Cześć, iPhonie 11 Pro Max – miło Cię widzieć. Zwłaszcza, że jesteś jednym z niewielu smartfonów Apple, które miałam okazję używać dłużej niż kilka godzin. To były dwa tygodnie pełne ciekawych doświadczeń, ale i zaskoczeń – w postaci choćby aż trzech aktualizacji systemu w zaledwie kilka dni. Przed Wami moja recenzja najwyższego modelu z najnowszej rodziny smartfonów Apple, iPhone’a 11 Pro Max.
Parametry techniczne iPhone’a 11 Pro Max:
- OLED, Super Retina XDR 6,5” 2688 x 1242 piksele,
- procesor A13 Bionic,
- 64 GB (są jeszcze dwie wersje: 256 / 512 GB)
- 4 GB RAM,
- iOS 13.2.1,
- Face ID,
- aparat ultraszerokokątny 12 Mpix f/2,4 120°, główny 12 Mpix f/1,8, teleobiektyw 12 Mpix f/2,0, 2-krotny zoom optyczny, 10-krotny zoom cyfrowy,
- aparat przedni 12 Mpix f/2.2,
- 4G (LTE),
- WiFi,
- Bluetooth,
- NFC,
- GPS / Glonass,
- dual SIM (nano-SIM i eSIM),
- Lightning,
- akumulator o pojemności 3969 mAh,
- wymiary: 158 x 77,8 x 8,1 mm,
- waga: 226 g,
- odporność potwierdzona certyfikatem IP68.
Cena iPhone’a 11 Pro Max w dniu publikacji recenzji: 5699 zł
Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!
Wzornictwo, jakość wykonania
Jak pewnie wiecie (jeśli śledzicie mnie w social media), do testów na Tabletowo dostaliśmy od x-kom wszystkie trzy smartfony Apple – iPhone’a 11 zrecenzuje Mateusz (aktualny użytkownik iPhone’a XS), iPhone’a 11 Pro – Andrzej (posiadacz iPhone’a 7 Plus), a sobie zostawiłam największy i najdroższy z modeli – iPhone’a 11 Pro Max. I w sumie szkoda, bo dużo bardziej bym była zadowolona z mniejszego Pro ze względu na jego wymiary. Ale, umówmy się, wybór przekątnej ekranu jest mocno indywidualny i subiektywny, więc jeśli ktoś potrzebuje 6,5-calowego wyświetlacza, to po prostu sięgnie po iPhone’a 11 Pro Max i na tym zakończy dyskusję. W moich rękach natomiast o wiele wygodniej i bardziej komfortowo leży iPhone 11 Pro (5,8-calowy); nie zamierzam jednak przez to w żaden sposób dyskredytować największej wersji.
Ostatnią dłuższą styczność ze smartfonami Apple miałam dokładnie dwa lata temu, gdy na rynek wszedł iPhone X. Biorąc do ręki iPhone’a 11 Pro, którego testuje dla Was Andrzej, odniosłam wrażenie, że nic się nie zmieniło – oczywiście patrząc na niego od frontu. Wciąż ten sam, wielki notch nad ekranem i błyszczące krawędzie telefonu. Trzecia generacja sprzętu i zero zmian wizualnych z przodu. Te są jednak widoczne z tyłu obudowy, ale… będę się o nich wypowiadać niekoniecznie pozytywnie.
Ale najpierw jednak pozytyw. Bo nie ukrywam, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się zastosowanie matowej obudowy i błyszczącego logo Apple na środku. Raz, że jest to fajny efekt wizualny, zwracający na siebie uwagę, a dwa – zmatowione szkło dużo mniej się palcuje, przez co dłuższy czas łatwiej jest utrzymać je w czystości. I to mi się zdecydowanie podoba i za to spory plus.
