Recenzja Huawei Watch 4 Pro. Fajny, ale kilku rzeczy wciąż brakuje

Gdy przychodzi mi do testów kolejnego smartwatcha, w głowie mam myśl “przecież one wszystkie są takie same”. Bo co nowego producent może wprowadzić w kolejnym tego typu sprzęcie? Okazuje się, że może i – co najważniejsze – rzeczywiście to robi. W najnowszym Huawei Watch 4 Pro, na którego recenzję dziś Was zapraszam, Huawei wprowadził dwie ważne innowacje – tryb Zdrowie na oku, mierzący za jednym zamachem siedem różnych aspektów zdrowotnych, a także tryb oszczędzający baterię dla osób, które nie chcą za często ładować zegarka.

Wzornictwo, obsługa, wyświetlacz

Nie chciałabym się zbytnio rozpisywać na temat wyglądu Huawei Watch 4 Pro, bo – jaki jest – każdy widzi, ale kilka słów temu tematowi poświęcić wypada. Na pierwszy rzut oka opisywany smartwatch pod względem designu niewiele zmienił się względem poprzednika, Huawei Watch 3 Pro. Największa zmiana, patrząc na zegarek, zaszła w dwóch aspektach: ekran jest teraz wypukły, a podziałka godzinowa nie zawiera cyfr / liczb – jest bardziej minimalistyczna.

Koperta wykonana jest ze stopu tytanu TC4 klasy lotniczej (Huawei zaznacza, że jest bardziej odporny na korozję i bardziej wytrzymały niż powszechnie stosowany tytan TA2), a wspomniana sferyczna soczewka chroniona jest szkłem szafirowym. Wygląda to naprawdę dobrze i, zdaje się, że jest całkiem wytrzymałe. 

Nie dość, że kilka razy zdarzyło mi się przywalić w futrynę (cóż…), to raz zegarek spadł mi z szafki w łazience, a jedyny ślad, jaki pozostał po tym zdarzeniu, to niewielkie, ledwo widoczne dwie ryski na błyszczącej krawędzi zegarka. Warto wspomnieć też o tym, że urządzenie może się pochwalić spełnianiem normy IP68 i odpornością na wodę do 5 ATM.

W zależności od wersji, zegarek sprzedawany jest z brązowym, skórzanym paskiem (Watch 4 Pro Classic) lub tytanową bransoletą (Watch 4 Pro Elite). W drugim przypadku w zestawie otrzymujemy zestaw ułatwiający poszerzenie paska o dodatkowe wypełniacze bransolety. W przeciwieństwie do poprzedniej generacji, tutaj w zestawie nie ma drugiego, fluoroelastomerowego paska.

Zegarek ma wymiary 48,8 x 47,6 x 12,9 mm i waży (bez paska) 65 g. Nie jest zatem ani największy, ani najcięższy, spośród oferty Huawei, choć, wbrew pozorom, Watch Ultimate jest niewiele większy – mimo, że wizualnie sprawia zupełnie inne wrażenie. Co ważne, paski są wymienialne – można użyć dowolnego z teleskopem 22 mm.

Do obsługi zegarka Huawei Watch 4 Pro służy zarówno dotykowy wyświetlacz, jak i dwa fizyczne przyciski. Górny to koronka, z pomocą której możemy przewijać wszelkiego rodzaju listy czy powiększać treści, jak również – po przyciśnięciu – przechodzić do ekranu głównego. Dolny natomiast pozwala uruchomić nowe podręczne menu (QuickBar) z wybranymi przez nas aplikacjami, po które sięgamy najczęściej i – przyciskając – zatwierdzić wybór. 

Nie wszystko jednak da się zrobić bezdotykowo – na przykład na liście aplikacji (wyświetlanej na wzór tej z Apple Watcha :P) niewiele zdziałamy bez przewijania dotykowego, bo tu koronka jedynie przybliża ikony apek lub je oddala zamiast jakkolwiek je przewijać.

Wyświetlacz to 1,5-calowy AMOLED o rozdzielczości 466 x 466 pikseli i ppi na poziomie 310. Jego najlepszym podsumowaniem niech będzie fakt, że naprawdę nie można na niego narzekać. Jest responsywny, jasny, automatyczna regulacja jasności działa bezproblemowo – trudno tu się do czegokolwiek przyczepić. 

