Recenzja Huawei FreeClip. Szybko zapomnisz o tym, że je nosisz

Jeśli miałabym wskazać typ słuchawek, do których jest mi najbliżej, bez zastanowienia odpowiedziałabym, że dokanałowe. Z dousznymi nigdy nie było mi po drodze – nie trzymały się mojego ucha, wypadały, nie było mi z nimi komfortowo. No nie i już. Z tym większym zainteresowaniem podeszłam do testów Huawei FreeClip, których konstrukcja jest jeszcze inna. I wyglądają… co najmniej intrygująco.

Poukładane portfolio, w którym jest miejsce na ciekawe projekty

Podoba mi się to, co Huawei robi na rynku słuchawek. W portfolio marki znajdziemy aktualnie przeróżne modele – i nie mam tu na myśli wyłącznie różnych konstrukcji (dokanałowe, douszne, etc.), ale też pełny przekrój cenowy – od najtańszych do flagowych. W całym tym poukładanej ofercie Huawei znajduje miejsce na eksperymenty. 

Producent zaczął od grającej szminki w postaci Freebuds Lipstick, później skupił naszą uwagę na dziwnie wyglądających Freebuds 5, zegarko-słuchawkach Watch Buds czy okularach z głośnikami Eyewear 2, by teraz zaprezentować słuchawki, jakich jeszcze w swojej ofercie nie miał i które niewątpliwie wyróżniają się na tle pozostałych. Mowa oczywiście o Huawei FreeClip, z których mam okazję korzystać już kilka tygodni. 

I wiecie co? Już od pierwszych chwil z nimi spędzonych miałam dużo inne, lepsze podejście niż do wspomnianej szminki, która była projektem odjechanym i, nazwijmy to, sezonowym – idealna na prezent na Dzień Kobiet czy pod choinkę. Tymczasem FreeClip to słuchawki, które zaintrygowały mnie od pierwszej chwili, gdy tylko wyjęłam je z pudełka.

I wiecie co? Ta pozytywna energia, choć momentami zmącona pewnymi mankamentami, została ze mną do końca testów.

Huawei FreeClip
No cześć! :) | fot. Jakub Malec

O co chodzi z tymi Huawei FreeClip?

Huawei FreeClip to słuchawki douszne o otwartej konstrukcji, które wyglądają trochę jak… klipsy? Z całą pewnością można o nich powiedzieć, że nie przypominają żadnych innych słuchawek w ofercie marki, a i ogólnie na rynku nie ma modeli o podobnej konstrukcji zbyt wielu. I wiecie co? Podoba mi się to designerskie podejście do tematu.

FreeClip składają się z trzech części – fasolki (w której znajduje się większość komponentów, w tym procesor, akumulator i zewnętrzny mikrofon), elastycznego łącznika C-bridge Design oraz części sferycznej (z przetwornikiem 10,8 mm, mikrofonem i czujnikiem przewodnictwa kostnego).

Jeśli myślicie, że ta konstrukcja jest nietrwała – cóż – powyginałam ją w każdą możliwą stronę i nic jej się nie stało, więc nie traciłabym czasu na zamartwianie się o to. Co więcej, słuchawki spełniają normę IP54, więc spokojnie przetrwają kontakt np. z potem podczas aktywności (ale same słuchawki – etui już nie).

No dobrze, a jak się je nosi? Nigdy nie sądziłam, że będę poruszać taki temat w recenzji słuchawek, ale w tym przypadku to jeden z kluczowych aspektów. Nie wkładamy bowiem poszczególnych słuchawek do uszu, a zahaczamy o uszy (stąd to wcześniejsze porównanie do klipsów). 

Konstrukcja jest na tyle ciekawa, że doskonale trzyma się w uchu – możecie w tych słuchawkach biegać, skakać, potrząsać głową, no nie ma szans, by się wypięły. A do tego są niesamowicie wygodne – jedne z wygodniejszych słuchawek, z jakimi miałam do czynienia. O ile nie po prostu najwygodniejsze.

Moje lewe ucho po ośmiu godzinach korzystania ze słuchawek właściwie nie odnotowało tego, że jakakolwiek słuchawka była zamontowana na uchu, natomiast prawe wymagało każdorazowo krótszej lub dłuższej chwili przyzwyczajenia, a później – co jakiś czas – przesunięcia słuchawki na małżowinie w celu poprawienia komfortu noszenia.

Ogóle jednak jestem pozytywnie zaskoczona, jak mega wygodna jest to konstrukcja. I jak lekka – każda słuchawka waży zaledwie 5,6 g.

