CZY DA SIĘ TEGO SŁUCHAĆ I CZY MNIE OCZY NIE MYLĄ
Tutaj dwa aspekty: aparat i głośniki.
Kamerę, którą zamontowano nad ekranem, nie jest najlepszą, jaką możemy spotkać w laptopach czy nawet hybrydach. Kręcenie wideo w HD z 30 klatkami na sekundę wywoływało może jeszcze parę lat temu efekt „wow”, ale już nie dzisiaj. Zdjęcia są zadowalające, jednak nie można pisać poematów na temat ich szczegółowości. Za to zaskakuje fakt, ze obiektyw ma szerokie kąty widzenia i w kadrze zmieszczą się spokojnie dwie siedzące obok siebie osoby – za to plusik.
Głośniki stereo umieszczone są na spodzie laptopa. Projektanci pomyśleli, i będąc najwyraźniej zmuszeni umieścić membrany na dole, przesunęli je nieco bardziej w kierunku zaobleń obudowy, dzięki czemu hybryda, położona głośnikami do płaskiego blatu stołu, nie tłumi muzyki. Mało tego, odbity dźwięk zyskuje dzięki temu pewnej głębi, której brakuje podczas odsłuchu z głośników umieszczonych bezpośrednio przed nami.
Co godne uwagi, umieszczenie głośników na spodzie, ma swoje logiczne uzasadnienie, gdy zmienia się tryb używania urządzenia. Odchylając klawiaturę maksymalnie do tyłu, przewracamy hybrydę „na lewą stronę” i przechodzimy do trybu tabletu. Wtedy głośniki trafiają pomiędzy spód, a wierzch pokrywy i dźwięk wydobywa się jakby ze środka urządzenia. Dodatkowo, Lenovo zadbało o to, żeby taka konfiguracja nie kastrowała dźwięku z odpowiednich tonów i nie brzmiały one, jakby wydobywały się z jakiegoś zamkniętego pudełka. W tym celu, każdorazowo po ustawieniu hybrydy w tryb tabletu, Yoga automatycznie przełącza się na inny setting korektora graficznego, który łagodzi wrażenie błądzenia dźwięku po urządzeniu. Po złożeniu hybrydy w jakikolwiek inny tryb – ustawienie brzmienia wraca do normy. Jestem pod wrażeniem takiej dbałości o ten detal. Same głośniki są stosunkowo głośne: to prawie 70 dB. Nie przesterowują, nie skrzeczą ani nie „mielą”, kiedy ustawi się głośność na max. Czystość brzmienia jest naprawdę dobra, co szanuję.
Jeśli chodzi o złącze słuchawkowe, to nie wyróżnia się niczym szczególnym – gra dobrze, bez większych braków. Może przydałoby się odrobinę więcej mocy na jacku, jednak w ostatecznym rozrachunku nie ma na co narzekać.
DLACZEGO TAK, I DLACZEGO TAK
Lenovo Yoga 900s to przede wszystkim ładna wariacja na temat tego, jak dobrze mogą obecnie wyglądać ultrabooki. Pod względem designu Yoga ustępuje chyba tylko MacBookom. Dzięki odchylanemu panelowi wyświetlacza może z powodzeniem zastępować większy tablet, jednocześnie będąc laptopem, wystarczającym do większości zastosowań. Jednak nawet najpiękniejszy klejnot czasem nosi jakąś skazę – w przypadku Yogi 900s jest to słabe podświetlenie ekranu. Życzyłbym sobie też odrobinę lepszego czasu pracy, choć wiem, że to trudne do osiągnięcia, kiedy urządzenie jest tak smukłe.
Trudno wypowiedzieć się na temat opłacalności zakupu tego modelu. Praktycznie identyczne parametry oferuje Lenovo Miix 700 – i za 800 zł mniej mamy dodatkowo funkcjonalny rysik oraz równie responsywną, ale znacznie jaśniejszą matrycę. Sęk w tym, że 900s-ka to laptop prawdziwie nietuzinkowy. Uroda tej Yogi to powód, dla którego chętnie bym do niej wrócił. I dalej zbierał ciekawskie spojrzenia w kawiarni.