Jedni wolą gaming stacjonarny, inni – mobilny. Ci drudzy mogą zdecydować się na handheld (poręczny, ale jednak pod wieloma względami ograniczony) lub… dużo bardziej uniwersalnego laptopa gamingowego. Przez nasze ręce przeszedł właśnie MSI Sword 17 HX B14V z NVIDIA GeForce RTX 4070. To świetna maszyna dla osób potrzebujących wydajnego sprzętu na co dzień do pracy czy nauki, które jednocześnie lubią pograć i chcą mieć taką możliwość z poziomu swojego laptopa. Sprawdźmy, co ten sprzęt potrafi!
Zacznijmy jednak standardowo od sprawdzenia, co czeka na nas na pokładzie testowanego sprzętu. Specyfikacja MSI Sword 17 HX B14V (pozwólcie, że w dalszej części tekstu będę ograniczała się do skróconego MSI Sword 17) przedstawia się następująco:
- 17-calowy, matowy wyświetlacz IPS QHD+ (2560×1600 pikseli), 240 Hz, 100% pokrycia przestrzeni barw DCI-P3, 16:10,
- NVIDIA GeForce RTX 4070 (DLSS 3),
- procesor Intel Core i7 14700HX (20 rdzeni, 28 wątków, 2.10-5.50 GHz, 33 MB cache)
- Windows 11,
- 16 GB RAM DDR5,
- dysk SSD 1 TB,
- kamera HD,
- Wi-Fi 6E,
- Bluetooth 5.3,
- 3x USB 3.2 Gen. 1,
- USB Typu-C (z obsługą DisplayPort i Power Delivery),
- HDMI 2.1,
- RJ-45,
- 3.5 mm jack audio,
- akumulator 65 Wh,
- wymiary: 38,3 x 28 x 2,73 cm,
- waga: 2,6 kg.
Cena MSI Sword 17 HX B14V w momencie publikacji recenzji: ok. 8000 złotych.
Wzornictwo, jakość wykonania
JESTEM GAMINGOWYM POTWOREM! – zdaje się krzyczeć do nas MSI Sword 17. Czy to dobrze, czy źle – każdy oceni według własnych preferencji. Ja, jak od dawna wiecie, wolę minimalistyczny design, ale jestem w stanie zrozumieć ideę stojącą za tym, że po laptopie dla graczy z daleka ma być widać jego przeznaczenie (agresywne wyloty powietrza, wysunięta tylna część obudowy z portami, etc.). Rozumiem i nie mam z tym najmniejszego problemu.
O ile jednak design jest kwestią gustu (tak, będziecie się śmiać, jak później przeczytacie, że bardzo podoba mi się zastosowany myk z klawiaturą… to też kwestia gustu, ale bajer fajny!), tak obok jakości wykonania i użytych materiałów nie można przejść obojętnie. Mamy tu bowiem do czynienia ze sporą dawką tworzywa sztucznego – jasne, dobrej jakości – ale jednak tworzywa.
Zabrakło mi elementów wykonanych bardziej premium, bo o aluminiowych wstawkach nie ma tu mowy. Ponownie jednak – jeśli pozytywnie wpłynęło to na i tak już wysoką cenę urządzenia, jestem w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. Jeśli jednak oszczędności na materiałach miałyby nie odbić się na cenie produktu, narzekanie na wszechobecny plastik powinno być bardziej dosadne. Wierzę, że to cięcia kosztów, dzięki którym ten sprzęt nie kosztuje jeszcze więcej.
Laptopy gamingowe mają też to do siebie, że trudno o nich powiedzieć, by były poręczne i mobilne. To z założenia spore maszyny, które muszą mieć pod maską miejsce, by upchać wydajne podzespoły, ale też skuteczny system chłodzenia. A gdy do tego dodamy fakt, że w przypadku MSI Sword 17 mamy do czynienia z 17-calowym ekranem, otrzymujemy bestię, która waży 2,6 kg i mierzy 38,3 x 28 x 2,73 cm.
Dodam jeszcze, że podoba mi się podejście do rozmieszania portów i złączy w testowanym urządzeniu. MSI Sword 17 ma bowiem rozłożone poszczególne gniazda na lewą, prawą i tylną krawędź. Na lewej krawędzi znajdziemy USB C i USB A, na prawej – Kensington Lock, USB A, 3.5 mm jack audio, natomiast z tyłu – port ładowania, RJ45, HDMI 2.1 (8K 60Hz, 4K 120 Hz) i USB A.
