Zaledwie miesiąc temu miałem okazję testować wersję beta Battlefielda 2042 i – cóż – nie ukrywałem ogromnych obaw, dotyczących dość mizernej jakości omawianej produkcji. Gdy odpaliłem finalny produkt – nie spodziewałem się fajerwerków. Tym bardziej pozytywnie się zaskoczyłem, gdy okazało się, że najnowszy Battlefield to kawał świetnego FPS-a, od którego trudno mi się teraz oderwać.
Jest tu wprawdzie jeszcze sporo do poprawienia, ale mowa głównie o sprawach czysto technicznych. Sam gameplay, mapy, tryby, feeling strzelania – oj, lista plusów jest naprawdę długa! Zapraszam do recenzji!
Battlefield 2042 – obiecanki cacanki
„Nadzieja jest jak droga w polu: droga nigdy nie istniała, ale kiedy wielu ludzi po niej chodzi, droga nabiera kształtu.” – głosił słynny cytat z filmu Matrix Reaktywacja. I rzeczywiście, po ograniu bety Battlefielda 2042 nie widziałem drogi, tylko porośnięte problemami pole.
Pod rozciągającymi się po horyzont chaszczami znajdowała się jednak brukowana uliczka, którą wystarczyło z nich oczyścić, by cieszyć się komfortową i angażującą rozgrywką. Dawno się tak pozytywnie nie zaskoczyłem!
Zacznę od początku, czyli od największych obaw, które na szczęście były nieuzasadnione. Podczas ogrywania bety, najbardziej raził mnie w oczy feeling strzelania. Broń powinna swoje ważyć i mieć właściwy dla siebie odrzut, a w becie śmiercionośnie strzały wydawały się zbyt miękkie, jakby brakowało tam odpowiedniej siły.
W finalnej wersji gry twórcy się jednak zrehabilitowali, bo – szczerze – nawet podczas ogrywanego przeze mnie ostatnio Call of Duty: Vanguard, gdzie feeling strzelania wydawał mi się wręcz idealnie zrównoważony, nie unicestwiałem innych graczy z tak wielką satysfakcją, jak teraz.
To samo mogę powiedzieć w kontekście sterowania pojazdami. Czołg nie pędzi już jak świeżo skradzione Porsche z GTA V, ale ciężko i z mozołem posuwa się do przodu, by przy pomocy dział siać zniszczenie w danym sektorze. Bardzo mi się to podoba!
Ogromną radość sprawia też pilotowanie maszyn latających – naprawdę, nie pamiętam, kiedy ostatni raz, jak głupi galopowałem do stojącego w bazie helikoptera, byleby tylko na chwilę wznieść się przestworza.
Jeśli więc mówimy o samym strzelaniu, jeżdżeniu i sterowaniu – trudno mi się do czegoś przyczepić. No, może mogłoby być trochę więcej dostępnych broni!
Przejdźmy do rzeczy!
Jedną z najważniejszych zmian w nowym Battlefield 2042 było dodanie dwóch kluczowych dla przebiegu rozgrywki trybów. Mowa o Hazard Zone i Portal, które są w zasadzie dwiema odrębnymi grami zakodowanymi wewnątrz bebechów Battlefielda.
Co więcej, zdecydowano się na dość znaczącą zmianę, bo na miejsce znanych z poprzednich odsłon klas, wstawiono tzw. Specjalistów. Każdy z dostępnych bohaterów charakteryzuje się unikatowymi zdolnościami, które elastycznie można modyfikować wedle uznania i potrzeb.
W klasycznych trybach tj. Przełamania i Podboju, na jednej mapie może się bawić aż 128 graczy. Liczba ta robi wrażenie i z czysto technicznego punktu widzenia daje złudne wyobrażenie wielkich, epickich starć pomiędzy dziesiątkami graczy. Niestety, w praktyce wygląda to zgoła inaczej.
Mapy są bowiem tak ogromne, że przemierzając je pieszo, przez długi czas możemy nikogo na swojej drodze nie napotkać. Z drugiej strony, aspekt ten sprawia, że musimy nieco częściej korzystać z dostępnych w bazie pojazdów.
Oczywiście, możecie zrobić respawn w jednym z obleganych sektorów i wpaść prosto w wir walki, ale i tak uważam, że jak na 128 graczy, jest dość pusto. Zresztą, główny tryb gry (w mojej ocenie) nie jest najbardziej ekscytującą warstwą rozgrywki, jaką oferuje Battlefield 2042, ale do tego przejdę później.
Zmiany nie dotknęły wyłącznie klas postaci i liczby graczy na mapie. Zmieniła się również struktura Podboju. Teraz, aby wygrać, musimy przejmować poszczególne sektory, które składają się z kilku punktów. Oczywiście, aby dany sektor przejąć, należy opanować wszystkie z nich.
