Pixel 9 Pro XL to najnowszy i najmocniejszy (przynajmniej na naszym rynku) flagowy smartfon ze stajni Google. W moich dłoniach gościł dość długo, bo przez około miesiąc, zatem przyszła już pora na ostateczny werdykt na jego temat. Jest to smartfon, który w moim odczuciu w zasadzie nie boi się żadnych starć z bezpośrednimi konkurentami w swoim flagowym segmencie – poza jedną kwestią. O tym już jednak w dalszej części recenzji.
Specyfikacja techniczna Google Pixel 9 Pro XL:
- wyświetlacz Super Actua OLED LTPO o przekątnej 6,8″, rozdzielczości 2992 x 1344 pikseli (486 ppi), z adaptacyjną częstotliwością odświeżania 1-120 Hz i jasnością do 3000 nitów (szczytowa), do 2000 nitów w HDR,
- ośmiordzeniowy procesor Google Tensor G4 z układem zabezpieczającym Titan M2,
- 16 GB RAM,
- 128 GB pamięci wewnętrznej,
- system Android 14, 7 lat wsparcia aktualizacjami,
- aparat główny 50 Mpix (Octa PD, f/1.68, 1/1.31″, OIS) + ultraszerokokątny 48 Mpix (Quad PD, 123°, f/1.7, AF, makro) + teleobiektyw 48 Mpix (Quad PD, 5x optyczny, maks. 30x, f/2.8, OIS),
- aparat do selfie 42 Mpix (Dual PD, AF, 103°, f/2.2),
- WiFi 7 (802.11be), 2.4 & 5 & 6 GHz, 2×2 + 2×2 MIMO,
- 5G (sub-6 GHz), LTE-A, 3G, 2G, VoLTE + VoWiFi,
- dual SIM (nanoSIM + eSIM),
- Bluetooth 5.3 z kodekami SBC, AAC, LDAC, aptX,
- NFC i Google Pay,
- GPS, GLONASS, Galileo, Beidou, QZSS, NavIC,
- czip Ultra-Wideband,
- głośniki stereo,
- ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych w ekranie,
- USB-C 3.2,
- akumulator o pojemności 5060 mAh, ładowanie 37 W + indukcyjne 23 W + zwrotne,
- wymiary: 162,8 x 76,6 x 8,5 mm,
- waga: 221 g,
- IP68.
Ceny Google Pixel 9 Pro XL w momencie publikacji recenzji startują od 5399 złotych za 128 GB. Droższe warianty kosztują kolejno: 256 GB – 5799 złotych, 512 GB – 6399 złotych, 1 TB – 7599 złotych. Smartfon dostępny jest w czterech odmianach kolorystycznych: testowanej przeze mnie zielono-szarej (Hazel), czarnej (Obsydian), białej (Porcelana) oraz różowej (Rose Quartz).
Podobnie jak Pixela 9 i Pixela 9 Pro, urządzenie z oficjalnej dystrybucji można kupić w sieci sklepów Media Expert, na stronie Google Store oraz w Play.
Google Pixel 9 Pro XL
W gwoli formalności wspomnę, że w pudełku otrzymujemy tylko przewód obustronnie zakończony złączem USB typu C, szpilkę do tacki SIM i dokumentację. Dla wykorzystania pełnej mocy ładowania, Google zaleca kupno oryginalnego adaptera 45 W.
Dla jednych piękność, dla innych szkarada
Każdy nowy smartfon Google wzbudza niemałe kontrowersje, w ostatnich latach między innymi za sprawą autorskich procesorów Tensor, ale także z uwagi na swój nietypowy wygląd. Już w recenzji Pixela 8a stwierdziłem, że design Pixeli można kochać albo nienawidzić, ale trudno odmówić im oryginalności względem reszty rynku.
Zacznijmy od tego, że całość konstrukcji – bez zaskoczenia – zbudowana jest bardzo solidnie. Widzimy zatem dwie płaskie tafle szkła Gorilla Glass Victus 2, przy czym to na tylnym panelu jest zmatowione, a także aluminiową, wykończoną na wysoki połysk ramę.
I, jasne, takie wykończenie ramy może się podobać, ale… tylko przez chwilę – do momentu chwycenia telefonu w dłoń. Połyskujące, wręcz lustrzane aluminium zbiera ogromne ilości smug oraz odcisków palców, a w efekcie, jeśli nie używamy etui, ramka rzadko kiedy jest czysta.
W tym miejscu warto pomówić też o rozmieszczeniu portów, a zwłaszcza przycisków. Na górnej i lewej stronie na próżno czegoś szukać, na dole zaś znalazł się jeden z głośników, złącze USB-C oraz slot na jedną kartę nanoSIM. Po prawo ulokowano klawisze – wyżej ten od wybudzania i blokady ekranu, a niżej dwuklik do regulacji głośności.