Nie podoba mi się natomiast i – po rozmowach z wieloma branżowymi znajomymi wiem, że nie tylko mi – że moduł aparatów umieszczony jest na wystającej ponad obudowę wysepce, na której to są jeszcze bardziej wystające ponad nią obiektywy trzech aparatów. Wyglądem przypomina to golarkę czy też płytę indukcyjną i wcale nie dziwi mnie ogrom memów nawiązujących do tego modułu w internecie. Ważna rzecz jest natomiast taka, że ta wystająca wysepka jest na tyle spora, że gdy korzystamy z telefonu położonego na płaskiej powierzchni, ten nie chybocze się za bardzo na boki, umożliwiając nam wprowadzenie tekstu w przeglądarkę czy szybkie odpisanie na wiadomość.
iPhone 11 Pro Max dostępny jest w sprzedaży w kilku wersjach kolorystycznych, takich jak: złota, gwiezdna szarość, srebrna i nocna zieleń, choć ja ten kolor określam raczej jako zgniła zieleń niż nocna. Przez ostatnie dwa tygodnie korzystałam właśnie z telefonu w tej wersji i muszę Wam powiedzieć, że z zieloną to ona ma naprawdę niewiele wspólnego. Przez większość czasu wygląda, jakby obudowa była szara lub grafitowa, a ta ukryta zieleń objawia się wyłącznie w specyficznym oświetleniu, gdy światło odpowiednio pada na tył iPhone’a. Jeśli byście mnie zapytali czy ta wersja kolorystyczna jest ładna, niewątpliwie odpowiedziałabym, że tak. Jednocześnie uważam, że jest “mało apple’owska”, co i tak jest zupełnie bez znaczenia.
iPhone 11 Pro Max wykonany jest ze szkła (z przodu i z tyłu – tu ze zmatowionego i błyszczących krawędzi). I szkoda, że są one błyszczące, bo fakt ten sprawia, że niestety szybko zbierają odciski palców. Mam tylko nadzieję, że w iPhonie 12 jedyną zmianą wizualną nie będzie to, że te ramki będą tak samo matowe, jak obudowa, tylko że w ciemniejszym odcieniu… ;)
Przez dwa tygodnie nosiłam testowego smartfona bez żadnego etui ochronnego ani folii na ekranie i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona, jak iPhone zniósł tą krótką próbę czasu – nigdzie na jego powierzchni nie doszukałam się żadnej ryski, nawet mikroskopijnej. A zatem jakość wykonania iPhone’a 11 Pro Max trudno określić inaczej niż rewelacyjna. Choć sam fakt, że obudowa jest gruba (8,1 mm), a względem poprzednich dwóch generacji niewiele się różni, zasługuje na skarcenie, co niniejszym czynię. Telefon jest też ciężki – waży aż 226 g.
Aby tradycji stało się zadość, jeszcze rzut oka na poszczególne krawędzie telefonu. Na dolnej mamy, od prawej, głośnik, port Lightning i mikrofon; górna krawędź pozostała niezagospodarowana. Na prawym boku iPhone’a znalazł się włącznik i, nieco niżej, tacka na kartę nanoSIM (przypomnę, że smartfony Apple obsługują dual SIM, ale druga karta nie jest fizyczna – eSIM). Na lewym boku z kolei mamy przyciski do regulacji głośności i niewielki przełącznik do wyciszania telefonu. Nad ekranem, w wielkim notchu, jest jeszcze aparat przedni, frontowy głośnik oraz czujniki odpowiadające za działanie Face ID.
Na koniec tej sekcji dodam jeszcze tylko, że iPhone 11 Pro Max spełnia normę odporności IP68. W pudełku z telefonem są słuchawki przewodowe i zasilacz 18-watowy.
Wyświetlacz
Wspominałam już iPhone’a X, przywołam go również przy okazji omawiania wyświetlacza. Bo już po pierwszym wyjęciu maksymalnie pro jedenastki z pudełka miałam dokładnie te same odczucia, które towarzyszyły mi dwa lata temu, gdy pierwszy raz uruchomiłam “iksa”. Ekran jest wręcz doskonały. Duża w tym zasługa matrycy OLED o wysokiej rozdzielczości – 2688 x 1242 pikseli na przekątnej 6,5”, która przekłada się na 455 ppi.
