Gdy na rynku pojawia się smartfon, będący następcą udanego modelu, zawsze są dwie opcje – albo będzie równie dobry, albo… pozostawi po sobie mocno średnie wrażenie i spory niedosyt. Jak wiecie, Motorola Edge 30 Neo była urządzeniem w swojej cenie zdecydowanie wartym polecenia. Czy tak samo jest w przypadku kolejnej generacji, czyli Motoroli Edge 40 Neo?
O tym, co zmieniło się pomiędzy generacjami, pisałam przy okazji premiery kilka tygodni temu, więc pozwólcie, że nie będę się powtarzać. Wniosek jest jednak jeden: po Motoroli Edge 30 Neo pozostało tylko wspomnienie. Następca nie jest już tym maluchem, który prawdopodobnie między innymi właśnie przez swoje wymiary i wagę zwracał na siebie uwagę.
Patrząc po zmianach powiedziałabym nawet, że to następca modelu z innej serii niż Neo. Sugeruje to również większy, zakrzywiony ekran. Jakby Motoroli zostało sporo paneli z zeszłoorocznego Edge 30 Ultra i postanowiła wpakować go w Neo… zmieniając przy okazji resztę parametrów.
Jakkolwiek przejście na zakrzywiony wyświetlacz mi się nie podoba, bardziej narzekam na zwiększone wymiary i wagę. To wciąż jest bardzo lekki smartfon (172 g), ale nie jest już tak fajnym maluchem jak poprzednik. Jasne, wciąż jest poręczny (159,63 x 71,99 x 7,89 mm), ale – pamiętając poprzednika – trudno przejść nad tym spokojnie do porządku dziennego. Stąd też tytułowa strata tożsamości.
Biorąc jednak pod uwagę cenę, która – mimo sporej dawki pozytywnych zmian – w tym zwiększenia pamięci wewnętrznej i ilości RAM – pozostała bez zmian względem Edge 30 Neo, teoretycznie na wiele rzeczy można przymknąć oko. Ja jednak nie zamierzam tego robić, dlatego też zapraszam na jak zawsze wyczerpującą recenzję nowości autorstwa Motoroli.
Specyfikacja techniczna Motoroli Edge 40 Neo:
- zakrzywiony wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,55”, rozdzielczości 2400×1080 pikseli, częstotliwości odświeżania 144 Hz i jasności szczytowej 1300 nitów,
- MediaTek Dimensity 7030 z ARM Mali-C610 MC3,
- Android 13,
- 12 GB RAM,
- 256 GB pamięci wewnętrznej,
- aparat główny 50 Mpix f/1.8 + ultraszeroki kąt 13 Mpix f/2.2 120°,
- aparat przedni 32 Mpix f/2.4,
- 5G,
- eSIM,
- GPS,
- NFC,
- Bluetooth
- WiFi 6e,
- USB typu C,
- głośniki stereo,
- czytnik linii papilarnych w ekranie,
- akumulator o pojemności 5000 mAh, ładowanie 68 W,
- wymiary: 159,63 x 71,99 x 7,89 mm,
- waga: 172 g,
- IP68.
Cena Motoroli Edge 40 Neo w momencie publikacji recenzji: 1899 złotych. W zestawie sprzedażowym, poza ładowarką 68 W, otrzymujemy spójnie kolorystycznie, po prostu ładne etui – mega!
Telefon można kupić w trzech kolorach: czarnym (Black Beauty), zielonym (Caneel Bay) i niebieskim (Soothing Sea). Ostatni z nich trafił do mnie na testy.
Wzornictwo, jakość wykonania
Zaczynając rozprawiać na temat Motoroli Edge 40 Neo wypadałoby wspomnieć o wykończeniu tylnego panelu, bo – jak to ostatnio producenci mają w zwyczaju – tu również nieco namieszano. Czarna wersja jest bowiem szklana, natomiast niebieska i zielona na pleckach ma wegańską skórę.
