Tegoroczna seria moto edge 40 zawiera dwa smartfony – flagowego edge 40 Pro, którego recenzję mogliście już przeczytać na łamach Tabletowo, jak również sporo tańszego edge 40, który to z kolei właśnie przeszedł przez moje ręce. Jest sporo droższy od przedstawiciela poprzedniej generacji, tj. moto edge 30. Ale czy jest to jakkolwiek uzasadnione? I czy warto się nim zainteresować?
Motorola edge 30 na start kosztowała 2199 złotych. Przy czym miała mniej pamięci wewnętrznej (128 GB vs 256 GB), mniejszy akumulator (4020 mAh vs 4400 mAh) o wolniejszym ładowaniu (30 W vs 68 W), brakowało jej ładowania indukcyjnego (tutaj jest 15 W), jak również oferowała tylko IP52 (a tu IP68) i inny procesor (Snapdragon 778G+ vs Dimensity 8020).
Różnicę widać też w dual SIM – w edge 30 był fizyczny (2x nanoSIM), tymczasem w edge 40 jest nanoSIM i eSIM. Z mniej istotnych rzeczy trzydziestka była też nieco smuklejsza od czterdziestki (6,79 mm vs 7,58 mm) i ważyła zauważalnie mniej (155 g vs 171 g). I działała w oparciu o starszą wersję systemu, ale to dość oczywiste.
Czy są to różnice uzasadniające wzrost ceny? Niewątpliwie. Ale czy aż o 800 złotych? Zdaje się, że jest to najważniejsze pytanie, przed którym należy teraz stanąć.
Specyfikacja techniczna Motoroli edge 40:
- zakrzywiony wyświetlacz pOLED 6,55” o rozdzielczości 2400×1080 pikseli, 144 Hz, 1200 nitów, HDR10+,
- ośmiordzeniowy procesor MediaTek Dimensity 8020 z Arm Mali-G77,
- 8 GB LPDDR4X RAM,
- 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 3.1,
- Android 13 z MyUX,
- aparat 50 Mpix f/1.4 (1/1.5″, piksel 2.0 μm, OIS) + ultraszeroki kąt 13 Mpix 120° f/2.2, 1.12 μm,
- aparat przedni 32 Mpix (1.4 μm) f/2.4,
- 5G,
- WiFi 6,
- Bluetooth 5.2,
- NFC,
- GPS,
- USB typu C,
- akumulator o pojemności 4400 mAh, ładowanie przewodowe 68 W, ładowanie indukcyjne 15 W,
- wymiary: 158,43 x 71,99 x 7,58 mm,
- waga: 171 g,
- IP68.
Cena Motoroli edge 40 w momencie publikacji recenzji: 2999 złotych (wersja 8/256, SIM + eSIM – jedyna dostępna w Polsce).
W sprzedaży w Polsce dostępne są trzy wersje kolorystyczne Motoroli edge 40 – klasyczna czarna (Eclipse Black), niebieska (Lunar Blue – z akrylowymi pleckami) i zielona (Nebula Green – ze skóry wegańskiej). W udziale do testów przypadła mi ta ostatnia i niesamowicie się z tego powodu cieszę, bo uważam, że jest najbardziej oryginalna.
Zielony uspokaja
Jest coś, co mi się w Motoroli edge 40 podoba. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że chodzi po prostu o… prostotę. Obudowa tego telefonu nie jest przesadzona w żadną stronę. Jest bardzo prosta i być może właśnie to jest kluczem do jej sukcesu.
A może jednak fakt, że jest matowa i ma tylko jeden, niewielki, błyszczący element, w postaci logo firmy, który wyróżnia się na tle całości? A może chodzi o wyspę aparatów, która jakby wyłania się z obudowy, podobnie jak to miało miejsce np. w Galaxy A53 5G czy Galaxy A33 5G? Niewątpliwie edge 40 ma w sobie coś takiego, co sprawia, że – moim zdaniem – prezentuje się sporo lepiej od poprzednika. Nie wykluczam też, że spore znaczenie ma wersja kolorystyczna.
Bo ten zielony nie jest ani awangardowy, ani – z drugiej strony – nudny. Jest stonowany – w przeciwieństwie do na przykład ostatnio testowanych “zielonych” modeli, takich jak OnePlus Nord CE 3 Lite 5G czy Samsung Galaxy A54 5G. I super, bo nie każdy potrzebuje mieć urządzenie, które z daleka będzie krzyczało o swojej wyjątkowości.