Jak zatem łatwo zauważyć, jest tu dokładnie wszystko, czego potrzebować może mobilny gracz. Żadna przejściówka nie powinna być Wam do niczego potrzebna, chyba, że czytnik kart SD, bo takowego tu zabrakło. USB pod dostatkiem (szkoda jednak, że pierwszej, a nie drugiej generacji…), HDMI z obsługą monitorów obecne, a i internet po kablu podpiąć sobie można – wszystko jest zatem na swoim miejscu.
Jest też oczywiście kamerka do wideopołączeń, przy czym nie spodziewajcie się tutaj najbardziej zaawansowanego rozwiązania – jest to jednostka tylko HD, która oczywiście sprawdzi się do calli w pracy czy na uczelni, ale nie oferuje oszałamiającej jakości. Co mnie jednak cieszy, ma fizyczną blokadę prywatności. Nie ma jednak wokół czujników podczerwieni, więc nie wykorzystamy jej do rozpoznawania twarzy w ramach Windows Hello.
A skoro już przy tym temacie jesteśmy, warto wspomnieć, że i czytnika linii papilarnych w MSI Sword 17 nie uświadczymy. To z kolei oznacza, że zostaje nam rozwiązanie ostateczne, czyli korzystanie z hasła zamiast jakichkolwiek form zabezpieczeń biometrycznych. Trochę szkoda.
Warto od razu wspomnieć słowo o głośnikach, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Laptopy gamingowe w większości raczej nie chwalą się dobrej jakości audio, bo – złośliwi powiedzą, że nie muszą – przecież i tak pod maksymalnym obciążeniem w grach nie będzie nic słychać, a gracze grają raczej w słuchawkach. A tutaj miłe zaskoczenie – głośniki w MSI Sword 17 są naprawdę dobre.
Kilka słów na ten temat standardowo przygotował dla Was Kuba:
Jest jedna ważna zasada: głośniki w gamingowym laptopie… muszą być :) No dobrze, koniec tych śmieszków. Głośniki, owszem, są – i nie grają najgorzej!
Muszę pochwalić MSI, bo serio głośniki zamontowane w tym laptopie są całkiem przyzwoite – bardzo dobrze roznosi się dźwięk po otoczeniu, przestrzenie wypełniają obszar roboczy, co bardzo fajnie komponuje się z np. graniem czy oglądaniem filmów.
Przyzwoite wysokie tony, fajnie dopełniające średnie i… i brak basu :) niestety, ale niskie tony tutaj nie zawędrowały i dźwięk który powinien być soczysty i wibrować w naszym żołądku, co najwyżej lekko nas smyra po końcówkach palców. Nic dodać, nic ująć.
Działanie i wydajność, czyli NVIDIA GeForce RTX 4070 w akcji!
Zanim przejdziemy bezpośrednio do wrażeń z giercowania na MSI Sword 17, kilka słów poświęćmy technikom, obsługiwanym przez NVIDIA GeForce RTX 4070. Skupimy się głównie na DLSS, ray tracingu, path tracingu i Reflex.
DLSS to nic innego jak Deep Learning Super Sampling, czyli zbiór technologii, działających z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, których zadaniem jest zwiększenie wydajności sprzętu, idące w parze z poprawą jakości ogrywanych tytułów. Na DLSS składają się:
- Super Resolution, odpowiedzialne za zwiększenie wydajności przez generowanie klatek o wyższej rozdzielczości niż dane wejściowe,
- Frame Generation, odpowiedzialne za generowanie wyższej liczby klatek z wykorzystaniem AI,
- Ray Reconstruction, odpowiedzialne za poprawienie efektów wizualnych, związanych z ray tracingiem.
Czymże jednak jest ten ray tracing? To technologia śledzenia promieni i odbić świetlnych, której zadaniem jest stała analiza powierzchni, ich głębokości i rodzaju, by wyrenderować odpowiednie odbicia i cienie. Warto wiedzieć, że istnieje jeszcze path tracing, którego zadaniem jest natomiast tworzenie fotorealistycznych obrazów w formie scen trójwymiarowych. W efekcie otrzymujemy bogatsze efekty wizualne i bardziej realistyczny obraz.