No właśnie… chciałbym poznać osoby, które podczas projektowania Pixeli wpadły na diabelski pomysł rozmieszczenia przycisków właśnie w ten sposób, który jest kompletną odwrotnością tego, co możemy spotkać w miażdżącej ilości smartfonów. Z reguły bowiem, to klawisz wybudzania znajduje na dole, a nad nim regulacja głośności.
Dosłownie każdy ze znajomych z branży testujący któregoś z Pixeli 9 stwierdzał, że zastosowane tu rozlokowanie przycisków jest nieintuicyjne i nawet po kilkunastu dniach testów trudno się do niego przyzwyczaić. Wielokrotnie zdarzało mi się schować do kieszeni niezablokowany telefon, bowiem odruchowo klikałem w najniżej położony klawisz, który zwykle jest właśnie tym od zasilania. Irytujące.
Ramki wokół wyświetlacza są w pełni symetryczne i relatywnie cienkie, przez co front wygląda estetycznie i nieprzesadnie jest się czego czepiać. No, może mogłyby być jeszcze cieńsze, ale to już naprawdę kosmetyka. Na środku górnej krawędzi ekranu nie mogło zabraknąć otworu z kamerką do selfie, która może pochwalić się wysoką rozdzielczością 42 Mpix.
Plecki to zdecydowanie najbardziej kontrowersyjny w swej charakterystyczności element wzornictwa tego modelu, a w szczególności to, co się na nich znajduje, czyli wyspa z aparatami. I to od niej właśnie zaczniemy.
Już od czterech modeli Google stawia na podłużną wyspę, ciągnącą się po całej szerokości tylnego panelu, co stanowi wręcz znak rozpoznawczy tych smartfonów. O ile jednak w poprzednich trzech iteracjach opływowo opadała na krańce plecków, tak w nowych modelach ma zaokrąglone krótsze boki i kończy się przed krawędziami.
Wygląda to znacznie inaczej niż we wspomnianych poprzednikach, przez co Pixele 9 są trudne do pomylenia ze starszym rodzeństwem, ale pewna część wzornictwa została zachowana. Obiektywy ulokowane są jeden przy drugim, natomiast z boku umieszczono diodę doświetlającą i… termometr.
Pixel 9 Pro XL dotarł do mnie do testów wraz z dedykowanym, silikonowym etui w kolorystyce dopasowanej do samego smartfona. I, co muszę oddać, jest ono naprawdę świetnie wykonane.
Wnętrze wyściełane jest miękką mikrofibrą, przyciski są odseparowane i wykonane z twardego tworzywa, dzięki czemu nienagannie klikają, wyspa z aparatami jest chroniona, podobnie jak wyświetlacz, gdyż case widocznie odstaje nad taflę ekranu.
Wyświetlacz nie ma się czego wstydzić
Pixel 9 Pro XL został wyposażony w ekran o przekątnej 6,8 cala i jest to panel OLED LTPO określony w nazewnictwie producenta jako Super Actua. Jego rozdzielczość wynosi dokładnie 2992 x 1344 pikseli, a więc niemalże QHD+, a częstotliwość odświeżania to adaptacyjne 1-120 Hz. Jasność maksymalna w trybie HDR to do 2000 nitów, natomiast szczytowo do 3000 nitów.
Już na papierze widzimy, że możemy mieć do czynienia z bardzo dobrej jakości wyświetlaczem – wrażenia organoleptyczne tylko to potwierdzają. Całościowo to po prostu wręcz świetny ekran pod praktycznie każdym względem.
Nie mogę narzekać zarówno na kolorystykę, która jest bardzo dobrze nasycona, nienaganne kąty widzenia, świetną jasność maksymalną (w letnim słońcu nie sprawiała mi żadnych problemów), jak i minimalną, w pełni komfortową do przeglądania sieci w mroku. Ostrość obrazu również stoi na rewelacyjnym poziomie.
Nie zabrakło również Always On Display, choć jest ono – delikatnie mówiąc – dość ubogie. Nie ma żadnych szerszych opcji spersonalizowania jego wyglądu, gdyż bazuje ono na ustawionym stylu ekranu blokady.
Oprócz tego, brak też funkcji ustawienia godzinowego harmonogramu wyświetlania. Oznacza to, że może być ono włączone wyłącznie na stałe, albo wcale. Szkoda, choć muszę przyznać, że mimo wszystko nie wpływa to szalenie mocno na zużycie energii, zwłaszcza, że przez cały okres testów pozostawiałem włączone AoD.
Wydajność i kultura pracy – to jak w końcu jest z tym Tensorem G4?