Dodatkowo ta wegańska skóra sprawia przyjemne wrażenie w dotyku, a sam fakt, że konstrukcja jest dość smukła (choć nie tak, jak edge 30) sprawia, że mamy do czynienia ze smartfonem, który może się podobać. Podobnie, jak zresztą same krawędzie telefonu, które są matowe.
A skoro już o nich mowa… Na dolnej mamy slot kart nanoSIM (jest jedno fizyczne gniazdo – bez dual SIM, ani bez microSD), USB typu C, mikrofon i głośnik. U góry z kolei znajdziemy drugi mikrofon. Lewy bok pozostał niezagospodarowany, natomiast prawy skrywa w sobie trzy przyciski – dwa regulujący głośność (rzadko kiedy są to dwa odseparowane od siebie przyciski, więc warto to odnotować) i włącznik. Nad ekranem jest drugi głośnik.
Jakości wykonania nie mam nic do zarzucenia – jest doskonała. Trzeba też pamiętać, że Motorola edge 40 spełnia normę IP68, co oznacza, że jest w stanie przetrwać spotkanie z wodą na głębokości 1,5 metra do pół godziny.
Wyświetlacz lepszy niż w wersji Pro
Polubiłam się z moto edge 30 neo ze względu na dość kompaktowy, jak na obecne czasy, ekran. Jasne, ten w moto edge 40 jest większy, ale wcale nieprzesadnie. Mamy tu przekątną 6,55”, rozdzielczość 2400 x 1080 pikseli, częstotliwość odświeżania 144 Hz i obsługę HDR10+. Wyświetlacz jest jednak zakrzywiony, co jedni uznają za zaletę, inni za wadę. Z pewnością osoby, które z takowymi ekranami nie miały dotychczas do czynienia, będą musiały się chwilę przyzwyczaić.
Jedną z najważniejszych informacji jest fakt, że Motorola edge 40 oferuje… wyższą jasność szczytową niż edge 40 Pro – co prawda o sto nitów, ale jednak! 1200 nitów jest wartością jak najbardziej zadowalającą i w pełnym słońcu umożliwia korzystanie z telefonu.
Moją największą zmorą w telefonach, przez wzgląd na często zbyt agresywne podbijanie światła, gdy wcale nie jest to potrzebne, jest czujnik światła. I tutaj jest podobnie – gdy np. wyjedziemy z tunelu ekran rozjaśnia się, co jest oczywiście super, ale do wyższych wartości, niż powinien.
Poza tym jednak panel zastosowany w Motoroli Edge 40 jest bardzo dobry. Właściwie nie ma aspektu, do którego mogłabym się przyczepić. Kąty widzenia, jasność (minimalna również), reakcja na dotyk – tu wszystko gra. No, może jasność minimalna mogłaby być odrobinę niższa… ale to już czepianie się nieco na siłę.
Standardowo, jak to w Motoroli bywa, nie uświadczymy Always on Display – jest jedynie rozwiązanie, będące jego namiastką. Jest to opcja pozwalająca podświetlić ekran dotknięciem w niego, by pojawiły się takie informacje, jak godzina, data, dzień tygodnia, procent naładowania baterii oraz ikony aplikacji, z których oczekują na nas powiadomienia.
Te ostatnie lubię najbardziej, bo pozwalają wchodzić z sobą w interakcje – np. usunąć je prosto z zablokowanego ekranu tak, by więcej się nie pojawiały. Czasem jednak działa to trochę jak chce – mimo usunięcia powiadomienia o wiadomości z Messengera, ikonka na wygaszonym ekranie wciąż się lubi pojawiać, wprowadzając mnie w błąd.
W ustawieniach ekranu czeka filtr światła niebieskiego (podświetlenie nocne), tryby kolorów (naturalne / nasycone – domyślnie ustawione są te drugie), możliwość zmiany temperatury barwowej, zapobieganie migotaniu obrazu czy możliwość zmiany częstotliwości odświeżania ekranu. Opcji jest kilka: inteligentne (przy czym z niewiadomych powodów działa tylko do 120 Hz, a nie 144 Hz), 60 Hz, 120 Hz i 144 Hz. Osobiście nie widzę różnicy między dwoma ostatnimi wartościami, więc korzystam z telefonu na 120 Hz.