No i ważny jest też fakt, że obsługuje Always on Display, co dla wielu jest kluczowe w smartwatchach (aczkolwiek trzeba pamiętać, że znacznie drenuje to baterię). Ekran to LTPO, czyli odświeżany od 1 Hz, co też jest nie bez znaczenia dla długości czasu pracy.

Nie wiem czy pamiętacie, jak zegarki Huawei wręcz lagowały podczas przechodzenia z jednego ekranu na drugi. Na szczęście to już przeszłość – Huawei Watch 4 Pro na HarmonyOS pracuje bez zarzutu, szybko i sprawnie. Co też ważne, gest wybudzania ekranu nie musi być nachalny i działa za każdym razem.

Monitorowanie aktywności i zdrowia

Przy okazji Huawei Watch 4 Pro producent bardzo mocno promuje nową funkcję o nazwie Zdrowie na oku. I w sumie nie ma się co dziwić, bo w ciągu zaledwie ok. minuty pozwala sprawdzić siedem różnych parametrów zdrowotnych, niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy i co robimy (no, potrzeba odrobinę wyciszenia, ale reszta się zgadza).

Wspomniany pomiar dotyczy takich aspektów zdrowia, jak: EKG, tętno, saturacja (SpO2), wykrywanie sztywności tętnic, poziom stresu, temperatura skóry oraz kontrola układu oddechowego. 

Samo przeprowadzenie pomiaru trwa krótką chwilę. Najpierw, przez 30 sekund, trzymamy palec na dolnym przycisku (jeśli zdarzy się, że palec nie styka, zostaniemy poinformowani o tym fakcie stosownym powiadomieniem i będzie trzeba rozpocząć pomiar od nowa). Później przez 15 sekund spokojnie siedzimy. Następnie trzeba kasłać (tak, kasłać!) do zegarka (teoretycznie 15 sekund, ale wystarczy 2-3 razy w ciągu kilku sekund), by ten ocenił stan naszego układu oddechowego.

Huawei zastrzega jednak, że Watch 4 Pro nie jest urządzeniem medycznym, ale wykonywane (zwłaszcza regularnie) pomiary mogą pomóc w obserwowaniu własnego zdrowia w dłuższej perspektywie czasowej i być może diagnozowaniu zachodzących zmian w organizmie. Mimo to jednak pomiary, wykonywane przez testowany zegarek, zdają się być dość mocno zbliżone do rzeczywistości.

A co jeśli chodzi o monitorowanie aktywności? Huawei od dawna przyzwyczaił nas już do tego, że jego zegarki obsługują masę przeróżnych ćwiczeń, których nie sposób wymienić (łącznie ponad 100 trybów sportowych, w tym pływanie, wspinaczka górska, golf, tryb nurkowania swobodnego, ale za to na liście nie ma piłki nożnej czy wioślarza). Najważniejsze jednak, dla osób trenujących zwłaszcza na zewnątrz, jest to, by zegarek poprawnie rejestrował przebytą trasę oraz jej długość.

Wmawiałam sobie, że gdy dostanę do testów Huawei Watch 4 Pro, wrócę do biegania, ale to… to się nie wydarzyło, niestety (choć w planach mam wzięcie udziału w Biegu Powstania Warszawskiego na 5 km). Nie omieszkałam jednak sprawdzić dokładności GPS-u podczas kilku spacerów i, wygląda na to, że jest naprawdę dobrze, jeśli chodzi o pomiar dystansu.

Dla jednego spaceru różnica była nieco większa względem Stravy (2,59 km i 3090 kroków vs 2,63 km na zegarku i 3112 kroków na smartfonie), dla drugiego mniejsza (1,26 km i 1553 kroki na zegarku vs 1,27 km i 1534 kroki na smartfonie), ale musicie przyznać, że taki rozjazd można przeboleć – jest niewielki.

Wciąż jednak ślad rejestrowany przez smartwatch potrafi nie pokrywać się z chodnikami – według niego chodziłam po budynkach, ulicach, etc. Pod tym względem zdecydowanie można jeszcze co nieco poprawić.