Nie będę ukrywać, że z premedytacją zwlekałem z ukończeniem tej recenzji. Po pierwsze dlatego, by poczekać na ewentualne aktualizacje i pojawienie się dodatkowych funkcji (o tym później), a po drugie, żeby mieć pewność co do omawianego właśnie aspektu, czyli wydajności i temperatur.
Za to, jak Pixel 9 Pro XL działa, odpowiada procesor Google Tensor G4 wraz z 16 GB RAM i – w testowanej przeze mnie wersji – 128 GB pamięci wewnętrznej. I, choć producent nie podaje nigdzie wprost takich danych, prawdopodobnie jest to pamięć UFS 3.1. Dodatkowo, znalazł się tu także układ zabezpieczający Titan M2.
Sam Tensor G4 to jednostka ośmiordzeniowa (jeden rdzeń wysokowydajny, trzy pośrednie i cztery energooszczędne), wykonana w 4 nm procesie litograficznym Samsunga. To właśnie z tego względu, procesory Google bywają przez niektórych z przekąsem nazywane Exynosami w przebraniu. No dobra, to tyle, jeśli chodzi o teorię.
Nie jestem przesadnie fanem stawiania cyferek w benchmarkach nad realne wrażenia użytkowe, ale dla porządku muszę wspomnieć także i o tym. Nie da się ukryć, że wyniki testów syntetycznych Tensora G4 nie rzucają na kolana – a to dość delikatne stwierdzenie.
Wydajność w benchmarkach stoi na dobrym, ale nie wybitnym poziomie. Wyniki wyraźnie odstają od smartfonów bazujących na procesorach Snapdragon 8 Gen 3, MediaTek Dimensity 9300 czy nawet Exynos 2400, przy czym najbardziej w tyle pozostaje układ graficzny. Nie zamierzam więc bawić się tutaj w adwokata diabła, bo suche dane pokazują jasno, że Tensor G4 po prostu jest jednostką słabszą od konkurentów.
Z drugiej jednak strony, już we wrażeniach po tygodniu użytkowania stwierdziłem, że cyferki to nie wszystko, bo równie mocno liczy się też to, jak wypada optymalizacja. A ta, stoi tu na wręcz zaskakująco świetnym poziomie, przez co finalnie – w trakcie codziennego używania – Google Pixel 9 Pro XL nie daje powodów do utyskiwania.
Aplikacje uruchamiają się w absolutnie nienagannym, świetnym tempie, także wtedy, gdy odpalamy je jedna po drugiej. Interfejs pozostałe w pełni płynny i szybki przez dosłownie cały czas i przez ten cały czas nie dostrzegłem tu chociażby jednego przycięcia animacji, ani tym bardziej lagowania. Ponadto, duża ilość pamięci RAM przynosi realny skutek w postaci bardzo długiego przetrzymywania apek w tle.
A co z nagrzewaniem?
To chyba dosłownie paląca (hehe) kwestia w przypadku Pixeli. Procesorom spod szyldu Tensor, podobnie jak Exynosom (wszakże to wręcz jedna krew) zarzuca się podatność do łapania wysokich temperatur i wpadania w tzw. throttling. Z generacji na generację sytuacja ulega poprawie, ale wciąż według wielu pozostawia sporo do życzenia.
Pixel 9 Pro XL podczas tego miesiąca był przeze mnie poddawany wielu testom i temperatury pracy nie za każdym razem były idealne, ale nie mogę powiedzieć też, jakoby smartfon nagrzewał się w losowych sytuacjach, przy wszystkich, nawet nieskomplikowanych zadaniach. Co to, to nie.
Obecnie lato ma się już ku końcowi, ale jeszcze do niedawna mieliśmy do czynienia z naprawdę upalnymi dniami. Nasze smartfony niekoniecznie lubią tak wysokie temperatury i Pixel 9 Pro XL czasami dawał to po sobie odczuć.
Parę razy zdarzyła mi się sytuacja, w której – podczas pozornie zupełnie normalnego przeglądania sieci przy użyciu danych komórkowych na zewnątrz przy około 30℃ – telefon potrafił zrobić się wyraźnie ciepły. Nie powodowało to jeszcze dyskomfortu czy uczucia parzenia w dłonie, ale było odczuwalne, co dla rzetelności muszę odnotować.
W jakich jeszcze scenariuszach Pixel 9 Pro XL bywał cieplejszy niż normalnie? Chociażby robiąc serię zdjęć czy nagrywając wideo. Po kilku minutach pozostawionego włączonego aparatu i wykonaniu w tym czasie kilkunastu fotek (to częsty scenariusz u mnie ;)), plecki telefonu przybierały odczuwalnie wyższą temperaturę.
