Na rynku monitorów przeznaczonych stricte do zadań biurowych trudno o jakiekolwiek powiewy świeżości. Często są to urządzenia z niewielką ilością funkcji, które raczej nie rzucają się w oczy. W końcu oczekiwania wobec takich ekranów są raczej niewielkie i oprócz pivota, nie potrzeba im za wiele. Samsung, wraz ze swoją serią T55, wprowadza jednak coś nowego do tego segmentu – zakrzywienie ekranu, ale takie… naprawdę zakrzywione, które nie jest tylko pustym sloganem i w rzeczywistości poprawia czy też zmienia nieco komfort pracy.
Zaznaczę tu tylko, że seria monitorów T55 składa się z 3 modeli – C24T55, C27T55 oraz C32T55, które różnią się przede wszystkim rozmiarem i pojedynczymi detalami. Testowanym przeze mnie urządzeniem było C24T55, które ma 24-calową matrycę i to na jego podstawie wydaję opinię. Nie miałem na swoim biurku „większego rodzeństwa”, więc trudno oceniać mi pozostałe rozwiązania.
Biurowy minimalizm
Wygląd Samsunga C24T55 nie wyróżnia się niczym specjalnym, co tutaj traktuję jako zaletę. Urządzenie zaprojektowano tak, by jego stylistyka była jak najbardziej minimalistyczna, co jest oczywiście pożądane w warunkach biurowych. Umówmy się, że nikt nie chce oglądać tysiąca LED-ów i agresywnego, „sportowego” designu w tego typu miejscach.
Seria T55 nie została zatem wyposażona w żadne światełka i tego typu dodatki, ale prawie bezramkowa konstrukcja budzi estetyczny zachwyt. Tył również nie rzuca się specjalnie w oczy swoim chropowatym, ciemnym wykończeniem. Urządzenie stoi na solidnej, cieniutkiej podstawce, która stabilnie trzyma całość w jednym miejscu. Kilkoma słowy – jest minimalistycznie, jest schludnie, jest dobrze.
Trudno powiedzieć cokolwiek więcej o ergonomii C24T55, ponieważ monitor ten (ani jego więksi odpowiednicy) nie został wyposażony w pivot, co znacznie ogranicza pole manewru. Urządzenie można przechylać góra-dół i lekko na boki, ale to należy traktować już jako standard. Z racji na zakrzywienie monitora (a przynajmniej tak myślę), zabrakło również miejsca na odpowiednie wejścia, które pozwoliłoby spełnić podstawowy standard VESA 100×100, a tym samym nie przymocujemy tego sprzętu do odpowiedniego ramienia. To spora wada, bo żeby odpowiednio ustawić Samsung C24T55 na biurku, trzeba bawić się w mocno niedoskonałe podstawki na biurko, co nie jest najlepszym wyjściem.
Jeśli chodzi o porty, to akurat C24T55 dysponuje dość sporym wachlarzem. Jest klasyczny D-Sub, HDMI w wersji 1.4, DisplayPort w wersji 1.2 i wejście słuchawkowe. Do pełni szczęścia zabrakło tylko DVI, ale i tak wszystkie zaimplementowane tu złącza powinny wystarczyć do podłączenia do monitora dużej plejady laptopów oraz kart graficznych. W ramach ciekawostki powiem też, że większe rodzeństwo – C27T55 oraz C32T55 – dysponuje również wyjściem audio oraz wbudowanymi głośnikami, których w C24T55 zabrakło.
Czy jest VAntastycznie?
Samsung C24T55 wyposażony został w 24-calową matrycę VA o rozdzielczości 1920 na 1080 pikseli oraz odświeżaniu rzędu 75 Hz. Monitor ma zakrzywienie rzędu 1000R, a nie 1800R, jakimi zwykle dysponują zaokrąglone konstrukcje wypuszczone na świat dotychczas.
Inne specyfikacje? Minimalna jasność to 200 cd/m2, a standardowa – 250 cd/m2. Kontrast to 3000:1, a czas reakcji – 4 milisekundy (GTG). Do tego wszystkiego znalazło się wsparcie dla technologii AMD FreeSync oraz takich funkcji, jak Flicker Free czy Eye Saver Mode. To miłe dodatki, ale niekoniecznie zaważające o zakupie.
