Recenzja Dreame L10s Ultra. Odkurza, mopuje i sam się czyści

Dreame L10s Ultra

Dreame L10s Ultra (fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl)

Lokowanie produktu

Jestem osobą, która nie lubi sprzątać i też nie ma na to czasu. Dlatego gdy dostałam propozycję testów robota, który jest właściwie wszystkomający i samowystarczalny, nie myślałam ani chwili. A właśnie taki – przynajmniej w teorii – jest Dreame L10s Ultra. A jak to wygląda w praktyce?

Słowem wstępu – co trzeba wiedzieć?

Na rynku pojawia się mnóstwo robotów automatycznych, oferujących nie tylko odkurzanie, ale i mopowanie. Kiedy już wydawało się, że producenci tego typu sprzętu nie będą w stanie wymyślić nic nowego, na rynku pojawił się Dreame L10s Ultra, który jest maksymalnie użyteczny i można powiedzieć, że wręcz bezobsługowy. Już tłumaczę o co chodzi.

Dreame L10s Ultra jest odkurzaczem, który odkurza – to, jakby nie było, wynika z definicji. Do tego ma stację samoopróżniającą, więc nie trzeba po każdym cyklu pracy wysypywać nieczystości, kurzu i brudu do kosza. Oprócz tego mopuje – to jednak też raczej nie robi większego wrażenia. Intryguje natomiast fakt, że wody nie dolewamy bezpośrednio do zbiornika montowanego w odkurzaczu, a podkładek mopujących w ogóle nie musimy myć. Serio!

To wszystko dzięki zastosowaniu dwóch pojemników – na wodę czystą i brudną, jak również mechanizmu automatycznego czyszczenia podkładek. Co więcej, nie musimy też martwić się o żaden płyn do czyszczenia podłóg, bo takowy jest w zestawie, w dodatku montowany pomiędzy pojemniki z wodą czystą i brudną – i dozuje się sam… Czy można chcieć czegoś więcej?

Jeśli Was zaintrygowałam, zapraszam na pełną recenzję poniżej.

Parametry techniczne DreameBot L10s Ultra:

Zawartość zestawu sprzedażowego i eksploatacja

Dreame L10s Ultra przychodzi do nas w dość sporym pudełku i jest urządzeniem, które raczej chciałabym z niego wyjąć raz i o tym zapomnieć. W sensie jego poszczególne części są sprytnie spakowane, na tyle, że ułożenie puzzli odwrotnie (ponowne spakowanie robota) będzie wymagało odrobiny sprytu i zastanowienia. O ile recenzent musi się o to martwić, tak typowy użytkownik raczej nie powinien zaprzątać sobie tym głowy.

Zestaw sprzedażowy jest bogaty. W pudełku otrzymujemy szczotkę boczną, którą wpinamy w odpowiednie miejsce w odkurzaczu (szkoda, że nie ma zapasowej), dwie okrągłe podkładki mopujące, które montujemy do urządzenia, gdy chcemy umyć podłogi, zapachowy płyn do mycia podłóg o pojemności 300 ml, zapasowy worek na nieczystości (3-litrowy – ma wystarczyć na ok. 60 dni) oraz szczotkę, która pomaga w doprowadzeniu robota do pełnej czystości, gdy wymaga tego sytuacja.

Świadomie nie wspomniałam o najważniejszych częściach zestawu, a są to oczywiście: sam robot oraz stacja, która jest nie tylko stacją zasysającą do umieszczonego wewnątrz worka brudy z robota (do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić w tego typu sprzęcie), ale również pobierającą sobie wodę i oddającą ją po wykorzystaniu, a to wszystko za sprawą zamontowanych dwóch pojemników w górnej części stacji.

A to wciąż nie koniec, bo w dolnej części stacji jest jeszcze miejsce na wspomniane już podkładki mopujące – gdy robot kończy cykl mopowania i wraca do stacji, następuje automatyczne czyszczenie podkładek oraz ich suszenie. Rewelacyjna sprawa! Nie trzeba się temu w żaden sposób poświęcać – nie ściągamy podkładek, nie myjemy ręcznie i nie poświęcamy czasu, by je wysuszyć.

