Pod koniec sierpnia Motorola uraczyła nas premierą Edge 50 Neo. Jedni cieszyli się z powrotu do płaskiego ekranu, inni psioczyli na zbyt wysoką cenę w stosunku do poprzednich generacji. Po dwóch miesiącach od rynkowego debiutu cena zdążyła spaść o 200 złotych, dzięki czemu model ten stał się bardziej atrakcyjną propozycją.
W momencie premiery model Motorola Edge 40 Neo kosztował 1899 złotych. Dokładnie tyle samo przyszło nam zapłacić za Motorolę Edge 30 Neo rok wcześniej. Tymczasem w przypadku Moto Edge 50 Neo producent zażyczył sobie już… 2199 złotych.
W sprzedaży premierowej można było zgarnąć słuchawki o wartości 299 złotych, ale chyba wszyscy się zgodzą, że każdy wolałby zapłacić o tyle mniej za telefon. Aktualnie jego cena spadła do 1999 złotych, czyli zbliżyła się cenowo do swoich poprzedników. I to jest bardzo dobra wiadomość. Zwłaszcza, że jako pierwszy przedstawiciel serii ma 512 GB pamięci wewnętrznej, teleobiektyw i obietnicę pięciu lat wsparcia aktualizacjami.
Motorola Edge 50 Neo
Specyfikacja Motoroli Edge 50 Neo przedstawia się następująco:
- płaski wyświetlacz pOLED o przekątnej 6,4”, rozdzielczości 2670×1200 pikseli, częstotliwości odświeżania 120 Hz LTPO i jasności szczytowej 3000 nitów, Gorilla Glass 3, HDR10+,
- MediaTek Dimensity 7300 z ARM Mali-G615 MC2,
- Android 14,
- 12 GB RAM LPDDR4X,
- 512 GB pamięci wewnętrznej uMCP,
- aparat główny 50 Mpix f/1.8 OIS + ultraszeroki kąt 13 Mpix f/2.2 120° + teleobiektyw 10 Mpix 3-krotny zoom optyczny, OIS,
- aparat przedni 32 Mpix f/2.4,
- 5G,
- eSIM,
- GPS, AGPS, LTEPP, SUPL, Glonass, Galileo,
- NFC,
- Bluetooth 5.3,
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac/ax,
- USB typu C 2.0,
- głośniki stereo,
- czytnik linii papilarnych w ekranie,
- akumulator o pojemności 4310 mAh, ładowanie 68 W, bezprzewodowe ładowanie 15 W,
- wymiary: 154,1 x 71,2 x 8,1 mm,
- waga: 171 g.
- MIL-STD 810H, IP68.
W zestawie z telefonem znajdziemy jedynie przewód zakończony obustronnie USB C oraz sztywne etui dopasowane kolorystycznie do wybranego egzemplarza. Ładowarki brak.
W sprzedaży są dostępne cztery wersje kolorystyczne: Poinciana (ceglana), Grisaille (stalowa), Latte (beżowa) i Nautical Blue (niebieska).
Wzornictwo, jakość wykonania
Pisząc ten rozdział będę się nieco powtarzać względem pierwszych wrażeń, ale trudno jest się od tego powstrzymać. Wszystko przez to, że niesamowicie istotna jest tożsamość serii Edge Neo, która w przypadku modelu z zeszłego roku została mocno zachwiana, a która to powróciła na właściwe tory przy okazji Motoroli Edge 50 Neo.
Wszystko rozchodzi się o wielkość przekątnej wyświetlacza, jego krzywiznę i fizyczne wymiary telefonu. Edge 30 Neo był niewielki – jego płaski ekran miał przekątną 6,28”, a wysokość wynosiła 152,9 mm. Z jakiegoś powodu jego następca był sporo większy – płaski ekran zastąpiono zakrzywionym, w dodatku 6,55-calowym, przez co urósł do 159,63 mm. Edge 50 Neo przyniósł nam powrót na dobre tory – co prawda ekran nie jest już tak mały, bo 6,4-calowy, ale ponownie płaski, a całość konstrukcji zamyka się w 154,1 mm wysokości.