Gdy do gry wkraczają dużo bardziej wymagające zadania, pokroju wykonywania benchmarków czy dłuższego grania, istotnie smartfon robi się gorący – wystarczy spojrzeć chociażby na wzrost temperatury podczas 20-minutowego 3D Mark Wild Life Extreme Stress Test, gdzie względem stanu początkowego urosła ona o 15℃.
Podczas codziennego użytkowania trudno jednak bezwględnie czepiać się kultury pracy. Jasne, mogłoby być lepiej i do ideału trochę brakuje, ale koniec końców, smartfon ani razu nie zaczął niepokojąco parzyć mnie w ręce, albo z powodu nagrzania wyraźnie lagować.
System, oprogramowanie
Już w premierowym tekście opisującym nowe Pixele 9 stwierdziłem, że w tym roku mamy do czynienia z absolutnie bezprecedensową sytuacją. Dotychczas bowiem, każdy nowy smartfon Google wychodził na dzień dobry, tj. po wyjęciu z pudełka, z nową wersją Androida. W tym roku gigantowi z Mountain View tak bardzo spieszyło się z premierą Pixeli, że… nie wyrobił się z oficjalnym wypuszczeniem Androida 15.
W efekcie, Pixel 9 Pro XL w momencie publikacji tej recenzji wciąż działa na systemie Android 14, z poprawkami z 5 września 2024. Aktualizacja do piętnastki co prawda jest już zapowiedziana, jednak nie padła żadna konkretna data – mowa jedynie, że nastąpi to w ciągu najbliższych kilku tygodni. Zatem trzeba wykrzesać z siebie jeszcze nieco cierpliwości.
Skoro Pixel, to znakiem rozpoznawczym jest oczywiście czysty system, nieskalany żadnymi dodatkowymi nakładkami. I, istotnie, ma to swoje zalety, ale też pomniejsze wady. Bardzo lubię interfejs w smartfonach Google, ale brakuje mi, chociażby, możliwości szerszego dostosowania Always on Display i nadania mu harmonogramu czasowego czy opcji usunięcia paska wyszukiwarki na dole ekranu głównego, który dla mnie jest po prostu zbędny.
O ile preinstalowana stara wersja Androida istotnie jest powodem do czepiania, tak za coś mogę zdecydowanie pochwalić. Nowe Pixele 9, w tym omawiany Pixel 9 Pro XL, mają zadeklarowanych aż siedem lat wsparcia aktualizacyjnego, zarówno w zakresie nowych wersji systemu, jak też i poprawek zabezpieczeń.
Gemini i funkcje AI… a właściwie to jedna funkcja
Oglądając konferencję Google można było całkiem miło zaskoczyć się ilością ciekawych funkcji związanych z Gemini i generalnie z AI. Mowa między innymi o aplikacjach Pixel Studio do generowania grafik z pomocą AI czy Pixel Screenshots, która miała pomagać w porządkowaniu zrzutów ekranu i wyszukiwaniu informacji na nich.
Tyle teorii, bo w praktyce, ani jedna, ani druga aplikacja, póki co, nie będą dostępne w Polsce. Co więcej, mimo że podczas testów w teorii jako recenzenci mieliśmy mieć wczesny dostęp do nich, by jakkolwiek móc przybliżyć Wam ich działanie. W praktyce, na początku jedna z apek pojawiła się, by parę dni później całkowicie zniknąć, zaś druga nie została udostępniona nam wcale.
Oprócz tego, korzystając z języka polskiego nie mamy możliwości używania Gemini Live, pozwalającego na płynną, bardziej ludzką rozmowę z asystentem. Można to wymusić, jednakże tylko po ustawieniu angielskiego jako pierwszy język Gemini i tylko posiadając subskrypcję Google One AI Premium (kupując Pixela 9 Pro i 9 Pro XL dostajemy roczny dostęp do niego za darmo).
No dobrze, zatem co działa? Mimo wszystko całkiem sporo, choć najwięcej funkcji dotyczy zdjęć i ich przerabiania. Zaczynając od początku, mamy oczywiście dostęp do znanej już wcześniej funkcji Circle to Search, pozwalającej na łatwe wyszukiwanie w Google elementów wyświetlanych na ekranie.
W Magicznym edytorze zdjęć, poza gumką, pozwalającą na wymazywanie elementów z fotek lub ich przenoszenie, doszły teraz możliwości manipulowania tłem.
Sama gumka, w moim odczuciu, działa jeszcze lepiej i jest już w stanie poradzić sobie z bardziej skomplikowanymi elementami do usunięcia. Nadal jednak zdarzają się sytuacje, gdzie efekty nie wyglądają do końca tak, jak powinny, ale jest to coraz rzadsze. Ogromna ilość wykonanych przeze mnie edycji wygląda bardzo zadowalająco – zwróćcie uwagę chociażby na dokładność usunięcia przechodzących osób ze zdjęcia.
