźwięk z przepływnością bitową na poziomie 990 kbps, głębią 24-bitów i próbkowaniem 96 kHz.
W przypadku aptX Lossless jest to 16-bit/44,1 kHz, ale bitrate to już do 1,2 Mbps. W związku z tym jesteśmy w stanie uzyskać dźwięk o jakości zbliżonej do płyt CD. Co równie istotne, jest to tzw. przesył bit-perfect, zatem dane są przekazywane w niezmienionej postaci.
I o ile sam kodek działa naprawdę świetnie, a różnica jakościowa jest wyraźnie słyszalna, tak – niestety – póki co obsługuje go garstka smartfonów. Zaliczają się do nich na ten moment m.in. Sony Xperia 1 IV i Xperia 5 IV, Asus Zenfone 9 oraz ROG Phone 6. Tego ostatniego udało mi się wypożyczyć (za co ogromnie dziękuję firmie Asus), by móc w pełni sprawdzić możliwości jakościowe NuraTrue Pro.
Tu ważna informacja – ani telefony, ani aplikacja nie informują nas wprost o używaniu kodeku Lossless. Statusem pokazującym, że z niego korzystamy, jest tylko napis aptX Adaptive HQ 44.1K. Jeśli korzystamy z Adaptive, wyświetla się identyczna notyfikacja, tyle, że z dopiskiem 96K zamiast 44.1K. Strasznie to zagmatwane. Ponadto, włączenie opcji dźwięku przestrzennego automatycznie przełącza nam kodek z Lossless na Adaptive.
Wracając jednak do samej łączności, przez cały okres testów nie miałem żadnych problemów na tym tle. Połączenie ze wszystkimi urządzeniami, których używam, było stabilne, nie zrywało się, a zasięg pozwalał mi na swobodne poruszanie po domu.
Opóźnienia są z kolei na tyle niskie, że oglądanie filmów z użyciem NuraTrue Pro nie stanowi problemu. Dodam jeszcze, iż Nura nie zapomniała o trybie multipoint, co doceniam, zatem słuchawki bez trudu połączą się z dwoma urządzeniami jednocześnie.
Aplikacja Nura – proces personalizacji dźwięku
Aby w ogóle móc dokonać pierwszej konfiguracji naszych True Pro, musimy zaopatrzyć się w aplikację Nura, dostępną na urządzenia z systemem Android oraz iOS. I nieprzypadkowo mówię „musimy”, bowiem po pierwszym włożeniu ich do uszu otrzymujemy komunikat głosowy o konieczności uruchomienia apki i wykonania testu personalizującego dźwięk.
Wspomnę w kilku słowach o samym procesie wykonywania testu. Całość dzieje się bez naszej większej ingerencji, nie musimy zbyt dużo klikać, wybierać preferencji dźwiękowych itd. Na początek słuchawki testują czy właściwie leżą w uszach, zatem przed rozpoczęciem warto upewnić się, że wybraliśmy odpowiednie rozmiary gumek.
Następnie rozpoczyna się proces skanowania kanałów słuchowych i sprawdzania, w jaki sposób słyszymy muzykę. Usłyszycie wówczas szereg dziwnych dźwięków rodem ze statku kosmicznego, zatem nie przeraźcie się – to standardowa procedura. Słuchawki mają wtedy za zadanie odczytać sygnały, którymi nasze uszy odpowiadają na emitowane dźwięki (to tak zwana emisja otoakustyczna), a silnik oparty na AI dekoduje te informacje i tworzy spersonalizowany profil dźwiękowy. Ot, taka magia.
Całość trwa około dwóch minut, a po pomyślnym teście NuraTrue Pro odtwarzają nam utwór demonstracyjny. Wówczas na ekranie aplikacji wyświetli nam się przełącznik między trybem neutralnym, a spersonalizowanym, by móc porównać i usłyszeć różnicę.
Co potrafi aplikacja?
Przejdźmy jednak do tego, co na co dzień oferuje nam aplikacja. W centrum ekranu głównego wyświetla nam się niebiesko-różowa grafika, informująca o włączonej personalizacji dźwięku. Tuż pod nią ulokowano przełącznik zmiany tryb z Personalised na Neutral, przełączający słuchawki w domyślną sygnaturę brzmienia.
Pomiędzy nimi umieszczono dwa okrągłe przyciski. Lewy odpowiada za ANC i tryb Social mode (transparentny), natomiast prawy pozwala włączyć dźwięk przestrzenny. Pod spodem znalazł się suwak Immersion Mode, dzięki któremu łatwo zredukujemy, bądź zwiększymy mięsistość basu.
