Jeszcze do niedawna absolutnie nie pomyślałbym, że smartfon Motoroli może wywrzeć na mnie tak pozytywne odczucia. A jednak. Najnowsza Motorola edge 40 pro już od zerknięcia w specyfikację sprawia wrażenie, że mamy do czynienia ze smartfonem z wysokiej półki, a pierwszy kontakt z urządzeniem potwierdza, że rzeczywiście tak jest. Powiem więcej, to chyba pierwsze aż tak kompletne urządzenie tego producenta. Żeby jednak była jasność – nie wszystko poszło idealnie. Po więcej zapraszam do przeczytania niniejszej recenzji.
Specyfikacja techniczna Motorola edge 40 pro:
- ekran 6,67 cala pOLED, rozdzielczość Full HD+ (2400 x 1080 pikseli), częstotliwość odświeżania 165 Hz, HDR10+ i Dolby Vision, Gorilla Glass Victus,
- procesor Snapdragon 8 Gen 2 z GPU Adreno 740,
- 12 GB RAM LPDDR5X,
- 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0,
- system Android 13 z nakładką MyUX,
- WiFi 6E, 802.11 a/b/g/n/ac/ax (2.4 + 5 + 6 GHz), gotowy na WiFi 7,
- 5G, 4G LTE i LTE-A, 3G, 2G,
- eSIM, dualSIM (nanoSIM + eSIM),
- Bluetooth 5.3, kodeki audio SBC, AAC, aptX/HD/Adaptive, LDAC, LHDC 4.0,
- NFC i Google Pay,
- GPS, AGPS, LTEPP, SUPL, Glonass, Galileo,
- optyczny czytnik linii papilarnych w ekranie,
- aparat główny 50 Mpix (1/1.5″, f/1.8, OIS, Quad Pixel) + ultraszerokokątny 50 Mpix (f/2.2, 114°, autofocus i makro) + 12 Mpix teleobiektyw (f/1.6, 2x zbliżenie optyczne, portrety),
- przedni aparat 60 Mpix (f/2.2, Quad Pixel),
- akumulator o pojemności 4600 mAh, szybkie ładowanie TurboCharge 125 W, ładowanie bezprzewodowe 15 W i zwrotne 5 W,
- USB typu C 3.2,
- wymiary: 161,1 x 74 x 8,59 mm,
- waga: 199 g,
- IP68
Cena w momencie publikacji recenzji wynosi 4799 złotych za wariant 12/256 GB.
Zawartość zestawu
Już na pierwszy rzut oka opakowanie, w jakim dociera do nas edge 40 pro, wygląda na wręcz grube jak na dzisiejsze standardy. Nietrudno się domyślić, czym to jest spowodowane. Wewnątrz, poza samym telefonem, kablem obustronnie zakończonym złączem USB-C, papierologią i szpilką do szufladki SIM, znalazła się też szybka ładowarka o mocy 125 W.
Kolejnym elementem, jaki tu mamy, a którym także już niemal zapomniano, jest etui. Co prawda jest ono podstawowe i wykonane z przezroczystego twardego tworzywa sztucznego, ale i tak cieszy obecność takiego dodatku.
Tutaj taka mini-ciekawostka. Gdy otworzycie pudełko, pochylcie się nad nim i powąchajcie jego wnętrze, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. A to dlatego, że kartoniki z edge 40 pro są od środka perfumowane, swoją drogą bardzo przyjemnym, męskim zapachem.
Konstrukcja i wygląd
Motorola edge 40 pro jest od A do Z zbudowana tak, jak powinien zostać skonstruowany flagowiec. Smartfon dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych, testowanej przeze mnie czarnej oraz błękitnej, chyba jeszcze ładniejszej i ciekawszej. Całość to połączenie dwóch tafli szkła Gorilla Glass Victus, przedzielonych aluminiową ramą.
Telefon, mimo że nie ma kompaktowych wymiarów, naprawdę świetnie leży w dłoni i dobrze się z niego korzysta, a to z racji tego, że jest bardzo smukły, opływowy i nie należy też do wyjątkowo grubych. Jest również bardzo dobrze wyważony, przez co tych niespełna dwustu gramów nie odczuwamy nazbyt drastycznie.
Szkło na froncie zostało zakrzywione ze wszystkich czterech stron, choć oczywiście zakrzywienia na górze i dole są zdecydowanie mniejsze niż po przeciwległych bokach i tyczą się tylko samego szkła wyświetlacza, a nie panelu. Ramki ekranu są symetryczne, ale nie należą do nad wyraz cienkich, w szczególności porównując z konkurencją. W górnej części ekranu ulokowano stosunkowo niewielki otwór, w którym umieszczono aparat do selfie.
