Recenzja myszek z rodziny Steelseries Prime – trojaczki dla wymagających graczy


Przy okazji recenzji myszki Steelseries Rival 5 wspomniałem, że niedługo na moim biurku zagości coś zupełnie innego. Przez ostatni miesiąc korzystałem na zmianę z wszystkich przedstawicieli rodziny Steelseries Prime i tym samym miałem okazję, żeby wyrobić sobie zdanie o tych gamingowych trojaczkach. Nie bez powodu tak mówię – są to bowiem myszki, które mimo wszystko łączy bardzo wiele.

Należałoby może zacząć od tego, co charakteryzuje serię Prime – tak, żebyśmy wiedzieli, z czym mamy do czynienia. Zarówno słuchawki, jak i myszki z tej serii, są tworzone z myślą o e-sportowcach – i przy współpracy właśnie z nimi powstają. Urządzenia te przeznaczone są przede wszystkim dla profesjonalistów i nastawione są na szeroko pojęty performance.

W całkiem zauważalnej opozycji stoi tu testowany przeze mnie ostatnio Steelseries Rival 5 – mysz, którą można byłoby nazwać „zupełnie przeciętną”, bo wyposażoną zarówno w trochę więcej przycisków funkcyjnych, jak i proste, acz wystarczająco efektowne oświetlenie.

Steelseries Rival 5 (po lewej) w zestawiu z Steelseries Prime

W tym przypadku jest nieco inaczej. Zacznijmy więc może od powiedzenia głośno, że nazywanie tych myszek trojaczkami to nieprzypadkowe określenie – z punktu widzenia samej konstrukcji, naprawdę nie różni ich wiele.

Steelseries Prime oraz Steelseries Prime+ to konstrukcje niemalże identyczne, różniące się czujnikiem dla LOD oraz wyświetlaczem OLED na spodzie. Zaś Steelseries Prime Wireless zdecydowanie czerpie z nich garściami, choć siłą rzeczy w tym przypadku różnic jest więcej.

Gdyby nie kolor podświetlenia, to trudno byłoby je rozróżnić, prawda?

Wieczór zapoznawczy – rodzina Steelseries Prime

Zacznijmy może od krótkiego wprowadzenia w ceny urządzeń. Model bazowy, Steelseries Prime, wyceniony został na stronie producenta na 309,99 złotych. Kolejnym w „hierarchii” jest Steelseries Prime+, za który zapłacić trzeba 399,99 złotych.

Za dziewięćdziesiąt złotych dopłaty otrzymujemy to, o czym już wspomniałem wcześniej – wyświetlacz OLED, z pomocą którego możemy zarządzać ustawieniami myszki bezpośrednio z jej poziomu, a także dedykowany sensor Lift-Off Distance, którego pracę możemy włączać i wyłączać oraz regulować w ośmiostopniowym zakresie.

Na tle wspomnianej dwójki nieco wyróżnia się model Steelseries Prime Wireless, za który trzeba zapłacić 629,99 złotych. Sama konstrukcja jest bardzo podobna, jednak nieco różni się sensor, ślizgacze (w tym przypadku mamy do czynienia z białymi, składającymi się z czystego PTFE), jak również sposób połączenia.

Nie mam tu na myśli tylko tego, że z komputerem łączymy się bezprzewodowo – także to, że do ładowania służy gniazdo USB typu C (pozostałe modele wyposażone są w wymienny kabel microUSB). Oczywiście z gniazda USB typu C możemy skorzystać również w przypadku, gdybyśmy chcieli mysz podłączać do komputera przewodowo.

Od dołu: Steelseries Prime, Steelseries Prime+ oraz Steelseries Prime Wireless

Czas rzucić okiem na specyfikacje techniczne. Miejcie na względzie, że wszystko wskazuje na to, że różnice między przygotowanymi przy współpracy z PixArt sensorami TrueMove Pro a TrueMove Pro+, to wyłącznie dodatkowy czujnik LOD. Nieco inny sensor zastosowany został w najdroższym modelu Prime Wireless, na co zdaje się wskazywać nawet inna akceleracja (50G vs. 40G).