Telefon dalej można nazwać kompaktowym, ale małym to już chyba niekoniecznie – jego wymiary wynoszą bowiem 154,1 x 71,2 x 8,1 mm. Mniejszego smartfona daleko szukać nie trzeba – Pixel 9 ma ekran o przekątnej 6,3” i wymiary 152,8 x 72,0 x 8,5 mm, a taki Samsung Galaxy S24 – 6,2” i 147 x 70,6 x 7,6 mm. Jak zatem sami widzicie, na rynku bez problemu można znaleźć telefony, które są od Moto Edge 50 Neo mniejsze.
Zróbmy szybki przegląd krawędzi telefonu. Na prawej mamy przyciski regulacji głośności oraz, poniżej, włącznik. Początkowo można mieć problem z tym, że przyciski są dość niewielkie i tylko nieznacznie wystają z obudowy, ale szybko można się do tego przyzwyczaić.
Lewy bok jest zupełnie pusty. Dolna krawędź skrywa slot kart nanoSIM (bez drugiego nanoSIM czy microSD), mikrofon, USB typu C oraz jeden z głośników – drugi jest umieszczony jest w głośniku od rozmów. Na górze mamy z kolei tylko drugi mikrofon.
Co ważne, obudowa telefonu wykończona jest wegańską skórą, co sprawia, że praktycznie w ogóle się nie śliska – nie kojarzę żadnej sytuacji, w której telefon byłby bliski wyślizgnięcia się z moich rąk. Na takie ewentualności jest jednak przygotowany, bo spełnia militarną normę odporności MIL-STD 810H, jak również jest pyło- i wodoszczelny (IP68).
Wyświetlacz – znowu płaski!
Motorola Edge 50 Neo to smartfon, który wpasuje się w gusta osób lubiących płaskie wyświetlacze. To też powrót do korzeni serii, gdzie ktoś podrzucił Edge 40 Neo, w którym przeprowadzono kontrowersyjną zmianę w postaci zastosowania zakrzywionego ekranu (wcześniej w tej serii zawsze były płaskie ekrany, więc to zagranie było co najmniej dziwne i nieoczekiwane – i raczej krytykowane).
W Edge 50 Neo mamy do czynienia z wyświetlaczem pOLED o przekątnej 6,4”, rozdzielczości 2670×1200 pikseli, częstotliwości odświeżania 120 Hz LTPO i jasności szczytowej 3000 nitów. I, cóż, złego słowa na jego temat powiedzieć nie mogę – pod żadnym względem nie zawiódł mnie podczas testów.
Co ważne, po raz pierwszy w serii, Edge 50 Neo oferuje Always on Display – podobnie, jak składana Motorola Razr 50 Ultra. Dzięki temu jesteśmy w stanie, bez podświetlania ekranu czy szturchania telefonu, sprawdzić godzinę, datę, stan naładowania telefonu, temperaturę czy ikony aplikacji, z których oczekują na nas powiadomienia. Chciałoby się powiedzieć: wreszcie!
W ustawieniach znajdziemy możliwość zmiany trybu kolorów (naturalne, promienny, żywy), jak również temperatury barwowej czy częstotliwość odświeżania ekranu (60 Hz, 120 Hz lub ustawienie automatyczne).
Działanie, oprogramowanie
To nie jest flagowiec, więc na pewne kompromisy musimy być gotowi. To nie jest jednak też tani smartfon, po którym możemy się spodziewać, że będzie się momentami zacinał. Motorola Edge 50 Neo to solidny średniak, po którego działaniu powinniśmy oczekiwać co najmniej poprawnej wydajności i kultury pracy. Czy tak jest w rzeczywistości?
Zastosowany w smartfonie procesor MediaTek Dimensity 7300 z ARM Mali-G615 MC2 nie jest jednostką jakkolwiek wyróżniającą się na rynku – to po prostu średniak i nic ponadto. Do współpracy przewidziano dla niego w Polsce 12 GB RAM LPDDR4X i 512 GB pamięci wewnętrznej uMCP. Całość spina Android 14. Kaśka, ale do rzeczy – jak działa Edge 50 Neo?