Oprócz tego, Magiczny edytor (bo tak nazywa się zbiór tych wszystkich opcji) daje nam opcję dodania dowolnego elementu na istniejące już zdjęcie, na przykład samolotu na niebie, księżyca, chmur, gwiazd, większego trawnika – w zasadzie niemal cokolwiek, co wymyślimy. Ponadto, możemy manipulować także większymi fragmentami fotek, np. gdy jest to tło za fotografowaną osobą, albo po prostu zmienić kolor nieba.
Przetestowałem to na wielu różnych zdjęciach i w sporej części z nich końcowy obrazek potrafi wyglądać wręcz zaskakująco dobrze. Pokuszę się o stwierdzenie, że obecnie AI od Google oferuje najbardziej zaawansowane funkcje związane z manipulacją zdjęć.
Zabezpieczenia biometryczne
Już podczas prezentacji Google chwaliło się, że skanery odcisków palców w Pixelach 9 są o 50% szybsze względem poprzedniej generacji. Nie wiem, skąd ta precyzja wyliczenia, ale wiem jedno – Pixel 9 Pro XL ma piekielnie szybki czytnik linii papilarnych.
Głównym czynnikiem, który na to wpłynął, jest zmiana typu skanera, bowiem zastosowano sensory ultradźwiękowe (takie, jak np. w linii Galaxy S24), a nie optyczne, jak wcześniej.
I – naprawdę – to, jak celnie i błyskawicznie działa skaner odcisków palców, jest czymś absolutnie godnym podziwu. Według mnie, działa to nawet jeszcze szybciej niż we wspomnianych Galaxy S24. Odblokowanie odbywa się – dosłownie – w mgnieniu oka, w ułamek sekundy po zaledwie lekkim muśnięciu opuszkiem pola skanera.
Co równie ważne, naprawdę bardzo, bardzo rzadko dochodzi do jakichkolwiek problemów z odczytaniem linii papilarnych, które wymagałyby ode mnie dłuższego przytrzymania palca, albo zmiany ułożenia go. W skrócie, działa to po prostu świetnie i praktycznie bezbłędnie. Pokuszę się o stwierdzenie, że Pixel 9 Pro XL ma najszybszy skaner odcisków palców wśród wszystkich smartfonów, jakie przeszły przez moje ręce.
Jako alternatywnej opcji blokady ekranu, możemy użyć także rozpoznawania twarzy. Z racji braku dodatkowych czujników głębi, całość opiera się wyłącznie o kamerkę do selfie, ale to wręcz standard w przeważającej większości smartfonów.
Mimo to, rozpoznawanie twarzy działa sprawnie, choć w moim odczuciu, nie aż tak szybko jak czytnik linii papilarnych. Jeśli jednak nasza twarz jest dobrze oświetlona, to cały proces odbywa się wystarczająco szybko.
Głośniki i haptyka
Czymże byłby teraz flagowy smartfon bez głośników stereo, zatem nie mogło ich zabraknąć także tutaj. Pixel 9 Pro XL został wyposażony w dwa głośniki w dość standardowej konfiguracji – jeden na dolnej ramce, drugi nad ekranem. Grają one symetrycznie, oba na tym samym poziomie głośności.
Co do ich brzmienia, wypada ono naprawdę bardzo dobrze. Głośniki grają bardzo donośnie i czysto w pełnym zakresie, nie brakuje słyszalnie wybrzmiewającego basu, bliskiego środka i wysokich tonów. Da się nawet wychwycić trochę generowania przestrzenności dźwięku, mimo że nie ma tu rozwiązań opartych o znane z innych smartfonów Dolby Atmos czy DTS.
Na próżno szukać również jakkolwiek rozbudowanych ustawień brzmienia. W zasadzie jedyne, co możemy zrobić, to włączyć dźwięk przestrzenny na słuchawkach (przewodowych, a także bezprzewodowych), przy czym jest to autorskie rozwiązanie Google.
Jeśli już mimochodem wspomniałem o słuchawkach bezprzewodowych, to dodam, że w tej materii Pixel 9 Pro XL może pochwalić się obsługą kodeków SBC, AAC, aptX i aptX HD oraz LDAC. Nie mamy tu więc ani aptX Lossless, ani LHDC, czyli dwóch coraz bardziej powszechnych kodeków. Szkoda.
Skoro kwestię audio mamy omówioną, czas na coś, na co być może mało osób zwraca uwagę, ale dla mnie jest obowiązkowym punktem recenzji – haptyka. Już od dłuższego czasu Pixele mogły pochwalić się wibracjami na bardzo wysokim poziomie, nie inaczej jest i w tym wypadku.