Super Retina w rzeczywistości jest naprawdę super – tutaj wszystko gra i dosłownie nie ma się do czego przyczepić. Odwzorowanie kolorów, kontrast, jasność ekranu (minimalna i maksymalna), kąty widzenia, reakcja wyświetlacza na polecenia użytkownika, ślizg palca po ekranie… o każdym z tych aspektów nie mogę powiedzieć złego słowa. I w sumie nic dziwnego, że Apple nie umożliwia w ustawieniach żadnej ingerencji w ekran – nie ma tu ani możliwości zmiany temperatury barwowej, ani trybu wyświetlanego obrazu; dosłownie nic.
Bardzo przydatna jest funkcja True Tone, czyli funkcja, która dostosowuje odcień i intensywność obrazu wyświetlacza do światła w otoczeniu, dzięki czemu obrazy wyglądają bardziej naturalnie, a przy okazji też nie męczy wzroku. Oczywiście nie zabrakło również trybu nocnego, który w iOS przyjął nazwę Night Shift, ograniczającego wyświetlanie światła niebieskiego i zmieniającego temperaturę barwową na cieplejszą.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że w najnowszych smartfonach Apple 3D Touch zostało zastąpione przez Haptic Touch (podobnie jak wcześniej w iPhonie XR). A zatem wchodzenie np. w szybkie opcje aplikacji z poziomu ekranu domowego nie wymaga już lekkiego lub mocniejszego naciśnięcia na ekran, a dłuższego przytrzymania. Trudno ocenić, które rozwiązanie jest lepsze, ale z pewnością użytkownikom poprzednich iPhone’ów chwilę zajmie przestawienie się.
Działanie, oprogramowanie
iPhone 11 Pro Max działa w oparciu o iOS 13. iOS 13.1. iOS 13.1.2. No, w końcu dobrze napisałam ;). Wybaczcie mi te złośliwości, ale to kuriozalna sytuacja, w której smartfony Apple otrzymują trzy aktualizacje oprogramowania w zaledwie kilka dni. Posiadacze niektórych modeli z Androidem nigdy tylu update’ów nie widzieli w ciągu kilku lat, a tu mamy do czynienia z nowością, która w niecałe dwa tygodnie przerabia kilka iteracji systemu.
Coś mi się wydaje, że od samego początku należałam do grupy szczęśliwców, których omijały wszelkie problemy z iOS 13. Od momentu pierwszego włączenia iPhone’a 11 Pro Max nie uświadczyłam żadnej sytuacji, w której jakaś aplikacja odmówiłaby posłuszeństwa, telefon zrestartował lub zawiesił, a Face ID nie chciało działać w wybranych programach. Wszystko od początku działało tak, jak należy. I nawet, gdybym chciała powiedzieć, że było inaczej, to… nie mogę. Zainstalowałam na telefonie kilkadziesiąt aplikacji, z których standardowo korzystam na każdym “daily smartfonie” (w tym aplikacje Google ;)), i z żadną z nich nie miałam problemów. Jednocześnie naczytałam się sporo negatywnych opinii na temat iOS 13 w sieci, łącznie z komentarzami moich znajomych, więc zdaję sobie sprawę, że problem faktycznie był i nie dotyczył wyłącznie garstki osób. Zresztą, szybka (trzykrotna) reakcja Apple też o czymś świadczy.