Rodzina Steelseries Prime – specyfikacje techniczne

ModelSteelseries PrimeSteelseries Prime+Steelseries Prime Wireless
Strona producenta*klik**klik**klik*
Cena299-309,99 zł399-399,99 zł599-629,99 zł
SensorSteelSeries TrueMove ProSteelSeries TrueMove Pro+
SteelSeries TrueMove Air
CPI180001800018000
IPS450 (mierzone na podkładkach Steelseries QcK)450 (mierzone na podkładkach Steelseries QcK)450 (mierzone na podkładkach Steelseries QcK)
Akceleracja50G50G40G
Liczba przycisków666
Waga69 gramów (z przewodem)71 gramów (z przewodem)80 gramów
Połączenieprzewód microUSB o długości 2 metrów w oplocie Super Meshprzewód microUSB o długości 2 metrów w oplocie Super Meshbezprzewodowe 2.4 GHz (lub przewodowe z pomocą USB typu C)
PrzełącznikiPrestige OM, wytrzymałość 100 milionów kliknięćPrestige OM, wytrzymałość 100 milionów kliknięćPrestige OM, wytrzymałość 100 milionów kliknięć
Innedodatkowy sensor LOD, wyświetlacz OLEDlepsze ślizgacze PTFE, czas pracy na baterii do 100 godzin

Myślę, że najważniejsze rzeczy dotyczące specyfikacji technicznej już wiecie. Tymczasem, my możemy przejść do tego, na co zapewne czekacie. Zważywszy na fakt, że „obudowa” jest wspólna, możemy omówić wszystkie modele za jednym zamachem.

Zestawy sprzedażowe

W żadnym z pudełek nie znajdziemy tak naprawdę nic ciekawego – pozwólcie więc, że oszczędzę Wam wrażeń na ten temat innych niż szybki przegląd graficzny poniżej ;).

Rodzina Steelseries Prime – konstrukcja

Myszka, choć jest bardzo prosta, to w rzeczywistości jest modelem przeznaczonym wyłącznie dla osób praworęcznych. Świadczy o tym nie tylko ułożenie dwóch dodatkowych przycisków bocznych, ale także pewne przechylenie sporej konstrukcji oraz przesunięcie głównych przycisków do lewej strony.

Steelseries Prime i Steelseries Prime+, ale.. który to który? ;)

Jeśli chodzi o bryłę, to ta jest nadmuchana, jakby balonowata, obła i na swój sposób sprawia wrażenie przerośniętej. Nie jest to jednak tak, że mogę się do czegokolwiek przyczepić – myszka bardzo dobrze, pewnie i rzekłbym, że uniwersalnie leży w dłoni. Prosty kształt, który nie jest wzbogacony o żadne wstawki z innych materiałów czy dodatkowe „wypustki” nie męczy, a przy tym sprawdza się naprawdę dobrze.

Nie da się jednak nie odnieść wrażenia, że myszka prezentuje się dosyć „biednie”. Matowy plastik, z którego wykonane jest samo urządzenie, nie robi w dotyku jakiegoś piorunującego wrażenia – choć jego wytrzymałość nie budzi wątpliwości, a brak jakiegokolwiek dopieszczenia wizualnego troszkę kłuje. Jedynym podświetlonym elementem jest tutaj kółko myszy, a jedynym „szaleństwem” producenta – umieszczenie swojego logo, w szarej i zlewającej się wręcz z tłem wariacji, pod naszą dłonią.

W tej całej konstrukcji jest jednak coś urzekającego. Steelseries Prime to myszki-sleepery – one nie muszą niczego udowadniać, bo ich rolą jest czysty performance. Dość jednak tych angielskich wtrąceń – chodzi po prostu o to, że wszystkie gryzonie z tej rodziny gwarantują świetny chwyt, bardzo przyzwoitą wagę i mają skusić do siebie użytkownika specyfikacją techniczną, a nie wyszukanym podświetleniem. Zdecydowanie ma to swój urok. Nawet kółko myszy zostało pozbawione jakiegokolwiek zdobienia – mamy do czynienia z prostymi, minimalistycznymi wcięciami.