Pixel 9 Pro XL ma po prostu rewelacyjną haptykę, równie świetną, co OnePlus 12, którego chwaliłem za to, i nawet lepszą od iPhone’ów 15. Wibracje, nie dość, że są zaszyte w wielu miejscach interfejsu, to jeszcze doskonale zróżnicowane i dopasowane do komunikatu. Już nawet podczas korzystania z klawiatury ekranowej dają one kapitalne odczucia.
Zaplecze komunikacyjne
Pod tym względem, Pixel 9 Pro XL nie ma się czego wstydzić. Na pokładzie znalazł się szereg niezbędnych modułów łączności. Wśród nich mamy WiFi 7, obsługujące trzy zakresy (2.4, 5 i 6 GHz), 5G z połączeniami głosowymi VoLTE i VoWiFi, eSIM, dualSIM (jedna karta fizyczna, druga wirtualna) oraz Bluetooth 5.3, GPS i NFC.
Podczas tego miesiąca testów ani razu nie miałem żadnych problemów z działaniem żadnego z wymienionych modułów. WiFi stabilnie łączyło się z sieciami i uzyskiwało bardzo dobre prędkości, podobnie jak łączność komórkowa, bowiem na 5G udało mi się uzyskać pobieranie danych przekraczające 1 Gb/s, co jest wręcz rekordowym wynikiem w mojej okolicy.
Kłopotów nie sprawiał mi także Bluetooth (mimo łączenia z kilkoma parami słuchawek), NFC pozwalało na błyskawiczne płatności Google Play, a GPS bezproblemowo nawigował do miejsca docelowego.
Akumulator i czas pracy Pixela9 Pro XL
Za zasilanie wszystkich komponentów odpowiada akumulator o pojemności wynoszącej 5060 mAh, zatem mamy do czynienia z baterią przyzwoitych rozmiarów. A jak Google udało się zoptymalizować system pod pracę z takim ogniwem? Powiedziałbym, że wręcz zaskakująco bardzo dobrze.
Przez cały okres testów wykorzystywałem ustawioną pełną rozdzielczości ekranu, adaptacyjne odświeżanie 120 Hz i zawsze aktywne Always on Display, również z funkcją Co jest grane?. Mimo tego, uzyskiwane wyniki potrafiły mnie naprawdę bardzo miło zaskoczyć.
Pixel 9 Pro XL to twardy zawodnik, którego rozładowanie przed końcem dnia wcale nie jest tak prostym zadaniem. Jedynym scenariuszem, w którym rzeczywiście smartfon rozładował mi się około godziny 18, było użytkowanie cały dzień na danych komórkowych. A i tak, czas na włączonym ekranie (SoT) wyniósł wtedy co najmniej 5 godzin.
Gdy używałem go w cyklu mieszanym lub na WiFi, bateria spisywała się wprost rewelacyjnie. Pełna doba, a nie rzadko i półtora do dwóch dni z dala od ładowarki, były zupełnie normalnymi wynikami, a Screen on Time potrafił wynosić wówczas w okolicach 7-8 godzin.
Maksymalna obsługiwana moc ładowania przewodowego to 37 W, ale żeby ją wykorzystać, musimy skorzystać z ładowarki Google USB-C 45 W, sprzedawanej oczywiście osobno. Wówczas wedle deklaracji, uzyskanie 70% to 30 minut ładowania.
Gdy używałem standardowej ładowarki Power Delivery, Pixel 9 Pro XL przyjmował 25-28 W, a pełne naładowanie zajmowało mi nieco ponad półtorej godziny, zatem niestety, nieprzesadnie krótko.
Nie zabrakło ładowania indukcyjnego do 23 W oraz zwrotnego bezprzewodowego.
Aparat, czyli jakie zdjęcia robi Pixel 9 Pro XL?
Nie będę przytaczać pełnej specyfikacji aparatów, bowiem znalazła się już ona na początku recenzji. Dla przypomnienia zajawię tylko, że zarówno Pixel 9 Pro XL, jak i mniejszy Pixel 9 Pro, mają identyczny zestaw obiektywów. Główny to sensor o rozdzielczości 50 Mpix z OIS, ultraszeroki kąt ma 48 Mpix, pole widzenia 123° i autofocus, zaś trzeci to teleobiektyw peryskopowy 48 Mpix z OIS i 5x zbliżeniem optycznym.
W zasadzie możemy więc powiedzieć, że już na papierze mamy do czynienia z bardzo mocnym zestawem oczek. I, bez zaskoczenia, w użytkowaniu spisuje się on wręcz świetnie, choć nie nazwałbym go bezwzględnie najlepszym aparatem na rynku – tu Huawei Pura 70 Ultra według mnie wciąż króluje.