Tył urządzenia jest zakrzywiony – podobnie jak wyświetlacz. Został pokryty szkłem o matowym, wręcz satynowym i przy tym niesamowicie przyjemnym w dotyku wykończeniu. Przy mocnym świetle oraz w słońcu mieni się on tysiącami błyszczących drobinek, co wygląda niesamowicie efektownie i osobiście bardzo przypadło mi do gustu. Centralnie na środku umieszczono połyskujące logo Motoroli, a na samym dole względnie dyskretne znaki towarowe. Dużym atutem jest fakt, że plecki w zasadzie w ogóle nie palcują się podczas użytkowania.
Wyspa z aparatami jest jednolita i zagięto ją na lewej oraz prawej krawędzi. Ulokowano tu zestaw trzech matryc, a także diodę doświetlającą – ale o nich nieco później. Wysepka została wykończona w nieco innym odcieniu względem plecków, ale ma ciekawą fakturę, a ringi wokół obiektywów wyglądają na precyzyjnie i gustownie zaprojektowane.
Ramki edge 40 pro są matowe, co uznaję za ogromny plus, bo – podobnie, jak grzbiet – nie brudzą się, poza delikatnym zbieraniem kurzu z kieszeni. Lewa krawędź jest pusta, na prawej natomiast umieszczono dwa odseparowane przyciski regulacji głośności, a po nimi klawisz zasilania. Tutaj mały zarzut – ten ostatni mógłby być wyraźnie dłuższy, albo chociaż wykończony jakąś wyróżniającą się strukturą, bowiem zdarzało mi się mylić klawisze głośności z tym od wybudzania.
Na dolnej ramce znalazła się wysuwana tacka na kartę nanoSIM, złącze USB typu C oraz jeden z głośników. Z kolei na górnej ulokowano kolejny głośnik z de facto podwójnym wylotem – jednym znajdującym się na ramce, drugim na samej krawędzi ekranu (jak w większości smartfonów). Tuż obok umieszczono sygnowanie Dolby Atmos.
Wyświetlacz
Przód smartfona wypełnia obustronnie zakrzywiony ekran pOLED o przekątnej 6,67 cala. Panel ten ma rozdzielczość Full HD+, zatem 2400 x 1080 pikseli, i jest odświeżany w 165 Hz. Naturalnie, mogę się tutaj przyczepić, że flagowiec powinien mieć ekran Quad HD+, choć zupełnie szczerze, zastosowana rozdzielczość jest w zupełności wystarczająca podczas użytkowania.
Ważniejsze jest to, że zarówno parametry wyświetlania obrazu, jak i częstotliwość odświeżania, stoją na bardzo wysokim poziomie. Już 120 Hz, stosowane standardowo we flagowych urządzeniach, daje świetne wrażenie, a zaimplementowane tu 165 Hz jeszcze trochę bardziej je polepsza. Zauważam jednak, że różnica między 120 Hz nie jest aż tak drastycznie odczuwalna, jak między 60 a 120 Hz.
Wracając jednak do ogólnych wrażeń, użyty tutaj wyświetlacz cechuje się świetną, żywą kolorystyką, głębokimi czerniami i rewelacyjnym kontrastem. Jasność szczytowa to maksymalnie 1100 nitów i w codziennym użytkowaniu zarówno maksymalne, jak i minimalne poziomy jasności, stoją na zupełnie zadowalającym poziomie. Kąty widzenia są dobre, choć panel delikatnie się przygasza pod większym kątem. Na pokładzie nie zabrakło także HDR10+ i Dolby Vision, a producent daje nam spore możliwości dostosowania wyświetlacza w ustawieniach.
Brakuje mi niestety pełnego Always on Display. Motorola zastosowała tutaj protezę na wzór AoD. Ekran nie świeci się cały czas, a jedynie po stuknięciu w wyświetlacz, gdy weźmiemy telefon do ręki, bądź nim poruszymy. Z kolei w momencie pojawienia się powiadomienia podświetlają się także krawędzie ekranu.
Na koniec dodam, że zakrzywione krawędzie wyświetlacza nie powodują notorycznego wywoływania niepożądanych funkcji przy trzymaniu urządzenia w dłoni – przez cały okres testów zdarzyło mi się to może ze dwa razy.
