diablo iv:vessel of hatred
Zdjęcie z Diablo IV: Vessel of Hatred (źródło: Maciej Paszkiewicz / Tabletowo.pl)

Recenzja Diablo IV: Vessel of Hatred. Ten dodatek jest genialny!

Przyszedł ten długo wyczekiwany dla mnie moment, czyli premiera Diablo IV: Vessel of Hatred. Pierwszy fabularny dodatek do najnowszego aRPG od Blizzarda zapowiadał się co najmniej bardzo dobrze. A jaki jest w rzeczywistości? Czy amerykański gigant sprostał wymaganiom fanów? Zapraszam na recenzję Vessel of Hatred!

Diablo IV: Vessel of Hatred zaczyna się nieźle

Diablo IV ma podobny cykl życia do Diablo III. To oznacza, że trzeba to podzielić na czasy przed dodatkiem oraz po premierze dodatku i zupełnie tak samo było w przypadku poprzednika. Można wręcz powiedzieć, że wraz z wyjściem Vessel of Hatred mamy do czynienia z Diablo IV 2.0. O wiele lepszym, ciekawszym, przyjemniejszym do grania i bardziej przemyślanym Diablo. Swoją kopię recenzencką Diablo IV: Vessel of Hatred dostałem na PC. Dodatek ogrywałem na komputerze wyposażonym w AMD Ryzen 5 5600X, AMD Radeon 6600XT oraz 32 GB pamięci RAM. Poza miastami, gdzie kuleje optymalizacja, nie miałem żadnych spadków klatek – gra trzymała stabilne 60-80 klatek w rozdzielczości 2560 x 1440.

Dodatek zaczyna się od krótkiego wprowadzenia w formie filmiku, ale później niemal od razu jesteśmy rzuceni w wir walki. Tutaj moja uwaga kierowana raczej do casualowych graczy – jeżeli nie jesteście absolutnymi kozakami w Diablo IV, zacznijcie od najniższego poziomu. Gołymi postaciami na pierwszych poziomach bez żadnych aspektów będzie Wam niezwykle trudno pchać fabułę do przodu. Ja ustawiłem drugi poziom trudności i w efekcie na walce w chatce (jak zaczniecie grać, będziecie wiedzieli, o co chodzi) wywaliłem się chyba z 5 czy 6 razy. Finalnie udało się pokonać przeciwników, ale po chwili stwierdziłem, że chyba lepiej będzie mi grać na „normalnym” poziomie trudności.

To oczywiście nie jest zarzut do Blizzarda. Ba, powiedziałbym wręcz, że jest to ogromna zaleta i duży plus Diablo IV. Wreszcie gra stanowi wyzwanie i tylko nieliczni, najlepsi dojdą w ramach jednego sezonu do najtrudniejszej zawartości, którą jest Udręka IV (odpowiada to pitowi poziomu 100). Od szóstego sezonu zmienia się właśnie podział z rang świata na poziomy trudności. To jednak nie jest ściśle związane z recenzowanym dodatkiem, więc nie będziemy tutaj poświęcali temu aż tyle uwagi (podobnie jak innym rzeczom związanym bezpośrednio z sezonem 6, a nie Vessel of Hatred). Jeżeli chcecie więcej przeczytać o zawartości sezonowej, możecie sprawdzić to na stronie Blizzarda.

System progresji wywrócony do góry nogami

Wejście dodatku Vessel of Hatred niejako wywraca system progresji do góry nogami. Oczywiście większość zmian jest w ramach sezonu 6, a nie samego dodatku, ale akurat te kwestie są mocno powiązane ze sobą. Teraz będziemy mieli do wyboru trzy drogi zdobywania poziomów w ramach sezonu – standardowy, czyli przejście kampanii, „nowy standardowy”, czyli przejście kampanii dodatku (tylko jej lub w pakiecie z podstawką), albo przy tworzeniu kolejnych postaci po przejściu kampanii z dodatku będziemy mogli wybrać tylko czynności w otwartym świecie, jak podziemia, piekielne przepływy czy np. podmiasto. Możliwości jest sporo i – o dziwo – zostało to dobrze zaprojektowane.