Działanie, oprogramowanie
MediaTek wcale nie musi być złym wyborem – nawet, gdy mowa o średniopółkowym Dimensity 8020, mającym na wyposażeniu GPU Mali-G77. Naprawdę nie wypada on źle w codziennym użytkowaniu.
W przypadku Motoroli edge 40 ma do dyspozycji 8 GB RAM i Androida 13 z nakładką Motoroli, która należy do jednych z tych lżejszych w świecie interfejsów androidowych. Taki zespół podzespołów okazuje się być wystarczający do spokojnego działania na co dzień.
GeekBench 6:
- single core: 1102
- multi core: 3530
- OpenCL: 4621
- Vulkan: 4730
- 3DMark:
- Sling Shot: max
- Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: max
- Wild Life: 4445
- Wild Life Extreme: 1255
- Wild Life Stress Test: 4460 / 4418 / 99,1%
- Wild Life Extreme Stress Test: 1265 / 1257 / 99,4%
Na temat samego oprogramowania MyUX mogę wypowiadać się w samych pozytywach. Motorola przyzwyczaiła nas już, że tworzony przez nią interfejs jest lekki i wolny od śmieci w postaci niepotrzebnych aplikacji czy dublowanych programów. Do tego doskonale wyglądający font, zaoblone krawędzie ikon i spójne poszczególne elementy systemu – tu naprawdę wszystko wygląda na przemyślane i dopracowane.
Oczywiście nie mogło zabraknąć też gestów Moto, spośród których do gustu przypadł mi chyba najmocniej jeden z najnowszych, który pozwala otworzyć wybraną aplikację lub wykonać żądaną czynność (np. screenshot) po dwukrotnym stuknięciu w tył telefonu. Świetna sprawa.
Mam jednak „ale”. Nagminnie, czasem kilka razy dziennie, pojawia się błąd klawiatury – jak wysuwam klawiaturę, żeby coś napisać np. w polu adresu w Chrome czy na Messengerze, to ta się zacina w widoku, który uniemożliwia wprowadzanie tekstu (pomaga ponowne uruchomienie aplikacji, której używam w danej chwili).
Zauważyłam też przypadłość w postaci dość częstego nagrzewania się obudowy telefonu podczas dłuższych sesji przeglądania internetu, przy czym głównie na samych danych mobilnych.
W momencie publikacji recenzji smartfon działa w oparciu o Androida 13, a poprawki zabezpieczeń datowane są na 1 kwietnia 2023. Producent deklaruje dwie duże aktualizacje systemu Android oraz trzyletnie wsparcie w postaci łatek bezpieczeństwa, czyli mniej niż w przypadku moto edge 40 pro, gdzie mowa jest o trzech dużych aktualizacjach i czteroletnim wparciem bezpieczeństwa.
Co ciekawe, pod koniec testów telefon otrzymał aktualizację oprogramowania, zawierającą poprawki błędów – co ciekawe, była dość mała i nie wprowadzała nawet nowszej wersji zabezpieczeń (spodziewałam się majowych). Nie wiem, jakie błędy naprawiała, bo ten, o którym wspomniałam wyżej, dalej występuje.
Dodam tylko jeszcze, że haptyczne wibracje zasługują na pochwałę – są doskonałe.
Zaplecze komunikacyjne
Pod tym względem obyło się bez niespodzianek. Na pokładzie obecne są wszystkie moduły łączności, których oczekujemy od nowoczesnego smartfona – z 5G na czele. Poza nim jest także WiFi 6, Bluetooth 5.2, NFC z obsługą płatności Google Pay oraz GPS. Żaden z nich nie sprawił mi problemów podczas testów, zapewniając działanie na bardzo dobrym poziomie.
Nie inaczej jest zresztą w przypadku jakości rozmów – nie mam tutaj moto edge 40 nic do zarzucenia. Słyszałam swoich rozmówców poprawnie, jak również druga strona nigdy nie narzekała na to, jak słychać mnie.