Zanim jednak przejdę do jakichkolwiek wrażeń z użytkowania, muszę tu nadmienić, że nie jestem posiadaczem kolorymetru. Nie jestem zatem w stanie powalczyć z obiecywanym przez producenta pokryciem barw rzędu 0.88 dla DCI-P3, 1.193 dla sRGB oraz 0.884 dla Adobe RGB. Podobnie nie byłem w stanie precyzyjnie sprawdzić czasu reakcji matrycy w możliwie jak najbardziej wiarygodny sposób. Dlatego też w tym miejscu muszę odesłać Was do testów przeprowadzonych przez inne redakcje.
24-calowa matryca i rozdzielczość 1920×1080 to odpowiednie połączenie, które oferuje wystarczająco ostry obraz. Pójście po większą przekątną sprawi, że czcionki zaczną robić się nieprzyjemnie szpiczaste, co zwłaszcza w zastosowaniach biurowych może okazać się z lekka niesmaczne dla oka. Większe modele z serii T55 nie oferują niestety większego zagęszczenia pikseli z racji zaimplementowania rozdzielczości 1080p, dlatego C24 wydaje się w moim mniemaniu być najbardziej korzystnym modelem spośród całej trójki.
Standardowe presety ustawień nie pozwoliły mi wykrzesać z tego monitora odpowiedniego pokrycia barw, a przynajmniej tego obiecanego przez producenta (obrazy sRGB były dla mnie niewidoczne). Tutaj potrzebna będzie kalibracja z użyciem odpowiedniego urządzenia. Czerń, jak przystało na matrycę VA, była całkiem nieźle odwzorowana i nie przechodziła specjalnie w niemiłe dla oka srebro czy szarość.
Kąty widzenia były bardzo zadowalające, choć naturalnie zakrzywiony ekran uprzykrza nieco patrzenie z boku. Czas reakcji z kolei był dobry jak na standardowe, nie tylko niedzielne granie, w tym okazyjne sięgnięcie po Counter-Strike’a. Jednakże, jeśli myślicie o poważniejszych rozgrywkach, to powinniście poszukać szybszego ekranu.
Co do ghostingu – ten niestety jest zmorą paneli VA, ale w tym przypadku nie jest on tak problematyczny, jak w wielu budżetowych rozwiązaniach sprzed kilku lat. W moim egzemplarzu występował też backlight bleeding u dołu ekranu i to całkiem spory, jednak pamiętajcie, że ten w Waszym egzemplarzu równie dobrze może się nie pojawić, bo często pojawia się on jako wynik wpadki przy pojedynczej sztuce.
Krzywo to widzę
Samsung C24T55 zyskuje w oczach najbardziej swoim zakrzywieniem ekranu rzędu 1000R, bardzo bliskiemu naturalnemu kątowi widzenia oka. Z początku myślałem, że będzie to wyłącznie „marketingowy bajer”, ale z czasem naprawdę zacząłem bardzo lubić tę cechę. Takiego typu monitor czyni pracę niezwykle przyjemną, bo nasze oczy wraz z szyją nie muszą specjalnie wędrować i się męczyć, żeby sięgnąć po informację ze skrajnych rogów czy boków wyświetlacza. Wszystko jest zbite w jednym miejscu i bardzo przyjemnie się na to patrzy.
Efekt zakrzywienia sprawdza się świetnie w prawie każdym zastosowaniu (i tu pomijam użytkowników AutoCAD-a). Przy pisaniu czy lekturze tekstów (np. na Tabletowo <3) 1000R daje miłe uczucie głębi. Z kolei podczas grania czy oglądania filmów, wrażenie immersji jest jeszcze intensywniejsze, bo mamy wrażenie, jakby świat oraz interfejs naturalnie nas otaczały.
