Na testy jakiś czas temu trafił do mnie smartfon Motorola moto g53 5G i w zasadzie mogę go podsumować tym, co napisałem w tytule. Ten sprzęt jest zarówno kapryśny, jak i pełen niespodzianek. Zarówno tych miłych, jak i nieco mniej przyjemnych. Jednak czy można pokochać jego zalety, nawet pomimo występujących w nim wad?
Słowem wstępu
Moto g53 5G jest jedną z najnowszych propozycji Motoroli na rynku europejskim, która zadebiutowała wraz z modelem moto g73. Zanim otrzymałem ten sprzęt do testów, stwierdziłem, że rozsądnie będzie sprawdzić jego specyfikację techniczną. Już na samym początku odczułem lekki niesmak, gdy zobaczyłem wielkość pamięci RAM, ładowanie 10 W (co ciekawe, poprzednik tego modelu, moto g52, oferował ładowanie 30 W) oraz technologię wykonania ekranu.
Zaraz potem skarciłem się w myślach – przecież to nie ma być ani flagowiec, ani średniak z wyższej półki. Moto g53 powstało najpewniej z myślą o osobach, które szukają rozsądnie wycenionego smartfona ze wsparciem dla łączności 5G. Ostatecznie cena tego urządzenia wynosi przecież niecałe 1200 złotych…
Tylko – z drugiej strony – dlaczego na stronie tego modelu widnieje informacja, że jest to najlepszy telefon z 5G? Co ciekawe, model g73 5G również jest w ten sposób reklamowany (no dobrze, moto g73 jest „najlepszym telefonem Motorola z 5G”, ale moto g53 też w końcu należy do portfolio tego producenta, więc na jedno wychodzi). Miano najlepszego dla średniaka z niższej półki? Zweryfikowałem te odważne deklaracje i, cóż, Motorola, jeśli to jest dla Ciebie najlepsze, to ciekawi mnie Twoja definicja średniego oraz najgorszego…
Specyfikacja techniczna moto g53 5G
Wchodząc na stronę produktu, możemy znaleźć pełną specyfikację techniczną tegoż urządzenia. Jak wspomniałem wcześniej, widząc co poniektóre rzeczy, myśl o korzystaniu z tego telefonu nagle zaczęła się wydawać nad wyraz mało atrakcyjna. Mogę jednak już w tym momencie uchylić rąbka tajemnicy i stwierdzić, że nie było tak źle, jak się spodziewałem, co było pierwszym z pozytywnych zaskoczeń.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Tak oto prezentuje się specyfikacja techniczna Moto G53 5G:
- wyświetlacz LCD o przekątnej 6,5″ i rozdzielczości 1600×720 (HD+) z odświeżaniem 120 Hz,
- procesor Qualcomm Snapdragon 480+ 5G,
- 4 GB RAM,
- 128 GB pamięci wewnętrznej,
- Android 13,
- aparat główny 50 Mpix (f/1,8, 0,64 μm) z technologią Quad Pixel, czujnik głębi,
- aparat przedni 8 Mpx (f/2,2, 1,12 μm) z technologią Quad Pixel,
- głośniki stereo z Dolby Atmos,
- 5G,
- GPS,
- NFC,
- Bluetooth 5.1,
- WiFi 5,
- czytnik linii papilarnych,
- akumulator o pojemności 5000 mAh, ładowanie 10 W,
- wymiary: 162,70 x 74,66 x 8,19 mm,
- waga: 183 g.
Cena Motoroli Moto G53 5G w momencie publikacji recenzji: 1199 złotych
Zawartość opakowania
Naszą recenzencką przygodę zacznijmy od sprawdzenia, co wchodzi w skład zestawu sprzedażowego. Opakowanie zawiera rzecz jasna wspomniany już telefon, ładowarkę 10 W (nad którą jeszcze będę się znęcał), igłę do wyciągania tacki, na której mieszczą się dwie karty nanoSIM lub karta nanoSIM z kartą microSD o pojemności do 1 TB (slot hybrydowy) oraz zestaw dokumentów: karta gwarancyjna, instrukcja obsługi – norma.
Przejdźmy do konkretów…
Jak wspomniałem we wstępie, model g53 5G jest pełen niespodzianek, jednak nie wszystkie są miłe dla potencjalnego użytkownika. Wbrew temu, co część z Was mogła sobie pomyśleć, nie chodzi mi o to, że nie umywa się do topowych smartfonów, pokroju Galaxy S23 UItra, czy górnopółkowych średniaków, jak chociażby Edge 20 Pro. Nie ta półka cenowa i mam tego pełną świadomość.