Moim zdaniem, wyszło to całkiem nieźle, ale główny problem polega na tym, że zabieg ten wymusił na graczach toczenie bitew na całych mapach, które de facto są po prostu gigantyczne. W rezultacie, wymieniamy ogień z kilkoma graczami, a nie kilkudziesięcioma, przez co starcia są znacznie bardziej kameralne.
Irytowało mnie też ciągłe skakanie z jednego punktu do drugiego. Gdy udało nam się przejąć dany sektor, drugi był już atakowany przez wroga. I tak w kółko. Rozumiem, że być może twórcy mieli w założeniach bardziej taktyczne podejście do gameplay’u, ale ostatecznie zneutralizowano tym sposobem pierwiastek epickości, za który serię Battlefield uwielbiałem.
Wiecie, kilkudziesięciu graczy na linii frontu, świszczące kule, wybuchy dookoła, helikoptery nad głową i siejące postrach czołgi – brakowało mi poczucia, że to faktycznie wielka bitwa, a nie pojedynki PvP.
Z drugiej strony, rozgrywka jest niesamowicie dynamiczna. Fakt, że do przemieszczania się musimy używać najróżniejszych pojazdów i meandrować pomiędzy sektorami z zawrotną prędkością, pozwala poczuć prawdziwą adrenalinę.
Ponadto, pojazdy możemy sobie przywołać w zasadzie dowolnym miejscu, a w razie konieczności możemy również wezwać sterowanego przez sztuczną inteligencję opancerzonego robota.
Mapy wyglądają świetnie!
Muszę przyznać, że po pierwszych wrażeniach mocno obawiałem się, w jaki sposób zostaną zaprojektowane poszczególne mapy. W przypadku bety – jedna udostępniona mapa nie przekonała mnie w zasadzie w ogóle, ale na całe szczęście moje obawy były nieuzasadnione.
W Podboju i trybie Przełamania twórcy zaimplementowali kilka map diametralnie różniących się od siebie pod każdym możliwym względem. Jednym razem podbijamy centrum dużego miasta, a innym przemierzamy rozległe tereny bezkresnej pustyni.
W zasadzie, mapa wymusza na graczu stosowanie różnej taktyki, co moim zdaniem jest dużym plusem. Niestety, na ten moment map jest zdecydowanie za mało, żeby czerpać z rozgrywki kilkudziesięcio-godzinną satysfakcję, ale na ratunek przychodzą dwa inne tryby – Hazard Zone oraz Portal.
No dobra, ale co z tymi klasami?
Cóż, nie należę do najwierniejszych fanów tej serii, więc wymiana poszczególnych klas na Specjalistów, nie za bardzo mi przeszkadzała. Można by się tutaj wprawdzie przyczepić, że zabija to ducha serii i że w zasadzie jest to krok w złą stronę, ale wydaje mi się, że nie trzeba dramatyzować.
Twórcy, dzięki takiemu zabiegowi, umożliwili graczom znacznie bardziej elastyczną zabawę. Każdy z grona naszych zacnych Specjalistów charakteryzuje się bowiem innymi umiejętnościami i zestawem broni. Jeden będzie świetnym zwiadowcom, drugi szturmowcem, itd. Klasyk!
Inna sprawa, że gra umożliwia modyfikowanie tych postaci, przez co każdy gracz może dopasować swojego bohatera pod ulubiony sposób zabawy. Przykładowo, jeśli zawsze gracie supportem, biegającym za drużyną z apteczką, to równie dobrze możecie połączyć tę postać ze szturmowcem czy snajperem, dopasowując wedle uznania dostępne wyposażenie. Generalnie, Specjalistów mamy łącznie 10 – każdy zaoferuje Wam zupełnie inne możliwości rozgrywki.
Feeling strzelania lepszy niż w Vanguard?
Gdy jakiś czas temu ogrywałem Call of Duty: Vanguard, oczarował mnie przede wszystkim świetnie zrównoważony feeling strzelania. Po becie BF-a kompletnie nie spodziewałem się, że twórcom uda się aż tak poprawić ten kulejący aspekt zabawy. I proszę! Udało się!
W Battlefield 2042 miałem ochotę strzelać ze wszystkiego, choćby w niebo, byleby tylko poczuć ten odrzut broni i usłyszeć dźwięk wędrującego przez lufę pocisku. W końcu czuć też ciężkość karabinu i jego moc. Coś pięknego!
Szkoda tylko, że dostępnych broni jest aż tak mało! No przynajmniej w klasycznym trybie All-Out Warfare, bo jeśli liczyć Portal, to jest zdecydowanie lepiej!
Battlefield 2042 to zupełnie inna gra niż poprzednie części. Sporo tu nowości i ryzykownych zmian, ale dzięki temu twórcy dostarczyli w końcu do serii oczekiwany powiew świeżości. Mnie osobiście najbardziej urzekł Portal, choć Hazard Zone też daje radę.
Tryb Portal – kocham to!