Przewód microUSB – Steelseries Prime/Steelseries Prime+

Warto nadmienić również, że zarówno Steelseries Prime, jak i Steelseries Prime+, zostały wyposażone w wymienny przewód microUSB (szkoda…) – wtyczka ma tutaj dosyć nietypowy kształt, więc musimy nastawiać się raczej na oryginalne zamienniki. Choć przewód robi lepsze wrażenie, niż ten zastosowany w przypadku modelu Steelseries Rival 5, to nadal zdaje się odstawać od konkurencji, nomen omen, tańszej. Mamy tutaj do czynienia z czymś naprawdę przyzwoitym, ale na pewno nie z rynkową topką.

Przewód USB typu C oraz adapter do podłączania Steelseries Prime Wireless

Jeśli chodzi o dodatkowe przyciski, to tutaj jest naprawdę ubogo – wspomniałem już wcześniej, dlaczego tak jest. Mamy więc LPM, PPM, ŚPM, samo kółko myszy, dwa przyciski boczne i… tyle. No, dobra, jeszcze przycisk do zmiany DPI na spodzie – nie da się jednak przypisać mu żadnej roli użytkowej.

W przypadku modelu Steelseries Prime+ uwagę zwraca dodatkowy, umieszczony na spodzie wyświetlacz – o nim nieco później, zaś w przypadku Steelseries Prime Wireless – włącznik, którego zastosowanie wyłącznie w tym urządzeniu chyba nie budzi niczyjego zdziwienia.

Jeżeli chodzi o chwyt myszki, to tutaj naprawdę jest zaskakująco uniwersalnie – każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Na stronie producenta możecie znaleźć dokładne wymiary gryzoni wraz z „proponowanymi” chwytami. Ja dodam tylko, że w moim odczuciu przyciski boczne są bardzo wygodne i dobrze rozmieszczone, choć należy mieć z tyłu głowy, że repertuar dodatkowych guzików jest raczej skromny.

Moje pierwsze wrażenia dotyczące jakości wykonania nie były zbyt dobre – szczerze mówiąc, znacznie lepsze wrażenie zrobił na mnie Rival 5, a bezpośrednia przesiadka sprawiła, że tego rywala zacząłem wspominać jako rzecz wręcz aksamitnie miłą.

Ostatecznie dochodzę jednak do wniosku, że jakość wykonania konstrukcji stoi na najwyższym poziomie – dłoń bardzo szybko przyzwyczaiła się do materiału i zwyczajnie przestała go zauważać, a całość pozostawia po sobie bardzo solidne wrażenie. Nic nie skrzypi, nie trzeszczy, myszka niechętnie łapie jakiekolwiek zarysowania czy odciski palców, a konstrukcja jest jakby „zwarta”. Ponownie ujawnia się to, że Steelseries Prime to myszki przede wszystkim nastawione na rezultaty, a nie piękne prezentowanie się na zdjęciach.

Steelseries GG, czyli oprogramowanie

Chciałbym tej sekcji nie poświęcać nadmiernie dużo czasu. Nie tylko za sprawą tego, że omówiłem całość dosyć szczegółowo w poprzedniej recenzji, ale również dlatego, że… nie ma tu nic ciekawego.

W przypadku Steelseries Prime, możemy zmienić zaledwie kilka rzeczy. Przypisać akcje do wszystkich przycisków, edytować makro, regulować poziom podświetlenia kółka myszy, ustawić do pięciu predefiniowanych poziomów CPI i… w zasadzie tyle. Do tego dochodzi jeszcze tylko akceleracja/deceleracja, angle snapping i polling rate (do 1000 Hz, czyli odświeżania co 1 ms). Na deser, podstawowe zarządzenie wspomnianym już podświetleniem – nawet nie z poziomu osobnej karty, a funkcji wywoływanej wręcz „przy okazji” definiowania akcji ŚPM. Nie znajdziemy tu żadnych bajerów – bo i po co?