Przez większość czasu – w porządku. Przy czym nie mogę w żadnym wypadku powiedzieć, że jest super płynnie. Pierwsze uruchomienie każdej aplikacji trwa odczuwalną chwilę – każde kolejne jest dużo szybsze. Od tapnięcia w pasek adresu w przeglądarce internetowej do pojawienia się klawiatury też czasem potrafi minąć zauważalny moment (inaczej bym tego przecież nie zauważyła ;)).
Najbardziej jednak irytuje, gdy piszę mejla czy dłuższy tekst, a ten pojawia się z opóźnieniem – zdążę na klawiaturze napisać sześć słów, a na ekranie widać dwa, by kolejne pojawiły się po chwili. To nie jest nagminny błąd, ale zdarza się – na tyle często, że zapadł mi w pamięć. Takie pomniejsze ścinki po prostu się zdarzają.
Benchmarki:
- Geekbench 6:
- single core: 1039
- multi core: 2903
- OpenCL: 2604
- Vulkan: 2532
- 3DMark:
- Sling Shot: 6121
- Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: 5100
- Wild Life: 3157
- Wild Life Extreme: 863
- Wild Life Stress Test: 3161 / 3135 / 99,2%
- Wild Life Extreme Stress Test: 859 / 857 / 99,8%
Jeśli chodzi o oprogramowanie, pisałam już o tym w pierwszych wrażeniach. Strasznie zirytowało mnie, że podczas pierwszej konfiguracji telefon poinformował, że zostaną zainstalowane dodatkowe aplikacje, a nie pozwolił wybrać, które chcę zainstalować. A niekoniecznie chcę je instalować. Mowa tu o takich apkach, jak choćby Adobe Scan, Booking, Opera czy Fitbit.
Ale miarka przebrała się, gdy okazało się, że… aplikacja pogody (1weather) wyświetla reklamy. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, kto wpadł na tak genialny pomysł, by zintegrować z systemem aplikację, która wyświetla reklamy, bo gdybym go/ją spotkała, to bym jej/mu wygarnęła, co o tym myślę.
Aaaa, bo musicie wiedzieć, że na telefonie zainstalowana jest domyślnie wersja darmowa tej aplikacji. Jest też płatna, którą możecie kupić. Kosztuje niby niewiele, bo ok. 20 złotych dożywotnio, ale… serio? Mam płacić za brak reklam w aplikacji, która jest preinstalowana domyślnie jako systemowa aplikacja pogody? Nie ma mowy.
W momencie publikacji recenzji Motorola Edge 50 Neo działa w oparciu o Androida 14 z wrześniowymi poprawkami bezpieczeństwa, a – przypominam – mamy pierwsze dni listopada. Producent obiecuje pięć dużych aktualizacji systemu i tyle samo lat wsparcia w postaci aktualizacji zabezpieczeń.
Zaplecze komunikacyjne
W przypadku modułów, obsługiwanych przez Motorolę Edge 50 Neo, na próżno szukać jakichś dużych braków. W poprzedniku producent wreszcie zaimplementował eSIM, z którego tutaj też nie zrezygnował, więc to ślepa uliczka. 5G oczywiście też jest. Czego brakuje to drugi slot na kartę nanoSIM, co oznacza, że dual SIM osiągniemy wyłącznie łącząc kartę fizyczną z wirtualną. To jednak powinno większości z nas w zupełności wystarczyć.
Na pokładzie telefonu nie zabrakło NFC, Bluetooth 5.3 i WiFi w standardzie ax. Mamy zatem wszystko, co smartfon za te pieniądze mieć powinien. Co też ważne, wszystkie moduły działają bezproblemowo – a zatem możecie z użyciem Edge 50 Neo płacić zbliżeniowo z wykorzystaniem Google Pay, podłączyć bezprzewodowo słuchawki czy zegarek, jak i jest szansa, że dzięki nawigacji nie zgubicie się w miejscu, którego nie znacie.
Jakości rozmów również nie mam nic do zarzucenia. Co prawda przez smartfon rozmawiam tyle, co kot napłakał, ale każda przeprowadzona przez Edge 50 Neo rozmowa, była dla mnie zrozumiała, podobnie jak dla moich rozmówców. Z zasięgiem też nie było problemów.