Z mojego punktu widzenia ma to kluczowe znaczenie – raz, że telefon lepiej leży w dłoni (nie ślizga się), a dwa – nie zbiera odcisków palców lub skutecznie je maskuje. Jeśli zatem sama stałabym przed wyborem koloru, poszłabym w te ciekawsze barwy niż nudny, konserwatywny czarny (zresztą, ja od zawsze byłam zwolenniczką kolorowych telefonów). Wam też to polecam ;)
Sam telefon może się podobać i zdecydowanie zwraca na siebie uwagę. Jest poręczny, wyróżnia się pod względem kolorów (jak dobrze, że te kolory są nasycone, a nie wyblakłe jak w Samsungu Galaxy Z Flip 5… ;)), a zaoblone krawędzie obudowy poprawiają chwyt telefonu. I to jest główna zaleta zakrzywionego ekranu – chcąc zachować symetrię konstrukcji producent zakrzywił też plecki.
Co więcej, dobra zmiana spotkała konstrukcję urządzenia, która nie jest już wyłącznie odporna na delikatne zachlapania, ale wodoszczelna i pyłoszczelna – IP52 zastąpiono IP68. Jeśli najdzie Was ochota na pójście z telefonem na basen – żaden problem.
A jak jest z ogólną odpornością telefonu? Niestety, dane mi to było przypadkiem sprawdzić podczas jednego ze służbowych wyjazdów. Usiadłam na katalońskim placyku z telefonem w kieszeni, a ten po chwili się z niej wyślizgnął, lądując na betonie. Nie było wysoko – myślę, że maks. 50 cm. Efekt? Lekkie obicia widoczne na ramkach telefonu, przy czym blisko było, by oberwał ekran. Na szczęście jednak nic takiego nie miało miejsca.
Co ciekawe, pod koniec testów dodatkowo na ekranie pojawiło się dziwne przetarcie, widoczne pod odpowiednim kątem. Kiedy, jak i skąd się wzięło? Nie mam bladego pojęcia – tym bardziej, że nie jestem osobą, która kładzie telefony ekranem do dołu.
Szybki rzut oka po krawędziach daje nam znać, że na lewej jest pusto, z kolei na prawej mamy przyciski do regulacji głośności i niżej włącznik. Mam do nich jedno zastrzeżenie – są malutkie, ledwo wystają z obudowy i są słabo wyczuwalne pod palcem, przez co trzeba się przyzwyczaić do korzystania z nich.
U góry znalazło się miejsce dla jednego mikrofonu, natomiast na dole – dla slotu na kartę nanoSIM, portu USB C, mikrofonu, i głośnika (drugi znajduje się nad ekranem).
Wyświetlacz, jaki jest, każdy widzi
W kwestii wyświetlacza pomiędzy oboma generacjami zmieniło się bardzo dużo. Nie jest to już mały, płaski ekran, o wystarczającej jasności maksymalnej, ale jednak niższej niż teraz. Motorola Edge 40 Neo jest wyposażona w 6,55-calowy ekran AMOLED o rozdzielczości 2400×1080 pikseli, częstotliwości odświeżania 144 Hz i jasności szczytowej 1300 nitów. Na jego temat nie mam do powiedzenia nic złego i właściwie tym zdaniem mogłabym zakończyć.
Dodam jednak, że ekran Edge 40 Neo bezproblemowo reaguje na polecenia wydawane przez użytkownika, ma doskonałe kąty widzenia i nie sprawia problemów. Podobnie jest z jasnością – maksymalna pozwala na korzystanie z telefonu w słońcu, z kolei minimalna nie sprawia kłopotów wieczorami czy nocami. Używam standardowo automatycznej regulacji jasności i muszę przyznać, że tutaj działała bardzo sprawnie – nie rozjaśnia ekranu za bardzo, gdy to nie jest potrzebne, co w przypadku smartfonów jest spotykane wręcz nagminnie.
W ustawieniach ekranu możemy zmienić częstotliwość odświeżania (na stałe 60, 120 i 144 Hz lub automat do 120 Hz), tryby kolorów (naturalne / nasycone), jak i temperaturę wyświetlanych barw. Do dyspozycji mamy też podświetlenie nocne, czyli filtr światła niebieskiego, jak również zapobieganie migotaniu obrazu w ciemnym pomieszczeniu.