Nieco więcej dzieje się w przypadku Steelseries Prime+. W tym przypadku możemy dodatkowo ustawić własną, prostą grafikę na umieszczony na spodzie myszki wyświetlacz OLED, a także włączyć dodatkową, ośmiostopniową regulację lift-off distance.

Jeszcze inną wariację ustawień znajdziemy w przypadku modelu Steelseries Prime Wireless. Względem modelu bazowego zmienia się trochę więcej – po pierwsze, regulacja podświetlenia przenosi się do innej karty, choć wydaje się to być zupełnie zbędne, bo to jest równie proste i ograniczone. Po drugie, pojawia się tutaj kilka opcji pomagających w oszczędzaniu baterii – ustawienie czasu, po którym myszka ma być uśpiona (od 0 do 20 minut), opóźnienia przygaszania myszki, możliwość automatycznej zmiany ustawień High-Efficiency Mod oraz Illumination Smart Mode – funkcja, która wyłącza podświetlenie kółka myszy, kiedy z niej korzystamy.

Okazuje się jednak, że większość różnic sprowadza się do dużego skomplikowania podświetlenia kółka myszy – to jest nieaktywne, kiedy z myszki bezpośrednio korzystamy, świeci się, kiedy przestajemy nią ruszać, ale nieco przygasa, kiedy nie ruszamy nią nieco dłużej. W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że Steelseries Prime Wireless jest jedyną myszką, której nie wykrywa stare oprogramowanie Steelseries Engine – trzeba sięgnąć po aktualne Steelseries GG.

Wyświetlacz OLED, czyli chwila prywatności dla Steelseries Prime+

Jeszcze zanim przejdziemy do wrażeń z codziennego użytkowania każdego z trzech modeli, musimy poświęcić chwilę na dodatkowe funkcje dwóch droższych wariantów. Zacznijmy od Steelseries Prime+.

Jak już wspomniałem, na spodzie myszki umieszczony został wyświetlacz OLED, który w istocie pełni funkcję… zbędnego bajeru. Fakt, z pomocą przycisków i z poziomu tego wyświetlacza możemy zarządzać w zasadzie wszystkimi funkcjami myszy, a na samym ekraniku możemy wyświetlić informacje dotyczące tychże ustawień, logo producenta lub własną grafikę, ale… po co to wszystko?

Na ekranie Steelseries Prime+ możemy ustawić własną, prostą grafikę

W domowych zastosowaniach, tak czy siak ustawienia będziemy zmieniać w obrębie aplikacji Steelseries GG. Chyba, że ten wyświetlacz opracowano dla tych, którzy myszkę zabierają na wszelkiego rodzaju turnieje i wyjazdy. Z drugiej strony, czy profesjonalni gracze aż tak manipulują ustawieniami swojej myszy, czy może wystarczyłoby im zapamiętanie ich ulubionych?

Nie ma co nadmiernie rozwodzić się nad tym, że wyświetlacz zwiększa wagę urządzenia – to tylko 2 gramy – ale dosyć wyraźnie wpływa na cenę. Jeżeli zależy nam na solidnym LOD (wspomnę o tym jeszcze później, ale „bazowy” Prime nieco nie domaga w tym zakresie), to musimy sięgnąć właśnie po Prime+, który między innymi za sprawą tego OLED-a jest droższy o niemalże stówkę.

Steelseries Rival 5 i Steelseries Prime

W moim odczuciu, złotym środkiem byłoby ograniczenie liczebności rodziny Steelseries Prime do dwóch egzemplarzy. Pierwszym powinien być model bazowy, wzbogacony o sensor LOD (lub, jak kto woli, środkowy pozbawiony wyświetlacza), zaś drugim – bezprzewodowy flagowiec. No, ale o preferencjach zakupowych trochę później.