Z 512 GB pamięci do wykorzystania przez użytkownika zostaje 453 GB. Jeśli chodzi o szybkość pamięci, przedstawia się następująco:
- szybkość sekwencyjnego zapisu danych: 376,72 MB/s,
- szybkość sekwencyjnego odczytu danych: 671.42 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 31,40 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 21,48 MB/s,
- kopiowanie pamięci: 4,02 GB/s.
Zabezpieczenia biometryczne
Raczej nikogo nie zaskoczę pisząc, że Motorola Edge 50 Neo oferuje możliwość korzystania z dwóch opcji zabezpieczeń biometrycznych – rozpoznawania twarzy (w oparciu o przednią kamerkę, bez żadnego skanu przestrzennego) oraz czytnika linii papilarnych, umieszczonego w dolnej części ekranu.
Oba te rozwiązania określiłabym: są OK, działają, ale mogłyby być szybsze. Zarówno rozpoznawanie twarzy, jak i skaner odcisków palców, potrzebują chwili, by odblokować dostęp do telefonu. Nie jestem w stanie wskazać, która z opcji działa szybciej – obie nie są najszybsze.
Dodatkowo czytnik linii papilarnych wręcz wymaga od nas dłuższego przytrzymania na nim palca – szybkie przyłożenie nie skutkuje odblokowaniem telefonu.
Głośniki
Standardowo głos oddaję Kubie:
Jak nieraz Motorola potrafiła mnie pozytywnie zaskoczyć systemem audio montowanym w swoich smartfonach, tak w tym modelu czuję się, jakby ktoś mnie kopnął w … i wylądowałem na ziemi :) A teraz tak całkowicie poważnie.
Pomimo tego, że telefon ma Dolby Atmos, odnoszę wrażenie, że zastosowane głośniki są po prostu kiepskie. Przy najwyższej głośności tony wysokie skrzeczą, dźwięk jest płaski (to tyczy się wysokich, średnich i niskich tonów), a bas to puknięcia, a nie dudnienie. Ogólnie w tej cenie słyszałem już lepsze audio w telefonie.
Czas pracy Motoroli Edge 50 Neo
Jeśli stwierdzę, że Motorola przyzwyczaiła nas do instalowania akumulatorów o mniejszych pojemnościach niż konkurencja w podobnych smartfonach, to chyba nie będzie przesadą? Dokładnie z taką sytuacją mamy też miejsce w przypadku Edge 50 Neo, pod maską którego znalazło się o ogniwo o dość małej, jak na dzisiejsze standardy, pojemności – 4310 mAh.
Niestety, z jakiegoś powodu Motorola zabrała nam możliwość sprawdzania konkretnych czasów na włączonym ekranie, po prostu nie podaje tego parametru w statystykach baterii i już, więc takiego info tutaj też nie znajdziecie. Będziemy się jednak posiłkować opcją “Cyfrowa równowaga”, która – jak wynika z moich testów – nie zlicza czasu idealnie, ale daje jakiś obraz długości działania telefonu.
W pierwszych wrażeniach bardzo mocno skupiłam się na czasie pracy głównie na WiFi lub w cyklu mieszanym (WiFi / 5G), kiedy to pisałam, że wieczorem potrafił mi zostać jeszcze spory zapas energii – 20-30% to norma, a jeśli korzystałam z telefonu sporadycznie, to i raz 45%.
Jak jest na 5G? Pewnie się domyślacie – gorzej. O ile w wyżej wymienionych scenariuszach mowa była o zapasie energii, tak korzystając z danych mobilnych o zapasie mowa być nie może. Telefon często potrafi nie dotrzymać do 22, choć oczywiście będzie to zależało od tego, jak intensywnie będziecie z niego korzystać.
Żeby Wam to uzmysłowić na konkretnym przykładzie – raz udało mi się skończyć dzień z zapasem 50%, ale tylko dlatego, że praktycznie nie używałam telefonu. To jednak też pokazało, że Motorola dobrze zarządza procesami w tle, które nie powodują drenowania baterii, gdy telefon leży gdzieś obok nas bezczynnie.