Jest też opcja odpowiadająca za oświetlenie przy krawędziach, gdy pojawia się powiadomienie – dla osób, które odkładają telefon ekranem do dołu – fajny bajer (oczywiście wcale nie nowy – w wielu telefonach z zakrzywionymi ekranami było to obecne wcześniej).
Motorola Edge 40 Neo nie oferuje możliwości korzystania z Always on Display. Jest natomiast rozwiązanie Motoroli, które działa podobnie, ale tylko po szturchnięciu telefonu – nie ma stałego wyświetlania AoD.
Działanie, oprogramowanie
Czasy, w których MediaTek ustępował Qualcommowi na rynku mobilnych procesorów, odeszły w zapomnienie. I sugerowanie się tym, że to akurat jednostka MediaTeka siedzi wewnątrz Motoroli Edge 40 Neo, nie powinno mieć większego znaczenia. Prawda jest bowiem taka, że Dimensity 7030 z ARM Mali-C610 MC3 w codziennym użytkowaniu sprawdza się doskonale. A pomaga mu w tym 12 GB RAM i właściwie czysty Android 13.
Oczywiście, nie jest to flagowy procesor, a Edge 40 Neo nie jest flagowym smartfonem. Ale jak na urządzenie do dwóch tysięcy złotych, naprawdę nie ma się czego wstydzić pod względem działania. Telefon pracuje szybko i wydajnie, choć nie otwiera aplikacji tak błyskawicznie, jak droższe modele. Uważam jednak, że można mu to wybaczyć – zwłaszcza, że nie zacina się, ani nie zamula podczas użytkowania.
Pograć też się na nim da. I nie ma tu znaczenia czy mówię akurat o Asphalt 9: Legends czy Diablo Immortal. Przy czym na 30 fps, rozdzielczości i jakości wysokiej pokazuje średnie obciążenie sprzętu, a na 60 fps – wysokie. Rozdzielczość ultra nie jest dostępna.
Zresztą, rzućcie okiem na benchmarki:
- Geekbench 6:
- single core: 1043
- multi core: 2514
- OpenCL: 1997
- Vulkan: 1996
- 3DMark:
- Sling Shot: 5463
- Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: 4267
- Wild Life: 2576
- Wild Life Extreme: 699
- Wild Life Stress Test: 2571 / 2557 / 99,5%
- Wild Life Extreme Stress Test: 701 / 697 / 99,4%
Do tego muszę dodać, że kultura pracy Motoroli Edge 40 Neo stoi na wysokim poziomie. Właściwie jedyny moment, gdy jej obudowa staje się odczuwalnie ciepła, to granie w gry. W pozostałych scenariuszach trudno o podobne doznania.
Wspomniałam o czystym Androidzie, bo Motorola znana jest z tego, że swoje smartfony doposaża jedynie w bardzo ładnie wyglądającą czcionkę, dodatkowe gesty (jak choćby szybkie uruchomienie latarki przez potrząśnięcie telefonem czy aparatu przez dwukrotne przekręcenie go w dłoni) czy wreszcie obsługę Ready For.
Producent gwarantuje dwie duże aktualizacje Androida i trzy lata wsparcia łatkami. Patrząc jednak na to, że w momencie publikacji recenzji telefon ma poprawki z 1 lipca 2023, to coś te łatki (póki co?) nie chcą wpadać.
Zaplecze komunikacyjne
Tutaj wszystko jest na miejscu i niczego nie brakuje (chyba, że ktoś potrzebuje fizycznego dual SIM, to akurat tylko jego brak – ale można to nadrobić wirtualną kartą). To znaczy, że możemy korzystać z dobrodziejstw 5G, eSIM (co w tej cenie wcale nie jest takie oczywiste), NFC, GPS, WiFi 6e i Bluetooth. Wszystkie moduły działają sprawnie i poprawnie. Podczas testów żaden nie stwarzał problemów.