Wydajność i kultura pracy
Flagową konstrukcję i ekran mamy odhaczone, czas na podzespoły. Sercem Motoroli edge 40 pro jest ośmiordzeniowy procesor Snapdragon 8 Gen 2, wykonany w litografii 4 nm. Jest to zatem jeden z najmocniejszych układów, dedykowanych do urządzeń klasy premium. Kooperuje z nim 12 GB RAM LPDDR5X oraz 256 GB szybkiej pamięci wbudowanej UFS 4.0 i jest to jedyna wersja dostępna na naszym rynku.
Chyba nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem od razu, że wydajność edge 40 pro stoi na absolutnie kapitalnym poziomie. Połączenie flagowego procesora, dużej ilości RAM i szybkiej pamięci sprawia, że telefon działa fantastycznie, nie zwalnia nawet na chwilę i błyskawicznie reaguje na zadane mu polecenia. Ekran 165 Hz jeszcze bardziej potęguje wrażenie kosmicznie dobrej płynności.
Aplikacje odpalają się w mgnieniu oka, nawet, gdy chcemy Motoroli utrudnić zadanie i uruchamiamy je jedna po drugiej. Co równie istotne, zarządzanie pamięcią RAM także nie sprawia problemów i uruchomione apki pozostają w tle na długo, nie ma zatem konieczności włączania ich od zera.
Pod względem kultury pracy i wydzielanych temperatur ponownie nie jestem w stanie się do niczego przyczepić. Urządzenie pozostaje chłodne przez zdecydowaną większość czasu, a wyższe temperatury łapie w zasadzie tylko podczas dłuższego grania oraz podczas szybkiego ładowania, co raczej nie jest większym zaskoczeniem. Mimo to nawet wtedy nie nagrzewa się na tyle, żeby można powiedzieć, że parzy w ręce.
System, oprogramowanie
Motorola edge 40 pro pracuje pod kontrolą najnowszego systemu Android 13 z autorską nakładką nazwaną MyUX. Interfejs ten łączy w sobie sporo przydatnych funkcji i możliwości personalizacji, ale z zachowaniem niezmienionego aż nadto wyglądu czystego Androida. Całość wygląda bardzo czysto, schludnie i łatwo się w niej odnaleźć. Osobiście naprawdę przyjemnie korzystało mi się z tego interfejsu.
Jak już wspomniałem, opcji personalizacji jest sporo. Po pierwsze, nie zabrakło możliwości zmiany domyślnego jasnego motywu na czarny, co raczej jest już oczywistością i przydaje się przy panelach OLED-owych. Zmieniać możemy także czcionki, motywy, kolory wiodące interfejsu oraz kształt ikon.
Wspomniany ekran podglądu powiadomień, będący namiastką Always on Display, ma do wyboru (tylko) trzy style. Plusem jest natomiast fakt, że z jego poziomu możemy podejrzeć dokładnie treść powiadomienia przytrzymując ikonkę oraz wejść z nim w szybką interakcje, np. usunąć powiadomienie bądź na nie odpowiedzieć.
Jest też Ready For, czyli znana z innych smartfonów Motoroli możliwość połączenia naszej edge 40 pro przewodowo bądź bezprzewodowo z ekranem zewnętrznym, laptopem lub tabletem. Wówczas rozszerzamy nieco funkcjonalność urządzenia, mogąc stworzyć z niego namiastkę komputera (działa to podobnie do Samsung DeX).
Na koniec dodam, że do momentu publikacji tej recenzji smartfon nie dostał żadnej aktualizacji systemu, a poprawki zabezpieczeń datowane są na 1 lutego 2023. Natomiast według informacji jakie przekazała Motorola, model ten ma mieć zapewnione trzy duże aktualizacje systemu oraz cztery lata wsparcia łatkami zabezpieczeń.
Głośniki, haptyka
Jak już zdążyłem wspomnieć, na pokładzie znalazły się głośniki stereo sygnowane Dolby Atmos. Ich konstrukcja jest o tyle nietypowa, że górny przetwornik ma podwójną maskownicę, zatem w efekcie podczas odtwarzania multimediów dźwięk wydobywa się z tej znajdującej się na górnej ramce, co polepsza wrażenie symetrycznej głośności górnego i dolnego głośnika.