Te niespodzianki dotyczą głównie samego komfortu użytkowania najnowszego produktu ze stajni Motoroli. Część jest przyjemna (jak chociażby wprowadzenie nowego gestu Moto), jednak inne już należą do kategorii wręcz irytujących (np. czas ładowania baterii czy zawieszający się dotyk). No dobrze, ale może przejdźmy sobie każdą z opcji po kolei i omówmy, jak się sprawują…
Wydajność
Postanowiłem zacząć od tego punktu, gdyż prawdopodobnie większość z Was nie interesują zastosowane podzespoły, a to, jak smartfon działa przy okazji codziennego użytkowania. Dlatego też punkt ten będzie jednym z dłuższych, spośród wszystkich tu poruszonych. Poza zaprezentowaniem wyników 3 benchmarków (Geekbench 5, Geekbench 6, 3DMark), napiszę również, jak się użytkuje telefon z mojego punktu widzenia oraz do czego był wykorzystywany. Od razu zrobię drobny spoiler – temperatura urządzenia pod obciążeniem jest jedną z niespodzianek!
Za pracę smartfona odpowiada procesor Qualcomm Snapdragon 480+ w parze z 4 GB RAM. Tę ostatnią możemy wirtualnie rozszerzyć o dodatkowy 1 GB. Podczas codziennego użytkowania smartfon sprawdza się naprawdę dobrze. Żadna z wykorzystywanych przeze mnie aplikacji nie miała spadków wydajności, wszystko działało płynnie. Nawet zasobożerny Chrome (który może pozbyć się tej łatki) z kilkoma otwartymi kartami nie sprawił, że telefon złapał zadyszkę.
A co z grami mobilnymi? Cóż, nie oczekujmy cudów – smartfon za niecałe 1200 złotych nie zaoferuje nam topowej wydajności. Nie sprawi nam jednak również wielkiego zawodu! Swój dzień kończę i zaczynam krótką wizytą w AFK Arena, która do najbardziej wymagających produkcji nie należy, jednak jest ona w stanie zmęczyć słabsze telefony. Szczególnie, gdy odpali się bitwę na czterokrotnym przyspieszeniu. Moto g53 5G nie miała jednak z nimi żadnych problemów.
No dobrze, a co z bardziej wymagającymi produkcjami? Jakkolwiek podczas testowania pada do gier mobilnych Turtle Beach sprawdziłem kilka produkcji, tak tutaj ograniczyłem się do trzech – wspomnianego już AFK Arena, Teamfight Tacitcs oraz mobilnego GTA: San Andreas. Dwie ostatnie są zdecydowanie bardziej wymagające od pierwszej.
Ani w przypadku TFT, ani wspomnianego Grand Theft Auto, nie odnotowałem żadnych spadków. Teamfight co prawda dostosowuje się do specyfikacji urządzenia i nie ma możliwości przełączania poziomów szczegółowości grafiki, jednak wraz z produkcją odpalam Spotify w tle. Mój poprzedni telefon z tym sobie nie radził, a nowa motka nawet się nie poci.
Jeśli chodzi o GTA, to wszystko ustawione na max + cienie i tytuł ani razu się nie zawiesił. Inna sprawa, że korzystałem z trybu wysokiej wydajności, czekając z niecierpliwością na moment, w którym smartfon zacznie osiągać horrendalnie wysokie temperatury. Tutaj wyszła kolejna niespodzianka moto g53 5G. Pomimo wysokiego obciążenia, urządzenie to prawie w ogóle się nie grzeje.
Oczywiście, robi się cieplejsze, jest to nieuniknione, jednak ani razu nie doszło do sytuacji, w której telefon by mnie faktycznie parzył! Zjawisko to było nagminne, gdy korzystałem ze smartfonów Moto Z2 Play, Moto Z3 Play oraz mojego leciwego już LG X Power. Na szczęście nowa propozycja Motoroli nie sprawiła, że powróciłem do tych traumatycznych z dzisiejszej perspektywy wspomnień. No dobrze, skoro kwestie wydajności „w praktyce” mamy za sobą, czas najwyższy przejść do benchmarków!
Wyniki Geekbench 5
Leciwy już benchmark, który służył recenzentom sprzętu od września 2019 roku. Zrobiłem na nim jeden test, a dwa dni po tym, jak otrzymałem smartfon, premierę miała nowa, 6 już wersja Geekbench. Dlatego też w ramach, nazwijmy to, pożegnania z przeszłością, zdecydowałem się podzielić z Wami wynikami, które smartfon uzyskał w tym programie. Jak się sprawdził?