Co warto zauważyć, to że łapanie fixa w mieście trwa najczęściej około kilkadziesiąt sekund. Co się nie zmieniło względem poprzednich smartwatchy Huawei, wybierając bieg na dworze możemy go zmodyfikować, robiąc z niego trening interwałowy – z możliwością włączenia rozgrzewki, ustalenia długości szybkiego biegu (w postaci konkretnego czasu lub dystansu) i odpoczynku (tu, poza czasem i dystansem, jest też opcja ustawienia pulsu, poniżej którego chcemy zejść), liczby powtórzeń oraz kończącego trening relaksu.

Podczas treningu na zegarku wyświetlają się takie dane, jak (w podziale na poszczególne karty, których nie można modyfikować):

Zegarek wspiera autopauzę, czyli zatrzymywanie treningu podczas przerwy w bieganiu, gdy np. zaświeci się czerwone światło i wznowienie po ponownym ruszeniu – przy czym nie robi tego domyślnie. Aby włączyć tę opcję, trzeba przedrzeć się przez ustawienia, a dokładnie – ćwiczenia – wybieramy interesujące nas ćwiczenie (np. bieg na dworze) – i dopiero tam automatyczne wstrzymanie. Przyznajcie, że intuicyjne to to nie jest – przez co sporo osób nie wie w ogóle, że taka opcja tutaj się znalazła.

Dodam, że działa też automatyczne wykrywanie treningów – przy czym tylko w przypadku chodzenia, biegania, ćwiczeń na orbitreku i ergometrze. I – tak, dobrze myślicie – trzeba to włączyć w ustawieniach (domyślnie jest wyłączone).

Trasę treningów da się wyeksportować do formatów .gpx, .tcx i .km, natomiast nie ma możliwości wgrania własnej trasy. Taka opcja dostępna jest w modelach z serii Watch GT 3 i GT Runner, w tym Huawei Watch GT 3 SE.

A jeszcze co do samego liczenia kroków – ciekawa rzecz. Zauważyłam to dwukrotnie, ale przed napisaniem recenzji przeanalizowałam i jest dziwny problem, występujący notorycznie (mimo sprawdzenia dwóch egzemplarzy). Mimo, że zegarek rejestruje poprawną liczbę kroków, wyświetla wartości zupełnie z nimi rozbieżne.

Widać to dokładnie na przykład na poniższym screenie – zegarek zarejestrował 2368 kroków, podczas gdy w aplikacji pokazuje 9352 kroki. Pierwsza wartość jest prawdziwa – druga… nie wiem skąd się wzięła. Takich przykładów mogę mnożyć.

Wszczęłam więc małe śledztwo. Aplikacja Huawei Zdrowie lojalnie informuje, że zbiera dane z różnych urządzeń, podłączonych do tego samego konta. Ale zauważcie, że rejestrowanie kroków przez telefon mam wyłączone, a wygląda na to, że wciąż to robi…

Temat zgłosiłam do Huawei. Jeśli cokolwiek uda się ustalić skąd się to bierze – z pewnością dam Wam znać. A tymczasem napiszcie w komentarzach czy też tak macie w przypadku swoich wearables Huawei.

Moduły łączności, jakość rozmów i powiadomienia

Tu wypadałoby zacząć od obecności eSIM, co znacznie rozszerza możliwości zegarka. Możemy z niego korzystać w jednym z dwóch trybów: jeden numer, dwa urządzenia (zdecydowanie bardziej przydatne dla osób, które chcą móc wychodzić bez telefonu z domu, a wciąż mieć możliwość odbierania połączeń i wiadomości przychodzących na ten sam numer) lub niezależny numer na smartwatchu. Przy czym dostępność opcji może różnić się w zależności od operatora. A, i ważna rzecz, niezależnie od tego, czy mamy smartfon przy sobie, czy nie, na zegarku działają Mapy Petal wraz z nawigacją pieszą i rowerową.

Huawei Watch 4 Pro jest wyposażony zarówno w mikrofon, jak i głośnik, co oznacza, że można za jego pomocą przeprowadzać rozmowy telefoniczne. Może opcja ta nie przydaje się nad wyraz często, ale osobiście zdarzyło mi się wielokrotnie odbierać połączenie na zegarku, gdy nie miałam przy sobie telefonu – a to robiąc coś w kuchni, a to bawiąc się z kotami. 

