Serii Moto G nie trzeba przedstawiać chyba nikomu, kto śledzi nieco rynek budżetowych smartfonów. Ostatnimi czasy dosyć ciepło myślę o smartfonach tego producenta i mogę powiedzieć już teraz – Motorola Moto G9 Power ma spore szanse podtrzymać ten trend. Nie przesadzę, jeśli powiem, że to jedna z ciekawszych propozycji w tej półce cenowej.
Przy okazji opublikowanej niedawno recenzji Jabra Elite 85t wspominałem, że moja poprzednia styczność ze słuchawkami tego producenta była raczej epizodem krótkiem i niezbyt dobrze pamiętanym. Ale chwila, dlaczego ja mówię o tym w tekście, który ewidentnie jest podpisany jako Motorola Moto G9 Power?
Ano dlatego, że moje odczucia dotyczące Motoroli stoją w kompletnej opzycji – wszystko za sprawą recenzowanego w ubiegłe wakacje modelu Motorola One Fusion+. Mimo pewnych braków, smartfon zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie ogólne i był to jeden z tych testów, który pozytywnie wbił mi się w pamięć i od czasu do czasu wracam do niego myślami.
Przyznam szczerze, że w związku z tym moje oczekiwania wobec Moto G9 Power były dosyć spore. Zdradzę wam nieco zakończenie i powiem, że nie zawiodłem się w żadnym calu i wręcz nadal jestem zaskoczony, że telefon za 800 złotych może być taki solidny. Dość jednak tego emocjonalnego wstępu – przejdźmy do rzeczy.
Motorola Moto G9 Power w Media Expert
Wideorecenzja
Motorola Moto G9 Power – specyfikacja techniczna
- 6,8-calowy wyświetlacz Max Vision, proporcje 20.5:9, rozdzielczość 1640 x 720 pikseli (263 ppi), IPS,
- procesor Qualcomm Snapdragon 662,
- 4 GB RAM,
- 128 GB pamięci wbudowanej (realnie dostępne ok. 106 GB),
- slot na kartę microSD,
- hybrydowy dual SIM (2 x SIM lub SIM + microSD),
- Android 10,
- aparat przedni – 16 Mpix, f/2.2,
- zestaw aparatów tylnych
- główny: 64 Mpix, f/1.8, PDAF
- makro: 5 Mpix, f/2.4 (minimalna odległość ostrzenia: 2,5 cm)
- do wykrywania głębi: 2 Mpix, f/2.4
- czytnik linii papilarnych na tyle,
- dedykowany klawisz do Asystenta Google,
- obsługa NFC,
- USB typu C,
- 3,5-milimetrowe gniazdo jack,
- głośnik mono,
- akumulator o pojemności 6000 mAh, technologia ładowania TurboPower 20 W,
- wymiary 172,14 x 76,79 x 9,66 mm,
- 221 gramów.
Cena w momencie publikacji recenzji: 799 złotych (899 złotych na stronie producenta)
Wstępnie oglądając smartfon można pokusić się o stwierdzenie, że… niczego mu nie brakuje. O tyle, o ile wspominana już tutaj Motorola One Fusion+ mocno ucierpiała w oczach wielu osób przez brak NFC, tak ten model tego problemu uniknął. Muszę jednak powiedzieć głośno to, że Motorola Moto G9 Power to spory „klocek” i trzeba pogodzić się z tym, że telefon będzie duży.
Warto nadmienić, że recenzowany smartfon jest dostępny w dwóch kolorach – oba są nietypowe i można śmiało powiedzieć, że interesujące. Pierwszy z nich to Metallic Sage – opisałbym go, jako… szary wpadający w zieleń, ale nie wiem czy to słuszne skojarzenia. Drugi wariant, czyli ten, który zobaczycie na zdjęciach, to Electric Violet i… elektryzujący fiolet doskonale opisuje tę barwę. Powiem szczerze, że mi się podoba.
Wzornictwo i jakość wykonania
Jeszcze zanim rzucimy okiem na sam telefon, warto byłoby zwrócić uwagę na fakt, że w zestawie sprzedażowym jest jeden charakterystyczny dla producenta dodatek – proste, przezroczyste etui. Oczywiście nie zabrakło również miejsca na sam smartfon oraz modułową ładowarkę, o szpilce do wyciągania tacki na karty SIM nie wspominając. Użyteczność pokrowca na telefon musicie określić sami – sam odruchowo z niego skorzystałem, ale dokładanie kolejnych milimetrów do tak dużego smartfona, może zostać przez niektórych uznane za szaleństwo.