Życie bez przewodów, czyli Prime Wireless

Dodatkowa uwaga należy się również modelowi Prime Wireless, który – bez zaskoczeń – jest bezprzewodowy. Do bezprzewodowej pracy służy nam specjalny adapter, co ciekawe, na USB typu C. Jest on dosyć spory i w zasadzie niezbyt praktyczny, ale z pomocą przychodzi pełnoprawny kabel oraz specjalny adapter, za sprawą którego zmieniamy przewód w „przedłużkę”.

Steelseries Prime Wireless

Musimy teraz zastanowić się głośno – dla kogo jest ta myszka? Myślę, że mimo wszystko nie dla użytkowników laptopów – a jeśli takimi jesteście, to najprawdopodobniej będziecie kląć na spory adapter wystający z Waszego urządzenia. Alternatywnie do „przejściówki” dołączycie krótszy kabel USB typu C – wtedy wszystko będzie zwarte i wygodne.

Z drugiej strony, jeżeli jesteście użytkownikami komputerów stacjonarnych, to potencjalnie tak czy siak będziecie chcieli ustawić bezprzewodowy adapter możliwie blisko myszki, aby uniknąć wszelkiego rodzaju zakłóceń. Wtedy gabaryty stają się mniej istotne, ale… całość nadal mogłaby być trochę mniejsza.

Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem ruch z zastosowaniem adaptera na USB typu C – zwłaszcza, że ten sam w sobie jest dosyć duży, a przez nowe złącze nieporęczny. Z chęcią wytłumaczyłbym to parciem producenta na stosowanie najnowszych rozwiązań, ale przecież zaraz obok stoją dwa tańsze modele wyposażone w microUSB. Co, swoją drogą, jest trochę nieśmiesznym żartem…

Skoro już przy bezprzewodowej pracy jesteśmy, to warto wspomnieć o czasie pracy. Moim zdaniem deklarowane przez producenta 100 godzin to delikatna przesada – liczyć powinniśmy raczej na jakieś 70-80 godzin pracy na jednym ładowaniu, kolejne pół przeznaczając na dokarmianie naszego gryzonia. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby z Prime Wireless korzystać również w trybie przewodowym – wystarczy odłączyć „przejściówkę”, odłożyć ją gdzieś na bok i podłączyć myszkę.

Najdroższy model możemy rozpoznać m.in. po białych ślizgaczach PTFE

Skoro mamy już akapit dedykowany temu modelowi, to wypadałoby powiedzieć krótkie słowo o ślizgaczach. Muszę szczerze przyznać, że te wydają się być lepsze niż w przypadku bazowych modeli, choć ich zalety niejako „wyrównuje” wyższa waga myszki. Miks kolorystyczny na spodzie musicie ocenić sami – mi się on w jakiś pokrętny sposób podoba.

Steelseries Prime – codzienne użytkowanie

Jeżeli chodzi o gabaryty czy konstrukcję, to nie mam żadnych zarzutów – naprawdę widać, że Steelseries w tej kwestii mocno się przyłożył. Wszystkie myszki rewelacyjnie leżą w dłoni i są świetnie spasowane, a przyciski leżą dokładnie tam, gdzie powinny. W przypadku dwóch tańszych modeli trochę przyczepić można się do kabla, ale jest na pewno lepiej niż w przypadku podobnie wycenionego Steelseries Rival 5. Zwłaszcza, że przewód jest przy tym wymienny.

Rewelacyjne wrażenie zrobiły na mnie przyciski. Są dokładnie takie, jak możemy oczekiwać od myszki gamingowej najwyższej jakości i w zasadzie technologia, w jakiej zostały wykonane – optyczno-magnetyczna – dobrze oddaje charakter ich pracy. Przełączniki mają bardzo przyjemny, niski skok i wręcz zero-jedynkową pracę – są przy tym bardzo stabilne i nie ma mowy o żadnym chybotaniu się. Bardzo przyjemny jest także feedback – niski, ale jednocześnie twardy i mocny na tyle, aby nie budził wątpliwości.