Urządzenie jest dostępne w sprzedaży w Polsce tylko w jednej wersji, na pokładzie której znajdziemy 256 GB pamięci wewnętrznej w standardzie UFS 3.1 (228 GB zostaje do wykorzystania). W teście CPDT uzyskała następujące wyniki:
- szybkość sekwencyjnego zapisu danych: 712,94 MB/s,
- szybkość sekwencyjnego odczytu danych: 1,18 GB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 29,51 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 23,46 MB/s,
- kopiowanie pamięci: 8,76 GB/s.
Dla jasności dodam, że Motorola edge 40 nie ma slotu na karty microSD.
Audio
Dziwne, a zarazem ciekawe. Tak można w kilku słowach podsumować jakość dźwięku wydobywającego się z Motoroli. Już tłumaczę dlaczego.
Zacznijmy jednak od podstaw. Mamy tu głośniki stereo z pełnym wsparciem Dolby Atmos. Odsłuchu dokonywałem głównie w dwóch trybach: inteligentny i muzyka, co jednak praktycznie nie zmieniało charakterystyki dźwięku. No dobrze, ale co w nim dziwnego i ciekawego?
Ciekawe jest to, że tony wysokie są tu niesamowicie głośne, wręcz świdrujące nasze uszy. A dziwne, że tony średnie, w przenośni, kilometr za tonami wysokimi. Pomiędzy nimi jest pustka… przestrzeń niewypełniona niczym, no i się w tym dźwięku nic nie dzieje, co skutkuje tym, że na przykład wokal jest penetrujący, a tło muzyczne jakby na osiedlu obok. Powiedziałbym też coś o basie / tonach niskich, ale w tym telefonie nie występuje ;)
Nie jestem w stanie określić czy ta jakość dźwięku mi się podoba czy nie. Nie spotkałem się jeszcze z taką anomalią, gdzie mamy próżnię w dźwięku. Jedno jest pewne. Ten telefon totalnie nie nadaje się do słuchania muzyki, ale do oglądania filmów jak najbardziej tak, bo dialogi są doskonałe podbite.
Zabezpieczenia biometryczne
Chyba nigdy nie zdarzyło mi się zwrócić uwagi na animację, która towarzyszy odblokowywaniu urządzenia z użyciem ekranowego czytnika linii papilarnych. Tymczasem tutaj… Przejrzałam wszystkie (sporo czasu mi to nie zajęło, bo są dosłownie trzy) i szybko zmieniłam domyślne koncentryczne koła na… telefon Chroma. Niby mała rzecz, ale ta animacja niesamowicie cieszy oko. Jest… na swój sposób satysfakcjonująca.
Skaner odcisków palców umieszczony jest dość blisko dolnej krawędzi telefonu i to może przez pierwszy dzień stanowić problem, bo po wzięciu smartfona w dłoń, kciuk ląduje raczej nieco wyżej – potrzeba chwili, by się przestawić. Później jednak jest już z górki.
Najważniejsze jednak jest, że działa bardzo dobrze i rzadko się myli – raz na kilka prób wymaga jednak dłuższego przytrzymania lub bardziej precyzyjnego przyłożenia palca.
Do naszej dyspozycji oddane jest również rozpoznawanie twarzy, do którego działania nie mam większych zastrzeżeń. Gdy światła jest sporo działa bezproblemowo, gdy jest go nieco mniej – zaczynają pojawiać się lekkie problemy. Wtedy warto skorzystać z czytnika linii papilarnych lub kodu.
Samo rozpoznawanie twarzy oparte jest oczywiście o przednią kamerkę, a nie żaden skan przestrzenny – tak dla jasności.
Czas pracy
Akumulator w moto edge 40 urósł względem poprzedniej generacji o 380 mAh – z 4020 do 4400 mAh. Zaczynając testy byłam bardzo ciekawa czy i o ile przełoży się to na dłuższy czas pracy z daleka od ładowarki. Czas to zweryfikować, choć nie będzie to wcale takie proste, bo każdy z nas nieco inaczej korzysta z telefonu, a trzydziestkę testował dla Was Bartek.
I, cóż, po czasie pracy Motoroli edge 40 spodziewałam się więcej. Na danych mobilnych dobicie do wieczora często nie jest możliwe – 3,5-4 h SoT to standard. W trybie mieszanym (dane mobilne / WiFi) jest lepiej, bo do 22 wytrzymuje, a SoT waha się w granicach 4,5-5,5 h. Z kolei na samym WiFi brak jakichkolwiek zastrzeżeń z mojej strony – wieczorem potrafi mieć jeszcze spory zapas energii, a jeśli już uda się go rozładować, SoT zamyka się w ok. 6 h.