Battlefield 2042 to nie tylko klasyczny tryb Podboju i Przełamania. Twórcy postanowili bowiem zaimplementować do rozgrywki tryb Portal, który równie dobrze mógłby zostać wypuszczony jako zupełnie inna gra. Znajdziemy tam odświeżone mapy i tryby z Battlefield Bad Company 2 oraz Battlefield 1942. Co więcej, w tym trybie możecie także tworzyć własne zasady rozgrywki!
Gdy odpaliłem Portal i przeniosłem się do Battlefielda 1942 – oniemiałem. Zaktualizowano tutaj w zasadzie wszystko i przeniesiono tę kultową część na nowy silnik. Wszystko to znaczy – wszystko! Styl rozgrywki, animacje, modele postaci, dziesiątki świetnie zaprojektowanych broni – to w zasadzie pełnoprawny remake! Nie inaczej jest w przypadku Bad Company 2.
Portal dostarcza mnóstwo frajdy, bo to nie tylko doskonała odskocznia od klasycznych trybów, ale również sentymentalny powrót do przeszłości. Fajnie było wrócić do Valparaiso z Battlefield Bad Company 2! Oj, gorąco polecam!
Inną kwestią jest możliwość tworzenia przez graczy własnych unikalnych zasad, obowiązujących w rozgrywce. Co to oznacza w praktyce? Pełną dowolność! Możecie toczyć epickie starcia rodem z filmów Marvela, gdzie gracze walczą mając do dyspozycji same granaty albo wyrzutnie rakiet.
Możecie ustawić nieograniczoną amunicję, wyposażyć oba zespoły w wybrane przez siebie bronie, dowolnie przebierać w mapach i bawić się na całego. Szczerze – po napisaniu tej recenzji od razu wracam na plac boju, bo możliwości trybu Portal zdają się praktycznie nieograniczone.
Hazard Zone – też świetny, choć nie dla mnie
O Hazard Zone można mówić długo, ale zacznę od tego, co najważniejsze – to nie jest klasyczny Battle Royale. Temu trybowi zdecydowanie bliżej do takich produkcji jak Escape from Tarkov, gdzie liczy się szybkość i doskonała kooperacja całej drużyny.
Rozgrywka w założeniach jest dość prosta – 32 graczy podzielonych na czteroosobowe drużyny zostaje zrzuconych na jedną z map. Na miejscu od razu rozpoczynamy poszukiwania rozbitych satelitów, które musimy przejąć, a następnie się z nimi ewakuować. Oczywiście, każda z drużyn ma dokładnie ten sam cel, więc po prostu musimy być lepsi.
Za zwycięstwo zostajemy wynagrodzeni walutą, za którą możemy wykupić lepszy sprzęt albo specjalne bonusy, dające nam przewagę na początku kolejnych meczy. Rozgrywka w tym wypadku jest piekielnie wymagająca, bo wystarczy jedno słabe ogniwo w drużynie i tak naprawdę trudno już cokolwiek zrobić. To tryb dla profesjonalistów albo osób, które mają zgrany zespół znajomych.
Pomówmy o błędach
Choć Battlefield 2042 jest bez cienia wątpliwości bardzo dobrą grą, to niestety wciąż zmaga się z licznymi problemami natury technicznej. Mowa przede wszystkim o fatalnej optymalizacji. Tytuł ten ogrywałem na PC i, niestety, dość często zdarzały mi się gwałtowne spadki klatek na średnich ustawieniach graficznych, co było o tyle dziwne, że większość czasu gra działała płynnie nawet podczas dużych bitew gdzieś pośrodku ogromnego tornada.
Często też napotykałem na błędy z teksturami. Raz postać zapadła mi się pod ziemię, a cała gra zawiesiła się na kilka minut. Innym razem bez powodu wywaliło mnie na pulpit. No sporo tego było, choć nie mogę powiedzieć, żeby odebrało mi to pełnię satysfakcji z rozgrywki.
Z rzeczy, które wciąż mnie irytują, mógłbym wymienić też źle zaprojektowany interfejs – w mojej ocenie jest kompletnie nieintuicyjny, a do tego drażni mnie jego kolorystyka.
Podsumowanie
Battlefield 2042 to świetny FPS, który wprowadza pożądany przez wielu graczy powiew świeżości. Nie są to jednak drastyczne rewolucje, które mogłyby odrzucić największych fanów marki. Zróżnicowane tryby – a zwłaszcza Portal oraz Hazard Zone – mogą dostarczyć zabawy na kilkadziesiąt godzin i więcej. Sam nie mogę uwierzyć, że aż tak przyjemnie spędziłem czas z Battlefield 2042, bo beta w ogóle tego nie zapowiadała.
Graficznie też nie wygląda to źle. Mapy są dopracowane i zróżnicowane, a możliwość przeniesienia się na obszary znane z Battlefield 1942 czy Bad Company 2, to wspaniałe urozmaicenie rozgrywki.
Zmiany pogodowe – burze i tornada w znaczący sposób wpływają na bitewne starcia i ich immersję. Battlefield 2042 oceniam na 7,8 z plusem i z przyjemnością wracam na plac boju!
Do poczytania wkrótce!