Czy da się tak rozmawiać? Jak najbardziej. W dodatku jakość tych połączeń jest zaskakująco dobra, choć – by ją poprawić – warto mówić nieco głośniej niż zawsze lub trzymać zegarek w bliskiej odległości od twarzy.

Oprócz tego, mówiąc o modułach łączności, do dyspozycji mamy przede wszystkim Bluetooth 5.2. Za jego pomocą nie tylko sparujemy zegarek z telefonem (niezależnie od systemu – Android czy iOS), ale również podłączymy słuchawki bezprzewodowe do smartwatcha, co przyda się, chcąc zgrać muzykę do zegarka i wyjść pobiegać bez telefonu. Połączenie jest stabilne – nie spotkałam żadnych problemów podczas testów.

Ale zaraz… jak wgrać muzykę do zegarka? Należy skorzystać z aplikacji Huawei Zdrowie. Wybieramy: Urządzenia – Muzyka – Zarządzaj utworami. Mocno brakuje mi możliwości korzystania choćby ze Spotify offline, ale – kto wie – być może jakieś bliźniacze rozwiązanie pojawi się w przyszłości. 

Z mojego punktu widzenia, mówiąc o smartwatchu, ogromne znaczenie odgrywają powiadomienia. Te na zegarek przychodzą w mgnieniu oka, oczywiście jedynie z aplikacji, którym na to zezwoliliśmy (a jestem tą osobą, która nie ma włączonych powiadomień ze wszystkich apek, bo ich nie potrzebuję). 

To, co dalej się nie zmieniło, to fakt, że zegarki Huawei nie wyświetlają zdjęć w powiadomieniach – dowiadujemy się jedynie, że ktoś “przesyła zdjęcie”. Zauważę też, że gdy ktoś dzwoni i mamy ten numer zapisany na telefonie, na zegarku wyświetla się jedynie numer telefonu – bez jego nazwy.

Czy na wiadomości można odpowiadać? Można, ale to też zależy od aplikacji. Na wiadomości z Discorda czy Gmaila się nie da, ale już z Instagrama czy Messengera – tak. W dodatku zarówno gotowymi szablonami, jak i pisząc na malutkiej klawiaturze czy dyktując odpowiedź, która zamieniana jest na tekst.

Oczywiście nie zabrakło też modułów odpowiedzialnych za lokalizowanie. GPS, Glonass, Galileo, BeiDou i QZSS – to właśnie one stoją na straży odpowiednio dobrego działania ustalania naszej pozycji, nawigowania z Petal Maps czy wyznaczania trasy powrotnej z treningu. Jak już zdążyliśmy ustalić – radzą sobie dobrze.

Ostatnia rzecz to WiFi i NFC. Obecność tego drugiego mogłoby sugerować możliwość dokonywania płatności z użyciem Huawei Wallet (Portfel Huawei). Niestety, póki co rozwiązanie to nie jest dostępne, ale ptaszki ćwierkają, że być może w najbliższej przyszłości się to zmieni (skoro na smartfonach Huawei działają płatności zbliżeniowe Curve, to dlaczego nie w zegarku…?).

Z czujników natomiast mamy czujnik przyspieszenia, głębokości i temperatury, żyroskop, magnetometr, optyczny pomiar tętna i barometr. 

Pozostałe funkcje zegarka

Tu wypadałoby wymienić, że do naszej dyspozycji jest kompas, stoper, minutnik, alarm (budzik to spoko opcja, jeśli nie chcemy budzić rano domowników), zarządzanie odtwarzaczem muzycznym, zdalna migawka (przy czym tylko, jeśli zegarek połączony jest z telefonem z HMS), śledzenie cyklu menstruacyjnego, ćwiczenia oddechowe, a także funkcja wykrywania upadku i powiadomień SOS. Jest też oczywiście funkcja szukania telefonu, dostęp do AppGallery (choć to raczej ciekawostka – liczba aplikacji na zegarki jest mocno ograniczona), jak i sklepu z tarczami.