Podczas tego około miesiąca testów, lekką ręką zrobiłem przeszło kilkaset zdjęć, w przeróżnych warunkach oświetleniowych. Spośród nich wszystkich, naprawdę niewiele jest takich, o których mógłbym powiedzieć, że nie wyszły tak, jak tego oczekiwałem. Zdjęcia robią się bez zwłoki po naciśnięciu spustu migawki, a autofocus i reakcja na ekspozycję są w zdecydowanej większości przypadków celne i szybkie.
Główny obiektyw robi po prostu rewelacyjne zdjęcia. Kolorystyka fotek jest dobrze nasycona, ale bliska naturalnej i nieprzekłamana (to jeszcze nie poziom nasycenia Samsungów), przez co finalnie po prostu bardzo cieszy oko. Plastyka i szczegółowość stoją na świetnym poziomie, podobnie jak rozpiętość tonalna i Ultra HDR, który potrafi wyciągnąć naprawdę dużo.
Ultraszeroki kąt może pochwalić się wysoką rozdzielczością, przez co pod kątem ilości detali niemalże nie odstaje on od pozostałych obiektywów. Nie odstaje także, jeśli chodzi o jasność (f/1.68 w głównym vs f/1.7 w ultraszerokim), dzięki czemu nie boi się aż tak mniejszych ilości światła. Nie odnotowuję także problemów z nieostrościami na brzegach kadrów.
Za sprawą obecności autofocusa, obiektyw ultraszerokokątny pozwala nam robić zdjęcia makro, a ich jakość oceniam bardzo pozytywnie. To jeszcze nie poziom makro w Pura 70 Ultra, ale Pixel 9 Pro XL nie ma się specjalnie czego wstydzić.
Teleobiektyw to peryskop, pozwalający na wykonywanie 5-krotnych zbliżeń optycznych, a maksymalny zoom cyfrowy to 30x, określony przez producenta jako SuperRes. I, jasne, może to nie jest oszałamiająco wysoka wartość, ale patrząc na to, jak w innych smartfonach potrafią wyglądać zbliżenia 50 czy 100-krotne, wolę podejście Google’a.
O ile ultraszeroki kąt pod względem jasności i spójności kolorystycznej z głównym oczkiem wypada bardzo, bardzo dobrze, tak z teleobiektywem bywa już różnie. W niektórych sceneriach, kolorystyka potrafi się lekko rozjechać względem pozostałych dwóch ogniskowych.
Pod kątem jakościowym, zdjęcia z telefoto wyglądają naprawdę dobrze. Optyczny 5-krotny zoom zachowuje nienaganną jakość i szczegółowość, a i także 10x wygląda więcej niż dobrze. Maksymalne, 30-krotne przybliżenie potrafi wyglądać bardzo w porządku, ale tylko, jeśli sceneria jest dobrze oświetlona i jesteśmy w stanie utrzymać dość stabilną rękę podczas robienia zdjęcia.
Fotki nocne to trochę loteria. Zazwyczaj lepiej wychodzą, gdy zaufamy oprogramowaniu i pozwolimy mu samodzielnie dobrać ustawienia, ale zdarza się i tak, że bardziej zadowalające efekty uzyskamy jednak ręcznie włączając tryb nocny wydłużający naświetlanie.
Jakościowo nie mam tu przesadnych zarzutów, Pixel 9 Pro XL robi po prostu dobre, tudzież bardzo dobre zdjęcia po zmroku, choć tu ponownie mógłbym napisać, że Pura 70 Ultra robi lepsze zdjęcia nocne. Zdecydowanie najlepiej wyglądają fotki z głównego obiektywu, bowiem wykazują najmniejszą tendencję do zaszumienia lub rozmazania niektórych elementów kadru.
No właśnie, bo mimo wszystko zdarzają się zdjęcia z ultraszerokiego i telefoto, na których da się dostrzec sporą ilość szumów, szczególnie np. na niebie. I, o ile w zasadzie w ogóle nie rzuca się to w oczy oglądając fotki na ekranie telefonu, tak na większym wyświetlaczu trudno tego nie dostrzec.
No dobrze, ale skoro już wspominałem o Huawei Pura 70 Ultra, określanym przez wielu jako, póki co, najlepszy fotosmartfon na rynku, to żeby nie być gołosłownym postanowiłem delikatnie porównać z Pixelem 9 Pro XL.
Zaczynamy od paru zdjęć z głównego obiektywu:
A jak radzi sobie ultraszeroki kąt i teleobiektyw? Tutaj z kwestii technicznych warto zaznaczyć, że oczywiście Pixel 9 Pro XL oferuje większe zbliżenie optyczne względem Pura 70 Ultra (5x vs 3,5x), ale jednocześnie sam obiektyw jest wyraźnie ciemniejszy (f/2.8 w Pixelu vs f/2.1 w Huawei).