Przyglądając się smartfonom Motoroli odnoszę wrażenie, że producent porusza się bezpiecznymi, utartymi ścieżkami. Myślę jednak, że… robi to całkiem dobrze. Plecki zostały wykonane z całkiem solidnego plastiku (co w telefonie z tej półki cenowej nie jest żadnym zaskoczeniem), ale jego efekt wizualny i chwyt zostały poprawiony przez ładną fakturę przypominającą nieco linie papilarne. Równie „oklepane” są trzy oczka aparatów wraz z lampą błyskową, umieszczone na kwadratowej wyspie, otwór na przedni aparat w lewym, górnym rogu wyświetlacza czy logo producenta na czytniku linii papilarnych.
Smartfon prezentuje się całkiem nieźle, choć zupełnie nie wyjątkowo, nie wliczając koloru. Electric Violet dodaje tego powiewu świeżości i szaleństwa, a przy tym sprawia, że Motorola Moto G9 Power przyciąga wzrok. Dzięki temu jest na pewno ciekawiej, choć sami musicie ocenić, czy z waszego punktu widzenia lepiej.
Warto nadmienić, że recenzowany smartfon sporo zyskuje przy intensywnym świetle – plecki smartfona mienią się w odcieniach fioletu i chwalą się swoją fakturą, kiedy zaświeci na nie słońce. W przypadku tego modelu efekt nie jest jakiś spektakularny, ale całość na pewno prezentuje się ciekawiej niż jednolita, plastikowa faktura.
Z drobnych niuansów warto dodać jeszcze, że wyspa z aparatami nieznacznie wystaje nad powierzchnię plecków, Motorola Moto G9 Power ma „podbródek” (ramka pod ekranem jest większa niż pozostałe), a przycisk do wywoływania Asystenta Google – w przeciwieństwie do pozostałych – został umieszczony na lewej krawędzi telefonu.
Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze 3,5-milimetrowe gniazdo jack umieszczone u góry i, jeśli chodzi o wzornictwo, to mamy już komplet najważniejszych informacji.
A co z jakością wykonania? Cóż, cały smartfon został stworzony z plastiku, choć myślę, że w smartfonie za 800 złotych nikt nie spodziewał się czegoś ciekawszego.
Trzymając cenę w pamięci, nie mogę się do niczego przyczepić – konstrukcja jest naprawdę solidna i nieźle się prezentuje, a przy tym trudno mówić o jakiejkolwiek tandecie. Zważywszy na fakt, że nawet przedstawiciele flagowych rodzin mają teraz plastikowe plecki, trudno byłoby czepiać się tego w smartfonie za ułamek ceny wspomnianych. Niestety, obudowa mocno łapie odciski palców czy zabrudzenia, a intensywny kolor i faktura tylko uwydatniają ten efekt – najdrobniejszy ślad dłoni pod światło potrafi skutecznie imitować przetarcie.
Wspomniałem o tym nieco wcześniej, jednak wspomnę raz jeszcze. Motorola Moto G9 Power to kawał smartfona – niemal centymetr grubości i ponad 17 wysokości mówią same za siebie. Oczywiście w parze z wymiarami idzie bardzo duży, bo 6,8-calowy, wyświetlacz oraz spora bateria o pojemności 6000 mAh, która zapewnia bardzo przyzwoity czas pracy, ale dla wielu osób gabaryty mogą być zwyczajnie nie do przeskoczenia.
Wyświetlacz – 6,8-calowy Max Vision
Motorola Moto G9 Power została wyposażona w bardzo duży, bo 6,8-calowy wyświetlacz Max Vision, wykonany w technologii IPS. Ciągłość ekranu przerywa wyłącznie okrągły otwór w lewym, górnym rogu – prezentuje się to całkiem nieźle i, co istotne, nie przeszkadza w codziennym użytkowaniu, ani nie dostarcza problemów związanych z optymalizacją systemu.
Choć sam ekran ma proporcje 20.5:9, więc jest zdecydowanie wyższy niż szerszy, to nadal telefon jest na tyle duży, że wiele osób może uskarżać się na jego gabaryty. Jeżeli dołożymy do tego fakt, że sam smartfon jest dosyć gruby, to… a zresztą, nie będę się powtarzał, chyba już sami wiecie, do czego zmierzam ;).