Wróćmy na górę apki, bo tu znalazł się kolejny rząd przełączników. W lewym górnym rogu ulokowano przejście do ustawień słuchawek i aplikacji – do tego wrócimy. Tuż obok mamy ProEQ, czyli nic innego jak klasyczny, pięciozakresowy korektor. Przycisk Add pozwala dodać profil personalizacji kolejnego użytkownika, a Share daje możliwość udostępnienia profilu dźwięku. Ikonka baterii – jak nietrudno się domyślić – po kliknięciu ukazuje nam poziom naładowania obu słuchawek, choć etui już nie.
W ustawieniach widzimy nazwę słuchawek i aktualnie używany kodek, opcje dotyczące konta, na które jesteśmy zalogowani i – najistotniejsze – sekcję ustawień urządzenia. Tutaj możemy edytować interakcje z panelami dotykowymi oraz włączyć tryb multipoint. Co ciekawe, dopiero tu możemy całkowicie wyłączyć ANC – z pulpitu takiej opcji brak.
Nie przedłużając, pozostałe ulokowane tu opcje to między innymi czujniki obecności w uchu, tryb podwyższonej głośności oraz aktualizacja oprogramowania słuchawek.
W ogólnym rozrachunku, aplikację oceniam bardzo pozytywnie. Ma ona dużą ilość funkcji, ciekawy i estetyczny wygląd interfejsu, a także jest stosunkowo łatwa w obsłudze.
Obsługa słuchawek – gesty
NuraTrue Pro obsługujemy z użyciem paneli dotykowych ulokowanych na frontach słuchawek. Za ich pomocą można sterować odtwarzaniem, odbierać połączenia, przełączać tryby ANC i nie tylko. Lista opcji jest naprawdę pokaźna, co nie jest wcale standardem.
Wszystkie akcje da się w dowolny sposób skonfigurować w aplikacji. Domyślne znaczenia poszczególnej liczby tapnięć, wprost po wyjęciu z pudełka, wyglądają następująco:
- pojedyncze dotknięcie: lewa słuchawka – przełączanie między ANC i Social mode, prawa – wznowienie/wstrzymanie odtwarzania i odebranie połączenia,
- dwukrotne dotknięcie: lewa – asystent głosowy, prawa – następny utwór,
- trzykrotne dotknięcie: brak domyślnego ustawienia – można je ustalić samodzielnie,
- dwa dotknięcia i przytrzymanie: brak domyślnego ustawienia.
Bateria
Wedle zapewnień producenta, NuraTrue Pro są w stanie działać nawet 8 godzin na jednym naładowaniu, natomiast etui ładujące pozwala w teorii zwiększyć ten wynik do łącznie 32 godzin. Istotny jest fakt, że firma w swoich przekazach nie informuje, jak zmieniają się wyniki na baterii w zależności od używania ANC i kodeków wysokiej jakości. Jak więc wygląda to w praktyce?
Przez definitywną większość czasu użytkowania korzystałem z włączonej aktywnej redukcji hałasów, naprzemiennie z trybem transparentnym. W użyciu były zarówno iPhone 13 Pro i iPhone 14 Plus z kodekiem AAC, jak i ROG Phone 6 z aptX Adaptive i Lossless. I, co zaskakujące, w każdym z tych przypadków uzyskiwane czasy pracy były do siebie zbliżone.
Ani razu nie udało mi się uzyskać wyniku gorszego niż 7 godzin ciągłego działania, a przy użyciu iPhone’a z AAC deklarowane 8 godzin jest jak najbardziej w zasięgu ręki. Doliczając do tego doładowania w futerale, jesteśmy w stanie uzyskać około 28-32 godziny pracy, co jest wynikiem akceptowalnym, a nawet zadowalającym.
Słuchawki możemy naładować na dwa sposoby, zatem zarówno kablowo, poprzez złącze USB-C z tyłu etui, jak i na ładowarce indukcyjnej, wspierającej standard Qi. Proces ładowania samego etui trwa godzinę, a wraz ze słuchawkami około półtorej. Oprócz tego, gdy musimy szybko skorzystać ze słuchawek, 5 minut ładowania pozwala na godzinę odtwarzania muzyki.