Podobnie zresztą było w przypadku jakości rozmów telefonicznych. Właściwie nie mogę Motce nic pod tym kątem zarzucić. Gdybym miała się mocno czepiać, nie pogardziłabym nieco głośniejszym głośnikiem do rozmów.
Na wyposażeniu brakuje slotu kart microSD, ale nie uważam, by była to ogromna wada – zwłaszcza w chwili, gdy pamięć wewnętrzna, względem poprzednika, wzrosła dwukrotnie (z 128 na 256 GB). Do wykorzystania przez nas zostaje 229 GB przestrzeni.
Jeśli chodzi o szybkość pamięci, standardowo zmierzyłam z użyciem aplikacji CPDT:
- szybkość sekwencyjnego zapisu danych: 458,53 MB/s,
- szybkość sekwencyjnego odczytu danych: 799,98 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 27,88 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 28,13 MB/s,
- kopiowanie pamięci: 5 GB/s.
Głośniki
Motorola już od jakiegoś czasu zaczęła delikatnie rozpieszczać użytkowników swoich najnowszych modeli doposażając średnią półkę w niezłej jakości audio. I tak też jest tym razem. Jak na telefon w tej cenie (1899 złotych) muszę przyznać, że naprawdę brzmi całkiem dobrze.
W tym przypadku mamy do dyspozycji równomiernie grające głośniki stereo, bardzo przyjemnie brzmiący dźwięk przestrzenny (z Dolby Atmos) i, muszę przyznać, że znalazło się nawet trochę basu.
Przyznaję, z uśmiechem na ustach, że rzadko znajdziemy tak dobre audio w smartfonie do 2000 złotych. Ale nie może być zbyt pozytywnie. Przy niektórych utworach testowych miałem wrażenie, jakby dźwięk się lekko zniekształcał przy wyższych tonach.
Poza tym mogę wypowiadać się o audio w Motoroli Edge 40 Neo w samych superlatywach.
Zabezpieczenia biometryczne
Motorola Edge 40 Neo została wyposażona w czytnik linii papilarnych w ekranie. Ten znajduje się na odpowiedniej wysokości i ogólnie sprawia niezłe wrażenie – przy czym nie jest nieomylny.
Dość często zdarzało się, że musiałam bardziej precyzyjnie przyłożyć do niego palec, by odblokował telefon. Im mniej niechlujnie to robiłam, tym mniejsze problemy skaner odcisków palców sprawiał. Z jednej strony zatem może to być moja wina, bo „źle trzymam”, z drugiej – ewidentnie responsywność czytnika nie jest najlepsza.
Oprócz ekranowego czytnika linii papilarnych mamy tu rozpoznawanie twarzy, przy czym nie jest to nic zaskakującego – Motorola nie wyskoczyła ze skanem przestrzennym, co oznacza, że rozwiązanie to oparte jest na podstawowej przedniej kamerce i można mieć obawy o jego bezpieczeństwo. Ale za to do działania właściwie nie mam uwag – sprawnie odblokowuje dostęp do telefonu.
Czas pracy
Jak wiecie z pierwszych wrażeń, testy Motoroli Edge 40 Neo zaczęłam z ekranem ustawionym w maksymalnej częstotliwości odświeżania, czyli 144 Hz. Osiągane wyniki czasu pracy akumulatora o przecież wcale nie tak małej pojemności, bo 5000 mAh, trudno było nazwać satysfakcjonującymi.
Ok. 5,5 h SoT (lub 3-3,5 h z zapasem 25% wieczorem) na WiFi lub 3-3,5 h SoT na danych mobilnych to nic nadzwyczajnego. Zmieniłam jednak odświeżanie na 120 Hz i… rozczarowanie czasem działania na LTE nie minęło.
To wciąż nieco ponad 3 h SoT, co oznacza, że rozładowanie telefonu wczesnym popołudniem nie stanowi najmniejszego problemu. Na WiFi czas pracy intensywnego dnia zamykał się w 5 h, by w mniej wymagające dobić do prawie 4 h i mieć jeszcze 40% zapasu.