Musimy mieć z tyłu głowy, że Motorola Moto G9 Power została wyceniona na mniej niż tysiąc złotych, a niska cena nie bierze się znikąd – w związku z tym, nie powinna zaskoczyć nas rozdzielczość 1640 x 720 pikseli, przekładająca się na 268 ppi.
Przyznam szczerze, że spodziewałem się, że będzie gorzej – choć testowany smartfon nie jest demonem ostrości w kwestii wyświetlania czcionek czy napisów, to całość jest jak najbardziej użytkowa. Miejcie jednak na względzie, że to rozdzielczość skierowana raczej do przeglądania YouTube’a, TikToka (np. naszego! ;)) czy poczty – zwłaszcza, że w tej półce cenowej znajdziecie modele z FHD+.
Jasność maksymalna mogłaby być nieco wyższa, choć tragedii nie ma, pozytywnie zaskakuje jasność minimalna. Dosyć często zdarza się tak, że tańsze modele nie potrafią „przyciemnić” wyświetlanego obrazu na tyle, aby wpatrywanie się w telefon nocą nie męczyło oczy – Motorola Moto G9 Power nie ma z tym żadnego problemu. Kąty widzenia, jak na IPS przystało, są bardzo przyzwoite, a i odwzorowywanie kolorów na ekranie nie jest najgorsze.
W zasadzie jedyne, do czego mógłbym się przyczepić w tym zakresie, to niska jasność maksymalna – pozostałe parametry nie powinny utrudniać zanadto codziennego użytkowania. Niemniej, w ostatecznym rozrachunku wyświetlacz wypada bardzo dobrze.
Warto dodać, że producent oferuje bardzo skąpą możliwość kalibracji ekranu pod swoje potrzeby – w zasadzie do naszej dyspozycji oddane są trzy tryby nasycenia kolorów – naturalne, wzmocnione i nasycone. Nie sposób nie wspomnieć o wyświetlaniu informacji na wygaszonym ekranie, czyli bardzo użytkowej namiastce AoD.
Jeżeli chodzi o responsywność, ślizg palca czy odporność na zarysowania, to nie mam się do czego przyczepić. Warstwa olefobowa może nie jest jakaś mistrzowska, ale nie sprawiła mi szczególnych kłopotów – narzekałem na nią głównie podczas montażu wideorecenzji ;).
Działanie i oprogramowanie
Jeszcze zanim przejdziemy do „bebechów”, powiedzmy słowo o wersji oprogramowania. Bo skoro sama Motorola uważa aktualizacje systemu na rzecz istotną do tego stopnia, że dedykuje jej specjalną ikonę w menu oraz przycisk na pasku szybkiego wyboru, to chyba coś jest na rzeczy, prawda?
W chwili pisania tej recenzji, testowa Motorola Moto G9 Power pracuje pod kontrolą Androida 10 i może pochwalić się poprawkami zabezpieczeń z 1 stycznia 2021 roku oraz aktualizacją systemową Google Play z 1 lutego 2021 roku. Zważywszy na fakt, że ta wersja oprogramowania wisi na telefonie już od chwili, można powiedzieć, że nie jest najgorzej. Niby dziesiąty Android i prawie trzymiesięczne poprawki zabezpieczeń to przyzwoity wynik, ale szału nie ma.
No dobrze, a jakie podzespoły odpowiadają za moc obliczeniową smartfona? Producent zdecydował się na procesor Qualcomm Snapdragon 662, wsparty przez układ graficzny Adreno 610 oraz 4 GB pamięci RAM. I wiecie co? Jestem zaskoczony, jak bardzo ten zestaw daje sobie radę w codziennych zastosowaniach! Jeżeli dodamy do tego fakt, że na nasze dane mamy do dyspozycji ponad sto gigabajtów miejsca… naprawdę niczego więcej nie potrzeba, a w każdym razie tak zwanemu „przeciętnemu użytkownikowi”.
Oczywiście Motorola Moto G9 Power nie może swoją prędkością konkurować z flagowcami. Żeby więc nadać odczuciom wobec wydajności nieco obiektywnego wymiaru, podrzucam poniżej wyniki testów syntetycznych – pokazane zrzuty ekranu prezentują powtarzalne rezultaty z benchmarków: AndroBench, Geekbench 5 oraz 3D Mark (Wild Life + Sling Shot Extreme).