Wyniki Geekbench 6
Nowa wersja benchmarku – należy więc zacząć z niej korzystać! Poniżej znajdziecie wszystkie przeprowadzone przeze mnie testy przy pomocy Geekbench 6. Jakie wyniki osiąga moto g53 5G w tym programie?
Wyniki 3DMark
Tutaj wyniki mnie zaskoczyły, gdyż na pełnej wydajności podczas trwających 20 minut stress testów, temperatura procesora podniosła się zaledwie o 2 stopnie! Co ciekawe, różnice w wydajności podczas poszczególnych pętli nie są również zbyt oddalone od siebie. Jeśli więc chodzi o kulturę pracy, nie mam nic do zarzucenia.
Wydajność zmierzona przy pomocy benchmarków to już kwestia zgoła odmienna…
Bateria
Kwestie wydajnościowe już za nami, więc przechodzimy do drugiej najistotniejszej rzeczy w przypadku smartfona (choć zaznaczę, że jest to moja subiektywna opinia), jaką jest czas pracy na baterii.
Jak wspomniałem wcześniej, w moto g53 5G zainstalowany został akumulator o dużej pojemności, wynoszącej 5000 mAh. W przypadku mojego użytkowania bateria wystarczała spokojnie na 2 doby, a moim osobistym rekordem były 4 dni bez podłączania do gniazdka. Inna sprawa, że w tak zwanym międzyczasie podłączałem telefon do samochodu, więc siłą rzeczy podczas dłuższych tras miał okazję zregenerować poziom naładowania…
Pojemności więc nie mam nic do zarzucenia, ale za to czas ładowania jest nieśmiesznym żartem. Podobnie z kwestią „szybkiego podładowania”, które obiecuje nam producent na swojej stronie produktu – chyba nieco inaczej definiujemy termin szybkie, droga Motorolo. Tak, to jest ten punkt, w którym znęcam się nad dołączoną do zestawu ładowarką oraz całym systemem dostarczania energii do akumulatora.
Całość ładuje się koszmarnie wręcz wolno. Najkrótszy czas, w ciągu jakiego naładowałem smartfon od 2% do 100% (od razu nadmienię, że 2% to wartość wyjściowa dla wszystkich czasów ładowania), przy pomocy dołączonej ładowarki, wynosił około 2,5 godziny.
Najdłuższe ładowanie zajęło z kolei ponad 3,5 godziny i do tej pory nie wiem, jak to się stało. Zarówno w najdłuższej, jak i najkrótszej sytuacji, smartfon nie był ciepły, nie był wykorzystywany podczas ładowania, nie został podłączony tuż po intensywnym użytkowaniu, rozpoczął ładowanie na tym samym procencie baterii (o czym wspominałem), a także był podpięty do tego samego gniazdka. Od razu uprzedzę, że to gniazdko nie ma problemów z dostarczaniem energii…
Raz jednak omyłkowo podłączyłem ładowarkę od mojej Edge 20 (na pierwszy rzut oka w ciemności wyglądają niemal identycznie) i wyobraźcie sobie me zdziwienie, gdy na ekranie wyskoczył mi komunikat „podłączono urządzenie TurboPower”. Najkrótszy czas ładowania 30 W ładowarką z TurboPower? Niecałe 2 godziny, od 2% do 100%, a najdłuższy nieco ponad 2h i 10 minut. Zauważalnie szybciej, ale wciąż naprawdę długo.
No dobrze, a jak się ma sprawa z szybkim podładowaniem, na które tak okrutnie naskoczyłem? Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie na przeprowadzenie szybkiej lekcji językoznawstwa, na przykładzie dwóch powyższych słów. Terminy szybki oraz podładować nie dość, że są ogólnikami, to jeszcze można je nazwać pojęciami względnymi. Dla każdego z nas nieco (albo i zupełnie) inne ramy czasowe skojarzone są ze słowem szybki, a także inny docelowy stan baterii mamy w umyśle, kiedy słyszymy słowo podładować. Wykorzystanie ich jest marketingowym mistrzostwem!
Producent może bowiem odpierać ewentualne zarzuty, twierdząc, że chodzi przecież o inne ramy czasowe oraz procentowe, niż użytkownik sobie założył. Nie da się z tym kłócić, bo nikt nie wie (zaręczam, że producent również), jakie konkretne wartości za każdym z tych terminów stoją! Więc o ile w kwestii szybkości moje założenie faktycznie bazuje na moim subiektywnym skojarzeniu, o tyle w przypadku docelowej wartości po podładowaniu urządzenia, jest ono podyktowane zaleceniami tegoż.