A skoro o skrajnościach mowa, jeden cykl przeprowadziłam z Motką Edge 50 Neo jako nawigacja samochodowa w podróży z Warszawy na Hel. Rozładowała się wtedy przed 15tą, ale mając na ekranie ok. 5,5 godziny, co jest niezłym wynikiem.
W zestawie sprzedażowym ze smartfonem nie znajdziemy ładowarki. Warto jednak wiedzieć, że Edge 50 Neo wspiera ładowanie z mocą 68 W przewodowo i 15 W indukcyjnie.
Jakie zdjęcia robi Motorola Edge 50 Neo?
Technikalia już znacie, ale przypomnijmy, że Motorola Edge 50 Neo została wyposażona w potrójny aparat – główny 50 Mpix f/1.8 OIS, ultraszeroki kąt 13 Mpix f/2.2 o kącie widzenia 120° oraz teleobiektyw 10 Mpix z 3-krotnym zoomem optycznym i OIS (całe szczęście, że z OIS).
Odnoszę wrażenie, że pod względem tego, jak wypadają zdjęcia, w stosunku do Motoroli Edge 40 Neo, nastąpił mały regres i są porównywalne do tych, które robiła Motorola Edge 30 Neo.
Oczywiście to nie tak, że zdjęcia z Motoroli Edge 50 Neo są jakieś wyjątkowo brzydkie, bo jak są dobre warunki, to i fotograficznie sobie radzi. Znajduję jednak wiele cech, które są albo średnie, albo po prostu poniżej oczekiwań. Pozwólcie, że rozwinę tę myśl.
Przede wszystkim, co mocno rzuca się w oczy na zdjęciach robionych w słoneczne dni, zwłaszcza, gdy jest sporo jasnych przestrzeni, dość wyblakłe i mało plastyczne. Od razu widać też niewielką rozpiętość tonalną – kawałki nieba potrafią tworzyć jednokolorowe plamy o jaśniejszej lub nieco ciemniejszej barwie. To stanowi moim zdaniem spore pole do poprawy.
Automatyczny HDR działa jako-tako. To znaczy, że nie jest przesadny, co można uznać za plus, ale znowu momentami przydałoby się, by był nieco bardziej agresywny w swoim działaniu. Sama szczegółowość zdjęć czy ilość detali też nie jest oszałamiająca, co zresztą potęgowane jest po przełączeniu się na ultraszeroki kąt, który dodatkowo nieco zmienia odwzorowanie kolorów względem głównego aparatu.
To, co niewątpliwie zasługuje na pochwałę, to wreszcie obecność zoomu optycznego, w tym przypadku 3-krotnego, przy czym ten realizowany jest przez oczko o rozdzielczości zaledwie 10 Mpix. Jakościowo wypada bardzo dobrze. Jak się jednak pewnie spodziewacie, im większych krotności użyjemy, tym będzie gorzej. I tak też rzeczywiście jest.
Maksymalnie do naszej dyspozycji jest 30-krotny zoom cyfrowy, ale musicie mieć stabilne ręce, bo bardzo często zdarza się, że robione z tą krotnością zoomu zdjęcia wychodzą przesunięte – to znaczy, że kadr jest lekko przesunięty względem przez nas planowanego. Do tego jakość pozostawia wiele do życzenia.
Tryb nocny nie jest szczególnie agresywny, ale to nawet w tym przypadku dobrze – w większości przypadków subtelnie rozjaśnia kadr, dzięki czemu zdjęcia nie tracą klimatu, a mimo to zyskują na atrakcyjności dla oka. Ultraszerokim kątem z kolei w nocy nie poszalejemy w ogóle – ani w automacie, ani w dedykowanym trybie. Jest źle i nie ma co więcej na ten temat pisać.
Nie powiem, by zdjęcia z przedniego aparatu (32 Mpix f/2.4) jakoś szczególnie mnie zachwyciły. Są OK, nadają się do publikacji w Social Media, ale nie zrobiły na mnie żadnego efektu wow. Sam tryb portretowy zresztą też nie – wygląda dość sztucznie, na szczęście siłę efektu można regulować, żeby to rozmycie nie było aż tak agresywne.