W ocenie codziennego działania najważniejsze jest dla mnie to, że smartfon działa relatywnie płynnie i stabilnie. Fakt faktem, czasem zdarzy mu się mieć zadyszkę czy pomyśleć chwilę dłużej, ale nic się nie „wykrzacza”, nie zacina, a żadna aplikacja nie wyłącza się właśnie wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebna. W takich chwilach wracam myślami do sporo tańszego Redmi 9C NFC, który nawet w zupełnie normalnych okolicznościach po prostu nie domagał.
Zrobienie zdjęcia Motorolą Moto G9 Power nie zajmuje ułamka sekundy, a czasami zdarzało się nawet, że oprogramowanie zaskakująco długo informowało powiadomieniem, że zdjęcie jest jeszcze przetwarzane (mimo że my przeszliśmy już dalej).
Wróćmy na chwilę do oprogramowania. Tutaj również plus, bo smartfon pracuje pod kontrolą niemal czystego Androida. Większość zaimplementowanych przez producenta funkcji zamyka się w zasadzie w obrębie aplikacji Moto i są bliźniacze do tego, co oferowała Motorola One Fusion+ – więcej szczegółów dotyczących autorskich rozwiązań znajdziecie właśnie tam, choć co ważniejsze informacje znajdziecie także na zrzutach ekranu.
Ja przypomnę tylko, że moje ulubione drobnostki to wygodne narzędzia do edycji, nomen omen, zrzutów ekranu oraz gest potrząśnięcia telefonem w celu włączenia latarki. Całkiem skutecznie sprawdza się też „proteza” Always on Display – brak pełnoprawnego AoD w telefonie wycenionego na trzycyfrową kwotę, możemy jak najbardziej wybaczyć.
Zaplecze komunikacyjne
W tej kwestii, nie mam szczególnych zastrzeżeń. Po przebojach z Redmi 9C NFC, do procedury testowej dołączyłem sprawdzanie prędkości internetu – Motorola Moto G9 Power uzyskuje wyniki rzędu 250 Mbps downloadu i 40 Mbps uploadu. To nieco mniej niż we współpracy z TP-Link Deco M4 wyciągają inne urządzenia, ale to wartości zupełnie wystarczające do konsumpcji multimediów i wręcz przewyższające zapotrzebowania smartfona.
Dla odmiany nie mam żadnych zastrzeżeń do komunikacji przez Bluetooth (sporą część testów Jabra Elite 85t przeprowadziłem w tandemie z tym modelem), ani LTE. Analogicznie jest z rozmowami głosowymi – wszystko tak, jak być powinno.
Motorola Moto G9 Power oferuje także hybrydowy dual SIM (dwa numery lub jeden numer oraz zewnętrzna karta pamięci) oraz komunikację za pośrednictwem NFC – z płatnościami zbliżeniowymi nie będzie problemu.
Audio
Głośnik, choć pojedynczy, radzi sobie całkiem nieźle – zarówno w kwestii komunikowania nam połączeń przychodzących czy powiadomień, jak i konsumpcji multimediów. Na wyższych poziomach całość stopniowo przestaje być miękka i miła dla ucha, ale nie trzeszczy.
Warto jeszcze dodać, że Motorola Moto G9 Power została wyposażona w 3,5-milimetrowe gniazdo jack – choć sam korzystam z niego coraz rzadziej, to dobrze, że w tak dużej konstrukcji nie pominięto tego złącza.
Biometria
Starym, motorolowym zwyczajem, czytnik linii papilarnych został umieszczony na tyle urządzenia i oznaczony logo producenta. Aktywny skaner działa zaskakująco dobrze – skanuje palec szybko, celnie i… w zasadzie bezbłędnie.
Co równie istotne, Motorola udostępnia możliwość zsuwania paska powiadomień poprzez przesunięcie palcem po czytniku.
Akumulator
Motorola Moto G9 Power nie straszy ceną, nie powala wydajnością, odstrasza gabarytami i… kusi akumulatorem. Co prawda ogniwo o pojemności 6000 mAh niewątpliwie ma swój wkład w wymiary i wagę urządzenia, ale zwraca tę inwestycję z nawiązką.