Wspomniałam o jednym zapasowym worku – mam nadzieję, że niebawem w sklepach pojawią się worki, które będzie można dokupić (podobnie zresztą, jak podkładki mopujące czy szczotki boczne). Na razie jednak ich nie ma, przez co nie jestem w stanie podzielić się z Wami kosztami eksploatacji Dreame L10s Ultra w dłuższej perspektywie.

Po miesiącu testów (z czego dwóch tygodniach intensywnego użytkowania – wcześniej korzystał teściu, jak byłam na urlopie) poziom zużycia poszczególnych części wygląda następująco: filtr – 10%, szczotka boczna – 7%, szczotka główna – 5%, nakładka mopa – 8%, przy czym robot jeździ raz, a czasem dwa razy dziennie.

Dodam jeszcze, że poszczególne części zarówno robota, jak i stacji, wykonane są solidnie. I, co dla mnie istotne, zestaw prezentuje się naprawdę dobrze. Trzeba mieć jednak świadomość, że stacja jest dość sporych rozmiarów – przy czym to nic zaskakującego, biorąc pod uwagę to, ile opcji oferuje. Dla takiego zaawansowania technologicznego jestem w stanie poświęcić nieco więcej miejsca ;) Aczkolwiek faktem jest, że np. pod szafkę na TV już się nie zmieści.

Aplikacja, a właściwie dwie

Dreame L10s Ultra można obsługiwać z poziomu dwóch aplikacji – DreameHome oraz Xiaomi Home (żeby było jasne – w jednej chwili odkurzacz może być podłączony do jednej aplikacji – w drugiej jest wtedy wyświetlany jako “w trybie offline”), przy czym pierwsza z nich ma więcej funkcji, więc to właśnie z niej polecam korzystać.

Po pierwsze, poprawnie wyszukuje wszelkie aktualizacje oprogramowania (podczas testów pojawiła się jedna, widoczna była tylko w aplikacji Dreame), a po drugie – równie istotne – tylko z jej poziomu mamy dostęp do widoku z kamery umieszczonej w urządzeniu. Oczywiście, żeby z niej skorzystać, musimy wyrazić zgodę na podgląd, a dodatkowo co kilka minut sprzęt wydaje komunikat głosowy, że kamera jest włączona.

Co więcej, podglądem możemy sterować – za pomocą dotykowego kontrolera wyświetlanego na ekranie wskazujemy miejsce, w które ma się udać robot, by zobaczyć, co tam się dzieje. Opóźnienie reakcji względem wydanego polecenia jest mniej-więcej 2-sekundowe, naprawdę fajnie to działa.

W przypadku omawiania aplikacji warto zacząć od podziału mapy na pokoje (aplikacja robi to automatycznie, ale możemy poprawić, jeśli zajdzie potrzeba) oraz możliwości wyznaczenia pomieszczeń, które mają być w danej chwili sprzątane. Ba! To nawet nie muszą być konkretne pokoje, a po prostu zaznaczona strefa.

Skoro już o strefach mowa, aplikacja pozwala wyznaczać strefy zakazane, czyli takie, gdzie robot nie ma prawa wjechać. I rzeczywiście się tego trzyma. Fajna jest też możliwość korzystania z odkurzacza na różnych piętrach, dzięki opcji zapisywania dwóch map, jak również funkcja podglądu mapy 3D – bajer.

Funkcje Dreame L10s Ultra

Przed rozpoczęciem sprzątania możemy się przeklikać przez kilka rzeczy – wybieramy tryb czyszczenia (zamiatanie, mopowanie lub zamiatanie i mopowanie), siłę ssania, czyli nic innego, jak tryb działania (cichy, standardowy, mocny lub turbo), wilgotność podkładki mopa (lekko sucha, nawilżona lub mokra), kolejność czyszczenia – możemy zdefiniować, które pokoje będą po kolei odkurzane / mopowane.

Co mi się bardzo podoba, to opcja czyszczenia niestandardowego, w ramach której możemy ustawić, by np. w jednym pokoju robot wyłącznie odkurzał, w drugim tylko mopował, a w trzecim odkurzał i mopował – w dodatku ze zdefiniowaną przez nas mocą i ilością powtórzeń (1x, 2x lub 3x). Świetna sprawa i działa to naprawdę dobrze.