Ah, i ważna rzecz: noszę okulary. Ten fakt w żadnym stopniu nie sprawił, że FreeClipy nosiło mi się niewygodnie. Okulary nie kolidowały z konstrukcją słuchawek, co warto mieć na uwadze.

Co istotne, nie ma znaczenia, którą słuchawkę zamontujemy na którym uchu – dopasowują się one do uszu automatycznie. Co więcej, dokładnie tak samo jest w przypadku chowania ich do etui ładującego – można je schować dowolnie, ich umiejscowienie nie ma żadnego znaczenia.

Słuchawki dostępne są w dwóch wersjach kolorystycznych: fioletowej i czarnej. Spodziewałam się, że pierwsza z nich bardziej przypadnie mi do gustu, tymczasem to właśnie czarne, bardziej uniwersalne, przekonały mnie do siebie bardziej.

Tu warto dodać, że słuchawki są błyszczące, w przeciwieństwie do matowego etui. 

Aplikacja i obsługa słuchawek – gesty, gesty, gesty

Każda z trzech części słuchawek (fasolka, mostek, część akustyczna) reaguje na dwukrotne i trzykrotne dotknięcie. W przypadku dwukrotnego dotknięcia dowolna słuchawka może otworzyć/wstrzymać utwór, zmienić utwór na następny, cofnąć do poprzedniego, wybudzić asystenta głosowego (w przypadku połączenia może zakończyć lub odebrać rozmowę). 

W przypadku trzykrotnego dotknięcia opcji jest sporo mniej – możemy jedynie zmienić utwór na następny lub poprzedni. W obu przypadkach każdy gest można wyłączyć (czyli w praktyce przypisać brak dedykowanego gestu).

To, czego mi brakuje, to możliwość regulacji głośności z poziomu słuchawek – aby zmienić głośność, trzeba sięgnąć do telefonu czy zegarka, ale nie do ucha. Szkoda.

Osobiście najczęściej korzystałam z gestów na pałąku, bowiem to pukanie właśnie w niego było dla mnie najwygodniejsze i reagowało za każdym razem tak, jak trzeba.

Oczywiście wszystkie gesty poustawiamy pod siebie z poziomu aplikacji AI Life. Z jej poziomu sprawdzimy poziom naładowania słuchawek i etui ładującego, przejdziemy do efektów dźwiękowych (te są zaledwie cztery: domyślny, motywacyjny, poprawa wysokich tonów, głosy; brakuje equalizera), jak również zaktualizujemy urządzenie. 

Do tego znajdziemy też słuchawki – jeśli są w pobliżu, usłyszymy odtworzony na nich dźwięk, który umożliwi ich odnalezienie. Nie ma zatem mowy o odnajdywaniu słuchawek z użyciem lokalizacji.

Przy okazji zobaczymy też, do jakich urządzeń podłączone są słuchawki. Bo musicie wiedzieć, że – dzięki opcji Multipoint – współpracują jednocześnie z dwoma sprzętami – mogą to być smartfony, laptopy, tablety.

Po przejściu do ustawień słuchawek, możemy włączyć/wyłączyć wykrycie założenia słuchawek, niskie opóźnienie dźwięku, automatyczne przełączanie na lewą i prawą stronę, dźwięk etui ładującego i dodaną głośność multimediów.

Użytkowanie

Zanim przejdziemy do samej jakości dźwięku i rozmów, postawmy sprawę jasno: z uwagi na to, że Huawei FreeClip mają konstrukcję otwartą, nie ma tu mowy o jakimkolwiek ANC. Jasne, im głośniej słuchamy muzyki, tym mniej docierają do nas dźwięki otoczenia, ale nie jest to w żadnym wypadku wyciszenie znane ze słuchawek dokanałowych. Nie ma też mowy o wyciszaniu pasywnym za sprawą samych gumek, bo tu ich po prostu nie uświadczymy.

Sam fakt, że jest to konstrukcja otwarta sprawia, że – słuchając muzyki czy podcastów z odpowiednią głośnością (w moim przypadku to jest do ok. 30-40%) – możemy spokojnie rozmawiać z innymi osobami, znajdującymi się w pobliżu, jak również słyszeć miauczenie kotów czy płacz / wołanie dziecka z innego pokoju. Dzięki temu bez problemu można w nich jeździć np. na rowerze.

Sama, zwłaszcza w okresie przedświątecznym, doceniłam dochodzenie dźwięków z zewnątrz. Pracując lubię słuchać muzyki, ale jednocześnie chciałabym słyszeć mówiącego do mnie narzeczonego (akurat leżał chory w sypialni) i dzwoniących do drzwi kurierów. 