Na deser zostawiliśmy NVIDIA Reflex – technikę, która zapewnia niskie opóźnienie w grach (nawet dwukrotnie niższe niż bez jej wykorzystania), dostosowując silnik gry tak, by renderowanie odbywało się z mniejszym obciążeniem procesora. To, co zyskujemy, to lepsza responsywność w grach, mniejsze opóźnienia i lepsze, bardziej precyzyjne celowanie.
Z technik NVIDII można korzystać w ogromnej ilości popularnych gier, a wśród nich warto wymienić choćby Cyberpunk 2077 (RT, Reflex i DLSS 3.5), Alan Wake II (RT, Reflex i DLSS 3.5) czy Dragon’s Dogma 2 (RT i DLSS 3).
No dobrze, ale skoro teorię mamy za sobą, czas na praktykę!
Już sam tytuł niniejszej recenzji powinien dać Wam do myślenia. MSI Sword 17 to wydajnościowa bestia, która nie ma problemu z najrozmaitszymi programami, z których przyjdzie korzystać Wam na co dzień – czy to do obróbki zdjęć, czy wideo – z każdym radzi sobie bardzo dobrze.
O ile jednak podczas pracy biurowej laptop pozostaje przez większość czasu cichy, tak gdy w grę wchodzą bardziej wymagające zadania – wentylatory zaczynają odgrywać swoje serenady, w efekcie czego lepiej założyć słuchawki i zagłuszyć ich szum ulubioną muzyką czy podcastem.
I nie ma się co dziwić, że MSI Sword 17 oferuje wysoką wydajność – w końcu pod jego maską kryje się procesor Intel Core i7 14700HX 2,1 GHz, 16 GB RAM, NVIDIA GeForce RTX 4070, a całość spina system Windows 11. Takie połączenie po prostu MUSI doskonale sprawdzać się na co dzień.
No dobrze, ale może jakieś konkrety? Bardzo proszę. Zacznijmy od testów syntetycznych. Standardowo sprawdziłam sprzęt w 3DMarku, z którego wynika, że MSI Sword 17 powinien bezproblemowo pozwolić na granie w Battlefield V w rozdzielczości 1440p w ponad 90 klatkach na sekundę (niektóre testy pokazały 110+).
Jak wyglądają wyniki w poszczególnych testach?
- Time Spy: 12027
- Time Spy Extreme: 5866
- Port Royal: 7520
- Speed Way: 2974
- Fire Strike Ultra: 7202
- Fire Strike Extreme: 14439
- Fire Strike: 27578
- Night Raid: 55384
- Wild Life: 60489
- Wild Life Extreme: 22190
- Steel Nomad: 2657
- Solar Bay: 52901
A jak to przekłada się na porównanie z konkurencją? Ostatnio mieliśmy z Kubą okazję testować Razera Blade 14 2024, kosztującego bagatela 13 tysięcy złotych, który to… uzyskuje tylko nieznacznie lepsze wyniki w poszczególnych testach niż sporo tańszy, testowany dziś MSI Sword 17. Dla porównania, wspomniany konkurent uzyskał 5972 pkt w Time Spy Extreme, 14755 w Fire Strike Extreme czy 3096 w Speed Way.
Czas oddać głos Kubie, który sprawdził, jak MSI Sword 17 rzeczywiście radzi sobie w grach. Na tapet wziął takie tytuły, jak F1, Gray Zone i Ghost of Tsushima, czyli same hity!
Warto na wstępie przypomnieć, że MSI Sword 17 został wyposażony w najnowszą kartę graficzną, jaką jest NVIDIA RTX 4070, procesor Intel Core i7 14700HX oraz 16 GB RAM DDR5, co w połączeniu ze sobą bardzo dobrze sprawdza się w grach – zresztą, zaraz sami zobaczycie!
Oczywiście warto podkreślić, że wszystkie układy GPU z serii RTX 40 obsługują DLSS 3.5 wraz z Ray Reconstruction, czyli algorytmem do poprawy ray tracingu i rekonstrukcji promieni, co może mieć spore znaczenie przy najnowszych tytułach, bo po prostu pozwala wycisnąć z naszego sprzętu znacznie więcej, dzięki opcji generowania klatek w grach.
Skoro już to zostało powiedziane, pora sprawdzić, co ten gamingowy potworek potrafi! Od razu zaznaczę, że gramy na najwyższych możliwych ustawieniach graficznych, w natywnej rozdzielczości ekranu (w tym przypadku to 2560×1600 pikseli), a – żeby pokazać, jak w praktyce działa technologia DLSS – zobaczycie je z włączoną oraz wyłączoną technologią. Zaczynamy!