W aplikacji dostępne są ustawienia samooczyszczania. Te podzielone są na trzy sekcje:

Sporo ciekawostek znajdziemy też w ustawieniach Dreame L10s. Przede wszystkim ustawimy język, w jakim będą pojawiać się komunikaty głosowe (domyślnie jest angielski, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zmienić na język polski!), a także ich głośność. Do tego ustawimy tryb nie przeszkadzać, czyli w jakich godzinach robot ma nie pracować, włączymy blokadę rodzicielską oraz uruchomimy automatyczne dodawanie detergentu (aczkolwiek nie trzeba tego robić – domyślnie opcja jest włączona).

Jest tu też wznowienie trybu czyszczenia, na wypadek gdyby bateria rozładowała się w trakcie odkurzania / mopowania – jeśli macie spore mieszkanie czy dom, przyda się opcja, w ramach której odkurzacz po rozładowaniu pojedzie do stacji naładować się, a następnie wróci do sprzątania tam, gdzie skończył.

Jeśli jesteście posiadaczami dywanów, nie bez znaczenia będą dla Was opcje z nimi związane. I, tak, najważniejsze jest to, że Dreame L10s wykrywa dywany i robi to doskonale – mając włączone mopowanie, wjeżdżając na dywan podkładki mopujące podnoszą się na tyle, by nie moczyć dywanu (domyślnie opcja jest włączona – znajdziecie ją pod “dostosowanie do dywanu”).

W ustawieniach można jednak włączyć unikanie dywanów (wtedy robot nie będzie na nie w ogóle wjeżdżał) czy też wzmocnienie na dywanach (po wjeździe na dywan zwiększy moc odkurzania) – niby jest to funkcja eksperymentalna, ale zauważyłam, że zupełnie dobrze działa w rzeczywistości.

Testowane urządzenie wspiera AI, dzięki czemu wykrywa przeszkody i omija je (w większości przypadków skutecznie, choć nie zawsze), podobnie zresztą jest ze zwierzęcymi odchodami – robot je rozpoznaje i przejeżdża obok. Ponadto w ustawieniach znajdziemy pilota do sterowania ręcznego, możliwość zlokalizowania odkurzacza (dźwiękowo) oraz ustalanie harmonogramu sprzątania.

Sprzęt można udostępnić domownikom – jedynym wymogiem jest założenie przez nich konta w aplikacji (niezależnie o której mówimy).

Dreame L10s Ultra w praktyce – odkurzanie

Jak już wiecie, są cztery tryby odkurzania, z czego ja standardowo uruchamiam odkurzacz na mocnym lub najmocniejszym. Co mnie najbardziej cieszy to fakt, że Dreame L10s Ultra nie obija się o żadne drzwi, meble czy listwy przypodłogowe. Dojeżdża do nich dość blisko, ale nigdy nie zahacza, co wcale nie jest takie oczywiste – nawet w przypadku drogich modeli robotów automatycznych.

Robot nie ma problemu ze sprzątaniem z paneli i gresu kociego żwirku, rozsypanej kawy, płatków owsianych, ryżu i innych tego typu codziennych nieczystości, które pojawiają się gdzieś tam głównie w kuchni. Również z dywanów o krótkim włosiu wysysa koci żwirek bardzo dobrze – a niestety kociaki mają to do siebie, że żwirek roznosi się wszędzie.

Z racji tego, że mam dwa koty – sierściuchy (ragdolle) – obowiązkowo robot musi jeździć co najmniej raz dziennie. Dzięki temu wiem, że zarówno z kocią sierścią, jak i z moimi włosami (a zostawiam ich wszędzie dość sporo ;)), radzi sobie bardzo dobrze. Przez kilka tygodni odkurzacz się nie zapchał i nie wymagał ode mnie żadnej interwencji z tym związanej.

Szkoda jedynie, że Dreame L10s Ultra ma boczną szczotkę tylko z jednej strony – gdyby była też druga, myślę, że odkurzanie mogłoby być jeszcze bardziej efektywne.