Co więcej, dzięki temu, że słuchawki są bardzo wygodne, jestem w stanie w nich siedzieć cały dzień roboczy i, nawet ich nie używając, być gotową na odebranie telefonu – a, musicie wiedzieć – że nie lubię rozmawiać z telefonem przy uchu, więc to dla mnie kolejna (dość nieoczywista z początku) zaleta.

Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy słuchając muzyki przez Huawei FreeClip, osoby z zewnątrz słyszą to, czego słuchamy. Producent zaznacza, że dźwięk kierowany jest bezpośrednio do kanału słuchowego, co ma znacząco ograniczyć wyciek dźwięku. Słuchawki mają wykorzystywać system odwróconego pola dźwiękowego drugiej generacji i podwójne otwory wentylacyjne z tyłu części akustycznej, by odwrócić fale dźwiękowe. Tyle teorii.

W praktyce wszystko zależy od głośności, z jaką słuchamy muzyki. Do ok. 40% głośności osoby z zewnątrz rzeczywiście nie słyszą czego słuchamy. Im jednak głośniej, tym bardziej dźwięk ten jest słyszalny. Początkowo mowa jest tylko o jakimś szumie, ale im głośniej, tym więcej słychać. No a przy 100% to już w ogóle nie ma o czym mówić – słyszymy wszystko.

Pozostaje jeszcze kwestia czujników obecności słuchawek w uszach. W ustawieniach z poziomu aplikacji mobilnej możemy je włączyć lub wyłączyć – domyślnie są aktywne, co oznacza, że po wyjęciu słuchawek z uszu muzyka przestaje grać. Podobna sytuacja nie ma jednak miejsca, gdy podłączymy je do laptopa – wtedy czujniki nie działają, jakby domyślnie były dezaktywowane.

Czas pracy? Wyśmienity

Huawei FreeClip są pod względem doskonałe. Producent chwali się czasem pracy na jednym ładowaniu do 8 godzin (przy głośności 50%) lub nawet do 36 godzin razem z doładowaniami z etui. Z kolei ładowanie słuchawek w etui przez zaledwie 10 minut ma pozwolić na nawet 3 godziny odtwarzania muzyki.

W rzeczywistości, akumulatory o pojemności 55 mAh pozwalały na osiągnięcie ośmiu godzin bez problemu, przy czym musicie wiedzieć, że preferuję słuchanie muzyki na ok. 40-50% zakresu głośności (siedząc głównie w domu nie potrzebuję większego zagłuszania, a taka głośność sprzyja mojej koncentracji na tym, co w danej chwili robię). Raz nawet wydłużyłam czas pracy do prawie dziewięciu godzin, przy czym wtedy obniżyłam głośność do ok. 30%.

Łączny czas pracy wszystkich doładowań z etui (etui ma dodatkowo akumulator 510 mAh) w moim przypadku wyniósł 30 godzin, a jeszcze słuchawki pokazują 80% naładowania, co oznacza spokojnie 6 dodatkowych godzin. 

Etui słuchawek ładowane jest z wykorzystaniem USB typu C (co trwa niecałą godzinę) lub bezprzewodowo (ten proces z kolei zajmuje ok. 2,5 godziny). Same słuchawki w etui ładują się z kolei ok. 40 minut.

Huawei FreeClip
fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Jakość dźwięku

Huawei Freeclip są dla mnie dość innowacyjnym produktem. Prawdę mówiąc sam użytkuję i polecam zawsze słuchawki dokanałowe (zresztą – tak, jak Kasia). Jednak egzotyczny sposób montażu słuchawek na małżowinach usznych powoduje, że zainteresowałem się tym rozwiązaniem i mogę stwierdzić, co następuje.

Grają naprawdę nieźle. Jest to poziom pomiędzy słuchawkami dousznymi a dokanałowymi – mam tu na myśli tony wysokie, jak i basy. Na początku trzeba przyzwyczaić się do tego, że pomimo najwyższego poziomu głośności, dalej słyszymy dźwięki otoczenia. Na pewno wybijają się tutaj tony wysokie, gdzie przy maksymalnych nastawach głośności wręcz penetrują małżowiny uszne, co nie jest wcale przyjemne. Ale trzeba oddać huaweiowi to, co huaweiowe – słuchawki grają naprawdę głośno.

Dodatkowo możemy wyliczyć bardzo fajne tony średnie, jak i naprawdę sporo basu. Miejmy jednak na względzie to, że będzie on mniej intensywny niż w słuchawkach dokanałowych, po prostu płytszy.

Na koniec warto wspomnieć o tym, że całość bardzo fajnie buduje scenę muzyczną (dźwięk przestrzenny) i naprawdę używałem tych słuchawek z wielką przyjemnością. 