Ghost of Tsushima Directors Cut
Nawet nie wiecie, jak mnie cieszy fakt, że PlayStation Studio postanowiło zrobić port Ducha Cuszimy na PC! Możliwość ratowania pobratymców za pomocą samurajskiego miecza ma w sobie to coś! Jeśli jeszcze nie graliście, totalnie zachęcam!
A wyniki przedstawiają się następująco:
Standardowa rasteryzacja – od 60 do 70 FPS
DLSS 3 – od 100 do 120 FPS
Tutaj różnicę widać gołym okiem. Dodajmy do tego jeszcze, że – oprócz przyrostu FPS – możemy zauważyć wzrost jakości wyświetlanego obrazu! Tak – AI autorstwa NVIDII też to potrafi!
Gray Zone Warfare
Totalna nowość, której dopiero się uczę i – nie powiem – chyba warto, bo realizm stoi na bardzo wysokim poziomie (połączenie ARMY 3 i Escape from Tarkov). Najważniejsze to brak “słodkich” skórek, które – niestety – zawędrowały do produkcji Activision (mogę tego nie komentować?). Opinia opinią, ale faktem jest, że Gray Zone Warfare jest wymagającym tytułem dla naszego sprzętu!
Standardowa rasteryzacja – od 50 do 70 FPS (czasami krótkotrwałe freezy)
DLSS 3 – od 80 do 120 FPS (problem freezów zniknął)
Tak, jak w poprzednim tytule, tutaj również jest poprawa graficzna… i to niemała! Jakość przede wszystkim otoczenia i zieleni robi niesamowite wrażenie po użyciu DLSS. Dodajmy, że w tym tytule ginie się od jednej kuli, więc lepsza widoczność jest wręcz na wagę złota.
F1 2024
Nigdy nie byłem fanem F1 (może inaczej, nigdy nie byłem fanem grania w tytuły F1), ale nie mogłem sobie odmówić przyjemności rozpoczęcia przygody, szczególnie, że ten laptop powinien sobie z tym tytułem poradzić… a czy poradził? Oceńcie sami!
Standardowa rasteryzacja – od 35 do 55 FPS
DLSS 3 – od 55 do 80 FPS
Cóż mogę powiedzieć? Bez DLSS gra byłaby straszna :)
Wyświetlacz na poziomie
Czy ja już mówiłam, że bardzo doceniam to, w jaką stronę idzie rozwój wyświetlaczy w urządzeniach wszelakich w ostatnim czasie? Tablety wreszcie doczekały się szerszego zastosowania matowych ekranów, smartwatche (zwłaszcza te tańsze) zyskują jaśniejsze ekrany, a laptopy – również gamingowe – mają coraz lepsze wyświetlacze do grania, ale też codziennego użytkowania.
W przypadku MSI Sword 17 mowa jest o 17-calowym, matowym (!) ekranie o rozdzielczości 2560×1600 pikseli i częstotliwości odświeżania 240 Hz. Nie jest dotykowy, ale nie stanowi to dla mnie problemu – jeśli mam wybierać matowy ekran, który nie obsługuje dotyku lub błyszczący, ale z jego obsługą – zawsze wybiorę pierwszy z nich.
I, muszę przyznać, wyświetlacz MSI Sword 17 pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. To, że jest matowy, i nie odbija w sobie żadnych refleksów czy naszej facjaty, pozytywnie wpływa na komfort korzystania z urządzenia, nie wpływając nadmiernie na jakość wyświetlanego obrazu, nasycenie barw czy jasność.
A skoro już o niej mowa, ekran świeci całkiem jasno, bo jasność maksymalna osiąga 435 nitów. Taka wartość – w połączeniu z matowym ekranem – sprawia, że mamy przed oczami sprzęt, który nie zawiedzie nawet, gdy podczas rozgrywki w ulubione tytuły przez okno będzie zaglądać do nas słońce.
Aaaa, i ważna rzecz – ekran rozkłada się prawie na płasko, co jest bardzo miłym dodatkiem.