W ogólnym rozrachunku, głośniki edge 40 pro stoją na dobrym, ale nie świetnym poziomie. Przestrzenność dźwięku jest bardzo dobra, separacja stereo wyraźna, a samo brzmienie czyste w całym zakresie i donośne. Nawet na wysokich poziomach głośności nie ma tutaj żadnego charczenia. To, czego tu niestety brakuje, to niskie tony, bowiem dźwięk wydaje się nieco płaski. Pod tym względem wciąż iPhone’y i ROG Phone’y nie mają sobie równych.
Świetnie spisują się natomiast wibracje. Zastosowane przez Motorolę silniczki wibracyjne dają rewelacyjne odpowiedzi haptyczne, bardzo subtelne i dobrze dostosowane do sytuacji. Aż szkoda, że nie zaszyto wibracji w większej ilości miejsc w interfejsie, bo ich jakość jest na tyle zadowalająca, że nie utrudniają one korzystania z telefonu, a wręcz je uprzyjemniają.
Zabezpieczenia biometryczne
Telefon został wyposażony w czytnik linii papilarnych zatopiony w wyświetlaczu. Jest to czujnik optyczny, jak w większości urządzeń na rynku. W ogólnym rozrachunku jego działanie oceniam bardzo pozytywnie. Definitywna większość prób odblokowania kończy się powodzeniem i właściwym rozpoznaniem palca, ponadto czytnik jest bardzo szybki, choć zdarza się, że telefon prosi o nieco dłuższe przytrzymanie opuszka na powierzchni skanera. Nie jest to poziom Samsungów Galaxy S23 z czytnikami ultradźwiękowym, ale zdecydowanie nie jest też źle.
Pole czytnika podświetla się zarówno na ekranie blokady, jak i na wspomnianym wcześniej ekranie Moto. W opcjach personalizacji do wyboru mamy trzy różne animacje odblokowywania odciskiem palca – gdyby ktoś chciał zmienić.
Nie zabrakło również rozpoznawania twarzy, choć oczywiście jest ono realizowane poprzez przednią kamerkę, zatem nie może służyć do logowania w aplikacjach bankowych i autoryzowania transakcji. Działa ono błyskawicznie, choć z pewnością nie należy do tak bezpiecznych, jak odcisk palca.
Zaplecze komunikacyjne
Pod tym względem Motorola edge 40 pro również nie odstaje od swojej flagowej konkurencji. Zaplecze komunikacyjne jest kompletne i obejmuje wszystkie ważne moduły łączności, łącznie z obsługą sieci 5G i trzyzakresowego WiFi 6E. Telefon jest także gotowy na obsługę WiFi 7 w przyszłości.
Na pokładzie nie zabrakło również możliwości użycia kart eSIM oraz obsługi dualSIM przy użyciu jednej karty fizycznej, a drugiej wirtualnej. Jest tu także VoLTE i VoWiFi, Bluetooth 5.3 z obsługą sporej ilości kodeków audio (także tych wysokiej jakości), NFC oraz GPS.
Podczas ponad dwóch tygodni testów nie miałem absolutnie żadnych problemów z działaniem jakiegokolwiek modułu komunikacji. Zarówno zasięg sieci komórkowej, jak i jakość rozmów telefonicznych, stabilność oraz szybkość 5G i WiFi nie dawały mi powodów do narzekania. U mojego operatora przepustowość 5G była zadowalająca, a VoLTE działało poprawnie.
Bateria i ładowanie
Motorola zastosowała tutaj akumulator o pojemności 4600 mAh, co na papierze wydaje się być po prostu przyzwoitą wartością, choć bez wielkiego szału. Kluczem do sukcesu jest tu jednak właściwa optymalizacja urządzenia, a to wyszło producentowi wprost świetnie.
Przez pierwsze dni testów używałem domyślnie włączonego automatycznego odświeżania do 120 Hz, potem przełączyłem się na stałe 165 Hz i tak już zostało do końca. Z moich obserwacji wynika, że różnice w zużyciu energii między tymi ustawieniami nie są bardzo drastyczne i wynoszą około godzinę z całego czasu włączonego ekranu.
Przejdźmy jednak do konkretów. Zarządzanie energią i ogólny czas działania na jednym naładowaniu jest w moim odczuciu co najmniej bardzo dobry. Przy normalnym użytkowaniu bardzo trudno rozładować edge 40 pro w ciągu jednej doby, zwykle jest to około półtora dnia, a jeśli telefon będzie rzadziej używany, całe dwie doby będą do osiągnięcia. Żeby Motka faktycznie padła szybciej niż po pełnej dobie musimy naprawdę mocno ją eksploatować i przez większość dnia używać sieci komórkowej zamiast WiFi.