Motorola edge 40 wspiera 68-Watowe ładowanie przewodowe oraz, co istotne, 15-Watowe ładowanie indukcyjne. Czas ładowania (3-100%) z użyciem dołączonej do zestawu ładowarki wynosi 43 minuty, z czego pierwsze 47% pojawia się na liczniku po 13 minutach, co oznacza, że szybko można podładować telefon, gdy jest taka potrzeba.
Aparat
W moto edge 30 mieliśmy do czynienia z potrójnym zestawem aparatów, składającym się z jednostki głównej, ultraszerokokątnej i czujnika głębi. W moto edge 40 producent przestał się oszukiwać, że ten ostatni jest potrzebny, w efekcie czego z niego zrezygnował. I ja się z tego cieszę – uważam bowiem, że wyścig na liczbę obiektywów nie ma najmniejszego sensu – zwłaszcza, gdy “tym trzecim” jest oczko do głębi czy mocno kiepskawe makro. Tutaj mamy dwa aparaty: główny 50 Mpix f/1.4 z OIS i ultraszerokokątny 13 Mpix 120° f/2.2. Czas zweryfikować, jak sprawdzają się na co dzień.
I, cóż, aparat Motoroli edge 40 jest w moich oczach nierówny. Zacznę od tego, że ma niesamowitą tendencję do przekłamywania kolorów, gdy w sporej części kadru pojawia się bezchmurne niebo lub woda. Niebo, które w rzeczywistości jest niebieskie, na zdjęciach wychodzi jasno-lazurowe, mocno przejaskrawione i przesycone, podobnie jest np. z wodą w jeziorze. Dawno czegoś podobnego nie widziałam.
Powiecie pewnie, że w takim razie wystarczy wyłączyć wsparcie sztucznej inteligencji, by kolory stały się bardziej naturalne, bo domyślnie włączona jest optymalizacja ujęcia. Nic bardziej mylnego. Wyłączenie AI… nie zmienia zupełnie nic. Zresztą, żeby nie było, że przesadzam:
Pozytywnie wygląda ostrość na obiektach znajdujących się na pierwszym planie i niezłe rozmycie tuż za nimi. Do tego tryb portretowy pokazuje się z niezłej strony – nawet robiąc zdjęcia kotom uzyskuję zupełnie dobre rezultaty. HDR natomiast może być wyłączony lub działać w trybie automatycznym – w drugim z nich używałam go przez większość czasu.
Przykładowe zdjęcia makro:
Zdjęcia nocne bez zaskoczenia – jedynie poprawne, a czasem (zwłaszcza w ultraszerokim kącie) nawet i poniżej tego poziomu. Co ciekawe, nie ma znaczenia czy korzystamy z trybu automatycznego, czy dedykowanego trybu nocnego – zdjęcia wyglądają dokładnie tak samo. Oczywiście można w trybie automatycznym wyłączyć wymuszanie trybu nocnego, ale nie ma to najmniejszego sensu.
Kolejna rzecz to oczywiście brak teleobiektywu, którego nie było też w moto edge 30, ale za to… był w moto edge 20 (pamiętacie?). Jego brak oznacza – ni mniej, ni więcej – że wszelkie próby zoomowania skończą się źle, bardzo źle lub tragicznie, w zależności od warunków oświetleniowych. Przy 2-krotnym zbliżeniu jeszcze jest poprawnie, ale im dalej w las, tym gorzej. Maksymalny zoom jest 8-krotny, a uzyskiwane przy jego pomocy zdjęcia są… szkoda gadać.
Obecność ultraszerokiego kąta cieszy, bo należę do osób, które doceniają możliwość umieszczenia na zdjęciu szerszego kadru, przy czym jego rozdzielczość względem poprzedniej generacji zmniejszyła się z 50 Mpix do 13 Mpix. I wyraźnie widać tu dwie rzeczy – pierwszą jest rozjazd pomiędzy kolorami (f/2.2 też sporo wnosi) i prześwietlanie jaśniejszych scenerii, druga natomiast – znaczna degradacja szczegółowości. W nocy jest dużo gorzej.