Wywrócony do góry nogami został również system zdobywania przedmiotów oraz to, jak działają teraz poszczególne aspekty. Do gry zostały dodane nowe aspekty i unikaty, ale to, co najważniejsze, to fakt, że teraz będzie o wiele łatwiej target farmić unikaty oraz najlepsze przedmioty legendarne. W jaki sposób? Przyczynia się do tego podmiasto, czyli aktywność dostępna w ramach Vessel of Hatred. Dzięki ulepszeniom, które wkładamy do każdego przejścia podmiasta, możemy farmić konkretne przedmioty. Super sprawa i z chęcią to przetestuję na przestrzeni całego sezonu.

Warto również podkreślić, że tym lepsze przedmioty i nagrody będziemy zdobywać, im wyższy poziom świata będziemy mieli. W ramach testowania Vessel of Hatred udało mi się odblokować poziomy: normalny, trudny, eksperci i pokuty. Faktycznie czuć różnicę pomiędzy nimi, a także nagrodami, jakie się zdobywa. Im dalej w las, tym zabawa coraz lepsza, więc czapki z głów Blizzard. W poprzednich sezonach, jak się bawiłem w Diablo IV, nie czułem, że moja postać przybiera na sile i dość szybko się nudziłem, więc jest to miła odmiana.

Twierdze i najemnicy

Kolejna rzecz, która mi się bardzo spodobała, to twierdze, dostępne w ramach Vessel of Hatred. No wreszcie są zaprojektowane tak, że ich robienie nie jest żmudnym i smutnym obowiązkiem, a fajną aktywnością. Serio, nie można było tak wcześniej, np. na premierę gry? Twierdze w dodatku do Diablo IV są krótkie i przyjemne, a przede wszystkim całkiem logiczne. Gracz wie co, gdzie i jak ma zrobić, co wcześniej nie było oczywistością. No i w dodatku są wreszcie potrzebne do progresowania. Dodano również nowe podziemia, które mają aspekty specjalnie dla spirytysty. Na początku rozgrywki potrafią stanowić wyzwanie, gdy nie mamy „ubranej” postaci. Do bossów z poniższego screena podchodziłem chyba z 5 razy, aż w końcu się udało.

walka-boss-diablo-iv-vessel-of-hatred
Ta walka jest wyzwaniem na początku (źródło: Maciej Paszkiewicz | Tabletowo.pl)

Jest za to inna sprawa, która mi się w Vessel of Hatred nie podoba, a mianowicie najemnicy. System rodem wyjęty z Diablo III. Tak zupełnie szczerze: po co nam to? Po co graczom najemnicy? Kto wpadł na pomysł, że to dobra mechanika w aRPG? Serio? W Diablo III mieliśmy towarzyszy i jak tylko mogłem, to z nich nie korzystałem. Nie znalazłem opcji odwołania najemników w Diablo IV (co nie oznacza, że jej nie ma, ale postanowiłem nie tracić godzin w wersji recenzenckiej na szukanie rozwiązania na własną rękę – jeżeli istnieje, to content creatorzy wrzucą je do internetu po premierze). Osobiście mechanika „petów” mnie niesamowicie drażni w grach i sezon 3, gdzie byli oni na porządku dziennym, był dla mnie najgorszy. Nie lubię, jak ktoś mi się pałęta pod nogami w trakcie siekania wrogów na kawałki.

Podmiasto i cytadele to strzał w dziesiątkę

Niestety, z powodu tego, jak zaplanowane były testy Diablo IV: Vessel of Hatred, nie miałem okazji sprawdzić cytadeli, czyli aktywności dla wielu osób. Mroczne Cytadele to nowa instancja PvE. Prawdopodobnie będzie to świetna odskocznia od klasycznych podziemi czy podmiasta, z ciekawymi nagrodami, ale niestety nie mogłem tego sprawdzić. Patrząc jednak na zapowiedzi ze strony Blizzarda, zapowiada się świetnie. Sprawdziłem za to podmiasto i to jest przegenialne.