Wyniki na włączonym ekranie, jakie udawało mi się uzyskiwać, wynosiły nieco ponad 6 godziny, gdy przez przeważający czas w użyciu było 5G/LTE. Jeśli znaczną część dnia korzystałem z urządzenia w domu, przy włączonym WiFi uzyskiwałem po 8-9 godzin SoT.
Motorola nie zapomniała o tym, że flagowy smartfon powinien potrafić szybko uzupełniać swój akumulator. Zaimplementowano tutaj autorski system ładowania TurboCharge o mocy 125 W. Żeby jednak korzystać z pełnej mocy, musimy włączyć stosowną funkcję w ustawieniach telefonu, bo domyślnie używa on trochę wolniejszego ładowania.
Przy ładowaniu 125 W uzupełnienie ogniwa od 1 do 100 procent zajmuje niespełna 25 minut, co jest bardzo dobrym wynikiem. 50% pojawia się po upływie około 10 minut. Jeśli bierzemy pod uwagę ładowanie bez włączonej wspomnianej wyżej opcji, wówczas pełne naładowanie ogniwa zajmuje około 32 minuty, zatem to wciąż dobry wynik.
Nie zabrakło również ładowania indukcyjnego, zgodnego ze standardem Qi z mocą do 15 W, zatem dość standardowo. Wisienką na torcie jest bezprzewodowe ładowanie zwrotne do szybkiego podładowania np. słuchawek true wireless czy zegarka na pleckach telefonu.
Aparat
Do tego momentu w zasadzie głównie chwaliłem, bo naprawdę było za co. W tym miejscu będzie natomiast dużo bardziej zachowawczo. Standardowo na początku przypomnę, że od strony technicznej smartfon jest wyposażony w trzy obiektywy, z czego główny i ultraszerokokątny mają 50 Mpix, natomiast teleobiektyw oferuje 12 Mpix i dwukrotne zbliżenie optyczne.
Aplikacja aparatu jest przyjemna wizualnie i prosta w obsłudze. Tak, jak w zdecydowanej większości smartfonów, tryby foto i wideo zostały umieszczone na dole, nad spustem migawki. Podstawowe szybkie opcje znajdziemy na górnym pasku, z kolei przejście do wszystkich ustawień – w prawym górnym rogu.
W ciągu dnia, zdjęcia wykonywane w dobrych warunkach oświetleniowych wyglądają ładnie, fotki ze wszystkich obiektywów są dość zbieżne kolorystycznie, choć z teleobiektywu z oczywistych względów wychodzą ciemniejsze. Kolory są bardzo bliskie naturalnym, nie brakuje tu dynamiki i szczegółowości (zwłaszcza z obiektywu głównego).
Schody zaczynają się, gdy zrobi się szarawo, pochmurno lub po prostu mamy mniej światła. Wówczas brakuje mi tu tej dynamiki, tak fajnego kontrastu i kolorów jak w dzień, przez co fotki potrafią wyglądać wręcz nieco mdło.
Jeszcze gorzej jest w nocy – fotki z poszczególnych obiektywów rozjeżdżają się kolorystycznie, potrafi pojawić się dużo ziarna i szumów. To tutaj w moim odczuciu Motorola edge 40 pro najbardziej odstaje od konkurencji.
Dla urozmaicenia jeszcze trochę przykładowych zdjęć zrobionych w pionie. Wszystkie zostały wykonane w trybie automatycznym, z głównego obiektywu i bez zbliżenia.
Smartfon oferuje maksymalnie dwukrotne zbliżenie optyczne przy pomocy teleobiektywu, a każdy kolejny zoom to wycinki z matrycy głównej. Maksymalne przybliżenie, jakie jesteśmy w stanie uzyskać, wynosi 16x. Niestety, jak nietrudno się domyślić, wspomniane 16-krotne zbliżenie to jedno wielkie ziarno.
Na pochwałę zasługują za to zdjęcia makro. Wykonywane są przy pomocy ultraszerokiego kąta, a według producenta możemy podejść na odległość do 2,5 cm od obiektu, by uzyskać dobre efekty. I rzeczywiście, robienie fotek makro jest naprawdę satysfakcjonujące, a same zdjęcia wyglądają wprost świetnie, są ostre i szczegółowe.
Portrety możemy wykonywać za pośrednictwem trzech różnych ogniskowych, a bokeh da się dostosować później suwakiem w trybie edycji z poziomu galerii. Uważam, że w trybie portretowym rozmycie mogłoby być lepsze, choć nie jest złe.