Jeśli chodzi o czas odkurzania i działania, po 49 minutach robot pokazuje jeszcze 61-63% naładowania baterii. 49 minut to właśnie czas potrzebny na odkurzenie całego mojego mieszkania, gdzie do przejechania – według aplikacji – jest ok. 29 m2.

Jeśli uruchomię najpierw odkurzanie, a później samo mopowanie tej samej powierzchni, to wyłącznie to drugie trwa kolejne 47 minut i zjada ok. 13% baterii. Jednoczesne zamiatanie i mopowanie tej samej powierzchni trwa z kolei 55 minut i kończy się stanem naładowania baterii 58%. Przy czym zauważyłam, że lepsze efekty przynosi puszczenie najpierw odkurzania, a później – osobno – mopowania.

Mopowanie

A skoro już o mopowaniu mowa, przejdźmy do tego wątku. Nasze początki nie były łatwe. Wyjęłam urządzenie z pudełka, sparowałam z aplikacją na telefonie, zamontowałam podkładki mopujące i… nic. Ani z poziomu Xiaomi Home, z którego najpierw skorzystałam, ani z DreameHome.

Przedmuchałam rurkę znajdującą się w zbiorniku wody, z której ta pobierana jest do odkurzacza – dalej nic. Wyjechałam na tygodniowy urlop, wróciłam i… pojawiła się aktualizacja oprogramowania, po której nagle mopowanie zaczęło działać. Ot tak, po prostu. Jeśli zatem Wasz robot sprzątający będzie miał problem z rozpoczęciem pobierania wody ze zbiornika, koniecznie sprawdźcie, czy nie jest przypadkiem dostępna aktualizacja oprogramowania. Powinno pomóc.

Aby mopowanie działało, musimy wykonać dwie czynności (biorąc pod uwagę, że detergent zamontowaliśmy już wcześniej). Pierwsza – uzupełnić pojemnik na czystą wodę. Druga – zamontować podkładki mopujące do odkurzacza (wystarczy je wcisnąć, nic skomplikowanego). Teraz pozostaje już wyłącznie wybranie poziomu zwilżenia podkładek i ruszamy!

Ze względu na to, że pojemnik na wodę, znajdujący się bezpośrednio w robocie, ma tylko 80 ml, warto ustawić, by urządzenie wracało do stacji uzupełnić wodę po posprzątaniu każdej ze stref, by przy większej powierzchni nie było tak, że podkładki mopujące będą suche – co zdarza się po mopowaniu powierzchni mniejszej niż 10 m2. Robot nie ma w sobie czujnika wody, który informowałby go, że ma natychmiast podjechać uzupełnić ją. Sam pojemnik na czystą wodę ma 2,5 litra, co oznacza, że przy regularnym myciu podłóg powinien wystarczyć na około tydzień.

Muszę przyznać, że jestem zadowolona z mopowania. Dotychczasowe roboty, które miałam, a które oferowały opcję mopowania, wyłącznie odświeżały podłogi, w dodatku nieszczególnie dokładnie. Tymczasem Dreame L10s Ultra jakoś tak nieco porządniej podchodzi do tematu – nie wiem, czy to kwestia lepszego docisku podkładek mopujących, czy tego, że obracają się podczas pracy (do 180 rpm).

Dreame L10s Ultra podczas odkurzania

Faktem jest jednak, że po zakończonym odkurzaniu i mopowaniu podłoga w mieszkaniu sprawia wrażenie posprzątanej. Robot daje sobie radę z kilkugodzinnymi plamami po soku, ale już z zaschniętą mokrą karmą nieszczególnie – tu trzeba jednak szorowania, którego tego typu sprzęt (jeszcze?) nie zapewnia.

Co więcej, podłoga coś tam nawet pachnie – ten detergent, będący częścią zestawu sprzedażowego, to jednak fajna rzecz. Przy czym producent zaleca stosowanie właśnie tego, jedynego, oryginalnego, płynu do odświeżania podłóg.