Smartfon bowiem sugeruje włączenie trybu oszczędzania baterii, kiedy jej poziom spadnie do 20%. Ta wartość procentowa została więc moim punktem docelowym po tak zwanym podładowaniu. Jaką wartość uznałem za szybką? Osobiście jestem zdania, że szybko jest synonimem stwierdzenia do 5 minut, jednak biorąc poprawkę na fakt, że mam do czynienia z segmentem budżetowym, naprawdę ogromną baterią, a także niesamowicie wolnym ładowaniem, zdecydowałem się na trzykrotne wydłużenie tego czasu. Do 15 minut – na pewno nie szybko, ale wciąż do zaakceptowania.
Jak długo musiałem więc czekać, aby smartfon z poziomu naładowania 2% podładował się do 20%? Zdecydowanie za długo, nawet po trzykrotnym rozszerzeniu ram czasowych. Zacznijmy od dołączonej do zestawu ładowarki – za każdym razem czas ten wynosił około 25 minut, raz 24, innym razem 27, jednak nigdy nie dotarł do bariery pół godziny. Co z ładowarką TurboPower? Zaskoczenie, bo również czas ten wynosił średnio 25 minut. Inna sprawa, że skrajne wartości są zgoła odmienne…
Najkrótszy czas ładowania telefonu Motoroli wynosił bowiem niecałe 20 minut. Ile wynosił najdłuższy? Nieco ponad 35 minut i, nie, ten wynik nie został osiągnięty podczas tego samego ładowania moto g53 5G, które zajęło ponad 3,5 godziny. Przecież wspominałem już, że tamten czas został osiągnięty ładowarką dołączoną do zestawu, nieprawdaż?
Niezależnie jednak od tego, za pomocą której ładowarki zdecydujemy się naładować urządzenie, wniosek pozostaje dla mnie jeden – w tym smartfonie szybkie ładowanie zwyczajnie nie istnieje. Przynajmniej dopóki jeszcze bardziej nie rozciągniemy granic naszych pojęć ;)
Moduły łączności
W poprzednim punkcie wspomniałem, że podłączyłem smartfon do samochodu, a co za tym idzie, skorzystałem z aplikacji Android Auto. Pomimo tego, że znałem trasę do punktu docelowego, postanowiłem sprawdzić moduł GPS, włączając nawigację udostępnianą przez Mapy Google. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogę napisać z czystym sumieniem, iż moto g53 5G nie miała żadnych problemów z określeniem swojej pozycji na mapie.
Dystans był dobrze odmierzony, czas przybycia prawie adekwatny (na miejsce dotarłem przed przewidywaną godziną), a lokalizacja była cały czas dostępna. GPS się nie gubił, nie teleportował, słowem, działał, jak należy. Podobnie zresztą rzecz się ma w przypadku pozostałych modułów – sygnał Wi-Fi był stabilny i smartfon nie zrywał połączenia, nawet będąc 3 grube ściany i 1 piętro od routera.
Moduł Bluetooth również nie szwankował – kiedy decydowałem się na podłączenie moich Nothing Ear (stick) do smartfona, ten bez problemu się z nimi parował. Połączenie nie było zrywane przez żadne z urządzeń, a ja mogłem się cieszyć moimi ulubionymi utworami podczas spaceru z psem lub wyjściem do sklepu. To samo w przypadku wejścia słuchawkowego – podłączone SteelSeries Arctis 3 działały bez zarzutu z tym charakternym smartfonem.
Jeśli chodzi o dane mobilne, także nie ma na co narzekać. Połączenia są stabilne, a transfer szybki, o ile mamy dobry zasięg. Urządzenie również po wykryciu sygnału 5G automatycznie i momentalnie się na niego przełącza. W zasadzie nie widziałem chyba u siebie zasięgu 3G ani razu, natomiast H+ pojawiło mi się ledwie kilka razy i to w miejscach o faktycznie utrudnionym zasięgu. Standardowo widziałem u siebie więc informację o tym, że urządzenie jest w zasięgu LTE.
Jakość rozmów? Bez zarzutu.