Chciałbym zobaczyć 1000R na większych matrycach z odpowiednio podbitą rozdzielczością. Samsung zaprezentował zresztą na targach CES 2020 monitory z serii Odyssey G7 oraz G9, które oferują podobne zakrzywienie i wyższej jakości panele, ale te modele mają trafić na rynek dopiero w drugim kwartale 2020 roku. Z racji na obecną sytuację na świecie, premiera może się oczywiście opóźnić, ale już z tego miejsca liczę na ich rychłe pojawienie się w Polsce, bo 1000R zrobiło na mnie wrażenie.
Gdybym miał się do czegokolwiek przyczepić, jeśli chodzi o obraz, to raczej będą to pojedyncze szczegóły. Ramki, choć bardzo cienkie, wyglądają pięknie tylko w momencie, gdy monitor jest wyłączony. Niestety, sama matryca nie dochodzi w pełni do każdej z krawędzi ekranu, przez co – choć nie ma klasycznego, plastikowego obramowania – to i tak znajduje się w tym miejscu jakiś centymetr niewykorzystanego miejsca na obraz. Nie znalazłem nigdzie możliwości przestawienia tego, stąd przyjmę to jako małą wadę. Można się do tego przyzwyczaić, ale trochę z początku może wydawać się to dziwne…, bo w końcu po co brak ramek fizycznych, skoro i tak istnieją one, ale w innej formie?
Podobnie też nie rozumiem implementacji odświeżania rzędu 75 Hz, które niewiele zmienia w kwestii doświadczeń płynących z codziennego działania. Obraz jest tylko minimalnie płynniejszy, ale trudno poczuć różnicę. Może nie jest to wada sama w sobie, ale trudno uznać to za jakiś znaczący plus.
Menu sterujemy za pomocą małego, przyjemnego w użytkowaniu joysticka, znajdującego się pod logiem firmy i dzięki niemu otrzymujemy szybki dostęp do zmiany chociażby obecnego źródła obrazu.
Przy pomocy samego „drążka” możemy też uruchomić menu, które jest bardzo podstawowe i całkiem łatwo się po nim poruszać, ale niektóre opcje są niepotrzebnie pochowane.
C24T55 nie dysponuje funkcjonalnością pokroju wielu gamingowych monitorów, więc naturalnie nie ma tu za dużo rzeczy do ulokowania. Można powiedzieć, że menu swoje zadanie spełnia i nie utrudnia życia, więc jest jak najbardziej ok.
Kupić? Nie kupić?
Samsung C24T55 ma pojawić się na rynku w cenie około 700 złotych (nie znam jednak na ten moment wyceny pozostałych, większych modeli). Nie jest to zatem rozwiązanie najtańsze i w tym przedziale konkurencja jest dość spora. Ale propozycja Koreańczyków ma się czym bronić.
Oczywiście nie jest to sprzęt wybitny, ale sama matryca prezentuje dobrą jakość, a i jej zakrzywienie rzędu 1000R jest swojego rodzaju ewenementem. Może wydawać się ona, na pierwszy rzut oka, prostym chwytem marketingowym, ale w ogólnym rozrachunku bardzo uprzyjemnia ona codzienną pracę i konsumpcję multimediów.
W monitorze brakuje mi przede wszystkim lepszej ergonomii w postaci pivota czy standardu VESA, który umieściłby nam ten sprzęt na jakimś ramieniu. W tym przedziale cenowym, elementy te powinny być normą, a zwłaszcza, jeśli myślimy o ukierunkowaniu tego produktu w stronę biur. Patrzenie 8 godzin z góry na niewielki, 24-calowy monitor potrafi zmęczyć, dlatego dobra ergonomia to podstawa.
Czy mogę zatem z czystym sercem zarekomendować C24T55? To trudne pytanie. Choć chciałbym, to przez ergonomiczne braki trudno polecić mi ten monitor do pracy. Nie wszyscy przesiadują jednak przy komputerze po 8 lub więcej godzin, więc jeśli w takim przypadku szukacie uniwersalnego ekranu z nowoczesnym sznytem i powiewem świeżości w postaci zakrzywienia 1000R, to nie powinniście się na tym zakupie przejechać.
Samsung C24T55 nie odmieni Waszego życia, ale to po prostu dobry i inny od reszty sprzęt… któremu do graniczenia z perfekcją zabrakło niewiele.