AKCESORIA I PODSUMOWANIE
Klawiatura z etui. Dla Lenovo należą się słowa uznania za to, że dołącza do zestawu doczepianą klawiaturę i nie woła sobie za nią dodatkowych pieniędzy. To warte odnotowania, zwłaszcza, że Microsoft każe sobie za Type Cover trochę dopłacić. I to nie jest tak, że do Miix 700 dorzucane jest byle pisadełko z byle jak ciętego plastiku z odzysku – o, nie: to naprawdę udany dodatek i jedna z najlepszych klawiatur do tabletów w ogóle.
Klawiatura mocowana jest do tabletu za sprawą magnetycznego zaczepu i jest on wystarczająco silny, żeby przeciwdziałać sile grawitacji, w wypadku, gdybyśmy podnieśli urządzenie tylko za ekran, pozwalając etui wisieć poniżej. To dobrze – praktycznie nie ma żadnych szans na przypadkowe wypięcie się klawiatury.
Etui sprawia dobre wrażenie. Zewnętrzna faktura klapy ma przypominać skórę – wydaje się być odrobinę miękka, nie brudzi i nie rysuje. Strzelam, że z czasem będzie się przecierać w najbardziej podatnych na to miejscach, jednak przez czas testów niczego takiego nie zauważyłem, więc prawdopodobnie uprawiam teraz czarnowidztwo. W środku etui jest przyjemne w dotyku, lekko matowe – bardzo spodobał mi się ten materiał. Klawisze są już wykonane z bardziej wytrzymałego tworzywa, delikatnie chropowatego, co pozwala to łatwo je rozróżnić podczas pisania. Wyspowe ułożenie tych klawiszy to znak rozpoznawczy Lenovo i nie bez powodu kojarzą się one ze spotykanymi w laptopach tej firmy. Mi osobiście do ich kształtu i rozrzutu nie było trudno się przyzwyczaić.
Pewną trudność początkowo sprawiło mi wyzbycie się wrażenia, że klawiatura sprężynuje. Nie jest to tak silne zjawisko, jak wydawało mi się podczas pierwszego spotkania (byłem po prostu przyzwyczajony do sztywnych klawiatur laptopów), jednak nie można przymknąć na to oka. Oczywiście można zrezygnować z podwójnego magnesu, który powoduje, że klawiatura jest lekko uniesiona w powietrzu i pochylona pod niewielkim kątem w stronę użytkownika – zawsze to jakiś sposób, ale… Owszem, kiedy leży ona płasko na blacie biurka, jest zdecydowanie stabilniejsza, ale ani to wtedy wygodne, ani ciche, bo dźwięk dobijanych klawiszy niesie się wtedy jak kwik dzika po lesie. Są one dość twarde, mają też nieco wyższy skok niż u konkurencji.
Pisanie na takiej klawiaturze to kwestia nawyku. Bywało, że gubiłem litery podczas szybkiego pisania, aż odkryłem powód: ta klawiatura jest stworzona do tego, żeby stukać na niej, gdy mamy hybrydę na kolanach. Naprawdę, odkąd odszedłem od biurka i siadłem na kanapie, ilość pomyłek spadła niemal do zera, a na pewno nie ma takich, które byłyby spowodowane mankamentami klawiatury. Widocznie nie przepada ona za zbyt sztywnym podłożem. Czy to wygodne? Oj, tak. Domyślam się, że osoba o krótkich nogach może mieć niewielki problem z optymalnym rozstawieniem stopki tabletu i znalezieniem jeszcze miejsca na klawiaturę, ale wyższym osobom nie powinno to sprawiać trudności.
Czy czegoś zabrakło? Tak, podświetlenia! Szkoda, że Lenovo nie zdecydowało się na umieszczenie diod pod klawiszami, skoro już celują w premium. Zgaduję, że dla wielu byłaby to przydatna rzecz – sam większość tego tekstu klepałem w nocy. Doceniłbym, naprawdę.
Gładzik jest wystarczająco duży i precyzyjny, miły w „smyraniu”. Ma dwa standardowe przyciski oraz multitouch, dzięki któremu obsługuje niektóre Windowsowe gesty, na przykład przewijania (dwoma palcami w górę lub w dół), czy powiększenia lub pomniejszenia (przez gest szczypnięcia lub rozciągnięcia). To niestety tyle – sama płytka dotykowa nie jest tak mocno zintegrowana z systemem, jak to jest w Surface Pro. Gdybym się uparł, to obsługiwałbym hybrydę tylko i wyłącznie gładzikiem, jednak zawsze kończyło się tym, że ostatecznie i tak pomagałem sobie ekranem dotykowym lub podpinałem myszkę.
Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i niewiele „przeciw” – etui z klawiaturą nie dość, że ładne i zapewnia dodatkową ochronę ekranu, to do tego przyjemnie się na nim pisze. Jest plusik!