144 Hz:
120 Hz:
Urządzenie wspiera szybkie ładowanie przewodowe o mocy 68 W i – rzeczywiście – telefon jesteśmy w stanie naładować szybko, bo w niecałą godzinę. Co istotne, stosowna ładowarka TurboPower znajduje się w pudełku z telefonem – podobnie jak przewód obustronnie zakończony USB C.
Motorola Edge 30 Neo oferowała ładowanie indukcyjne – co prawda tylko 5 W, ale to zawsze miły dodatek dla wszystkich, którzy odkładają telefon na szafkę nocną, gdzie leży ładowarka bezprzewodowa, i nie zależy im na szybkim uzupełnieniu energii.
Tymczasem Edge 40 Neo został z tego dodatku wykastrowany. Dlaczego? Nie wiem i kompletnie nie rozumiem tej decyzji. Zwłaszcza, że byłby to jeden z wyróżników tego modelu w półce cenowej do dwóch tysięcy złotych. Smutek.
Aparat
Motorola Edge 40 Neo została wyposażona w dwa aparaty: główny 50 Mpix f/1.8 i ultraszerokokątny 13 Mpix f/2.2 o kącie widzenia 120°. Muszę przyznać, że ogólnie z możliwości fotograficznych jestem zadowolona, przy czym głównie, gdy mówimy o głównym aparacie.
I w sumie nie ma nic dziwnego w tym, że producent w modelu do dwóch tysięcy złotych skupił się właśnie na nim, bo to on jest najczęściej wykorzystywany przez większość z nas.
Jak możecie zobaczyć na przykładowych zdjęciach, te naprawdę mogą się podobać. Kolory są poprawnie odwzorowane, tło naturalnie rozmyte, a i detali nie brakuje. Nawet rozpiętość tonalna, jak na sprzęt tej klasy, jest całkiem niezła, choć oczywiście nie pogardziłabym, gdyby była jeszcze nieco większa. Podobnie z HDR – jest nieźle, ale też nieco skuteczniej mógłby wyciągać informacje z cieni.
Największy zarzut mam właściwie do ostrzenia z bliska. I nie mam tu na myśli zdjęć makro (do niego jest dedykowany tryb), a po prostu zdjęć nieco większych obiektów, zwłaszcza szklanek z napojami.
Często, dopóki nie wybrałam fokusu ręcznie, ostrość nie chciała się ustawić tam, gdzie trzeba – w efekcie tło było ostre, a pierwszy plan rozmazany. Całkiem artystycznie, ale nie taki efekt chciałam uzyskać.
Zdjęcia z ultraszerokiego kąta mają zauważalnie niższą szczegółowość niż te z głównego aparatu (co jeszcze mocniej rzuca się w oczy po zmroku), ale to nie jest ich jedyny problem. Nie trzeba być niesamowicie spotrzegawczym, by dostrzec totalny brak spójności kolorystycznej pomiędzy nimi – różnica w oddaniu kolorów jest ogromna.
Motorola Edge 40 Neo nie ma teleobiektywu, co oznacza, że optycznego zoomu tu nie uświadczymy. Jest jedynie cyfrowy i o ile robimy zdjęcia z 2-krotną wartością w dzień, to nie tracą aż tak bardzo na jakości. Ale im ciemniej lub/i dalej w las, tym gorzej. Maksymalnie dostępny jest 8-krotny zoom i, cóż, nie nadaje się do niczego.
Robiąc zdjęcia po zmroku w trybie automatycznym od razu włącza się tryb nocny, co jednak nie oznacza wcale, że robi tożsame zdjęcia z dedykowanym trybem nocnym. Główna różnica pomiędzy nimi polega na tym, że dedykowany tryb nocny mocniej rozjaśnia zdjęcia, dzięki czemu jesteśmy w stanie często dostrzec więcej niż w automacie, choć momentami kosztem jakości.
Tryb nocny jest też dostępny dla ultraszerokiego kąta, co nie jest oczywistością (i nie było go w Edge 30 Neo), dlatego to podkreślam. I dobrze, bo w trybie automatycznym efekty potrafią być… marne to mało powiedziane, wręcz tragiczne.