Ekran
Do wyświetlacza zastosowanego w tym smartfonie mam tak ambiwalentne uczucia, że aż trudno mi się zebrać do stworzenia konkretnej narracji na jego temat. Wyświetlacz LCD 6,5 cala, w rozdzielczości HD+ nie zagwarantuje mi takich wrażeń, jak 6,7” AMOLED w rozdzielczości FHD+, do którego zdążyłem się przyzwyczaić. Nawet nie o to chodzi, gdyż jestem zdania, że oddaje on kolory naprawdę dobrze i przesiadając się z Edge 20 na moto g53 5G, nie czułem potrzeby, by je zmienić na nasycone. Co w przypadku tego pierwszego było wręcz obowiązkowe, bo barwy naturalne zaprawdę są nimi jedynie z nazwy…
Nie mogłem też narzekać na jakość oglądanych na YouTube materiałów ani czytane przeze mnie teksty. Znaczy, wróć, mogłem – zawsze mogę! Naprawdę jednak musiałbym się specjalnie tego uczepić, a nie ma to sensu z dwóch powodów. Pierwszy jest oczywisty i jest to półka cenowa urządzenia. Drugim z kolei jest to, co powiedziała nasza redaktor naczelna, podczas wywiadu przeprowadzonego przez Dorotę Haller. Mianowicie chodzi o perspektywę!
Osoby, które nigdy nie miały do czynienia z wyświetlaczami AMOLED o wysokiej rozdzielczości, mając styczność z tym smartfonem, zwyczajnie nie będą wiedziały, czego recenzent tak naprawdę się czepia! Dlatego wcielając się w co prawda dla mnie już odległą, ale dla innych być może wciąż aktualną, perspektywę osoby, która korzysta z wyświetlaczy wykonanych w dowolnej technologii, o niższych rozdzielczościach, stwierdziłem, że ekran tego konkretnego smartfona zwyczajnie jest dobry. Nie ma więc sensu porównywać go do czegoś, co dla części z Was może być abstrakcją ;)
Wszystko ładnie i pięknie, ale Loranty, zastanów się – wspominałeś, że masz ambiwalentny stosunek do tego wyświetlacza, a na ten moment wspaniałomyślnie piszesz, jak to nie ma na co narzekać! To jak to w końcu jest? Ano właśnie, teraz przejdziemy do tych mniej przyjemnych aspektów, które – wbrew pozorom – nie są związane z jakością wyświetlanych treści…
Przede wszystkim, odczuwam lekki niedosyt pod kątem maksymalnego oraz minimalnego poziomu jasności ekranu. Nocą, w niemal kompletnej ciemności, miałem wrażenie, że jest on nieco za jasny, nawet pomimo minimalnego poziomu jasności. Po włączeniu systemowego przyciemnienia wydawał się z kolei za ciemny. Za dnia natomiast, gdy słońce świeciło, ptaszki ćwierkały, a ja szedłem do piekarni po świeże bułeczki, odczytanie wiadomości na maksymalnym podświetleniu stanowiło lekki problem. Gdyby było lato, a słońce dosłownie by nas prażyło, śmiem przypuszczać, że tego typu zadanie graniczyłoby z cudem…
Odświeżanie ekranu na poziomie 120 Hz jest niewątpliwie cechą, która odróżnia ten smartfon od innych propozycji w tej półce cenowej, ale jest pewna rzecz, która nie daje mi spokoju. Mianowicie jest to kwestia tego, że te 120 Hz wydaje się dziwnie mało płynne. Być może to wynika z faktu, że standardowo korzystam ze smartfona, który oferuje 144 Hz odświeżania ekranu, ale naprawdę szczerze wątpię, by ta bądź co bądź niewielka różnica, była aż tak odczuwalna.
Kolejna sprawa powiązana będzie z zagadką, którą Wam teraz zadam. Czym jest smartfon? Inteligentnym telefonem, nieprawdaż? Tak, jak najbardziej, ale telefonem dotykowym też, co jest bardzo w tym kontekście istotne. Skoro telefon jest dotykowy, to dotyk (jako podstawowa funkcja takowego), powinien działać bez zarzutu, niezależnie od wydajności urządzenia oraz półki cenowej. No i z tym ekran testowanej przeze mnie moto g53 5G wydaje się sobie nie radzić. Albo raczej, nie zawsze sobie z tym podstawowym zadaniem radzi…
Podczas pierwszego tygodnia użytkowania wszystko chodziło naprawdę bez zarzutu, jednak na początku drugiego tygodnia odniosłem wrażenie, że telefon ma problem z wykrywaniem dotyku. Dotyczyło to skrajnych obszarów ekranu, gdyż centralna jego część działała (i wciąż działa) bez zarzutu.