Pióro. To jest naprawdę fajna sprawa – kolejny gadżet ułatwiający życie, dorzucany przez Lenovo do zestawu. Ten funkcjonalny rysik tylko nieznacznie ustępuje funkcjonalnością Surface Penowi. Lenovo chwali się, że potrafi on wychwycić 2048 poziomów nacisku i jestem w stanie w to uwierzyć. Pióro ma dość twardy grot, co skutkuje czasem charakterystycznym stukaniem o powierzchnię wyświetlacza. Nie jest to jednak coś, co by, że tak to ujmę, skreślało jego przydatność. Na rysiku mamy dwa (podobno definiowalne, ale nie znalazłem tej opcji) przyciski. Szkoda, że przeciwny koniec długopisu nie jest aktywny – tak jak w Surface Penie. Wbrew tego, co przekazują niektóre redakcje, nie ma możliwości korzystania z grzbietu pióra jako gumki, do zmazywania pojedynczych linii rysunku czy tekstu. Służy do tego jeden z przycisków.
W korzystaniu z rysika pomaga aplikacja WRITEit, która początkowo była niedopracowana, jednak w trakcie trwania testu otrzymała aktualizację i jest teraz podstawowym kompanem podczas pracy z piórem. Mamy możliwość robienia zrzutu całego ekranu, jego części, możemy rysować czy podkreślać tekst. Ponadto, gdy korzystamy z pena, aplikacja wyszukuje pola tekstowe na ekranie i proponuje skorzystanie z rysika do wpisania tekstu, który następnie zostanie skonwertowany do cyfrowej postaci dzięki opcji rozpoznawania tekstu. Czasem to wyszukiwanie pól tekstowych działa aż za dobrze i WRITEit błędnie interpretuje wolne pole. Na pewno jest jeszcze co poprawiać kolejnymi aktualizacjami.
Owszem, możliwości nie ma zbyt dużo, jednak jeśli robimy sporo zrzutów ekranu, wycinamy i wysyłamy fragmenty tekstu czy publikacji – pióro zdecydowanie przyspiesza pracę. Osobiście sporo korzystałem z tego gadżetu i nie widzę Lenovo Miix 700 inaczej, jak tylko w duecie z nim. Jedynym poważniejszym minusem jest to, że nie można swobodnie położyć ręki na ekranie i rysować, tak by dłoń nie została wykryta i nie rysowała dodatkowych linii. Zdarzyło się też raz, czy dwa, że rysik nie reagował, jednak było to tak sporadyczne, że aż dziwne, że o tym wspominam.
Stylus można zamocować z pomocą specjalnego zaczepu do… portu USB. Dyskusyjne to rozwiązanie, gdyż w ten sposób łatwo tracimy wolne gniazdo rozszerzeń. Szczerze – nie korzystałem z niego w ogóle, jednak może być ktoś, komu taka opcja w smak.
PODSUMOWANIE
Lenovo Miix 700 to udana hybryda. Jeszcze trochę jej brakuje do nawiązania bezpośredniej rywalizacji z Surfacem Pro 4 (a przynajmniej z najwyższą jego wersją). Pomiędzy tymi hybrydami rzucają się w oczy różnice wydajnościowe – Surface znacznie lepiej nadaje się do wymagających zadań. Jednak jeśli nie planujemy montować filmów w 4K i grać w nowsze gry, to Miix 700 jest bardziej opłacalnym wyborem. Ma znakomity ekran, nie straszna mu wielozadaniowość i sprawdzi się w podróży. Pod względem wykonania ma czym się chwalić – prezentuje się bardzo dobrze i jest skrojony doskonale. Dodatkowo w zestawie znajdujemy klawiaturę, której nawet przez myśl nam nie przejdzie wymieniać oraz rysik, który rzeczywiście do czegoś się przydaje. Jeśli mielibyśmy kierować się ceną, to za te same pieniądze kupimy Surface’a Pro 4 z klawiaturą, ale o odczuwalnie gorszej specyfikacji.
Oczywiście nie jest to sprzęt dla wszystkich. Trudno oczekiwać od hybrydy funkcjonalności i wydajności rasowych notebooków czy stacji roboczych, nawet jeśli byłyby one tak samo drogie, jak ona. Nie ma się co pakować w dotykowy ekran i stylus, których nigdy nie użyjemy, bo będziemy traktować Miixa jak komputer stacjonarny i w życiu nie wyniesiemy go z domu, ani nie zabierzemy choćby na kanapę. Jeśli jednak potrzebujesz solidnej hybrydy, która wygląda i działa (i jeszcze raz wygląda), a twoim zdaniem za Surface Pro 4 w wersji z Intel Core i5 Microsoft każe sobie płacić trochę za dużo – warto rozważyć zakup Lenovo IdeaPad Miix 700.