To chyba też dobry moment, by wspomnieć o nowych, kosmicznych tarczach, które domyślnie preinstalowane są na nowych smartwatchach. Huawei przygotował bowiem gratkę dla fanów kosmosu – tarcze przedstawiające poszczególne planety układu słonecznego, dostępne zarówno w wersji standardowej, jak i AoD. Moim faworytem jest Wenus, ale – przyznaję – każda jedna wygląda bardzo przyjemnie. 

HONOR

Na ekranie, niezależnie od planety, wyświetlana jest godzina, dzień tygodnia, godzina zachodu słońca i zachodu księżyca oraz temperatura (choć akurat to okienko można dość szeroko dostosować pod swoje preferencje – opcji do wyboru jest sporo). Jest też średnica planety, w przypadku Księżyca – jego faza, natomiast w przypadku Ziemi – współrzędne.

Oczywiście nie mogło zabraknąć też monitorowania snu. Co najważniejsze – skutecznego. Zegarek nieźle radzi sobie z wykrywaniem momentu zaśnięcia i obudzenia się, jak również przebudzeń. Akurat adoptowałam małego kociaka i pierwszej nocy miałam niezły test wykrywania pobudek – jak się okazało, działa to bardzo dobrze. Podobnie zresztą, jak wykrywania drzemek, co też udało mi się sprawdzić w ciągu następnego dnia, kiedy to odsypiałam noc z Baby Yodą na piersi.

Huawei Watch 4 Pro pozwala również korzystać z asystenta głosowego Celia – oczywiście po Polsku. To taki trochę Asystent Google, ale autorstwa Huawei, który pozwala rozpocząć trening, ustawić budzik czy wybrać numer do żądanej osoby. Co ciekawe, wcześniej Celia do działania potrzebowała sparowania ze smartfonem Huawei – teraz działa również… z Honorem (Magic 5 Pro w testach). Czyli może nie powinno mnie dziwić, że działa…? ;)

Co mi się podoba to fakt, że Huawei poprawił poszczególne ekrany domowe – te stały się rzeczywiście użyteczne. Mam na myśli przede wszystkim ekran zawierający siedem widżetów, dzięki którym szybko możemy się poruszać po ulubionych obszarach smartwatcha. Wśród nich są: pogoda, notatnik, Petal Maps, kalendarz, najbliższe wydarzenie z kalendarza i np. sklep AppGallery. Każdy widżet można jednak dowolnie zmienić.

O co chodzi z tym nowym trybem oszczędzania energii?

Huawei w materiałach marketingowych nie czaruje – zaznacza, że Watch 4 Pro to smartwatch wyposażony w akumulator o pojemności 780 mAh, który przy wykorzystaniu wszystkich funkcji działa na jednym ładowaniu 4,5 dnia (czy tak rzeczywiście jest – zaraz do tego przejdę). Biorąc po uwagę fakt, że zegarki tej marki znane są z bardzo długiego czasu działania, sięgającego nawet dwóch tygodni, tych kilka dni to rzeczywiście niewiele. A co, jeśli powiem Wam, że można go wydłużyć, w dodatku bez większego wpływu na funkcjonowanie zegarka?

Po ściągnięciu górnej belki systemowej naszym oczom ukazuje się tryb “ultrabateria”, po włączeniu którego mamy dostęp do większości funkcji Huawei Watch 4 Pro – właściwie można powiedzieć, że upodabnia się do starszych modeli smartwatchy Huawei, bez możliwości korzystania z eSIM, map i nawigacji czy opcji Zdrowie na oku

Wciąż jednak liczy kroki (a, jak chcemy, możemy normalnie odpalić trening z włączonym GPS), monitoruje sen i funkcje życiowe (tętno, EKG, stres, analiza sztywności tętnic, ćwiczenia oddechowe), pozwala ustawić budzik i minutnik, skorzystać z odtwarzacza muzycznego czy sprawdzić wysokość npm i ciśnienie atmosferyczne. Czyli robi dokładnie to, do czego sporo z nas wykorzystuje smartwatch, oczywiście nie zapominając o powiadomieniach.

Co istotne, przejście w tryb ultrabateria nie powoduje restartu zegarka – przechodzi w niego płynnie i dość szybko – zajmuje to jakieś 5 sekund. Odwrotnie trwa to sporo dłużej – około minuty.