Przez niemal cały okres testów, smartfona podłączałem do ładowarki co drugi dzień, średnio uzyskując 10 godzin czasu pracy na baterii. Najniższy uzyskiwany przeze mnie rezultat przekracza 8,5 godziny SOT-u (no dobra, raz zdarzyło się 7 godzin i 55 minut, ale wtedy sporo baterii zdrenował tethering), a najwyższy to ponad 12 godzin czasu włączonego ekranu na jednym ładowaniu. Czy muszę coś dodawać?
Może tylko to, że co drugi dzień trzeba będzie sięgnąć po ładowarkę TurboPower 20 i poświęcić mniej więcej 2,5 godziny na podładowanie akumulatora do pełna.
Myślę, że o akumulatorze nie muszę rozwodzić się dłużej, zwłaszcza, że kiedyś Kasia sprawdziła, jak Motorola Moto G9 Power sprawdza się w trasie jako nawigacja:
Aparat
Jeżeli chodzi o aparat, to… również jest całkiem nieźle. Jeżeli chodzi o „zwykłe” zdjęcia, to te zaskakująco cieszą oko, a i te wykonane w trybie nocnym są akceptowalnie czytelne.
Powiem tylko szczerze, że nie jestem specjalnym fanem obiektywu makro -choć da się nim zrobić jako-takie zdjęcie, za sprawą nie tylko niewielkiej odległości ostrzenia, ale również stałego doświetlania diodą.
Niemniej, sami rzućcie okiem na zdolności fotograficzne Motoroli Moto G9 Power.
Specjalnie pozwoliłem sobie wyodrębnić zdjęcia wykonane nocą – za wyjątkiem dwóch ostatnich, robiłem je parami. Poniżej możecie rzucić okiem na podobny kadr przy ustawieniach automatycznych oraz w trybie nocnym. Nietrudno się domyślić, że te „jaśniejsze” fotki zostały wykonane w trybie dedykowanym ciemnym okolicznościom. Niestety, czasami te zdjęcia wypadają gorzej – zwłaszcza, jeśli nie korzystamy z zewnętrznej stabilizacji i trzymamy smartfon w dłoniach przez cały czas naświetlania.
Jak wyglądają zdjęcia z przedniej kamerki? Cóż, kiepski ze mnie model, ale proszę bardzo – oto one.
Szczerze mówiąc, nie ma tu czego więcej komentować – jakość zdjęć (zarówno z przedniej, jak i tylnej kamerki, a także obiektywu makro) możecie ocenić sami.
Recenzowany smartfon nie został wyposażony w żadne dodatkowe oczko, a jedyny zoom, z jakiego możemy skorzystać, to ten cyfrowy. Który radzi sobie… różnie – poniżej dwa zdjęcia wykonane w zasadzie jedno po drugim.
Pozwolę sobię na chwilę wrócić do wydajności smartfona. Przy wykonywaniu fotek z pomocą Moto G9 Power niejednokrotnie zdarzało mi się tak, że jeszcze przez kilka sekund po wyjściu z aparatu smartfon przetwarzał zdjęcie, o czym informowało stosowne powiadomienie. Jednak, co bardzo istotne, sam proces robienia zdjęć nie jest szczególnie wydłużony – nie mamy tutaj do czynienia z kilkusekundowym zamysłem po kliknięciu migawki.
Podsumowanie
Motorola Moto G9 Power to drugi smartfon tego producenta, jaki testuję oraz drugi smartfon, który – jak na swoją półkę cenową – jest świetny. Ten model nie ma żadnych oczywistych wad czy braków (w przypadku modelu One Fusion+ było to NFC) i naprawdę jest godny polecenia. Skoro już przywołuję tamtą recenzję, to powtórzę jedno zdanie, które tam padło:
Motorola przypomniała mi, że choć flagowce są najbardziej pociągające, to codzienne użytkowanie średniopółkowca wcale nie musi być uciążliwe.… z tym, że tym razem smartfon jest jeszcze tańszy ;)
Głównym „zarzutem”, jaki możemy postawić temu smartfonowi, są jego gabaryty. Wielka bateria i spory wyświetlacz (pamiętajcie o rozdzielczości!) nie każdemu przypadną do gustu, ale jeśli nie przeszkadzają wam spore wymiary lub wręcz poszukujecie czegoś dużego w tej cenie, to dobrze trafiliście.
Trzeba jednak mieć z tyłu głowy, że zdecydowanie nie jest to demon wydajności, choć… naprawdę, zaskoczyło mnie płynne działanie smartfonu w codziennych zastosowaniach.