Klawiatura i touchpad
Zrobiłam już mały spojler, że klawiatura mi się podoba. No bo co innego mogę napisać o klawiszach, które stworzono z wyjątkowym poczuciem smaku? Skoro mamy już do czynienia z gamingowym potworem, który – jak już wiecie – krzyczy swoim wyglądem, że nim jest, to niech ta klawiatura z tym koresponduje. I tu dokładnie tak jest, co mnie bardzo cieszy. Tak, to niby mała rzecz, mały detal, a jednak robi robotę.
Zresztą, nie tylko design klawiszy, ale też – a raczej przede wszystkim – wygoda, z jaką się na nich pisze. Napisałam na tym laptopie sporo mejli i część długich tekstów i nie mogę powiedzieć nic złego. No, może poza tym, że do umiejscowienia klawisza funkcyjnego trzeba się przyzwyczaić. Poza tym – jest wygodnie i komfortowo, a o to przecież chodzi w laptopie, który ma być nie tylko zabawką i zabijaczem czasu, ale też uniwersalnym sprzętem na co dzień.
Coś bardziej konkretnie? Nie ma sprawy. W wykorzystywanym przeze mnie teście 10FastFingers uzyskałam wynik na poziomie 100 słów na minutę, co w przypadku gamingowego laptopa jest bardzo dobrym wynikiem. Dla porównania, ostatnio testowany Razer pozwolił mi osiągnąć 98 słów.
Klawiatura w MSI Sword 17 ma 24-strefowe podświetlenie RGB, dzięki czemu można je dowolnie ustawiać i zmieniać pod własne preferencje czy nastrój w danej chwili. Do tego warto wspomnieć, że jest tu obecny wydzielony blok klawiszy numerycznych – miły dodatek dla osób, które poza graniem w gry grają też w Excela (wiecie, w co gram najczęściej? W Excela właśnie – to taki hermetyczny dowcip w naszej redakcji ;)).
Pod klawiaturą, w centralnej części, swoje miejsce znalazł touchpad. Na jego temat również nie mogę powiedzieć złego słowa. Obsługuje gesty multidotykowe, a scrollowanie treści za jego pomocą nie sprawia najmniejszych trudności. Klikanie w niego jest jednak, odnoszę wrażenie, dość głośne.
Oczywiście gładzik jest wyposażony w dwa klikalne przyciski, odpowiadające lewemu i prawemu przyciskowi myszy. Działają poprawnie i nie przysparzają problemów.
Czas pracy
Tak, wiem, co zaraz napiszecie – w przypadku 17-calowego laptopa mało kto będzie korzystał z niego poza biurem czy mieszkaniem. I pewnie macie rację, ale z testerskiego obowiązku musiałam sprawdzić, jak długo – gdy choćby zabraknie prądu – będziemy w stanie pracować czy oglądać seriale.
Standardowy scenariusz to jasność ekranu na 50%, tryb pracy baterii – zrównoważony, praca biurowa. Przy takim użytkowaniu laptop rozładował się po dokładnie 3 godzinach i 40 minutach.
Co ciekawe, podobny wynik udało mi się uzyskać przełączając się na maksymalną jasność i binge watching serialu na Netfliksie. W takim scenariuszu, laptop rozładował się po 3 godzinach i 45 minutach. Różnica zatem praktycznie żadna, a zastosowanie jednak diametralnie różne.
Za ładowanie akumulatora MSI Sword 17 odpowiada ładowarka 200 W o sporej wielkości i wadze.
Podsumowanie
MSI Sword 17 HX B14V to uniwersalny laptop, który – choć w duszy gra mu gaming – sprawdzi się również w powierzanych mu codziennych zadaniach. Wysoka wydajność przekłada się na zadowolenie użytkownika, a gdy dodamy do tego matowy wyświetlacz i bogate zaplecze złączy (z czego część z tyłu), otrzymujemy sprzęt, którym warto się zainteresować. I który – jak na gamingowego laptopa – ma nawet nieźle grające głośniki.
Oczywiście, nie zabrakło kilku braków czy wad, przy czym to, czy będzie to dla Was stanowiło mniejszy czy większy problem, to kwestia mocno indywidualna. Nie każdy bowiem potrzebuje zabezpieczeń biometrycznych czy lepszej kamery – najbardziej brakuje mi szybszych portów USB i… może mniejszej ilości plastiku. Na resztę, moim zdaniem, można przymknąć oko.
Materiał powstał przy współpracy z MSI i NVIDIA Polska – zawiera lokowanie karty NVIDIA GeForce RTX 4070 i technik NVIDIA