Selfiaki są dobrej jakości, wychodzą bardzo szczegółowe (co pewnie jest też zasługą rozdzielczości matrycy wynoszącej 60 Mpix) i zawsze ostre w punkt. Ich kolorystyka i dynamika są bardzo dobre, a niebo nie jest przepalane – nawet w słoneczne dni.
Idąc dalej płynnie przechodzimy do wideo. Filmy możemy nagrywać w maksymalnej rozdzielczości 8K przy 30 klatkach, choć – umówmy się – standardowo i tak będziemy korzystać z 4K i tak też robiłem przez cały czas. W tym miejscu muszę wspomnieć, że w 4K nie mamy możliwości przełączenia się na ultraszeroki kąt w trakcie nagrywania, a jedynie na dwukrotne zbliżenie. Za to przed nagrywaniem możemy już włączyć ultraszeroki. Pokrętna logika. Przeskakiwania między wszystkimi podczas kręcenia trzema obiektywami możemy używać tylko przy Full HD.
W ogólnym rozrachunku, Motorola edge 40 pro kręci naprawdę ładne wideo, z dobrą stabilizacją, dość celnym, choć czasem wolnym autofocusem. Kolorystyka nie daje powodów do narzekania, jest więcej niż zadowalająca.
Podsumowanie
Muszę przyznać wprost, że jeszcze przed rozpoczęciem testów nie spodziewałem się, że Motorola edge 40 pro mnie aż tak pozytywnie zaskoczy pod wieloma względami. To chyba pierwszy tak bardzo flagowy i bliski ideałowi smartfon producenta, który z podniesioną głową może na równi konkurować z flagowcami innych producentów. Nie obyło się jednak bez pewnych potknięć.
Już od początku jest za co chwalić – jakość wykonania jest bardzo dobra i nie odstaje od rywali, wizualnie również urządzenie prezentuje się świetnie i może się podobać (tak, jak mi). Ekran stoi na wysokim poziomie pod niemal każdym względem – gdyby nie rozdzielczość Full HD+ i dość grube ramki byłby wręcz idealny. Zintegrowany z wyświetlaczem czytnik linii papilarnych jest szybki i w większości przypadków bezbłędny.
Specyfikacyjnie także nie mogę edge 40 pro nic zarzucić. Wydajność i kultura pracy są kapitalne, smartfon działa perfekcyjnie szybko i nie nagrzewa się nadto. Zaplecze komunikacyjne jest stuprocentowo kompletne, a stabilność oraz zasięg modułów łączności bezbłędna.
Duża pochwała należy się również baterii. Świetna optymalizacja i całkiem duży akumulator powodują, że telefon potrafi długo z dala od ładowarki. Kolejnym atutem jest szybkie ładowanie 125 W, obecność ładowania indukcyjnego, a także zwrotnego. Głośniki grają równo, donośnie i czysto, ale nieco brakuje im do niektórych konkurencyjnych rozwiązań. Rewelacyjne są za to wibracje.
Aparat jest dobry, a najlepiej pokazuje się w dzień, przy sprzyjających warunkach oświetleniowych oraz przy robieniu zdjęć makro, które wychodzą świetne. Niestety, gdy zrobi się ciemno, Motorola wypada blado i w zasadzie każdy inny flagowiec zrobi wtedy zdjęcie lepsze od niej. Szkoda też, że zabrakło nieco większego zbliżenia optycznego – dwukrotne to po prostu nieco zbyt mało.
A skoro już narzekam, to muszę wspomnieć też o braku pełnego Always on Display. Nie obraziłbym się, gdyby ekran był płaski, gdyż zdecydowanie lepiej korzysta mi się z tych niezakrzywionych. Mimo to, zaoblone krawędzie nie sprawiały mi problemów w użytkowaniu.
Problemem może okazać się cena. Nie neguję, że Motorola edge 40 pro jest warta 4799 złotych, bo pod wieloma względami stanowi naprawdę konkretną i przede wszystkim kompletną alternatywę dla konkurencyjnych urządzeń. Z drugiej jednak strony, konkurentem Motki może być chociażby OnePlus 11, który w wersji 16/256 jest nawet tańszy od niej i, choć nie ma indukcji oraz wodoodporności, potrafi robić nieco lepsze zdjęcia.
Osobiście po tym okresie testów jestem bardzo zadowolony z tego, jak spisała się Motorola i, poza moim głównym zarzutem co do aparatu i wspomnianymi paroma pobocznymi, nader dobrze mi się z niej korzystało.