Stwierdziłem więc, że zostawię sobie to urządzenie na jeszcze jeden tydzień, żeby się upewnić, czy aby na pewno mam rację i, czytając wcześniejsze, zapewne już się domyśliliście, że (niestety) miałem. Od razu informuję, że telefon nie był przeze mnie testowany pod kątem wytrzymałości i nie rzucałem nim ani o ściany, ani o podłoże ;)
Mankament ten nie jest stały, w losowych momentach dotyk działa zauważalnie gorzej, tylko po to, by chwilę później powrócić do zwyczajnej pracy. Rzecz jasna w drugą stronę też to działa – podczas standardowego użytkowania, telefon nagle wymusza kilkukrotne dotknięcie skrajnie położonych obszarów, gdyż za pierwszym czy drugim (a nawet trzecim i czwartym) razem nie odczytuje dotyku. Pisanie via Messenger albo granie w Teamfight Tactics z tego typu mankamentem jest autentyczną drogą przez mękę. Jednak gdy wszystko działa poprawnie, korzystanie ze smartfona jest naprawdę przyjemne…
No dobrze, pomyślicie, że może to jakaś wada fabryczna, charakterystyczna tylko dla tego konkretnego egzemplarza? Też na to wpadliśmy, toteż z Naczelną poprosiliśmy o drugi telefon do testów i… wiecie, co się okazało? Faktycznie, tak absurdalna wręcz nieresponsywność była charakterystyczna tylko dla sprzętu, który do mnie trafił w pierwszej kolejności.
Niemniej jednak w drugim z nich konkretne obszary i tak przestawały wykrywać dotyk, szczególnie podczas bardziej intensywnego pisania. Macie je zaznaczone na niebiesko na poniższym zrzucie ekranu.
Aparat
Jeśli miałbym w dwóch słowach opisać to, co oferuje aparat w tym smartfonie, napisałbym jedynie spore zaskoczenie. Zdjęcia nim robione w różnych trybach są naprawdę ładne, a tryb portretowy działa bardzo dobrze. Są jednak pewne warunki. Pierwszy jest taki, że robiąc zdjęcie, musimy dysponować odpowiednim oświetleniem. Jeśli go nie spełniamy, cała magia aparatu moto g53 5G znika i nie pomaga nawet tryb nocny.
Zresztą, ten ostatni to w ogóle średnio sobie radzi, gdyż niestety zdjęcia w nim nie powalają ani w półmroku, ani w kompletnej ciemności. Z drugiej jednak strony, nawet urządzenia z wyższej-średniej półki cenowej mają z tym problemy, więc trudno oczekiwać od budżetowca, aby robił zdjęcia na miarę flagowców czy droższych średniaków.
Absolutnej tragedii w moim odczuciu co prawda nie ma, ale będziecie musieli wyrobić sobie na ten temat własną opinię. Do pomocy zostawiam przykładowe fotografie.
Jeśli jesteście natomiast ciekawi, w jaki sposób tryb nocny wypada na tle zdjęć w trybie automatycznym, to zapraszam do galerii poniżej. Znajdują się tam fotografie, które wykonałem w tych samych kadrach, jednak w trzech różnych trybach. Mianowicie w trybie automatycznym, trybie nocnym oraz z włączoną lampą błyskową.
Drugi warunek jest nieco mniej wymagający, gdyż wystarczy, że nie będziemy korzystać z wysokich wartości oferowanego przez aparat przybliżenia. Przy trzykrotnym zoomie (choć wiele zależy od ujęcia), zdjęcia tracą ostrość i wszystko powyżej tej wartości jest w moim mniemaniu stratą pamięci. Najgorzej wyglądają maksymalne wartości przybliżenia… (8-krotne).
Osobiście nie jestem fanem fotografii ani mobilnej, ani tej standardowej, więc robiąc zdjęcia do tej recenzji, czułem się nad wyraz dziwnie. Mogę na spokojnie stwierdzić, że nigdy wcześniej nie zrobiłem takiej ilości zdjęć, jak podczas testowania smartfona Motoroli.
Dlatego też, zamiast pisać dalej o zdjęciach, zwyczajnie pokażę Wam fotografie, które zrobiłem podczas obcowania z moto g53 5G.
Tylko chwila, gdzie są ujęcia obiektywem ultraszerokokątnym? W smartfonach Motoroli, aby je aktywować, wystarczy zmniejszyć zoom na 0,5. Gdzie zatem jest ta wartość? Jak pewnie zauważyliście, nie ma jej na zdjęciach powyżej. Stało się tak, gdyż nie zrobiłem ani jednej fotografii w tym trybie. Dlaczego? Ponieważ smartfon zwyczajnie mi na to nie pozwolił – nie miałem możliwości zmniejszenia wartości minimalnej przybliżenia do wartości niższej niż 1,0. A to jednoznacznie daje do zrozumienia, że ultraszerokokątnego aparatu tu nie uświadczymy, choć… Motorola o obecności takowego informuje na swojej stronie produktowej.