Przedni aparat (32 Mpix f/2.4) sprawuje się bardzo dobrze – zarówno, jeśli jest mowa o trybie automatycznym, jak i portretowym. Zdecydowanie do publikacji w Social Media zdjęcia pochodzące z moto edge 40 się nadają.
Wideo
Jest nieźle. Odwzorowanie kolorów jest na dobrym poziomie, podobnie jak szybkość łapania ostrości na obiektach pojawiających się w kadrze. Przy czym nie jest idealnie – moto edge 40 ma tendencję do prześwietlania jasnych kadrów – nieba czy dłoni, a przy sztucznym czy słabszym oświetleniu widać wyraźnie mniejszą szczegółowość. Przyczepić można się też do stabilizacji, której do ideału nieco brakuje.
Z technicznych rzeczy warto wiedzieć, że:
- maksymalna dostępna jakość nagrywania to 4K 30 FPS, w której maksymalny zoom jest 6-krotny,
- zarówno w 4K, jak i Full HD, nie można przełączać się podczas nagrywania na ultraszeroki kąt, ale za to jest możliwość rozpoczęcia nagrywania ultraszerokim kątem (wtedy mamy do dyspozycji od 0,5x do 0,9x),
- zwolnione tempo jest w opcji Full HD 120 FPS lub HD 240 FPS,
- maksymalna jakość nagrywania przednim aparatem to 4K 30 FPS,
- dostępna jest opcja nagrywania z rozmytym tłem (w trybie portretowym), ale tylko w HD,
- jednocześnie można nagrywać obraz z dwóch obiektywów w ramach podwójnego zapisu – głównego w dużym oknie i ultraszerokokątnego w małym lub głównego (lub ultraszerokiego) w dużym i przedniego w małym.
Podsumowanie
Jeszcze jakiś czas temu Motorola miała najmocniej rozwinięte portfolio smartfonów z niskiej i średniej półki cenowej, pozostawiając pole do popisu konkurencji w wyższych segmentach. Ostatnio jednak zaczęło się to zmieniać, co – nie ukrywam – bardzo mnie cieszy, bo świetnie jest patrzeć, jak firma rozwija skrzydła w wyższej średniej i wyższej półce. Motorola edge 40 jest zresztą świetnym przykładem tego, że Moto wie, co robi.
Nie mogę jednak na temat tego modelu wypowiadać się w samych superlatywach. Motorola przyzwyczaiła nas do tego, że na czas pracy jej smartfonów trudno było narzekać. Tymczasem tutaj jestem przekonana, że dla wielu oferowany czas działania okaże się niewystarczający – zwłaszcza na danych mobilnych.
Rozumiem chęć zaoferowania smukłej konstrukcji, ale to wcale nie ona jest tu problemem – motorola edge 30 neo jest tylko odrobinę grubsza, ma mniejszy akumulator, a czas pracy zapewnia sporo lepszy. Coś mi się wydaje, że spore znaczenie odgrywa tu procesor…
Na szczęście jest szybkie ładowanie, które ten problem jest w stanie rozwiązać – pod warunkiem oczywiście, że mamy pod ręką gniazdko. Ale nawet, jeśli nie mamy, to może znajdzie się ładowarka indukcyjna, bo – tu miły dodatek – moto edge 40 ładowanie bezprzewodowe wspiera.
Szkoda mi jednak jeszcze jednej rzeczy – nierównego aparatu. W słoneczne dni potrafi zrobić przyjemne dla oka zdjęcia, do których miło będzie za jakiś czas wrócić i powspominać. Warunek? Byle nie było na nich zbyt dużo nieba lub wody – wtedy będą przejaskrawione lub przesycone.
Szkoda też braku fizycznego dual SIM na rzecz jednego slotu kart nanoSIM i możliwości skorzystania z eSIM – super, że producent idzie z duchem czasu i dodał wsparcie dla kart wirtualnych, ale nie każdy ma w ofercie operatora możliwość skorzystania z takowej. Nie rozumiem braku możliwości wyboru pomiędzy dwoma nanoSIM a nanoSIM + eSIM.
Ogólnie Motorola edge 40 to przyjemny smartfon, z którego korzysta się przez większość czasu bezproblemowo. Przy czym trzeba mieć świadomość trzech aspektów: krótkiego czasu pracy, aparatu, który nie każdemu przypadnie do gustu i obudowy, która jest podatna na lekkie nagrzewanie podczas bardziej intensywnego użytkowania.