Przedni aparat to jednostka o rozdzielczości 32 Mpix i jasności f/2.4. Co do niej właściwie nie mam zastrzeżeń – spisuje się po prostu w porządku. Pozwala robić zdjęcia zarówno tradycyjnie lub z szerszym kątem, jak i w trybie automatycznym lub portretowym.
Jest sześć poziomów rozmycia tła, domyślnie ustawiony jest trzeci. Efekt jest mocno nienaturalny, więc polecam go ograniczyć do minimum. Co więcej, tryb portretowy średnio radzi sobie z kosmykami włosów, ale ogólnie solidnie odcina sylwetkę od tła.
A co z wideo? Tutaj czeka nas małe rozczarowanie, bo maksymalnie możemy nagrywać materiały w 4K, ale tylko 30 fps – chcąc 60 fps, musimy zejść do Full HD (z kolei przedni aparat nagrywa maks. 30 fps niezależnie od tego, czy mówimy o 4K, czy Full HD). Z drugiej strony to i tak lepiej niż w Edge 30 Neo, bo tam nagrywania w 4K w ogóle nie było.
Nagrywając w 4K, nie możemy przełączać się między głównym aparatem (gdzie maks. zoom to 6x) a ultraszerokim kątem, ale możemy go uruchomić osobno – wtedy do dyspozycji mamy 0,5x-0,9x. W Full HD 60 fps ultraszeroki kąt nie jest w ogóle dostępny – dopiero w 30 fps, ale też bez opcji przełączania się na główny aparat podczas nagrywania.
Ogólnie jakość nagrywanego wideo, patrząc przez pryzmat ceny telefonu, jest niezła – również pod kątem stabilizacji i szybkości ostrzenia. Jeśli miałabym wskazać największą wadę, mówiąc o wideo, to bez wątpienia prześwietlanie jaśniejszych scenerii – niezależnie od tego, czy mówimy o nagrywaniu z niebem w tle, które staje się jednolitą plamą, czy z osobami ubranymi na biało.
Podsumowanie
Motorola Edge 40 Neo straciła ducha swojego poprzednika, nad czym niesamowicie ubolewam. Zmiana wielkości telefonu, przejście na zakrzywiony wyświetlacz czy rezygnacja z wolnego (ale jednak) ładowania indukcyjnego to te trzy aspekty, które myślę, że posiadaczom Edge 30 Neo mogą się nie spodobać.
Na szczęście dla nich (i samej Motoroli), użytkownicy smartfonów z tej półki cenowej nie zmieniają urządzeń co rok, więc prawdopodobnie dla wielu nie będzie miało to większego znaczenia. Biorąc jednak pod uwagę, że mamy do czynienia z kolejną generacją modelu w ramach jednej serii, aż się prosi o zachowanie pewnych standardów.
Nie oznacza to jednak, że Motorola Edge 40 Neo jest złym smartfonem. Jest inny od swojego poprzednika pod praktycznie każdym aspektem, przez co stracił swoje DNA i upodobnił się do innych modeli Motoroli. Ale jedno trzeba Motoroli oddać – zmiany w parametrach technicznych, z którymi mamy do czynienia, są na plus (ekran o wyższej jasności, więcej RAM i pamięci wewnętrznej, większy akumulator, szybsze ładowanie, nagrywanie w 4K, tryb nocny w ultraszerokim kącie), jak i zachowanie ceny identycznej do ceny poprzednika w dniu premiery – mimo innej konfiguracji (12/256 a było 8/128).
Szkoda jedynie czasu pracy, który jest nieadekwatny do akumulatora o pojemności 5000 mAh… i tylko dwóch dużych aktualizacji i trzech lat wsparcia. Jasne, to nie flagowiec, ale aż prosiłoby się o więcej.
Mimo wszystko jestem przekonana, że Motorola Edge 40 Neo będzie się świetnie sprzedawać. W cenie do 2000 złotych mało jest smartfonów, które mogą z nią rywalizować.