Żeby było śmieszniej, to raz moto g53 5G zaoferował mi 10-krotną wartość przybliżenia! Ewidentnie więc mamy do czynienia z jedną z dwóch sytuacji: albo oprogramowanie aparatu ma swoje problemy, albo producent oględnie rzecz ujmując, próbuje udowodnić, że cięcia względem poprzednika (smartfon moto g52 miał tryb ultraszerokokątny i był on całkiem niezły) nie są aż tak duże. Niezależnie jednak od sytuacji, wniosek pozostaje jednak jeden – słabo to wygląda.
Jak natomiast prezentuje się kwestia nagrywania wideo oraz dźwięku, wykorzystując ten sprzęt? Cóż, osobiście jestem zdania, że jeśli kręcimy z odpowiednim oświetleniem, to rezultaty są naprawdę świetne. Oczywiście nie ma mowy o nagrywaniu w 4K albo FHD w 60 klatkach na sekundę, ale te podstawowe nagrania w rozdzielczości 1920×1080 i 30 klatkach wyglądają naprawdę dobrze!
Aparat oferuje także tak zwany podwójny zapis. Oznacza to, że obraz jest nagrywany zarówno przy pomocy przedniej, jak i tylnej kamery – jeśli jesteście ciekawi, jak to wygląda, to poniżej możecie obejrzeć nagrane w ten sposób wideo. Przeszedłem w nim z jasnego pomieszczenia do ciemnego i (jak zauważycie), tylny aparat miał problem z przyzwyczajeniem się do półmroku. Przedni też co prawda świetnie nie wypadł, ale – jak wspomniałem wcześniej – jeśli mamy odpowiednie źródło światła, zdjęcia i filmy wypadają dobrze. Jeżeli tak nie jest, cóż, wówczas wychodzi to, co poniżej…
Design i porty
Wiem, wiem, ten punkt standardowo znajduje się niemal na samym szczycie każdej (no, prawie każdej) recenzji. Aczkolwiek zdecydowałem, że u mnie będzie inaczej, gdyż zwyczajnie nie przykładam większej wagi do wyglądu smartfona. Mój sprzęt ma działać, a także być wydajny oraz w pełni przewidywalny. Wygląd mnie nie rusza, bo obecnie niemal każdy smartfon wygląda tak samo, a jego kolor traci na znaczeniu, gdy tylko włożymy nasz telefon w jakieś etui.
Dlatego też, dopóki nie dostanę w swoje ręce sprzętu, który czymś mnie naprawdę zaskoczy, dopóty punkt dotyczący designu nie pojawi się na samej górze. Właśnie dlatego następna recenzja, którą dla Was napiszę, zacznie się od punktu design i uchylę rąbka tajemnicy, że chodzi o nowiutki tablet znanego producenta. Więcej na ten temat dowiecie się jednak w swoim czasie, teraz powróćmy do smartfona Motoroli.
Telefon jest duży (162,7 x 74,66 x 8,19 mm) i całkiem ciężki (183 g). Kilku moich znajomych stwierdziło również, że jest dość śliski i szczerze powiedziawszy trudno mi się z nimi nie zgodzić. Takie połączenie sprawia, że każdy ewentualny użytkownik wraz z telefonem powinien nabyć szkło, a także etui ochronne. Od przodu, boków, a także góry i dołu, zupełnie niczym się nie wyróżnia na tle innych smartfonów. Po prawej stronie mamy 2 przyciski: do sterowania głośnością oraz włącznik, w którym zainstalowany został czytnik linii papilarnych.
Ten ostatni swoją drogą działa bezbłędnie i nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby smartfon nie wykrył mojego palca (co, niestety, jest nagminne w przypadku mojej Edge 20). Po lewej stronie znajdziemy jedynie tackę na 2 karty nanoSIM, bądź jedną kartę nanoSIM i jedną kartę pamięci microSD (używałem takiej konfiguracji podczas testów), wraz z otworem do zwolnienia blokady. Po wierzchniej części zauważymy mikrofon oraz napis dumnie głoszący Dolby Atmos, natomiast po spodniej – wejście USB-C, głośniki, kolejny mikrofon, a także wyjście słuchawkowe.
Coś, co może wyróżnić ten smartfon od całej reszty, to niewątpliwie plecki. Zostały one wykonane z hydrofobowego materiału, który nie zbiera tak bardzo odcisków palców, jak to ma miejsce w przypadku urządzeń z pleckami szklanymi lub (co gorsza) z plastiku.
Osobiście muszę przyznać, że to rozwiązanie bardzo mi się podoba, gdyż nie dość, że działa (kilka kropel wody na ten sprzęt spadło i faktycznie bardzo ładnie się ześlizgnęły), to jeszcze jest przyjemne w dotyku. Dla oka prawdopodobnie także jest to miłe, ale to już jest kwestia gustu.