Aktywna redukcja szumów, tryb kontaktu
Bez wątpienia w każdych słuchawkach true wireless, zaraz obok jakości dźwięku, drugą kluczową funkcją jest ANC. Tutaj jest ono hybrydowe i działa w jednym, adaptacyjnym trybie – bez możliwości regulacji poziomu redukcji. Jest też ochrona przed szumem wiatru. Konkludując, aktywna redukcja hałasów w NuraTrue Pro jest na dobrym poziomie, choć nie ukrywam, że spodziewałem się jeszcze lepszego, biorąc pod uwagę aspekt cenowy.
Nie będzie zaskoczeniem, że słuchawki świetnie radzą sobie z niskimi dźwiękami podczas podróży np. komunikacją miejską czy pociągiem, skutecznie je eliminując w znaczącym stopniu. Gorzej jest z gwarem rozmów w tle, który jest przeciętnie tłumiony, podobnie jak stukanie w klawiaturę. Na szczęście, szum wiatru nie jest straszny dla True Pro, w efekcie słuchawki nie reagują trzeszczeniem, a dobrze go wycinają.
Kolejną istotną funkcją jest tryb transparentności, czyli przepuszczania przez mikrofony dźwięków z otoczenia. Co producent to inna nazwa – tutaj nazwano go Social mode. Spełnia on swoje zadanie skutecznie. To wciąż nie jest poziom AirPods Pro 2 (nie wiem, czy którykolwiek producent jest w stanie to pobić), ale dźwięk w trybie Social mode jest dość czysty, głośny, a głosy innych osób w otoczeniu da się bez trudu zrozumieć.
Jakość dźwięku i brzmienie
Reprodukcją dźwięku zajmują się tutaj pojedyncze, 10-milimetrowe przetworniki dynamiczne z trzywarstwową membraną tytanową. Przykład tego modelu doskonale pokazuje, że to nie liczba przetworników ma znaczenie, a ich jakość i umiejętność właściwego zestrojenia.
Powiedzieć, że NuraTrue Pro grają bardzo dobrze, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Grają wprost fenomenalnie – i mógłbym śmiało odmieniać to przez wszystkie pozytywne określenia. Uprzedzając już na wstępie: bezapelacyjnie, są to absolutnie najlepiej brzmiące słuchawki TWS, jakie kiedykolwiek miałem w uszach. System personalizacji dźwięku przynosi kapitalne efekty, choć zupełnie szczerze odnoszę wrażenie, że strojenie w trybie Neutral celowo jest nieco pogorszone, by spotęgować wrażenie personalizacją. No dobrze, a teraz do rzeczy.
Soczyste, pełne, niesamowicie rozdzielcze i krystalicznie czyste – tak w skrócie można opisać brzmienie NuraTrue Pro. Bas jest potężny, mięsisty i zwarty, a przy tym fantastycznie kontrolowany. Oznacza to, że niskie tony potrafią niesamowicie mocno zaatakować i z dużą werwą wybrzmiewać, jak również delikatnie pulsować, a gdy tego potrzeba – po prostu schować się w cieniu reszty elementów pasma. Zejście w partie subbasowe jest rewelacyjne, a szczegółowość dołu robi wrażenie.
Równie pozytywnie zaskakują średnie tony. Te, mimo masywności basu, są bardzo neutralne w barwie i bliskie, ani odrobinę nie przytłumione. Tym, co chyba najbardziej wyróżnia True Pro, jest rozdzielczość. Słuchawki bezbłędnie oddają każdy najmniejszy detal muzyki, zatem umieją odwdzięczyć się, gdy otrzymają dobrej jakości źródło, ale potrafią też obnażyć wszelkie niedoskonałości słabej jakości dźwięku (nie zalecam słuchania Spotify czy YouTube Music) czy po prostu miernie zrealizowanego masteringu.
Wysokie tony nie uległy choćby najmniejszemu wycofaniu, a mimo to są oazą spokoju i łagodności. Uniknięto w nich wyciągania sybilantów i syczenia, co niezwykle cieszy. Jeśli chodzi zaś o scenę dźwiękową, śmiało mogę powiedzieć, że jest spora, dobrze rozciągnięta i napowietrzona, co wcale nie jest standardem w słuchawkach true wireless.
Dźwięk przestrzenny
Producent zastosował tu także system dźwięku przestrzennego Dirac Virtuo. Marka Dirac jest dobrze znana w świecie audio, a jej rozwiązania strojenia są stosowane w urządzeniach mobilnych, domowym audio i w samochodach. Możemy je spotkać na przykład w smartfonach Asusa. Virtuo z kolei z powodzeniem zostało zastosowane w kilku innych modelach słuchawek.