Odkurzacz świetnie radzi sobie z panelami czy gresem, ale mam wątpliwości czy tak samo będzie z powierzchniami z trudniejszym dostępem – np. z głębszymi wgłębieniami czy fugami, do których po prostu trudniej dotrzeć. Wjeżdżając na dywany rozpoznaje je i podnosi podkładki mopujące tak, by nie moczyć ich. Oczywiście, jeśli mamy dywan z naprawdę długim włosiem, będzie stanowił wyzwanie – podkładki nie unoszą się na wysokość większą niż kilka milimetrów – dokładnie 7 mm.

Mam tylko jedno zastrzeżenie – podkładki mopujące, z racji tego, że są okrągłe, nie czyszczą powierzchni znajdujących się przy krawędziach. Oznacza to, że po zakończonym mopowaniu widoczny jest kilkucentymetrowy suchy pasek przy ścianach, meblach czy listwach przypodłogowych.

po prawej stronie widać to, o czym piszę powyżej – przy krawędziach zostaje sucha przestrzeń

Po zakończonym mopowaniu robot wraca do stacji, gdzie następuje rozpoczęcie automatycznego mycia podkładek, a następnie ich suszenia. W efekcie nie musimy właściwie obsługiwać urządzenia – poza koniecznością opróżnienia pojemnika na brudną wodę, nie musimy robić nic.

Oczywiście w teorii – w praktyce producent zaleca raz w miesiącu przejrzeć urządzenie, wyczyścić filtr i czujniki, żeby wszystko odpowiednio dobrze funkcjonowało.

Coś o głośności działania jeszcze wypadałoby wspomnieć. W trybie turbo odkurzacz generuje ok. 75 dB, natomiast w niższym – mocnym – ok. 60 dB. Podczas oczyszczania robota mamy do czynienia z głośnością na poziomie 80 dB. z kolei kilkuminutowe mycie podkładek generuje ok. 66 dB.

Podsumowanie – robot (prawie) idealny?

Aktualnie Dreame L10s Ultra ma dwie konkretne alternatywy: Roborock S7 MaxV Ultra za 6499 złotych (który jednak ma pojemniki na wodę na zewnątrz stacji, co niekoniecznie musi się podobać – plus mają mniejszą pojemność) i Xiaomi Vacuum X10+, którego debiut w Polsce dopiero został zapowiedziany – ceny, niestety, nie znamy. Tylko czy w jego przypadku w ogóle warto szukać alternatyw?

Dreame L10s Ultra kosztuje 5799 złotych, ale trzeba przyznać, że jest odkurzaczem prawie idealnym. Do pełni szczęścia brakuje tak na dobrą sprawę tylko jednej rzeczy, w dodatku niewielkiej – drugiej szczotki bocznej (jak ma np. iRobot Roomba Combo).

W działaniu urządzenia znalazłam tylko jedną wadę – jeśli macie powierzchnie z fugami czy innym rodzajem wgłębień, z tym sobie podkładki mopujące nie poradzą, a i mopowanie przy krawędziach nieco zawodzi. Poza tym – trudno jest się do czegokolwiek przyczepić w kwestii działania.

Dreame L10s Ultra jest na tyle skuteczny, że naprawdę trudno będzie mi się z nim rozstać po testach. Ode mnie leci w pełni zasłużona rekomendacja – to bardzo fajny sprzęt. Drogi, ale trudno o drugi taki na rynku.

_
Dreame L10s Ultra do testów podesłał dystrybutor urządzenia w Polsce – INNPRO. Firma nie miała wpływu na moją opinię na temat testowanego produktu.

Dreame L10s Ultra
Recenzja Dreame L10s Ultra. Odkurza, mopuje i sam się czyści
Zalety
skuteczność sprzątania
automatyczne opróżnianie nieczystości z robota
mopowanie
automatyczne czyszczenie podkładek mopujących
wykrywanie dywanów podczas mopowania
czas pracy
wygląd i jakość wykonania
omijanie przeszkód
możliwość wykorzystania podglądu z kamery robota
komunikaty głosowe i aplikacja w języku polskim
intuicyjna aplikacja do obsługi (a nawet dwie)
Wady
mopowanie przy krawędziach, a właściwie jego brak
spora stacja, ale za to funkcjonalna, jak żadna inna
trochę szkoda braku drugiej szczotki bocznej
brak informacji na temat dostępności akcesoriów zamiennych
9
Ocena
Exit mobile version