Rozdzielczości są zbliżone – 48 Mpix w Pixelu 9 Pro XL kontra 50 Mpix w Pura 70 Ultra. Maksymalne zbliżenie cyfrowe, jakim może się pochwalić Pixel, to 30x SuperRes Zoom, zaś Pura 70 Ultra potrafi przybliżyć do 100x. Ocenę jakości pozostawiam już Wam:
W porównaniu nie mogłoby zabraknąć również oczywiście zdjęć nocnych:
Zdjęcia selfie wykonamy z użyciem oczka o rozdzielczości 42 Mpix. Do wyboru mamy szerszy (0.7x) i węższy, standardowy kąt widzenia (1x). Nie mogło zabraknąć także trybu portretowego.
Same selfiaki z Pixela 9 Pro XL oceniam po prostu bardzo dobrze. Zresztą, bądźmy szczerzy, obecnie w zasadzie żaden z flagowców nie robi słabych zdjęć przednim aparatem. Fotkom nie brakuje detali, nasyconej kolorystyki, ani kontrastu. Rozmycie tła w trybie portretowym wygląda dobrze i z reguły nie ma tu problemów z odcinaniem naszej sylwetki od reszty kadru.
Wideo nagramy w maksymalnej rozdzielczości 8K przy 30 klatkach na sekundę, jednakże wówczas możemy użyć tylko obiektywu głównego i telefoto oraz nie mamy możliwości przełączania się między nimi w trakcie nagrywania.
Wybierając 4K 60 kl/s lub niżej, zyskujemy już swobodny dostęp do wszystkich ogniskowych i przeskakiwania między nimi podczas filmowania. Oprócz tego, dostępne jest nagrywanie w 10-bitowej głębi kolorów, czyli w HDR10+.
Jeśli zaś chodzi o samą jakość nagrywanego wideo, stoi ona na w pełni satysfakcjonującym, wysokim poziomie. Kolorystyka jest odwzorowywana w podobny sposób co na zdjęciach, a więc bliska naturalnej z domieszką podbitego nasycenia. Stabilizacja obrazu przy ujęciach spisuje się bez większych zarzutów, choć potrafi lekko szarpać przy bardzo dynamicznych ruchach, zaś autofocus pozostaje szybki i celny.
Podsumowanie – jaki jest ten Pixel 9 Pro XL?
Nie ukrywam, że przez ten przeszło miesiąc intensywnych testów, Pixel 9 Pro XL zdążył mnie do siebie naprawdę mocno przekonać. To po prostu flagowy smartfon, który oferuje w zasadzie wszystko to, czego oczekuję po urządzeniu z tej półki cenowej. Nie wszystko jest jednak perfekcyjne – byłoby zbyt pięknie.
Jak zawsze, najpierw pozytywy. Doceniam świetny ekran, długi czas pracy na baterii, bardzo dobre możliwości fotograficzne i głośniki, rewelacyjną haptykę, solidną konstrukcję oraz błyskawiczny czytnik linii papilarnych. Wydajność w zadaniach stawianych na co dzień nie dawała mi cienia powodów do narzekania, a 7-letnie wsparcie aktualizacyjne to coś, czym niewiele smartfonów może się pochwalić.
Ubolewam, że duża część funkcji AI, którymi tak chwaliło się Google, przynajmniej na razie nie będzie dostępna w Polsce. Tensor G4, mimo że na co dzień zapewnia nienaganną wydajność, jest zwyczajnie słabszy od konkurencji i, mimo wszystko, czasem potrafi się mocniej nagrzać. Przyczepić mogę się także do skromnych 128 GB pamięci w podstawowej konfiguracji, gdyż w tej cenie zasadne byłoby już minimum 256 GB.
5399 złotych – tyle przyjdzie nam zapłacić za Pixela 9 Pro XL w wersji 128 GB. To bezapelacyjnie wysoka kwota, ale plasująca się na poziomie podobnym do Samsunga Galaxy S24 Ultra i o prawie tysiąc niższa od iPhone’a 16 Pro Max (mniejszy Pro wyceniony jest na tą samą kwotę).
Pokuszę się o stwierdzenie, że Pixel 9 Pro XL, podobnie jak jego mniejsi bracia, mógłby być atrakcyjniej wyceniony, zwłaszcza po to, by podjąć walkę o polskiego klienta, który póki co jest jeszcze niekoniecznie świadomy obecności na rynku smartfonów z logo Google.
Koniec końców jednak, Pixel 9 Pro XL pokazał się w moich oczach z bardzo dobrej strony, z większą ilością plusów, aniżeli minusów i jest tym smartfonem, który z powodzeniem mógłbym zostać moim głównym urządzeniem na dłuższy czas.