Jeżeli szukacie powodu, żeby kupić Vessel of Hatred, podmiasto może być właśnie jednym z nich, a nawet głównym. W zasadzie powiedziałbym, że tylko dla aktywności zwanej „Podmiasto Kurast” warto kupić dodatek do Diablo IV. Zaraza, która wdarła się w podziemia tego miasta sprawiła, że nowe „dungeony na czas” są nie tylko integralną częścią fabuły, notabene bardzo fajną, ale również aktywnością na endgame, gdzie możemy farmić potrzebne nam unikaty lub inne przedmioty. No mega sprawa.

Mechanika z pozoru jest bardzo prosta. Są to dungeony na czas i startujemy np. z 60 sekundami na wykonanie całego „biegu”. Czas możemy wydłużyć poprzez zabicie oznaczonych mobków. Do tego musimy, jeżeli chcemy dostać najlepsze nagrody, nabić pasek progresu, poprzez aktywowanie „wazonów”, a następnie wyeliminowanie przeciwników przypisanych do nich. Przechodzimy w ten sposób trzy poziomy dungeona aż dojdziemy do bossa. Po udanym pokonaniu go otwieramy nagrody. Brzmi prosto, prawda?

No ale wymasterowanie tego już takie proste nie jest. Poziom trudności szybko rośnie, a nasza postać nie dość, że musi zadawać duże obrażenia obszarowe, żeby móc komfortowo robić ten rodzaj aktywności, to jeszcze koniecznie powinna zadawać „single target damage” na wysokim poziomie, aby ubić bossa. No i przydałoby się być też trochę wytrzymałym, bo przeciwnicy potrafią dać w kość. Wreszcie mechanika żywiołów działa i jeżeli nie mamy np. odporności na lód, a przeciwnik ma do niego „boosta”, to pasek życia szybko spada, wierzcie mi.

Spirytysta to przegenialna klasa

Nadszedł czas na opisanie tego, na co zapewne czekało wiele osób, czyli spirytysty. Jak wypada nowa klasa w Diablo IV, która nie była dostępna w poprzednich częściach? Wiem, że gracze mocno czekali na Krzyżowca czy innego Paladyna, ale Blizzard postanowił nie iść po najmniejszej linii oporu i zamiast tego oddał w nasze ręce coś zupełnie nowego. Szczerze? Strzał w dziesiątkę. Spirytysta to absolutnie przegenialna klasa, a granie nią sprawiało mi taką frajdę, jakiej nie miałem grając swoim łotrem w sezonie zerowym czy czarodziejką pod „one-shotowanie” wszystkiego, co się rusza w sezonie drugim (to wtedy też zrobiłem „one-shot” na Uber Lilith, to tak swoją drogą).

Spirytysta korzysta ze wsparcia czterech duchów-żywiołów. W ramach kampanii fabularnej poznamy nieco więcej historii tych strażników Nahantu, dlatego tutaj nie będzie żadnych spoilerów z tym związanych. Skupmy się zamiast tego na mechanikach. Jako spirytysta możemy korzystać z czterech rodzajów umiejętności, a każdy z nich jest wspierany przez jednego duchowego strażnika. Skille można łączyć w kombinacje i tak mamy np. do użycia całkiem fajne combo Orła i Goryla, czy Skorpiona i Jagura. Kluczem do sukcesu jako spirytysta to odpowiednie łączenie ich. Wiem, że mój build testowy nie był najlepszy, a i tak ciąłem rywali jak tylko chciałem.

Widziałem również, że ludzie w internecie już powoli szykują „OP” kombinacje, więc rozgrywka spirytystą to powinna być sama przyjemność. Największe wrażenie pod kątem „rozmachu” w grze tą klasą robią jednak umiejętności specjalne. Możemy przyzwać np. orła, który spada na rywali i robi ogromne obrażenia obszarowe, czy też kobrę, która swoim kwasem zniszczy wszystko, co ma w linii prostej przed sobą. Świetna sprawa, serio. Swoją drogą wizualnie umiejętności spirytysty stoją na mega wysokim poziomie, czego właśnie nie mogę powiedzieć chociażby o łotrze czy barbarzyńcy.