W takim trybie Huawei Watch 4 Pro działał w moich rękach dziesięć dni – w pewien czwartek rano odłączyłam go od ładowarki, a rozładował się w nocy z kolejnej soboty na niedzielę. Czyli, przyznajcie, jest zupełnie przyzwoicie. Przy czym zdaję sobie sprawę z tego, że spora część użytkowników nie spojrzy w kierunku tego trybu, myśląc, że jedyne, co otrzyma, to maksymalnie ograniczone możliwości smartwatcha. A tu zaskoczenie.

Domyślnie, bez włączonego Always on Display, urządzenie pracuje pięć dni, natomiast z AoD czas ten skraca się do pełnych dwóch dni. Z kolei mając odpalonego eSIM-a, zegarek będzie działał ok. trzy dni bez włączonego AoD. W każdym cyklu włączony był pomiar snu TrueSleep, ciągłe monitorowanie serca, automatyczny pomiar poziomu stresu i SpO2, natomiast pomiar temperatury skóry był wyłączony.

W zestawie z Huawei Watch 4 Pro standardowo otrzymujemy niewielką ładowarkę z wbudowanym przewodem zakończonym USB A. Ładowanie trwa nieco ponad godzinę. Co ważne, w sytuacjach awaryjnych możemy podładować go również bezprzewodowo – chociażby korzystając z indukcyjnego ładowania zwrotnego, jeśli nie mamy pod ręką żadnej ładowarki. Jasne, trwa to dłużej, ale jest skuteczne.

Udało mi się też sprawdzić, że 20-minutowe ładowanie zegarka (czyli szybki prysznic i kawka) pozwala zwiększyć procent naładowania z 7 do 46, tym samym zapewniając cały dzień (i noc – przy czym w trybie uśpienie) działania z włączonym AoD i bez eSIM.

Podsumowanie

Testując Huawei Watch 3 Pro, Michele dał mu ocenę 7/10, a głównymi zarzutami w jego kierunku był brak możliwości reagowania na powiadomienia (co, jak wiecie, w pewnym stopniu się zmieniło) i to, że w chwili premiery brakowało wersji z eSIM (czwórka od pierwszego dnia jest dostępna w tej wersji). Wspominał też o NFC, które nie pozwala na płatności zbliżeniowe (wciąż tak jest), niewielkiej bazie zewnętrznych aplikacji (jest ich nieco więcej, ale wciąż nie można powiedzieć, że dużo) czy wreszcie o… cenie.

No i właśnie… cena. Przypomnę tylko, że względem Huawei Watch 3 Pro, wydanego w 2021 roku, Huawei Watch 4 Pro kosztuje o 400 złotych więcej – wersja Classic sprzedawana jest za 2399 złotych (była za 1999 złotych), a wersja Elite – za 2799 złotych (była za 2399 złotych). 

Czy to adekwatna cena za to, co sobą reprezentuje? Osobiście najbardziej brakuje mi wsparcia dla płatności zbliżeniowych i większej liczby aplikacji – jak chociażby Tedee do otwierania drzwi (na Wear OS i Apple Watcha jest), gdy nie mam przy sobie telefonu, jak również czegoś na kształ Spotify offline, by móc wychodzić na trening bez smartfona (bo kto ma MP3, żeby zgrywać do pamięci zegarka…?).

Recenzja Huawei Watch 4 Pro. Fajny, ale kilku rzeczy wciąż brakuje
Zalety
eleganckie wzornictwo i świetne materiały wykończenia
obracana koronka wspomagająca nawigację
rozszerzenie funkcjonalności dolnego przycisku
doskonały ekran AMOLED z obsługą AoD
rozbudowane funkcje monitorowania aktywności fizycznej
ładowanie bezprzewodowe w standardzie Qi
ogólne działanie
tryb ultrabateria
monitorowanie aktywności, zdrowia i snu
rozmowy przez zegarek
Wady
brak obsługi płatności zbliżeniowych mimo obecności NFC
mało aplikacji dostępnych na zegarek
mimo wszystko - cena
brak obsługi Spotify offline czy rozwiązania pokrewnego (można zgrać MP3 na zegarek, ale to nie to samo)
7.7
Ocena
Exit mobile version