Eksperyment takiej konstrukcji montowanej na małżowinę uznaję za udany. Bo nie dość, że dostaje bezinwazyjne kolczyki, to faktycznie całość brzmi bardzo dobrze i nie mamy uczucia bólu przez dłuższy czas użytkowania. 

Jestem bardzo za. 

Huawei FreeClip
fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Jakość rozmów

Huawei chwali się dwoma mikrofonami, konstrukcją redukującą szum wiatru, czujnikiem przewodnictwa kostnego i wykorzystaniem algorytmów sieci neuronowych, co w połączeniu ze sobą ma zapewnić doskonałą redukcję hałasów otoczenia podczas rozmów. Teoria brzmi pięknie, a co na to praktyka?

Jest różnie i zależy to w głównej mierze od otoczenia, w którym się znajdujemy. Z Kubą rozmawiałam jadąc samochodem po mieście w korkach, twierdził, że w ogóle nie słychać szumu samochodów. Podobnie moja mama, która zadzwoniła akurat jak bawiłam się z kotem grzechoczącą piłeczką, nie stwierdziła, by w słuchawce słyszała cokolwiek, co utrudniałoby naszą rozmowę.

Sytuacja diametralnie zmienia się, gdy zaczynamy rozmawiać w gwarnym otoczeniu, jak chociażby zatłoczona i głośna galeria handlowa. O ile bez problemu sama słyszałam mojego rozmówcę, tak on stwierdził, że słyszy mnie sporo gorzej niż normalnie, jakbym rozmawiała z głową w reklamówce (czy też w studni – nie wiem skąd te skojarzenia ;)).

A to oznacza, że pod względem jakości rozmów jest jeszcze pole do poprawy.

Huawei FreeClip
fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Podsumowanie

Gdyby Pan Hilary nosił nie tylko okulary, ale też słuchawki, z całą pewnością szukałby ich wszędzie, bo Huawei FreeClip są tak wygodne, że naprawdę łatwo jest zapomnieć o tym, że ma się je na uszach (trudno przecież powiedzieć, że “w uszach”). Intrygująca i innowacyjna konstrukcja zapewnia jednak nie tylko wygodę użytkowania, ale również element stylizacji, który może się podobać niezależnie od stroju na co dzień.

Najważniejszy jest dla mnie fakt, że Huawei FreeClip zapewniają zaskakująco dobrą jakość dźwięku. Po takiej konstrukcji spodziewałam się sporo mniej, tymczasem jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona.

Jasne, nie jest to sprzęt idealny. Przez otwartą konstrukcję będziecie mogli narzekać, że trudno jest utrzymać w nich prywatność rozmów czy tego, czego słuchacie – jednak tylko pod warunkiem, że korzystacie ze słuchawek powyżej 50% głośności. W przeciwnym razie nawet nie zwrócicie na to uwagi (podobnie, jak Wasze otoczenie).

Dla osób, które dużo rozmawiają przez słuchawki, kluczowa może okazać się jakość rozmów – o ile po mojej stronie było wszystko OK, tak Kuba, z którym rozmawiałam najczęściej, narzekał, że uciekają końcówki wyrazów czy, po prostu, słabo mnie słychać. Jasne, w teorii można mówić głośniej, ale nie o to chodzi, by naszą rozmowę słyszeli wszyscy dookoła.

W ogólnym rozrachunku eksperyment, jakim są słuchawki Huawei FreeClip, uważam za bardzo udany. O ile w stosunku do szminki byłam sceptyczna od samego początku i tak już pozostało, tak w przypadku grających klipsów (bo chyba można je tak nazwać?) od momentu premiery mam jakieś takie pozytywne wibracje.

Tylko ta cena… 899 złotych to jednak sporo, jak za ładny kawałek elektroniki bez ANC i z jako-taką jakością rozmów.

Recenzja Huawei FreeClip. Szybko zapomnisz o tym, że je nosisz
Zalety
wygoda noszenia
design - jako elektronika, ale też biżuteria
doskonały czas pracy
automatyczne wykrywanie lewego i prawego kanału
dobra jakość dźwięku
IP54
współpraca z dwoma urządzeniami jednocześnie
dostępność ładowania indukcyjnego
jakość wykonania
Wady
brak jakiegokolwiek ANC (winowajcą konstrukcja)
wyciekający na zewnątrz głos rozmówcy czy po prostu muzyki (jeśli głośność ustawiona jest powyżej pewnego poziomu)
jakość rozmów do poprawki
brak regulacji głośności gestem
7.5
Ocena