Dźwięk
Smartfon został wyposażony w głośniki stereo z Dolby Atmos, które nadają słuchanym utworom bardzo przyjemne dla ucha brzmienie. Podczas korzystania z moto g53 5G, niejednokrotnie włączałem playlistę ze Spotify na głośnikach, zamiast zakładać słuchawki i nie czułem z tego powodu żadnego dyskomfortu. Podczas rozmów także nie ma na co narzekać, gdyż głos naszego rozmówcy jest wyraźny i naturalny.
Para wbudowanych mikrofonów także dobrze odbiera nasze słowa, co zapewne mogliście usłyszeć w powyższym filmiku, nagranego w trybie podwójnego zapisu.
Podczas konwersacji jesteśmy z kolei dobrze słyszani i żaden z moich rozmówców nie wspominał, żeby były jakiekolwiek problemy ze zrozumieniem mych słów. Podstawowa funkcjonalność została więc zachowana, jeśli chodzi o rozmowy.
Dodatkowe funkcje
Biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia ze smartfonem Motoroli, zawiera on kilka funkcji zarezerwowanych tylko dla tego producenta. Zacznijmy od gestów moto, które sprawiły, że stałem się lojalnym klientem (oraz ogromnym zwolennikiem) smartfonów sygnowanych logiem M. Do dotychczas dostępnych (w porównaniu do Edge 20), dochodzi bowiem jeden dodatkowy, jakim jest dwukrotne uderzenie palcem w plecki.
Wykonując ten gest, możemy wybrać jedną z kilku akcji, którą smartfon podejmie po wykryciu dwóch tapnięć na tyle. Przez wzgląd na fakt, że korzystałem z moto g53 5G dość często do słuchania muzyki (również bez słuchawek), wybrałem opcję wstrzymywania i wznawiania muzyki. Są jednak również inne możliwości do wyboru, jak na przykład wykonanie zrzutu ekranu, powrót do ekranu głównego czy możliwość przełączenia się na ostatnią używaną aplikację.
Druga istotna funkcja jest natomiast Wam znana, o ile czytacie nasz portal na bieżąco lub interesujecie się marką Motorola. Mowa oczywiście o aplikacji Moto Secure, która jest naprawdę potężnym narzędziem do ochrony naszych danych osobowych. Ponoć niedługo każde urządzenie Motoroli, które korzystać będzie z Androida 13, będzie mieć możliwość zainstalowania tej aplikacji. Nowsze sprzęty z kolei będą ją miały fabrycznie zainstalowaną. No dobrze, ale co konkretnie możemy z jej pomocą zrobić?
Jak wspomniałem, narzędzie jest potężne, więc niewątpliwie sporo. Przejdźmy jednak do konkretów – aplikacja oferuje nam takie funkcje, jak bezpieczny folder, mieszanie klawiatury PIN czy panel prywatności, który poinformuje nas, jakie aplikacje korzystały z lokalizacji, aparatu, mikrofonu itd.
Dodatkowo przy jej pomocy łatwiej będzie nam kontrolować uprawnienia, jakie dajemy poszczególnym aplikacjom, które zostały zainstalowane na naszym urządzeniu.
Jest również tak zwane Family Space, które można uznać za coś na kształt kontroli rodzicielskiej. Możemy w tej aplikacji stworzyć konkretne przestrzenie, które będą dawały dostęp do uprzednio wybranych przez nas aplikacji, podczas gdy inne będą zupełnie niewidoczne.
To naprawdę ciekawe, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że możemy również określić, jak długo smartfon ma pracować w konkretnym trybie. Po wyznaczonym przez nas czasie będziemy mogli albo opuścić przestrzeń, albo zwiększyć limit – do obu rzeczy trzeba jednak będzie wpierw się uwierzytelnić, poprzez dotknięcie czytnika linii papilarnych.
Podsumowanie
Biorąc Motorolę moto g53 5G do testów byłem pełen nadziei, że nawet pomimo mało atrakcyjnej dla mnie specyfikacji, Motoroli udało się zrobić całkiem solidnego średniaka. Nie mogłem się doczekać możliwości przetestowania go i, jeśli mam być zupełnie szczery, to gdyby nie fakt, że moto g53 5G jest sprzętem kapryśnym, to byłoby to urządzenie godne rozważenia, szczególnie w półce cenowej do 1500 złotych.
A tak… sami musicie zdecydować czy wady, o których wspominam, mają dla Was ogromną wagę.