No i chyba mnie pokarało za powyższy akapit… Napisałam go (bo – tak – recenzję piszę kilka dni) wieczór przed wydaniem iOS 13.1.2. Próba zaktualizowania smartfona do tej wersji zakończyła się u mnie baaaardzo długim kręciołkiem z logo Apple i koniecznością przeprowadzenia aktualizacji ręcznie przez iTunes. Widocznie limit pozytywów na temat Apple już się wyczerpał… ;)
A tak całkowicie poważnie, procesor A13 Bionic w połączeniu z 4 GB RAM sprawuje się doskonale – wszystko działa tak, jak w szwajcarskim zegarku. Szybko, płynnie, wydajnie – nie pozostawiając złudzeń, że mamy do czynienia z flagowcem pełną gębą. Szkoda tylko, że aż tak drogim!
Na potwierdzenie tych słów wynik z najpopularniejszego benchmarku. iPhone 11 Pro Max w AnTuTu (v7.2.3) uzyskał 449070 punktów, podczas gdy jego androidowa konkurencja, odpowiednio, Samsung Galaxy Note 10+: 352060 i Huawei P30 Pro: 314789 (w trybie wysoka wydajność).
Po przeprowadzeniu testów w benchmarkach, obudowa iPhone’a 11 Pro Max stała się odczuwalnie ciepła. Musicie jednak wiedzieć, że to w przypadku tego modelu dość powszechne – podczas codziennego użytkowania nie nagrzewa się aż nadto, ale momentami czuć, że obudowa jest cieplejsza niż zwykle. Nawet podczas zgrywania zdjęć do chmury potrafi stać się ciepła.
Co do samego oprogramowania nie będę się zbyt szczególnie rozpisywać, bo iOS albo się lubi albo wprost przeciwnie. Ja muszę przyznać, że należę raczej do drugiej grupy (nie rozumiem na przykład dlaczego ustawienia poszczególnych aplikacji są w ustawieniach telefonu a nie bezpośrednio w programie – np. w przypadku aparatu), ale za to wprost uwielbiam gesty z iPhone’a; są bardzo intuicyjne i rewelacyjnie działają. Na uwagę w iOS 13 zasługuje tryb ciemny, będący sporą nowością względem poprzednich wersji systemu.
Zaplecze komunikacyjne obejmuje NFC (ale tylko do korzystania z płatności Apple Pay), dwuzakresowe WiFi (działa bez problemu), Bluetooth (brak anomalii), dual SIM (nanoSIM i dodatkowy eSIM – w Polsce tylko w Orange) i LTE (wszystko w normie). Jakość rozmów telefonicznych – na wysokim poziomie. Chwilę zatrzymam się za to przy module GPS. Ten działa świetnie, szybko reagując na zmianę trasy względem tej wyznaczonej przez mapy. Ale właśnie, mapy. Mapy Apple nie przekonują mnie swoim wyglądem, ale już funkcjonalnością – jak najbardziej. Bardzo doceniam komunikaty głosowe w postaci czytelnego “zostań na jednym z dwóch lewych pasów” zamiast “trzymaj się lewej”, jak to jest w Google Maps. Jednocześnie muszę zauważyć, że mapy od Google są bardziej aktualne względem map od Apple i mniej zawodne – te pierwsze dużo lepiej sprawdzają się też do wyznaczania trasy środkami komunikacji miejskiej.
iPhone 11 Pro Max, którego przyszło mi testować, ma 64 GB pamięci wewnętrznej i nie ukrywam, że uważam, że w obliczu braku slotu kart pamięci jest to przestrzeń nie do zaakceptowania w dzisiejszym świecie. W dobie wszechobecnych multimediów, ciągłego nagrywania wideo i nagrywania sporej ilości wideo, zapełnienie tej przestrzeni to kwestia kilku tygodni. Jasne, w sprzedaży dostępne są wersje z 256 i 512 GB danych, ale – jak łatwo wywnioskować – odpowiednio droższe. A zatem albo dopłacamy za pamięć wewnętrzną, albo kupujemy przestrzeń dyskową w chmurze Apple. Tak czy inaczej – Apple na nas zarabia.
Spis treści
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie
Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!