Jestem kiepski w wykręcaniu rekordów CPS-ów, ale na pewno na tych modelach da się klikać bardzo szybko – sam odczułem, że jestem w stanie szybciej klikać LPM niż w przypadku wielu konkurencyjnych rozwiązań.

Nie mam specjalnych uwag odnośnie skromnych przełączników bocznych – niczym się nie wyróżniają, są całkiem przyjemne w użytkowaniu, twarde i również oferują sztywny, zero-jedynkowy skok. W moim odczuciu są także dobrze rozmieszczone, a ze względu na ich niewielką liczbę nie sposób ich pomylić ;).

Przyznam szczerze, że mam pewne zastrzeżenia co do rolki (ponownie czuję się rozpieszczony przez zupełnie inne w charakterystyce, a przy tym bezkonkurencyjne kółko magnetyczne z Logitech Anywhere 3). Skok jest mniej wyraźny niż tego bym oczekiwał i wyraźnie gubi się przy szybkim przewijaniu. Nieco zbyt dużą czułość ma też dla mnie ŚPM – podczas szybkiej chęci podskoczenia (poprzez pociągnięcie rolki w dół – pewnie większość z Was wie, o jakiej grze myślę ;)), w bardzo wielu przypadkach wywoływałem akcję ustawioną właśnie pod kliknięcie rolki.

Świetny jest dla odmiany opór stawiany przez kółko myszy, podobnie jak jej stabilność. To nie jest tak, że przy szybkim pociągnięciu za rolkę, liczba przesunięć gdzieś nam ucieka i wymyka spod kontroli – ta jest dokładnie taka, jak być powinna, rzecz w tym, że trudno ją odczytać pod palcem za sprawą mało wyczuwalnego skoku. Myślę, że wiecie co mam na myśli ;). Gdyby do tego oporu i stabilności dołożyć skok oraz nieco trudniejsze wyzwalanie wciśnięcia ŚPM ze Steelseries Rival 5, moglibyśmy mówić o kółku wręcz idealnym.

Goryczy do odczuć wynikających z kółka dodaje fakt, że rolka w najdroższym Steelseries Prime Wireless ma tendencje do skrzypienia. Parę razy zdarzyło mi się tak, że przy szybkim przewijaniu myszka zaczęła odczuwalnie i irytująco piszczeć. Wystarczyło trochę pobawić się rolką pchając ją do prawej i lewej, aby odpowiednio „zaskoczyła”, muszę jednak odnotować ten fakt w recenzji. Mam nadzieję, że to jednorazowy przypadek mojego egzemplarza (osobiście oddałbym to na gwarancję ;)), a nie defekt myszki za sześćset złotych. Zwłaszcza, że w dwóch pozostałych przypadkach, wszystko jest w porządku.

Jeżeli chodzi o ślizg i sensor, to również nie mam zarzutów, choć jak już wspomniałem, za sprawą zastosowania materiału PTFE lepiej „ślizga” się model bezprzewodowy. Pewne różnice da się też odczuć w jakości sensora – choć ten z modelu bezprzewodowego jest wolniejszy, to w moim odczuciu jest również najdokładniejszy i zwyczajnie najlepszy.

Oczywiście to nie jest tak, ze pozostałe modele Prime mają się czego wstydzić – dwukrotnie droższy model po prostu wypada w tym zakresie jeszcze korzystniej. To chyba dobrze, prawda?

Pewne zastrzeżenia mam jednak co do lift-off distance, który jest odczuwalnie zbyt duży. W tym zakresie, najlepiej wypada środkowy model Steelseries Prime+, w którym LOD możemy zwyczajnie regulować. Model bazowy zrywa połączenie zdecydowanie najwcześniej – model bezprzewodowy, choć nie ma regulacji, robi to w momencie zadowalającym na tyle, że nie ma czego się czepiać.

