Stacja dokująca
Najważniejszą częścią Transformer Book T100HA jest oczywiście stacja dokująca. O ile w pierwszej generacji modelu T100 mogliśmy w niej znaleźć dodatkowy akumulator, wydłużający czas pracy zestawu, tak od kilku generacji tego dodatku bardzo brakuje – i nie inaczej jest tym razem. Nie ma też pełnowymiarowego czytnika kart SD. W stacji mamy jedynie klawiaturę, touchpad (z obsługą multitouch) oraz pełnowymiarowy port USB 2.0, z kolei w jej spodniej części umieszczono cztery gumowane nóżki, które zapobiegają ślizganiu się urządzenia po powierzchniach, na których chcemy na nim pracować.
Na uwagę zasługuje przede wszystkim fakt, że w przeciwieństwie do poprzednich modeli należących do serii T100, tutaj zastosowano nieco inny mechanizm łączenia części tabletowej z klawiaturą. Wcześniej mieliśmy dedykowany przycisk zwalniający połączenie, tu natomiast go zabrakło. Wszystko przez to, że mamy do czynienia z neodymowym magnesem, który idealnie łączy obie części urządzenia. Aby odłączyć je od siebie należy użyć całkiem sporo siły – nie ma mowy o przypadkowym rozłączeniu klawiatury od ekranu.
Mimo że mechanizm łączenia części tabletowej z klawiaturą nieco uległ zmianie, kąt odchylenia ekranu pozostał taki sam. A szkoda, bo nie pogardziłabym nieco większym. Podczas testów okazało się, że nie w każdej pozycji ograniczenie do ok. 120 stopni będzie odpowiednie – w wielu sytuacjach do komfortowego użytkowania przydałby się większy kąt.
Wspomniałam już, że stacja dokująca stoi na czterech gumowanych nóżkach, które zapobiegają poruszaniu konstrukcji choćby na biurku. A jak jest ze stabilnością? W przypadku hybryd wielokrotnie spotkałam się z (uzasadnionymi) obawami użytkowników, że ekran będzie przeciążał klawiaturę, co w ostateczności spowoduje „lądowanie” tabletu na plecach na płaskich powierzchniach, gdy go w danej chwili nie używamy. W przypadku T100HA nie ma mowy o takich sytuacjach – ciężar ekranu jest odpowiednio rozłożony, dzięki czemu hybryda stabilnie trzyma się biurka. Gorzej, jeśli korzystamy z niej na kolanach – wtedy, siłą rzeczy, musimy niejako podtrzymywać klawiaturę, by całość się nie przewróciła, aczkolwiek korzystając z urządzenia jest to całkowicie naturalne – nadgarstki mamy przecież w przedniej części klawiatury.
Klawiatura T100HA nieco się zmieniła w stosunku do poprzedników. Podczas testów odniosłam wrażenie, że ma nieco większy skok, dzięki czemu całość stała się wygodniejsza – a przynajmniej mi pisało się na nim lepiej. Jest jednak jedno duże ALE. Do jakości wykonania tabletu nie mam zastrzeżeń, o czym mogliście już przeczytać w odpowiednim akapicie. W przypadku stacji dokującej jest niestety sporo gorzej. Zacznijmy od tego, że klawisze są dużo głośniejsze niż we wcześniejszych modelach. Kolejną kwestią jest jednak to, że sama stacja dokująca jest wyjątkowo elastyczna, przez co pisząc na niej czuć pod palcami, że dana część klawiatury lekko się ugina. Gdyby konstrukcja była sztywniejsza, problem ten by nie występował. Jest to dość zaskakujące w urządzeniu Asusa – gdyby to był pierwszy lepszy „chińczyk” może by mnie to nie dziwiło, ale to Asus! Pod tym względem jestem niemiło rozczarowana.
Oczywiście wygodę korzystania z klawiatury Asusa Transformer Book T100HA każdy określi nieco inaczej – to, co dla mnie może być komfortowe, dla innych wcale nie musi. Jedno jest pewne: jak to zawsze bywa po przesiadce z większych klawiatur, oswojenie się z tą z T100HA wymaga dłuższej chwili. Podobnie jest z touchpadem. Gładzik nie należy do największych, ale korzystanie z niego nie sprawia trudności. Nie ukrywam jednak, że korzystając z hybrydy przez dłuższy czas warto mieć pod ręką bardziej precyzyjną i szybszą myszkę. Oczywiście zastosowany tu touchpad obsługuje multitouch.
Spis treści:
1. Wzornictwo. Jakość wykonania
2. Stacja dokująca
3. Wyświetlacz. Działanie
4. Akumulator. Podsumowanie. Plusy i minusy