Istotnie, Dirac Virtuo to nic innego jak mechanizm generowania holografii dźwięku poprzez algorytmy. Oznacza to, że każdy dźwięk z dowolnego źródła stereo jest sztucznie uprzestrzenniany. Jednak o ile w większości słuchawek sztucznie tworzone spatial audio wypada blado, tak tu efekt jest subtelny, ale nie rujnujący brzmienia.
Po jego włączeniu brzmienie rzeczywiście zyskuje na uzyskaniu wrażenia przestrzenności, poczuciu zwiększenia sceny dźwiękowej i delikatnego wzmocnienia basu. Niestety, odbywa się to kosztem słyszalnego zmniejszenia szczegółowości dźwięku, więc coś za coś. Nie bez powodu też kodek aptX Lossless i Dirac Virtuo wykluczają się.
Jakość połączeń
Na koniec kwestia rozmów telefonicznych, do której mam zastrzeżenia. Na papierze wszystko wygląda tak, jak powinno – mamy tu osiem mikrofonów, z czego dwa przewodnictwa kostnego i technologię aptX Voice.
W rzeczywistości, NuraTrue Pro fantastycznie spisują się podczas rozmów, ale głównie w cichym otoczeniu. Schody zaczynają się, gdy znajdujemy się w miejscu, gdzie z jakiegokolwiek powodu jest głośno – ruchliwa ulica, autobus, centrum handlowe. Wówczas słuchawki nie radzą sobie z wycinaniem dźwięków tła, przez co nasz rozmówca słyszy nie tylko nas, ale niemal wszystko dookoła. Szkoda.
Podsumowanie
Recenzja wyszła długa, więc niech chociaż podsumowanie będzie (w miarę) skompresowane. Nie mam cienia wątpliwości, że NuraTrue Pro to jedne z najmocniejszych słuchawek true wireless na rynku, a pod względem jakości dźwięku – może nawet i najlepsze – a już na pewno wśród tych, które osobiście testowałem. Funkcji jest dużo, przez co są one niemal do bólu kompletnym produktem.
Do zalet tego modelu zaliczam oczywiście wybitne brzmienie i godny podziwu system personalizacji dźwięku, wysoką jakość wykonania oraz zaskakująco dobrą wygodę użytkowania. Czas pracy na baterii jest dobry, obecność ładowania indukcyjnego cieszy, a aplikacja ma dużą ilość funkcji, włącznie z ogromnymi możliwościami dostosowania przycisków dotykowych.
Ponadto, stabilność połączenia nie dawała mi powodów do narzekań, cieszy także obecność trybu multipoint, dużej ilości kodeków audio w tym tego najnowszego, czyli aptX Lossless.
Czy absolutnie wszystko poszło tak jak trzeba? Nie do końca, gdyż w moim odczuciu jakość rozmów odstaje nawet od niekiedy tańszych słuchawek. Konstrukcyjnie nie mogę nie wspomnieć, że są po prostu ogromnymi słuchawkami, co może odstraszać, choć finalnie i tak są wygodne. ANC jest tutaj dobre, ale od słuchawek w tej cenie oczekiwałbym jeszcze wyższego poziomu.
No właśnie, cena. NuraTrue Pro zostały wycenione na niemal 1800 złotych, co czyni je jednymi z najdroższych słuchawek TWS na rynku – przewyższają je tylko Bang & Olufsen EX, które oficjalnie startowały z pułapu 2279 złotych (teraz można je kupić za około 1900-2000 złotych).
Nie oszukujmy się, to po prostu koszmarnie dużo jak za słuchawki i to nie podlega dyskusji. Zwłaszcza, że mówimy pchełkach true wireless. Mimo to, ich brzmienie ma w sobie to coś. Coś, co przyciąga i sprawia, że nie chce się wyjmować ich z uszu, tylko pochłaniać kolejne utwory.
Czy zatem polecam ich zakup? To już zależy od zasobności Waszego portfela i czy w ogóle jesteście w stanie przełknąć taki wydatek na słuchawki. No i od tego, czy jesteście mocno zapaleni na punkcie świetnego audio, a jeśli już do takich osób należycie – nie zawiedziecie się.
_
Podziękowania dla Asusa za podesłanie smartfona do testów słuchawek!
–
Słuchawki zostały przekazane do testów przez dystrybutora marki Nura w ramach barteru, przy czym nie miał on wpływu na naszą opinię, ani – tym bardziej – wglądu do materiału przed jego publikacją.