Innych zastrzeżeń nie mam ani do sensora, ani do codziennego użytkowania samych myszek. Wszystkie trzy modele użytkowałem zarówno na widocznej na zdjęciach podkładkach QcK Limited Edition, jak i wspomnianej wcześniej QcK Edge czy tanich modelach innych producentów – nigdy nie miałem do czego się przyczepić. Żadna z myszek nigdy się nie zacięła, ani nie zawiodła, nie mam więc większych zastrzeżeń.

Podsumowanie

Przyszedł czas na najtrudniejszą część tej recenzji, czyli podsumowanie gamingowych trojaczków. Zdecydowałem się na podsumowanie modelu środkowego – ze wspomnianych wcześniej przyczyn, jest on moim zdaniem swego rodzaju referencją. Choć oferuje nieco gorszy stosunek cena-jakość niż bazowy model, to jednocześnie za sprawą regulacji LOD staje się modelem zupełnie bezkompromisowym, dorzucając w zamian mniej lub bardziej przydatny bajer. Jeśli będziecie rozważać model bazowy, bo trochę większy lift-off distance nie ma dla was znaczenia, musicie „dodać” do zalet lepszy stosunek cena jakość – który, mimo wszystko, nadal nie wypada mistrzowsko.

A co z modelem Steelseries Prime Wireless? Cóż, jest to mysz przeznaczona dla zupełnie innych osób, które nie boją się wydać na myszkę mniej więcej 600 złotych. Czy jest to model bezkompromisowy? Szczerze mówiąc nie – chociażby za sprawą tego, że trzeba mysz w miarę regularnie ładować. Niemniej, robi naprawdę świetne wrażenie, zarówno za sprawą lepszego sensora, jak i lepszych ślizgaczy. Tak czy siak jest to model dla naprawdę zdecydowanych – nieco lepszy niż wymieniony wcześniej, wzbogacony o pracę bez przewodu, ale jednak bardzo drogi. Jeśli pieniądze nie grają dla Was roli, to zdecydowanie będzie to model najlepszy i godny polecenia.

A co z modelem Steelseries Prime+, który najbardziej przypadł mi do gustu? Cóż, nie jest to mysz wyceniona najlepiej na świecie, ale pozostawia po sobie świetne wrażenie. Wszystko działa jak należy i zdecydowanie jest to model, z którego profesjonaliści będą zadowoleni, bo w pewnych aspektach jest zwyczajnie bezkompromisowy. Mimo specyficznego w dotyku materiału nie mam też wątpliwości, że urządzenia będą bardzo wytrzymałe i dzielnie zniosą próbę czasu.

W praktyce powiedziałbym jednak, że Steelseries Prime to urządzenia dla tych, którzy naprawdę wiedzą, czego potrzebują – zwykły gracz, nawet bardzo wymagający, bez problemu zadowoli się urządzeniami po prostu tańszymi modelami. Niemniej, nie sposób nie zakończyć tej recenzji pozytywnymi odczuciami.

Myślę, że ocena 8.5/10 będzie tu jak najbardziej uczciwa – miejcie jednak na względzie, że choć Rival 5 otrzymał taką samą notę końcową, to ma on zupełnie inny charakter niż rodzina Prime.

Recenzja myszek z rodziny Steelseries Prime – trojaczki dla wymagających graczy
Zalety
minimalistyczne wzornictwo, które można pokochać
jakość wykonania
wygoda użytkowania - bardzo uniwersalna i wygodna bryła
uniwersalne oprogramowanie
świetne przełączniki
bardzo dobry sensor (najlepszy w Prime Wireless)
regulacja LOD (Prime+)
brak bajerów - jest tu tylko to, co potrzebne (to zaleta, prawda?)
Wady
wtyk microUSB (Prime/Prime+) / nie najwygodniejszy adapter USB typu C (Prime Wireless)
stosunek cena/jakość czy też cena/możliwości nie powala - jest świetnie, ale wciąż drogo
rolka pozostawia trochę do życzenia, a w Prime Wireless chyba trafiła mi się wadliwa?
8.5
Ocena
Exit mobile version