Co z wideo?
Dobra wiadomość jest taka, że Edge 50 Neo pozwala rejestrować materiały w 4K, ale zła – tylko w 30 klatkach na sekundę. Nie pozwala wtedy przełączać się na ultraszeroki kąt podczas nagrywania (taka opcja dostępna jest maks. w Full HD 30 fps), a maksymalny zoom jest 6-krotny (kiepski). Można natomiast rozpocząć nagrywanie ultraszerokim kątem i wtedy do dyspozycji mamy jedynie zakres 0,5-0,9x.
Co do jakości wideo, przede wszystkim telefon przepala jasne scenerie, co idealnie widać na białej sierści mojego najmłodszego kota. W ogólnym rozrachunku jednak do nagrania podstawowego materiału się nadaje – nawet stabilizacja nie pozostawia po sobie wiele do życzenia.
Podsumowanie
Pierwsze wrażenie pozostaje z nami na długo. Jeśli jest dobre, chęć poznawania sprzętu rośnie z minuty na minutę. Gorzej, jeśli od razu po pierwszym uruchomieniu sprzętu uderza nas coś, co sprawia, że nas w mniejszym lub większym stopniu odpycha. Gdy tylko na ekranie Moto Edge 50 Neo wyświetliła mi się pierwsza reklama związana z pogodą, coś we mnie umarło. Zwłaszcza, że jest to aplikacja preinstalowana, której… nie można usunąć.
Motorola Edge 50 Neo z jakiegoś powodu okrzyknięta została wzorem małego smartfona. Tymczasem, jak już wykazałam gdzieś na początku tego tekstu, bez problemu znajdziemy na rynku mniejsze telefony. Jasne, nie można mu odmówić poręczności, ale nie można też powiedzieć, że jest najmniejszy. Choć – tu znowu – faktem jest, że jest jednym z tańszych lub nawet najtańszym kompaktowym telefonem.
To niezaprzeczalnie ładny telefon – nie będzie zaskoczeniem, że najbardziej podoba mi się czerwona wersja, którą miałam w testach. A to tylko jedna z jego zalet. Niewątpliwie cieszy podniesienie jasności maksymalnej ekranu, dzięki czemu korzystanie z niego w pełnym słońcu nie sprawia problemu. Dodanie optycznego zoomu też zawsze na plus. IP68 czy eSIM to miłe dodatki, które podnoszą atrakcyjność sprzętu, zwłaszcza w budżecie do ok. 2000 złotych. 512 GB pamięci? Super, choć szkoda, że w wolniejszym standardzie.
Zapowiedź 5 lat aktualizacji, zarówno dużych Androida, jak i mniejszych w postaci regularnych łatek bezpieczeństwa, brzmi świetnie. Możliwość szybkiego ładowania telefonu jest nieoceniona, choć… brak ładowarki w zestawie tego nie ułatwia. Na pocieszenie dostajemy w zestawie sprzedażowym etui, kolorystycznie dopasowane do telefonu (u mnie: ceglane).
Na drugiej szali mamy średni procesor jak na klasę sprzętu, co niestety momentami daje o sobie znać podczas typowego użytkowania. Trzeba się też przyzwyczaić do dość precyzyjnego przykładania palca do czytnika linii papilarnych, bo – gdy chcemy odblokować telefon szybko – ten potrafi się buntować. Na pokładzie są też głośniki stereo, które jednak nie zachwycają swoją jakością. Aparat? OK, ale zdjęciom brakuje plastyczności. Czas pracy? Niezły, ale sporo zależy od naszego stylu i intensywności użytkowania telefonu.
Mamy zatem do czynienia ze smartfonem, który – w mojej opinii – trudno jednoznacznie ocenić. Z całą pewnością w cenie, w której debiutował na rynku, był po prostu za drogi jak na to, co sobą reprezentuje. Gdy jego cena spadła poniżej dwóch tysięcy złotych stał się o wiele ciekawszą propozycją.