Vessel of Hatred to dobra fabuła i ciekawa kraina

Tak, jak wspomniałem wyżej, w tej recenzji nie zobaczycie ani jednego spoileru fabuły Vessel of Hatred. Natomiast chciałbym Wam powiedzieć tylko 2-3 zdania w jej temacie. Jest to świetna opowieść, która w logiczny sposób kontynuuje wątek rozpoczęty w podstawce i ma całkiem przemyślane zwroty akcji. Przejście fabuły nie zajmie Wam też 5 czy 6 godzin, a znacznie więcej. W zasadzie to Vessel of Hatred to gwarancja dobrej zabawy przez kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt godzin.

Vessel of Hatred wprowadza również nowy region do Diablo IV, czyli Nahantu. Tutaj mam pewną uwagę do Blizzarda, bo gołym okiem widać, że skorzystał z dużej liczby gotowych assetów z podstawki, część podziemi fabularnych to kopiuj-wklej, ale jeżeli chodzi o całość, to Nahantu jest świetne. Ma fajny klimat, idealną wielkość, kilku ciekawych przeciwników i wreszcie wprowadza ciekawych bossów fabularnych i tych na końcu podmiasta.

Mechaniki w walce z nimi są angażujące, a jak stoisz w miejscu jak kołek, możesz być pewnym, że przegrasz. Moim ulubionym bossem jest chyba ten z podmiasta, gdzie mamy mechanikę dwóch żywiołów, a tarcza wokół nas się dynamicznie zmienia. Szkoda tylko, że nie postanowili zaprojektować też większej liczby nowych, ciekawych zwykłych mobków. Większość z nich już znamy z podstawki.

diablo iv vessel of hatred
Walka w podmieście (źródło: Maciej Paszkiewicz | Tabletowo.pl)

Czy warto kupić Vessel of Hatred?

Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: tak. Warto dla samego podmiasta, nie mówiąc już o ciekawej kampanii fabularnej czy nowej klasie. Wraz z wyjściem dodatku Diablo IV to będzie tak naprawdę Diablo IV 2.0. Gra przejdzie totalną rewolucję, ale 90% z tych rzeczy będzie dostępnych dla wszystkich, a nie tylko dla posiadaczy dodatku. Uważam, że to jest całkiem fair ze strony Blizzarda. Sam dodatek i rzeczy w nim zawarte są za to świetne. Tak po prostu widać, że amerykański gigant odrobił pracę domową.

Gdybym jednak miał się do czegoś przyczepić, to za mała liczba unikalnych, zwykłych przeciwników, branie gotowych assetów, kulawa optymalizacja w miastach czy ci nieszczęśni najemnicy. Niemniej uczciwie mogę dać Diablo IV: Vessel of Hatred mocne 9/10. To po prostu świetny dodatek. Jeżeli planujecie go kupić, w przedsprzedaży dostaniecie skrzydła demona – czerwony kosmetyk, który nie ma wpływu na siłę Waszej postaci, ale za to ładnie wygląda.

Vessel of Hatred dostępne jest za 169 złotych na PC, konsole PlayStation 4/5 oraz Xbox Series X/S i One.

diablo iv:vessel of hatred
Recenzja Diablo IV: Vessel of Hatred. Ten dodatek jest genialny!
Zalety
Kampania fabularna
Nowa klasa spirytysty
Podmiasto i cytadele, jako nowe aktywności
Zmiany w poziomie trudności
Wprowadzenie target farmienia unikatów
Przyjemna, nowa kraina i ciekawe twierdze
Zmiany w systemie progresji
Wady
Najemnicy
Mała różnorodność przeciwników
Kulejąca optymalizacja w mieście
Korzystanie ze zbyt dużej liczby gotowych assetów z podstawki
9
Ocena